Więzień historii

O. JÓZEF PUCIŁOWSKI OP, historyk: Kardynał Mindszenty był odważny i jednocześnie politycznie naiwny. Jego nieprzejednana postawa sprawiła, że komuniści szybko rozprawili się z węgierskim Kościołem.

25.02.2019

Czyta się kilka minut

Wizyta kard. Józefa Mindszentyego w Brukseli, sierpień 1972 r. / RUE DES ARCHIVES / FORUM
Wizyta kard. Józefa Mindszentyego w Brukseli, sierpień 1972 r. / RUE DES ARCHIVES / FORUM

ARTUR SPORNIAK: Papież podpisał dekret o heroiczności cnót, czyli otworzył drogę na ołtarze kard. Józefowi Mindszentyemu, więzionemu przez komunistów prymasowi Węgier, który 15 lat spędził w amerykańskiej ambasadzie, dokąd schronił się podczas inwazji sowieckiej na Węgry w 1956 r. Postać tragiczna czy męczennik?

O. JÓZEF PUCIŁOWSKI OP: Zapewne i postać tragiczna, i męczennik... Tragiczna z racji tego, co przeszedł już za nazistów. Jako biskup był więziony, a niespotykane było, żeby kolaborujący z Niemcami węgierscy faszyści zamykali biskupa wraz z klerykami. Sam Mindszenty dość oryginalnie na ten epizod zareagował: ubrał się w pełen strój liturgiczny i wkroczył do więzienia procesjonalnie. W konsekwencji był tam dosyć hołubiony, co spowodowało z kolei reakcję Niemców, którzy irytowali się, że Węgrzy na to pozwalają.

Za co prymas trafił do więzienia?

Za protest przeciwko faszyzacji kraju oraz deportacji Żydów. On się jej ostro sprzeciwiał. Niewątpliwie było to odważne. Tym bardziej że jego przeciwnicy mogli mu wypominać pochodzenie – jego pierwotne nazwisko brzmiało Pehm, pochodził ze Szwabów węgierskich, chłopskiego ludu, któremu Węgrzy niekiedy zazdrościli pracowitości. Gdy został mianowany biskupem, zmienił nazwisko na bardziej węgierskie, utworzone z nazwy miejscowości Mindszent, gdzie się urodził i chodził do szkoły.

Wikipedia podaje, że został uwięziony za pomoc Polakom.

To raczej jest wątpliwe – Mindszenty jako biskup Veszprém nie urzędował w Budapeszcie. Polakom pomagali inni biskupi, np. bp Józef Grősz, później jeden z najbardziej spolegliwych wobec władz „księży pokoju” (odpowiednik polskich „księży patriotów”). Pomoc polskim uchodźcom trwała od Kampanii Wrześniowej aż do puczu w październiku 1944 r. przywódcy węgierskich faszystów Ferenca Szálasiego.

To nie był pierwszy pobyt w więzieniu przyszłego prymasa.

W 1919 r. jako młody ksiądz był więziony przez Węgierską Republikę Rad, czyli podczas krótkotrwałego puczu komunistów. Już wtedy zdążył poznać kilku najważniejszych działaczy komunistycznych, którzy objęli władzę na Węgrzech po wkroczeniu wojsk sowieckich, w tym samego Mátyása Rákosiego, stalinowskiego dyktatora. Dlaczego nie usiadł z nimi po wojnie do rozmów, choć ich znał? Nie umiem powiedzieć.

Sytuacja po wojnie była bardzo trudna...

Jako sojusznik Hitlera Węgry były krajem faktycznie okupowanym przez Armię Czerwoną. 100 tysięcy młodych mężczyzn zostało wywiezionych do Związku Radzieckiego (akcja pod hasłem „maleńkij robot”, czyli „nieduża praca”) – wracali po latach zupełnie wyniszczeni. Wcześniej 200 tys. zginęło pod Stalingradem, walcząc ze Związkiem Radzieckim u boku Niemiec. 100 tys. węgierskich Żydów zostało zamordowanych w ramach Holokaustu. A pamiętajmy, że Węgry były niedużym krajem, więc te straty były bardzo dotkliwe. Po wojnie panował głód – Rosjanie zrabowali, co się tylko dało. Gdy byłem przełożonym dominikańskiego wikariatu na Węgrzech na przełomie XX i XXI w., widziałem w Bibliotece Szaroszpatackiej zwrócone przez Rosję węgierskie księgozbiory z nadrukiem „wojennyje trofjei”.

