Więź partnerska

Awner Szalew, dyrektor Instytutu Yad Vashem: Bartoszewski uważał nas za prawdziwych partnerów Polski. Wierzył w otwartość i demokrację – dwa podstawowe składniki społeczeństwa obywatelskiego, które posiada uczciwą świadomość swego dziedzictwa.

07.05.2015

Czyta się kilka minut

Wizyta premiera Donalda Tuska w Izraelu, spotkanie z polską wycieczką przed Bazyliką Grobu Pańskiego, kwiecień 2008 r. / Fot. Adam Chełstowski / FORUM
Wizyta premiera Donalda Tuska w Izraelu, spotkanie z polską wycieczką przed Bazyliką Grobu Pańskiego, kwiecień 2008 r. / Fot. Adam Chełstowski / FORUM

KAROLINA PRZEWROCKA: Pamięta Pan pierwsze spotkanie z Władysławem Bartoszewskim?

AWNER SZALEW: Bartoszewskiego poznałem, zanim jeszcze zaczęliśmy współpracę w Międzynarodowej RadzieOświęcimskiej. Odwiedził Yad Vashem krótko po tym, jak objąłem funkcję dyrektora muzeum w 1993 r. Przyszedł w towarzystwie prof. Israela Gutmana, mojego mentora i przyjaciela. Gutman zawsze mówił o nim bardzo ciepło, a więc i stąd, i z uprzedniej lektury sporo wiedziałem o Bartoszewskim. Z tego spotkania zapamiętałem przede wszystkim jego niezwykłą energię, ciepło, bezpośredni sposób bycia. Zrobił na mnie wrażenie tym, jak opowiadał o różnych sprawach z entuzjazmem i, jak wiadomo, całkiem głośno.

W Izraelu czuł się dobrze. Jak był tu odbierany?

Bywał tu co chwila, wydaje mi się, że średnio raz na rok. Przyjeżdżał z wizytami oficjalnymi, ale też jako badacz lub zupełnie prywatnie – starał się utrzymywać kontakty z przyjaciółmi, których tu miał wielu. Wiedziałem, że jest patriotą, walczącym do upadłego za wolną Polskę i głęboko w nią wierzącym. Z drugiej strony – dzięki swoim doświadczeniom i działalności w „Żegocie” – dobrze rozumiał wrażliwość Żydów, również tę związaną z tematyką antysemityzmu. Rozumiał polską historię, ale też historię żydowskiego cierpienia w Polsce. Był świadom, że dzielimy wspólne tysiąc lat, które było pełne wzlotów, ale nie tylko. Gdy upadł komunizm, wiedział, jak odbudować w Polsce pamięć o Zagładzie, i rozumiał, że to pamięć istotna także dla historii jego kraju. Choć światopoglądowo reprezentował centroprawicę, pod tym względem był bardzo liberalny. Umiał łączyć ze sobą dwa światy. Podziwiałem go za to – była to wielka odwaga.

Odwaga nazywania rzeczy po imieniu.

Pamiętam czas, gdy w Polsce pojawiła się tendencja do mnożenia Sprawiedliwych wśród Narodów Świata. Wspierał tę tendencję świat nauki, wspierał ją też tragicznie zmarły prezydent Lech Kaczyński. Do tych pomysłów odnosiłem się ostrożnie, bo przyznanie tego zaszczytnego tytułu powinno być zgodne z pełną procedurą, w której biorą udział historycy Yad Vashem, sami ocaleni z Zagłady i Sąd Najwyższy Izraela. Zaoponowałem wtedy, bo wyczułem, że ktoś chce wykorzystać fakty historyczne i konkretne osoby do celów politycznych. Otrzymałem od Bartoszewskiego pełne poparcie. Podobnie jak ja nie zgodził się na forsowanie tytułów Sprawiedliwych dla osób, które były za takie uznane tylko przez jedną stronę, polską.

Skąd taka jego reakcja?

