Wkurzeni mieszczanie

Chcą rozbić układ i oddać władzę społeczeństwu. Porozumienie Ruchów Miejskich ogłosiło start w wyborach samorządowych.

21.07.2014

Czyta się kilka minut

Z kim będzie pani rozmawiać w Krakowie? A w Poznaniu? – dopytuje Kacper Pobłocki, koordynator Porozumienia Ruchów Miejskich i działacz poznańskiego stowarzyszenia Prawo do Miasta, usłyszawszy, że wywiaduję też innych liderów inicjatywy. Nie, nie chodzi mu o kontrolę przekazu, lecz parytety. – Dlatego poleciłbym również kontakt z koleżankami.

Pytam więc Ewę Lieder, kandydatkę na prezydenta Gdańska z ramienia grupy Gdańsk Obywatelski, co łączy miasta tak odmienne, jak Kraków, Warszawa, Gdańsk, Toruń, Poznań i Płock, że zdecydowały się wspólnie rzucić rękawicę aktualnie rządzącym. – Ich prezydenci, wybierani na kolejne kadencje, zasiedzieli się w fotelach i uważają, że nie muszą się starać – odpowiada Lieder, szefująca zarządowi dzielnicy Wrzeszcz Dolny, przedstawiająca się najchętniej jako matka trójki dzieci i zapalona rowerzystka.

– Choć lokalne sprawy są często apolityczne, i tu politycy bywają zakładnikami spraw własnych partii albo lokalnych grup interesów – mówi Grzegorz Piątek, ekspert od architektury i warszawski aktywista, który sam ma za sobą flirt z samorządową polityką. Ze stanowiska naczelnika stołecznego wydziału estetyki zrezygnował po zaledwie trzech miesiącach, stwierdziwszy, że urzędnicy nie byli zainteresowani rzeczywistymi zmianami. – Popieram PRM, bo daje nadzieję na odwrócenie tej tendencji, na dopuszczenie do głosu mieszkańców i ekspertów, którzy widzą miejskie problemy z innej perspektywy, z pominięciem krótkoterminowej kalkulacji politycznej – deklaruje teraz.

Zastąpić opozycję

Parytety, rozwój ścieżek rowerowych i transportu publicznego, inwestycje w zieleń miejską, dostęp do edukacji, walka z chaosem urbanistycznym, kakofonią reklam i wymieraniem głównych ulic, wsparcie dla lokalnych przedsiębiorców, twórców i społeczników. Wśród postulatów zawiązanej 26 czerwca ogólnopolskiej inicjatywy skupiającej organizacje sześciu miast (niedługo mogą dołączyć kolejne) dominują hasła, które można było usłyszeć już od kilku lat. Głównie w siedzibach organizacji pozarządowych i kawiarniach. Wśród ludzi, których na łamach „Tygodnika” określiliśmy mianem nowych mieszczan – świadomie wybierających lokum w centrum zamiast na strzeżonym osiedlu na peryferiach, rower lub tramwaj zamiast grzęznącego w korkach samochodu, zainteresowanych historią miasta i najbliższej okolicy.

Pobłocki, doktor socjologii po Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, który z dwójką współautorów wydał poradnik rozwiązań przydatnych przy próbach porządkowania miejskiej przestrzeni, to idealny reprezentant tej grupy. Tworzą ją ludzie często wolnych zawodów albo związani ze środowiskiem naukowym – socjologowie, antropologowie, architekci. Podglądający w świecie dobre rozwiązania w interesujących ich dziedzinach. Zaangażowani, choćby w obronę drzew z pobliskiego parku przed wycinką, czy protestujący przeciw likwidacji barów mlecznych.

– Hipsterzy? Nowa klasa średnia? Nie reprezentujemy interesów jednej, konkretnej grupy. Większość ludzi chce mieć pod domem sklep, przedszkole, łatwo docierać do pracy. To matki z dziećmi, osoby starsze, niepełnosprawne – wylicza Jan Śpiewak z warszawskiego stowarzyszenia Miasto Jest Nasze.

Organizacja, skupiająca kilkadziesiąt osób, działa od października i jest jeszcze w rejestracji. Uaktywniła się mocno przy okazji referendum, które miało zdetronizować prezydent stolicy Hannę Gronkiewicz-Waltz.

