Wojna, czyli wymówka

Günay Kubilay, wiceszef prokurdyjskiej HDP: Jako jedyna partia w Turcji dążymy do tego, by problem kurdyjski został rozwiązany pokojowo w parlamencie, a nie w górach.

08.11.2015

Czyta się kilka minut

Graffiti PKK w Diyarbakir, „stolicy” tureckiego Kurdystanu, listopad 2015 r. / Fot. Witold Repetowicz
Graffiti PKK w Diyarbakir, „stolicy” tureckiego Kurdystanu, listopad 2015 r. / Fot. Witold Repetowicz

WITOLD REPETOWICZ: Czy wynik wyborów to sukces Erdoğana?
GÜNAY KUBILAY: Erdoğan nie zaakceptował wyników czerwcowych wyborów, zaczął wojnę przeciw ludności własnego kraju, szczególnie naszej partii. Bo za sprawą tego, że my weszliśmy do parlamentu, on nie mógł osiągnąć swego celu, zmienić konstytucji i zdobyć dyktatorskiej władzy. Chcę podkreślić, że gdy mówię o wojnie, nie używam tego słowa w przenośni. To prawdziwa wojna. Zginęło w niej 258 cywilów, w tym 33 dzieci, i nie mówię tu o partyzantach. Te wybory odbywały się w cieniu armat. Erdoğan zwyciężył, ale mówienie o uczciwości tych wyborów to żart.
 

HDP znów przekroczyła 10-procentowy próg i weszła do parlamentu. To Wasz sukces?
Potężny sukces. Jesteśmy trzecią siłą w parlamencie. Osiągnęliśmy to, choć nie mogliśmy w ogóle prowadzić kampanii wyborczej.
 

HDP jest przede wszystkim partią kurdyjską czy też ogólnoturecką?
Nasz elektorat to głównie Kurdowie, bo jako jedyna partia w Turcji dążymy do tego, by problem kurdyjski został rozwiązany pokojowo, w parlamencie, a nie w górach. Ale chcemy też reprezentować inne mniejszości – wszystkich, którzy są w Turcji dyskryminowani. Parlament nie jest jedynym miejscem naszej aktywności. Działamy też na ulicy, ale pokojowo i zgodnie z prawem. Chodzi o to, by docierać bezpośrednio do ludzi, zwłaszcza tych biednych i prostych, a nie siedzieć wygodnie w biurach parlamentarnych.
 

Jaki jest Wasz stosunek do deklaracji autonomii, ogłoszonych przez niektóre miasta i rejony tureckiego Kurdystanu?
Chcielibyśmy, aby był to model ustrojowy dla całej Turcji, nie tylko Kurdystanu. AKP ma mentalność dyktatorską i dlatego popiera rządy jednej partii i jednego człowieka. My jesteśmy dla Erdoğana największym zagrożeniem, bo dążymy do czegoś przeciwnego: decentralizacji. Te deklaracje autonomii były wymuszone sytuacją wytworzoną przez władze, które nie zaspokajały podstawowych potrzeb lokalnych społeczności. Ale to nie musiało prowadzić do walk, bo nie oznaczało separatyzmu. My do tego nie dążymy. To AKP atakowała, bo było jej to potrzebne w kampanii wyborczej. Mamy tylko trzy żądania: równe prawa Kurdów i Turków, edukacja w języku kurdyjskim oraz demokratyczna autonomia samorządów. To uniwersalne prawa i standardy w Unii Europejskiej, a nie separatyzm.
 

Czy walki zbrojne w tureckim Kurdystanie będą trwać teraz dalej?
Kluczowe znaczenie będzie teraz miało to, co władze zaproponują w kwestii rozwiązania problemu kurdyjskiego. A także, jaki będzie ich stosunek do Rożawy [autonomicznych kantonów kurdyjskich w północnej Syrii – red.]. Jeśli turecki rząd nie uzna deklaracji autonomii Rożawy i nie będzie prowadzić wobec niej pokojowej polityki, to także pokój w Turcji będzie mało prawdopodobny. Również jeśli władze nie pokażą, że chcą pokoju, i nie pozwolą nam spotkać się z Öcalanem (liderem PKK), to nie będzie pokoju.
 

Jest więc szansa, że Erdoğan zechce wrócić do rozmów pokojowych z PKK?
To zawsze możliwe. Ale dotąd nie miał on żadnego projektu rozwiązania problemu kurdyjskiego, więc wojna była tylko wymówką dla wyjścia z impasu spowodowanego tym brakiem pomysłu politycznego. Przecież nie rozwiązał też problemów innych mniejszości, na przykład alewitów.
 