Dlaczego w roku 1945 Pius XII na nowego prymasa Węgier wybiera właśnie Mindszentyego?

Myślę, że ze względu na hardość jego charakteru. Nie można było mu zarzucić, że kolaborował z władzami. Miał nieposzlakowaną opinię. Był typem księdza-działacza. Sprawdził się jako biskup. Zniósł więzienie. Papież potrzebował biskupów, którzy broniliby Kościoła.

To wydawał się dobry wybór. Z dużą praktyką duszpasterską i administracyjną był wszędzie: szczególnie w obozach stworzonych przez komunistów dla przedwojennej elity: arystokracji, policji, żandarmerii czy urzędników wysokiego szczebla królewskich Węgier. Upominał się o prawa człowieka. Działał sam, bo nowe, „demokratyczne” władze budapeszteńskie wydaliły nuncjusza apostolskiego abp. Angela Rottę (nota bene zasłużonego w ratowaniu Żydów), wskutek czego zamrożone zostały kontakty Episkopatu ze Stolicą Apostolską.

Mindszentyemu zabrakło jednak zmysłu dyplomacji. Nie godził się na żadne kompromisy. Na przykład gdy próbował skontaktować się z nim szef powojennego parlamentu, prymas go nie przyjął, uważając, że kolaboruje z nowymi władzami. Takie gesty nie pomagały ratować Kościoła. Jego homilie także były dalekie od koncyliarności – właściwie podburzał ludzi... Niewątpliwie liczył się z tym, że trafi do więzienia, ale wierzył, że i węgierski episkopat, i zwykli ludzie staną za nim, i przede wszystkim oczekiwał interwencji z Zachodu. Inaczej mówiąc, był odważny i jednocześnie politycznie naiwny.

W Polsce prymas Stefan Wyszyński siadł do rozmów i podpisał w 1950 r. porozumienie z władzami. Uratował w ten sposób Katolicki Uniwersytet Lubelski oraz na kilka lat katechezę w szkołach, w zamian uznając Ziemie Zachodnie. Nie spodobało się to jednak Piusowi XII.

Papież chyba chciał mieć kolejnego męczennika, właśnie po kardynałach Mindszentym w Budapeszcie, Josefie Beranie w Pradze i Alojzije Stepinacu w Zagrzebiu. Podziwiam dyplomatyczną trzeźwość Wyszyńskiego.

Co zyskał prymas Polski w przeciwieństwie do Mindszentyego?

Parę lat względnego spokoju. Dzięki temu Kościół okrzepł po wojennej zawierusze.

W Polsce katolicy byli społeczną siłą, z którą komuniści musieli się liczyć. Węgry były wielowyznaniowe.

To prawda. Podporą katolicyzmu węgierskiego była wiejska ludność szwabska. Tymczasem dziesiątki tysięcy Szwabów wysiedlono, a z ich wsi zrobiono kołchozy. Inteligencja węgierska w sporej części była protestancka – kalwińska lub luterańska.

O tym, że polityka konsekwentnego oporu, jaką stosował Mindszenty, nie była do końca przemyślana, świadczy to, co się stało później – już po aresztowaniu prymasa w drugi dzień Bożego Narodzenia 1948 r. Inni biskupi natychmiast poszli na ugodę z władzami, ale wtedy nic już nie udało się uratować. Pokazuje to rozprawa z zakonami w 1950 r. Zlikwidowano 23 zakony męskie w 182 klasztorach (ponad 2,5 tys. zakonników) i 40 żeńskie w 450 domach (około 10 tys. sióstr). Władze pozwoliły na działalność trzech zakonów męskich: benedyktynów, franciszkanów i pijarów, oraz jednego żeńskiego: sióstr Notre Dame. Nie wchodząc w szczegóły – któremu zakonowi ile zostawiono domów – w sumie w 9 klasztorach mogło przebywać tylko około 250 zakonników i zakonnic. Jeśli dodać, że wielu kapłanów wtrącono do więzienia, zesłano do obozów pracy, zakonnice zaś imały się jakiejkolwiek pracy, na przykład służących, bo nikt nie chciał ich zatrudnić, a w wielu przypadkach sytuacja zmuszała je do ulicznego żebractwa – to otrzymuje się obraz nieprawdopodobnej tragedii ludzi Kościoła katolickiego na Węgrzech sprzed kilkudziesięciu lat.