– Nie chcieliśmy, by dyskusja poprzedzająca referendum sprowadziła się do kwestii ideologicznych, lecz skupiła na sprawach rzeczywiście interesujących mieszkańców Warszawy, których irytuje obecny kierunek rozwoju miasta. Udało się nam pod tym względem trochę zastąpić opozycję – mówi Śpiewak. Sam ma za sobą zaangażowanie w politykę po stronie Platformy Obywatelskiej, którą teraz mocno krytykuje.

Ewa Lieder: – My przede wszystkim jesteśmy autentycznymi miłośnikami naszych miast. To nas łączy i odróżnia od zawodowych polityków.

Jak w praktyce planują zwiększyć udział mieszkańców w rządzeniu? – Choćby wprowadzając nowy regulamin konsultacji społecznych, by uniknąć podejmowania „fasadowych” konsultacji, polegających na tym, że przybija się w jakimś miejscu kartkę z informacją, i na spotkanie przychodzą trzy te same co zwykle osoby – wylicza Ewa Lieder. – Inne narzędzie to panel obywatelski. Uczestniczących w nim dzieli się na grupy reprezentujące przekrój społeczny. Każda z nich przedstawia swoje koncepcje rozwiązań, a potem podejmują decyzje. To efektywniejsza z punktu widzenia mieszkańców droga niż referendum, w którym łatwiej zmanipulować wynik tendencyjnym pytaniem.

„Nie” dla polityki igrzysk

W Poznaniu, Gdańsku, Toruniu działacze miejskiej federacji mają najdłuższy staż. Wywodzą się z Kongresu Ruchów Miejskich, który zawiązał się w 2011 r. Mówią, że ta luźna formuła, trochę na zasadzie think-tanku, która promowała zrównoważony rozwój miast, już się wyczerpała. Nowym mieszczanom mogło się wydawać, że taktyka spoglądania władzy na ręce i podrzucania rozwiązań jest skuteczna, zwłaszcza gdy Ministerstwo Rozwoju Regionalnego włączyło się w prace nad ich założeniami polityki miejskiej na poziomie ogólnokrajowym. Aż do przyjęcia przez Sejm ustawy „Mieszkanie dla Młodych”, rządowego prezentu dla wpływowych firm deweloperskich, prowadzącej do zwalczanej przez miejskich aktywistów suburbanizacji. No bo jak – jeden resort współpracuje, drugi nagle wprowadza prawo, które współpracę przekreśla? Nie pozostaje wówczas nic innego, jak aktywniej włączyć się do gry.

Pobłocki wspomina, jak w 2011 r., podczas założycielskiego spotkania Kongresu, na które przyjechało kilka tysięcy osób z całego kraju, nad dziewięcioma tezami miejskimi, które potem zostały przybite do drzwi ratuszów, debatowano aż przez dwa dni. Teraz idzie im szybciej. Okrzepli. Poczuli, że mają realny wpływ na rzeczywistość.

Najbardziej bodaj w Krakowie, gdzie koalicję ruchów miejskich w wyścigu do fotela prezydenta miasta będzie reprezentować socjolog Tomasz Leśniak [pisaliśmy o nim w „TP” 23/14], szef inicjatywy Kraków Przeciw Igrzyskom, która – choć istnieje od października – ma już na koncie spory sukces. Zawiązana na Facebooku, na tyle intensywnie naciskała na organizację referendum w sprawie igrzysk, że prezydent Jacek Majchrowski poddał sensowność imprezy pod osąd krakowian – i przegrał z kretesem.

Pod Wawelem nieoficjalne hasło więc już jest. „Nie” dla polityki igrzysk, jak określa się tutaj postawę głosujących bez mrugnięcia okiem za kosztownymi inwestycjami nakierowanymi głównie na przyciągnięcie do Krakowa turystów, przy jednoczesnym cięciu usług dla mieszkańców. Jest też zalążek przyszłego programu, który – podobnie jak w innych miastach – zostanie ogłoszony we wrześniu. W edukacji: mniej uczniów w klasach zamiast likwidowania szkół. Długofalowy program budowy żłobków i przedszkoli. Wsparcie szkolnictwa zawodowego i technicznego, które po 1989 r. zostało mocno zaniedbane. W transporcie – rozbudowa sieci tramwajowej, autobusowej, kolei aglomeracyjnej i ścieżek rowerowych. Zamiast metra.

