Wiosna Dudy, czyja jesień?

Po przegranej Bronisław Komorowski wygłosił najlepszą mowę od miesięcy. Na zapleczu jednak liderzy PO dyskutowali, jak ratować partię. Rozpędzony PiS, wyrosły znikąd Kukiz, a nawet liberalny ruch Ryszarda Petru działają przeciwko partii władzy.

25.05.2015

Czyta się kilka minut

Andrzej Duda po ogłoszeniu sondażowych wyników wyborów prezydenckich (dawały kandydatowi PiS 53 proc. poparcia). / Fot. Wojtek Radwański / AFP / EAST NEWS
Andrzej Duda po ogłoszeniu sondażowych wyników wyborów prezydenckich (dawały kandydatowi PiS 53 proc. poparcia). / Fot. Wojtek Radwański / AFP / EAST NEWS

W czasach mediów społecznościowych cisza wyborcza zaczęła być specyficzna. Od późnego popołudnia wiedziałem, że „podwawelska” jest po 53 złote, a „myśliwska” staniała do 47 za kilogram. Na wieczór wyborczy Bronisława Komorowskiego w Forcie Sokolnickiego na Żoliborzu poszedłem więc ubrany w najlepszy garnitur, który zakładam na smutne okoliczności. Wąziutka ulica Czarnieckiego zapełniona była limuzynami, taksówkami, policją i BOR-em, wozami transmisyjnymi, politykami z pierwszych stron gazet oraz żoliborzanami. Ci ostatni spacerowali leniwie, zupełnie nie wiedząc, skąd inwazja w tej cichej okolicy. Policja milczała, BOR milczał, zaczepiali więc wyelegantowanych gości prezydenta.

– Przepraszamy!

– Tak?

– Co tu się odbywa?

– Wieczór wyborczy Bronisława Komorowskiego.

– Oj, to współczujemy!

Okazuje się, że wiedza o myśliwskiej i podwawelskiej nie była ekskluzywna. Można nie wiedzieć, że prezydent za chwilę będzie na sąsiednim podwórku, ale co mówią sondaże – wie każdy.

Nie inaczej było w forcie: o klęsce wiedzieli wszyscy, ale udawali, że ciągle jest jakaś nadzieja. Było skromnie. Z lewej strony stała kawa i woda mineralna, z prawej strony – dużej wielkości tort. Był na nim prezydent Komorowski w otoczeniu młodzieży, a także hasło: „Dziękuję za Wasze głosy”, oraz prezydencki autograf wykonany z czekolady.

Wyjaśniono mi, że jest to „tort wolności” i że będzie go można zjeść. W świetle kamer cukrowego Komorowskiego potną długim nożem, podzielą na części, a następnie zjedzą... dziwaczne. Zachodziłem w głowę, komu przypadnie głowa. Bo że na sali są ludzie, którzy polują na głowy, nie miałem wątpliwości.

Platforma szuka winnych

Doszedłem do tego wniosku, gdy czekając na wyniki rozmawiałem w kuluarach z politykami PO. Pytałem ich, co dalej, i zrozumiałem, że nie mają pojęcia. Łączyło ich jedno stwierdzenie: „Dłużej tak być nie może, bo przegramy wybory parlamentarne i pożegnamy się z władzą. Trzeba wyciągnąć wnioski, dokonać analizy, poszukać błędów”.

Najłatwiej winę będzie można zrzucić na prezydenta i jego otoczenie. Komorowski i jego drużyna schodzą ze sceny – nie będą mieli jak się bronić. Jeszcze przed wieczorem wyborczym usłyszałem taką historię od jednego ze współpracowników PBK: – Prezydentowi nikt nie chciał mówić prawdy. Cenzurowano mu nawet prasówkę. Złe, negatywne artykuły były usuwane. Dlaczego? Prezydent się gniewał nie na tych, którzy pisali takie teksty, ale na tych, którzy mu je przynosili.

Polityk PO: – Robert Tyszkiewicz (szef sztabu wyborczego Komorowskiego) załamywał ręce. Opowiadał, że rano ustala coś z prezydentem, a wieczorem doradcy z Pałacu wywalają wszystko do góry nogami: porządek dnia, wymowę spotów, raz blokują, raz uwalniają, panuje chaos.