Pilnował polskiego interesu. Wiedział, że ostatecznie źle odbije się to na Polsce. Zresztą podobnych sytuacji było więcej. Po aferze związanej z publikacją książek Jana Tomasza Grossa nie bał się podjąć tematu. W dodatku podkreślał, że będzie wspierał każdy wynik obiektywnego, porządnie przeprowadzonego badania na ten temat – choć wiedział, jak trudna i wrażliwa jest to w Polsce kwestia.

Zgrzyt nastąpił też w 2007 r., przy okazji zmiany nazwy obozu Auschwitz-Birkenau na liście światowego dziedzictwa UNESCO.

Z inicjatywy polskiego rządu podniesiono kwestię, jak oficjalnie powinna brzmieć nazwa obozu. Polsce zależało, abyw nazwie pojawiło się wyrażenie „niemiecki obóz koncentracyjny” – miało to wykluczyć błędne sformułowanie „polski obóz koncentracyjny”, chętnie używane przez zagraniczne media. Nam z kolei zależało, aby oprócz słowa „koncentracyjny” pojawiło się również kluczowe z naszej perspektywy sformułowanie „obóz zagłady”. UNESCO było bliskie zatwierdzenia nazwy pierwotnie zaproponowanej przez Polskę, ale zaoponowaliśmy w dobrym momencie – i Bartoszewski nas w tym poparł. Jako były więzień sam przecież wiedział, jakie były realia tego obozu.

Ostatecznie Komitet Światowego Dziedzictwa UNESCO zatwierdził nazwę w brzmieniu, które połączyło nasze wysiłki: „Auschwitz-Birkenau. Niemiecki nazistowski obóz koncentracyjny i zagłady (1940-45)”. Bartoszewski radził sobie też z sugestiami, by na terenie dawnego obozu stawiać kolejne pomniki. Wiedział, że gdy postawi się tam pomnik w jednej sprawie, międzynarodowym roszczeniom do kolejnych nie będzie końca.

Był wymarzonym partnerem w debacie?

Dostrzegał wątki, które wcześniej były zaniedbywane. Powziął odpowiedzialność za ratowanie placówek muzealnych w innych obozach śmierci – np. pogrążonych w trudnej sytuacji finansowej Chełmno-Kulmhof czy Sobibór. Miał w tej kwestii znakomitych współpracowników: Piotra Cywińskiego, Marka Zająca, także tragicznie zmarłego Andrzeja Przewoźnika. Trzeba podkreślić, że w sprawach polsko-żydowskich Bartoszewski był aktywny ciągle, nie ograniczał się do działalności w Międzynarodowej Radzie Oświęcimskiej. Miałem z nim bardzo przyjazne, dodające otuchy relacje. Myślę tu o relacjach osobistych, ale też o konkretnych projektach, przy których współpracowaliśmy, i w ogóle o relacjach polsko-żydowskich. Miał bardzo zbalansowane podejście do tych tematów, uważał nas za prawdziwych partnerów i przyjaciół Polski. To ułatwiało nasze kontakty. Myślę też, że robił to wszystko, bo wierzył w otwartość i demokrację, dwa istotne składniki społeczeństwa obywatelskiego w Polsce, opartego na uczciwej świadomości swego dziedzictwa. Miał w tym udział również jako naukowiec.

O uczciwości i przyzwoitości mówił, że warto je wcielać w życie, choć nie zawsze się to opłaca.

On naprawdę w to wierzył! Był konserwatywny w wielu kwestiach, bronił polskiej racji, ale też potrafił ogromnie nas zaskoczyć. Np. przy okazji dyskusji w sprawie papieskiego krzyża na żwirowisku obok obozu Auschwitz-Birkenau. Albo później, w sprawie pomysłu budowy w strefie ochronnej wokół obozu centrum usługowo-handlowego. Ta przyzwoitość towarzyszyła Bartoszewskiemu do końca, pracował przecież do ostatniego dnia.

Wasza relacja była jednak ściśle zależna od obu stron. Bartoszewski musiał czuć wsparcie z Pana strony. A odPana musiało to wymagać sporo wysiłku. Np. zrozumienia dla polskiej wrażliwości na niektóre tematy.