Na razie głównie kierunkowe propozycje, bez wchodzenia w konkrety, choćby skąd wziąć na to pieniądze. Szczegółowe rozwiązania ma przygotować eksperckie zaplecze ruchu.

Ćwiczenia z rozmowy

 – Punkt wyjścia kilka lat temu był taki: eksperci mieli wiedzę, władze rację, a „okoliczni mieszkańcy” partykularne interesy, które często kłóciły się z interesem ogółu. Teraz my, aktywni mieszkańcy, staliśmy się zarazem kimś w rodzaju społecznych ekspertów – mówi Kacper Pobłocki.

Nie są partią polityczną, nie mają prezesa, mają kłopot z nazewnictwem funkcji. Dzielą się pracą: nad kształtem wspólnego programu pracują aktywiści z Torunia, Warszawa odpowiada za kampanię wizerunkową, sztab ogólnopolski dba o sprawny przepływ informacji między poszczególnymi ośrodkami. Na razie przyjęli zasadę konsensusu, a listy wyborcze układają według reguł odwrotnych do tych, jakimi kierują się polityczne ugrupowania, wystawiając na pierwszych miejscach znane twarze, a pozostałych kandydatów obsadzając w roli martwych dusz. U nich będą pasma tematyczne, przyporządkowujące poszczególne miejsca danym tematom – transport publiczny, edukacja, sprawy studenckie – reprezentowanych w każdym okręgu przez lokalnych, znających się na rzeczy społeczników.

Entuzjazm entuzjazmem, apolityczność też dobrze brzmi, lecz gdyby udało się im przeniknąć w struktury władzy, nowi mieszczanie długo nie zachowają neutralności. By przeforsować własne postulaty, będą zmuszeni uczestniczyć w politycznych rozgrywkach. A także godzić różne, często sprzeczne interesy.

– Nie chcemy z żadną partią wchodzić w koalicję. Są od nas zbyt odległe programowo. Co innego w pojedynczych kwestiach – np. tak jak PiS chcemy powrotu publicznych stołówek szkolnych – mówi Leśniak.

– Od dawna ćwiczymy rozmowy zarówno z PO, jak i z PiS. Potrafimy porozumieć się z poszczególnymi osobami z tych ugrupowań, jeśli będzie trzeba to zrobić dla dobra Gdańska – dodaje Ewa Lieder.

Bywa jednak różnie. W Warszawie PRM nie połączył sił z głoszącą podobne postulaty kandydatką na prezydenta stolicy Joanną Erbel, choć wzmocniłoby to wyborczą alternatywę dla Hanny Gronkiewicz-Waltz.

Luźna, niehierarchiczna struktura, przypominająca trochę zasady, na jakich działał ruch Oburzonych, pozwala uniknąć pułapek, ale gdy pierwsze porywy miną, może też oznaczać kłopoty ze zdyscyplinowaniem członków i przeforsowaniem wspólnego stanowiska. – Zdajemy sobie z tego sprawę, dlatego – choć coraz więcej osób chce się do nas przyłączyć – nie przyjmujemy ludzi z ulicy. Sprawdzamy, jak działali w danym mieście. Będziemy się ostrożnie rozrastać – deklaruje Kacper Pobłocki.

– PRM ma umożliwić nam lobbing na poziomie ogólnopolskim. Celem jest na razie stworzenie opozycji na poziomie dzielnic. Chcemy się nauczyć samorządu, zdobyć zaufanie mieszkańców – mówi Jan Śpiewak.

W Poznaniu, gdzie jesienią ubiegłego roku sondaże dawały 10-13 proc. poparcia połączonemu komitetowi ruchów miejskich, reprezentacja nowych mieszczan, nawet mniejszościowa, może okazać się języczkiem u wagi w ważnych głosowaniach.

Ewa Lieder: – Jeśli dzięki naszemu wejściu do rady miasta prezydent z radnymi zmodyfikują swój stosunek do mieszkańców, staną się mniej aroganccy – to już jesteśmy na dobrej drodze.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Pisarka i dziennikarka. Absolwentka religioznawstwa na Uniwersytecie Jagiellońskim i europeistyki na Uniwersytecie Ekonomicznym w Krakowie. Autorka ośmiu książek, w tym m.in. reportaży „Stacja Muranów” i „Betonia" (za którą była nominowana do Nagrody… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 30/2014