Rozmawiałem z wieloma historykami węgierskimi, a także księżmi, którzy działali w ukryciu. Przeważała opinia, że Mindszenty powinien był siąść do rozmów z komunistami, być bardziej giętkim. Swoją postawą stawiał księży w bardzo trudnej sytuacji. Chociaż oczywiście nie da się powiedzieć „co by było, gdyby...”. Sądzę, że dzięki uporowi Mindszentyego komuniści zrealizowali szybciej to, co i tak by zrobili.

Dzisiaj polska prawica tak o nim pisze: „Nieugięty męczennik, który mówił, że nie można dyskutować z komunistami, bo byłoby to jak ­paktowanie z diabłem”.

Gdyby przyjąć taką optykę, wynikałoby z niej, że prymas Wyszyński paktował z diabłem...

Spodziewając się aresztowania, kard. Mindszenty napisał w liście do biskupów: „Nie byłem i nie jestem członkiem żadnego spisku. Jeśli to ogłoszą, będzie to wprowadzanie w błąd, a moje zeznania z powodu przemocy wykraczającej poza ludzką wytrzymałość będą nieważne”.

Proces – po upokarzającym śledztwie – trwał od 3 do 8 lutego. Mindszenty został skazany na dożywocie. Na pięciu sędziów jeden żądał 15 lat więzienia, dwóch – kary śmierci. Sąd uznał za obciążające to, że prymas ma wyższe wykształcenie, że pracował jako profesor seminarium duchownego i że jest „nienawracalny” na nowy ustrój.

Uwolniony został przez powstańców w październiku 1956 r. Jego wolność trwała pięć dni. Po wkroczeniu Armii Czerwonej schronił się do ambasady amerykańskiej. Stamtąd pisał m.in. listy do kolejnych prezydentów Stanów Zjednoczonych. Zostały niedawno wydane – są to ciekawe analizy ówczesnej sytuacji, doradzające prezydentom, co powinni robić. Natomiast z irytacją przyjmował informacje o próbach Watykanu dogadywania się z Jánosem Kádárem, rządzącym Węgrami po zdławieniu przez Rosjan powstania. Do końca był nieprzejednany wobec komunistów.

Władze pozwoliły mu opuścić amerykańską ambasadę i Węgry dopiero w 1971 r. On sam nie chciał wyjeżdżać, ale Watykan nalegał. Gdy z Wiednia przyleciał do Rzymu, Paweł VI zaprosił go do koncelebry. Podobno Mindszenty nie podał papieżowi znaku pokoju, gdyż miał mu za złe zbyt, jego zdaniem, miękką „politykę wschodnią”.

Podobno Paweł VI zwykł go nazywać „ofiarą historii”, a nie „ofiarą komunizmu”.

Całkiem możliwe. W każdym razie zażyczył sobie, że chce być pochowany na Węgrzech, ale dopiero wtedy, gdy ostatni żołnierz sowiecki opuści kraj. I tego się rzeczywiście trzymano. Zmarł w Wiedniu 6 maja 1975 r. I dopiero w 1991 r. jego szczątki sprowadzono z Mariazell, gdzie był pochowany, i umieszczono w Krypcie Prymasowskiej archikatedry w Ostrzyhomiu. ©℗

FOT. GRAŻYNA MAKARA

JÓZEF PUCIŁOWSKI jest dominikaninem, historykiem. Jego matka była Węgierką. W latach 1996–2004 był przełożonym odnowionego po transformacji Wikariatu Dominikanów na Węgrzech.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Kierownik działu Wiara w „Tygodniku Powszechnym”. Ur. 1966 r., absolwent Wydziału Mechanicznego AGH, studiował filozofię na Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie i teologię w Kolegium Filozoficzno-Teologicznym Dominikanów. Opracowanymi razem z… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 9/2019