Tak, kwestia zbiorowej tożsamości Polaków jest delikatna. Każdy, kto patrzy obiektywnie na historię, wie, że Polacy byli w tamtym czasie ofiarami, że byli okupowanym państwem i zostali podporządkowani obcej władzy. Ale kwestia kooperacji niektórych Polaków z Niemcami jest wciąż otwarta. Proszę zauważyć, że aż do publikacji wokół sprawy Jedwabnego nie było w Polsce powszechnej świadomości tego problemu. Problem kolaboracji nie istniał. Teraz jest inaczej, polskie społeczeństwo jest silne i gotowe, by stanąć twarzą w twarz z historią taką, jaka była. Aby te sprawy zobaczyć w odpowiednich proporcjach – nie negując faktu, że Polska padła w tamtym czasie ofiarą władz nazistowskich. Uważam, że oparte na balansie relacje polsko-żydowskie są w tej chwili bardzo ciepłe, i że sprawy idą w dobrym kierunku.

A jednak Polacy lubią mieć swoją perspektywę. Na początku roku na łamach izraelskiego dziennika „Haaretz” przyznał Pan, że – przed otwarciem Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN – Yad Vashem zostało poproszone o wsparcie merytoryczne wystawy w części dotyczącej Zagłady, a potem strona polska delikatnie się z tej prośby wycofała. 

Z równowagą bywa różnie. W tej chwili jej zaburzeniem grozi pomysł postawienia obok Muzeum POLIN pomnika Sprawiedliwych. Nie mam wątpliwości, że ten krok może zachwiać spokojem tego miejsca. Jest wiele pomników Sprawiedliwych i – dla jasności – nie mam nic przeciw ich stawianiu. Wręcz przeciwnie: w Yad Vashem wspieramy każdy projekt takiego upamiętnienia. Ale stawianie go tuż przy Pomniku Bohaterów Getta mogłoby zaburzyć balans tego miejsca i obawiam się, że nie będzie sprzyjało wizerunkowi Polski. Ci, którzy podejmują decyzje, powinni być ostrożni. Czasem w dobrej woli można pójść o krok za daleko.

W jakim stanie są relacje polsko-żydowskie?

To pytanie o cały proces dotyczący polskiego społeczeństwa. Nie jestem ekspertem, ale z tego, co widzę, Polska przechodzi gruntowny i pozytywny proces budowania społeczeństwa obywatelskiego – dokładnie tak, jak chciał tego Bartoszewski. Co oznacza demokratyzację życia, rozwój ekonomiczny, czołową pozycję wśród innych krajów w regionie. Ale również umiejętność rozmawiania i przezwyciężania problemów, dyskusji pozbawionej lęku, budowania przyszłości na faktach, nie kłamstwach. To jest też podstawa partnerstwa między państwami, np. w kwestiach polsko-żydowskich. Myślę, że to proces, który właśnie obserwujemy. Jeśli obecny kurs Muzeum Auschwitz-Birkenau się nie zmieni, wszystko będzie dobrze. Bartoszewski zostawił silną grupę dobrych współpracowników, wystarczy wymienić wspomnianych już Cywińskiego i Zająca, a także Barbarę Engelking. Będą wiedzieli, co z jego przesłaniem zrobić. Ja w każdym razie pozostaję optymistą. ©

AWNER SZALEW jest żołnierzem (m.in. uczestnik wojny sześciodniowej) i urzędnikiem. Od 1993 r. dyrektor Instytutu Yad Vashem.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Ur. w 1987 r. w Krakowie. Dziennikarka, stała współpracowniczka „Tygodnika Powszechnego” z Izraela, redaktorka naczelna polskojęzycznego kwartalnika społeczno-kulturalnego w Izraelu „Kalejdoskop”. Autorka książki „Polanim. Z Polski do Izraela”, współautorka… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 20/2015

Artykuł pochodzi z dodatku „Bartoszewski