PKK ogłosiła jednostronny rozejm do wyborów – czy teraz wznowi walkę?
O to trzeba pytać PKK, nie nas. My chcemy dwustronnego rozejmu i wzywamy wszystkich do zaprzestania walk.
 

Czy HDP może zawrzeć układ z Erdoğanem i poprzeć zmiany w konstytucji, w zamian za uregulowanie sprawy kurdyjskiej?
To zależy, co on by zaproponował. Ale na razie nie można się spodziewać zbyt wiele dobrego. Nie popieramy obecnej scentralizowanej struktury Turcji, bo jest zła. Ale Erdoğan nie chce rozmawiać o nowym systemie, tylko chce narzucić swą wolę. Już po czerwcowych wyborach zaczął wprowadzać system prezydencki, mimo braku konstytucyjnych podstaw. Powstaje pytanie, czy dalej będzie rządził tak, jakby konstytucja została już zmieniona.

Będzie?

On bardzo chce być sułtanem. Nie tylko w aspekcie politycznym, ale też ekonomicznym. Erdoğan uważa, że tylko on może chronić interesy swego zaplecza, polityczno-ekonomicznego układu budowanego przez lata. Dlatego postawił sobie ten pałac prezydencki z 1139 pomieszczeniami. Chciałbym się mylić, ale on pewnie dalej będzie działać tak, jakby miał pełnię władzy, nawet bez zmiany konstytucji.
 

Dlaczego niektórzy Kurdowie głosują na AKP?
Według naszych ocen na AKP głosowało jakieś 20 proc. Kurdów. To średnia i wyższa klasa: ludzie, których AKP zastraszyła perspektywą wojny. Niższe klasy to jakieś 50 proc. Kurdów i oni popierają nas. AKP wykorzystuje też islam i wielu religijnych Kurdów na nich głosuje. Ale coraz mniej. Wielu przejrzało i w proteście przeciw propagandzie imamów w meczetach woli modlić się na ulicy. My nie walczymy z religią, tylko jesteśmy za świeckim państwem i za likwidacją Diyanetu (Prezydium Spraw Religijnych), bo on reprezentuje tylko sunnitów, a w Turcji są też inne religie, np. alewici czy chrześcijanie.
 

Jak Pan ocenia wizytę kanclerz Merkel w Turcji tuż przed wyborami?
Merkel chciała zamknąć drzwi przed uchodźcami i przyjechała do Erdoğana z propozycją łapówki. Natomiast Erdoğan chce uzyskać poparcie dla jego polityki w Syrii, która powoduje jeszcze więcej uchodźców.
 

A jaka jest sytuacja uchodźców w Turcji?
Turcja nie ma w tym aspekcie żadnej polityki. Uchodźcy mają tutaj wielkie problemy. Konieczne jest rozwiązanie polityczne w Syrii, by mogli wracać do domu. Niezbędna jest też pomoc dla tej znacznej części uchodźców, która już może wrócić. Chodzi o odbudowanie ich domów w Rożawie, zwłaszcza w Kobane. Ale jak dotąd Europa jest wobec tego obojętna.
 

Czy Erdoğan próbuje dokonywać czystek etnicznych w Rożawie, stymulując odpływ Kurdów stamtąd do Europy, zamiast ułatwiać im powrót do domu?
Czystki etniczne to poważne oskarżenie. Na pewno chce on zdusić rewolucję, która się tam odbywa. Ponieważ nie może wkroczyć tam militarnie, współpracuje z tzw. Państwem Islamskim.
 

Czy zgadza się Pan z opinią, że zamiast zachęcać Kurdów z Rożawy do migracji do Europy, powinno się im pomóc wrócić do domu?
To słuszne podejście. Ludzie nie chcą opuszczać swoich domów, zrywać kulturowych więzi, chcą zostać tam, gdzie wyrośli. Ale jeśli Turcja, zamiast atakować Państwo Islamskie, chce zwalczać YPG [siły zbrojne syryjskich Kurdów, kontrolujące północną Syrię – red.], to będzie to niemożliwe.
 

Co sądzi Pan o wejściu Turcji do Unii Europejskiej?
Turcja nie spełnia dziś żadnych warunków wejścia do Unii, a AKP wcale tego nie chce. Oszukują swych wyborców, bo wielu zwolenników AKP chciałoby członkostwa Turcji w UE. Ale to tylko taktyka. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 46/2015