Tyszkiewicz był zbyt miękki: nie potrafił wymóc na prezydencie, żeby wysłał doradców na urlop. Zbyt wiele osób decydowało o tej kampanii, co spowodowało, że nie prowadził jej nikt, a od czasu do czasu Komorowski zarządzał nią ręcznie i spontanicznie. Droga do katastrofy.

To wszystko jest jednak tylko przygrywką. Podstawowe pytanie dotyczy nie prezydenta, ale samej partii i jej przywództwa.

Senator PO: – Partia straciła busolę, dryfuje. W niektórych regionach władz partii nie było od kilku lat. Bez zmian w kierownictwie nie da się wygrać jesiennych wyborów. Ze zmianami możemy się rozpaść.

W kuluarach szeptano na temat Ewy Kopacz. Być może wymiana premiera zostałaby doceniona przez wyborców? Być może uwierzyliby, że bez Ewy Kopacz PO jest inna? Niektórzy moi rozmówcy – ale była to zdecydowana mniejszość – kiwali głową. Inni mówili, że to samobójcza strategia, która może doprowadzić do rozbicia partii: – Dymisje, zmiany muszą być. Radykalne, ale nie aż tak. Chcielibyśmy wygrać jesienią, a żeby wygrać, musimy do jesieni przetrwać – mówił mi jeden z posłów PO.

Już na kilka dni przed drugą turą miałem wrażenie, że jesienne rozdanie bardziej zajmuje klasę polityczną niż obecne. Jeden z ważnych polityków Platformy, gdy umówiłem się z nim na kawę, wypalił:

– A więc porozmawiamy o wyborach do parlamentu, tak?

– Tak, a skąd pan wie?

– Bo o czym tu jeszcze rozmawiać?

– No więc co będzie jesienią?

– Pyta pan, czy możemy się rozsypać? Owszem, możemy – jeśli partia będzie tak zarządzana jak jest, czyli w ogóle niezarządzana. Warianty są dwa: rzucimy się na Ewę Kopacz, będziemy chcieli ją rozerwać na kawałki, albo wytrzymamy do wyborów. Jedno z kluczowych pytań to: jak będą układane listy wyborcze? Czy będzie to dążenie do zgody, czy też wycinanie się wzajemne poszczególnych frakcji.

Mój redakcyjny kolega, politolog Jarosław Flis, dowcipnie podsumowuje sytuację PO: – Scenariusz ofensywny: „bij, kto w Boga wierzy”. Scenariusz defensywny: „ratuj się, kto może”.

W jednym wariancie zmiana na najwyższym szczeblu – według Flisa np. Bogdan Zdrojewski zamiast Kopacz, a także więcej miejsca w wielkiej polityce dla działaczy lokalnych (to samo słyszałem na wieczorze wyborczym!), w drugim wariancie być może dezintegracja partii.

PiS śni o Kukizie

Jesień będzie o tyle ciekawa, że na nudnej zabetonowanej scenie pojawiają się nowe podmioty. Najważniejsze teraz jest to, co się dzieje wokół Pawła Kukiza, który zajął trzecie miejsce w wyborach i przyczynił się do klęski Komorowskiego.

Na Kukiza i jego polityczne plany najbardziej entuzjastycznie reaguje PiS. Rozmawiałem o tym z jednym z najważniejszych sztabowców partii Kaczyńskiego i Dudy: – To dla nas fantastyczna okoliczność. W pierwszej turze Kukiz zabrał głosy Komorowskiemu. Jesienią odbierze głosy Platformie. Jego wyborcy są młodzi i patriotyczni. Jeśli zdobędzie kilka-kilkanaście procent, będzie dla nas doskonałym koalicjantem.

Jarosław Flis: – To dla nich faktycznie wymarzony koalicjant. Bez Łyżwińskich i kolegów Giertycha. Kukiz trochę przypomina włoski Ruch Pięciu Gwiazd Beppego Grilla. Ludzie zbierali się i mieli do polityków tylko jeden postulat: „vaffanculo!”, czyli tłumacząc bez wulgaryzmu „odejdźcie natychmiast”. Ruch Kukiza też będzie krzyczał „vaffanculo!”, zaś PiS powie, do kogo okrzyk adresować.

