Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
To zdanie Ryszarda Kapuścińskiego z książki „Heban” pobudza do myślenia. Dwie płynne i niepewne rzeczy?
Bo w nas wciąż trwa to przemożne poczucie, że się tego uczyć nie musimy. Że nas to nie dotyczy. Oczywiście wiemy, że wody może zabraknąć, jak teraz i w latach 70. zabrakło jej w Skierniewicach, jak zabrakło jej w zeszłym roku w Płocku. Ktoś jednak nam wytłumaczył, dlaczego zabrakło: bo wysiadły trzy studnie, a wysiadły, bo nie były prawidłowo czyszczone. Ale skoro w naszym mieście studnie działają, skoro są czyszczone prawidłowo, to bez paniki. Woda w kranach jest i będzie. W internecie wzajemnie się pocieszamy, że wody jest dużo, wszystko jest i będzie, byle umiejętnie o nią dbać i ją pompować. Chór optymistów jednak zakłócają głosy specjalistów, takie jak Jacka Pełki, prezesa skierniewickiego Zakładu Wodociągów i Kanalizacji „WOD-KAN”, który ostrzega, że „Polacy w końcu będą musieli przyjąć do wiadomości postępujące zmiany klimatyczne i uznać wodę za dobro luksusowe”. Albo głos rozwiewający złudne przekonanie, że nasz kraj obfituje w wodę, dr Anny Traut-Seligi z Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej w Skierniewicach: „Polska – stwierdza pani doktor – ma, statystycznie rzecz ujmując, niższe zasoby wodne niż... Egipt”.
Człowiek ma dziwną skłonność do wierzenia, że to, co jest teraz, będzie zawsze trwało. Informacje o postępujących zmianach klimatycznych i ich konsekwencjach przyjmujemy jako straszenie i coś, co nas nie dotyczy. W głowie nam się nie mieści, że obecne upały mogłyby u nas zagościć na stałe. To przypisywanie trwałości temu, do czego przywykliśmy, odnosi się nie tylko do zjawisk przyrody, ale także do ładu stworzonego przez człowieka. Względnie czyste ulice Rzymu są dla spacerującego po Wiecznym Mieście turysty czymś normalnym i oczywistym. Ma szczęście, bo nie widział, czym w tym mieście może być kilkudniowy strajk „śmieciarzy”. Ale jeżeli trafi na taki strajk i zobaczy zwały cieknących foliowych worków z cuchnącymi odpadkami, zrozumie, że „normalność” nie jest „z automatu”, ale jest efektem gigantycznej logistyki i codziennej pracy. Przywykamy jako do czegoś oczywistego do funkcjonowania miejskiej komunikacji według wyświetlanych na przystankach rozkładów, do stałej dostawy prądu, do sklepów, w których można kupić wszystko, jesteśmy spokojni o złożone w banku pieniądze i z kartą płatniczą w kieszeni wyruszamy na codzienne zakupy.
A przecież większa część świata tak nie wygląda. W Jaounde (Kamerun) od kilku miesięcy brakuje wody, w krajach, w których toczą się wojny, bombardowania obracają kwitnące miasta w ruinę. Ale czy da się o tym wszystkim nieustannie pamiętać i od tego nie oszaleć? Tak, da się. Jarosław Mikołajewski opisał, jak Ryszard Kapuściński, który lubił Włochy, włoskie buty i Rzym, kiedyś patrzył na to miasto „bez śmiechu, a nawet ze łzami”: „Było to na Piazza Navona, placu, który w tamtej chwili był wyjątkowo piękny, rozświetlony i pełen ludzi we włoskich butach. »Boże, przecież oni mają tu wszystko«, załkał. Przyznał potem, że w myślach przepyszna, rozświetlona Piazza Navona nałożyła mu się na Afrykę, gdzie nie ma prawie nic”.
Warto sobie od czasu do czasu uświadomić, jak bardzo kruche jest to, co uważamy za normalność. Warto choćby po to, żeby się cieszyć tym, co mamy: klimatem, w którym (jeszcze) żyjemy, i nawet niedoskonałą organizacją życia, w której funkcjonujemy. Warto sobie to uświadomić także po to, by chronić te nadzwyczajne dobra, które zwykliśmy traktować jako zwyczajne i należące się nam nie wiadomo dlaczego. A nade wszystko warto po to, żeby odkryć, jak niewiele trzeba, byśmy dołączyli do tych niezliczonych nomadów, którzy gnani pragnieniem i miłością większą niż miłość do kobiety przemierzają kontynenty w poszukiwaniu wody i cienia. ©℗