Na korzyść Kukiza działa to, że Bronisław Komorowski zapowiedział referendum w sprawie jednomandatowych okręgów wyborczych.
Były doradca medialny PO: – Komorowski zrobił Kukizowi piękny prezent. Referendum da jego ruchowi energię potrzebną, by przetrwać do wyborów parlamentarnych.

Ludzie Platformy liczą jednak, że Kukiz może się poślizgnąć: – Ma niewyparzony język, może jeszcze wiele razy stracić wszystko jako ktoś zbyt radykalny, zbyt nieprzewidywalny i zbyt wulgarny – tłumaczy jeden z moich rozmówców. – Głosowanie na Kukiza w pierwszej turze wyborów prezydenckich było bezpieczne. Głosowanie w wyborach parlamentarnych, wpuszczanie do parlamentu rockmana i jego zebranej naprędce drużyny to już ryzyko. Kukiz zaklnie, dziennikarze zaczną się rozpisywać o jego hulaszczym życiu jako artysty, ludzie zaczną się zastanawiać. Może wrócą do nas? Może przejdą do PSL? Ale zgadzam się, że Kukiz jest dla PiS idealny. Zawsze można dobrać go na koalicjanta, a jak się znudzi, powiedzieć wyborcom: „Głosujcie na nas – na oryginał, a nie na podróbkę”.

Nowoczesność z Balcerowiczem

W powszechnej opinii złą wiadomością dla PO są również polityczne ambicje popularnego ekonomisty Ryszarda Petru, który założył stowarzyszenie Nowoczesna.pl.

O tym także mówiono w kuluarach wieczoru wyborczego PBK: – Struktur jeszcze tam nie ma, ale z tego, co znam Ryśka, jeśli coś zaczyna, to ma na to pieniądze – mówił mi senator PO.

Sam Ryszard Petru jeszcze nie zdecydował, czy przekształci Nowoczesną.pl w partię polityczną. Na pewno jednak może liczyć na poparcie Leszka Balcerowicza.

Współpracownik tego ostatniego: – Profesor oczywiście do partii nie wejdzie. On jest z wyższej półki, może być mentorem, patronem. Żartem mówi, że ewentualnie jeszcze premierem. Ale z Ryszardem Petru się przyjaźni i będzie pomagał. A Petru rzeczywiście ma dobre kontakty z biznesem. Mówi, że jeśli z pierwszych badań wyjdzie mu poparcie ok. 10 proc., to będzie ciągnął projekt.

Być może miałby szansę, gdyby posypała się Platforma? Partyjni liberałowie, którzy uważają, że Donald Tusk zdradził stare ideały (konieczność obniżki podatków i ograniczenia roli państwa), mogliby się przyłączyć do Petru.

Fachowiec od PR: – Petru oczywiście będzie zachodził PO z liberalnej strony. Uda się, czy się nie uda, Platforma ma kłopot: nawet jeśli Nowoczesna zgarnie tylko trzy procent i nie wejdzie do Sejmu, będą to procenty należące do PO.

Czy przetrwa lewica

Ciekawie jest też na lewicy. Jarosław Flis uważa, że grozi jej rozpad – część może dołączyć do lewego skrzydła PO, a ci, którzy są prorosyjscy i reprezentują nurt nostalgii za PZPR, odnajdą się w PSL.

Od działaczy SLD dowiaduję się, że Leszek Miller nie zamierza się poddawać: Sojusz ma dotrwać w niezmienionym składzie do wyborów, a zmiany mają być dyskutowane potem.

Polityk zaangażowany w kampanię Magdaleny Ogórek: – A co nam pozostaje? Przetrwać, biorąc tyle, ile się da. Może jest szansa na odzyskanie elektoratu straconego podczas wyborów prezydenckich, a potem na załapanie się do koalicji rządowej z PO.

Według stronników Millera jedyne, czego można się spodziewać, to otwarcia list na nowe nazwiska, np. tych z ruchu Wolność i Równość, założonego przez profesorów Jana Hartmana, Magdalenę Środę, Kazimierza Kika i Genowefę Grabowską.

W Sojuszu mówią mi, że WiR to polityczne single bez struktur: – Chyba zwyczajnie wołają do nas: „weźcie nas na listy”.

Inne inicjatywy? Jeden z lewicowych publicystów nie kryje sceptycyzmu: – A jest na nie miejsce na lewicy, skoro Ryszard Kalisz z gębą znaną na całą Polskę nie wyszedł poza kanapę? Ruchy miejskie? A kto da im pieniądze? „Krytyka Polityczna”? Już 10 lat mówi się o tym, że może zrobi jakąś partię i co? Na budowanie czegoś nowego przed wyborami nie starczy już czasu. Jeśli SLD ma jeszcze ciut oleju w głowie, zrobi, jak chce Miller – postara się przeżyć do jesieni.

Prezydent odchodzi

Tymczasem do namiotu wszedł prezydent. Przywitała go wielka owacja.

Scena z Bronisławem Komorowskim była po przeciwnej stronie niż monitory, na których miały się ukazać wyniki. Ludzie – jak na meczu tenisowym – patrzyli raz na PBK, raz w telewizor. W końcu wszyscy odwrócili się plecami do prezydenta, bo na jednym z ekranów był on, a na drugim miały być słupki. Było to wygodne, ale kuriozalne – ludzie przecież przyszli tu, by zobaczyć go na żywo, a nie oglądać za szkłem.

Komorowski stał koło żony. Uśmiechał się, kiwał dłonią do znajomych, ale był blady. Przegrał boleśnie z człowiekiem, którego najpierw nie dostrzegał, a potem – długo nie traktował poważnie.

Kiedy pojawiły się wyniki, owacja straciła rytm, by po chwili wybuchnąć z jeszcze większą mocą. Ludzie fetowali Komorowskiego jak zwycięzcę: płakali, wznosili palce w znaku wiktorii. Stałem wśród nich, zastanawiając się, czy mają jeszcze siłę, by walczyć o władzę, czy też drapieżna Platforma zmieniła się w senną Unię Wolności.

Partyjny zapiewajło, poseł Jakub Rutnicki, krzyczał ze sceny, że to tylko sondaż; że jeszcze wszystko może się zmienić. Ale Komorowski nie pozostawił wątpliwości: – Nie udało się tym razem. Gratuluję mojemu konkurentowi w wyborach prezydenckich, panu Andrzejowi Dudzie. Gratuluję wyniku i życzę mu udanej prezydentury.

To było dobre przemówienie. Na koniec Komorowski rzucił się w ramiona współpracowników. Ludzie klaskali nadal, gdy schodził ze sceny. Powoli przeciskał się przez tłum, ściskał dłonie, odbierał słowa otuchy. Dlaczego nie był taki w kampanii? Gdy wyszedł, namiot błyskawicznie opustoszał.
Na ekranach był Andrzej Duda, który mówił: – Głęboko wierzę w to, że jesteśmy w stanie w naszym kraju odbudować wspólnotę – te słowa, które mówiłem podczas kampanii, płynęły z mojego serca i jestem przeświadczony, że możemy być razem.

Ale tutaj nikt go nie słyszał, bo dźwięk był wyłączony.

– I to jest mój nowy prezydent? – dziwiła się elegancko ubrana zwolenniczka Komorowskiego.

– Owszem – odpowiadał jej partner w nienagannym ciemnym garniturze. Ruszyli do wyjścia.

Poszedłem zobaczyć, co się dzieje z „tortem wolności”. Prezydenta zjedzono już dawno. Zostały tylko skrawki tła. Jeden z ostatnich kawałeczków spożywał poseł Rutnicki. ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, felietonista i bloger „Tygodnika Powszechnego” do stycznia 2017 r. W latach 2003-06 był korespondentem „Rzeczpospolitej” w Moskwie. W latach 2006-09 szef działu śledczego „Dziennika”. W „Tygodniku Powszechnym” od lutego 2013 roku, wcześniej… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 22/2015