Wiersze dla ludzi

Pattena interesuje przede wszystkim opowiadanie historii. Nie ma dla niego znaczenia, czy słuchają go dzieci, dorośli, znawcy poezji czy przypadkowi czytelnicy. Uwodzi wszystkich - bez wyjątku i bez przebaczenia.

07.09.2011

Czyta się kilka minut

W 1956 r. amerykański poeta Kenneth Koch opublikował poemat "Świeże powietrze". Został on z czasem uznany za humorystyczny manifest "szkoły nowojorskiej" (nazywano tak kilku poetów związanych z tym miastem), która w latach pięćdziesiątych była grupą przyjaciół radośnie kontestujących zastane porządki poetyckie w imię lekkości, zabawy i eksperymentu. Wiersz Kocha rozpoczynał się komicznym opisem buntu młodych poetów przeciwko nudziarstwu poezji głównego nurtu (w przekładzie Bohdana Zadury): "W Towarzystwie Poetyckim jakiś brunet wstaje, aby powiedzieć / »Mdli mnie od tego waszego gadania o powściągliwym i dojrzałym talencie! / Czy nigdy nie wyjrzeliście przez okno na obraz Matisse’a, / Czy zawsze stawaliście w hotelach, gdzie było tyle pająków, / że pełzły wam po twarzach? / Czy kiedykolwiek zajrzeliście do wnętrza butelki z musującymi bąbelkami /Albo widzieli obywatela rozłupanego nad dwoje przez piorun? / Obawiam się, że zimowy sen niedźwiedziątek nigdy nie wzbudził waszego uśmiechu / Chyba że dostrzegliście w nim głęboką analogię / Do ludzkich cierpień i pragnień, och, co za banda maniaków!«"

Wietrzenie poezji

Według Kocha i jego nowojorskich przyjaciół kwintesencję nudy stanowiła poezja akademicka. Mdłym wierszom spod znaku "Towarzystwa Poetyckiego" "nowojorczycy" przeciwstawili nowe sposoby pisania. Pragnęli przewietrzyć poezję, przepędzić ciężkiego ducha nudy, który opanował lirykę w chwili, gdy stała się ona szacowną i nietykalną instytucją - nietykalną również dlatego, że czytelnicy coraz rzadziej pragnęli jej dotykać.

Przywołuję ten amerykański kontekst, aby grubymi pociągnięciami naszkicować klimat, który w następnej dekadzie zapanuje w Wielkiej Brytanii, kiedy przemówią poeci z Belfastu (Seamus Heaney, Derek Mahon, Michael Longley) - i "liverpoolczycy", a wśród nich Brian Patten, dziś honorowy obywatel tego miasta i członek Królewskiej Akademii Literatury, poeta, performer, autor książek dla dzieci, sztuk scenicznych, scenariuszy radiowych i telewizyjnych, zaliczany do nurtu poezji pop i performance, znany polskim czytelnikom m.in. z przekładów Jerzego Jarniewicza, Tadeusza Sławka, Piotra Sommera i Andrzeja Szuby, zebranych niedawno w przygotowanej przez Jarniewicza książce "Teraz będziemy spać, leżeć bez ruchu lub ubierzemy się na powrót".

Urodzony w 1946 r. Patten debiutował już jako piętnastolatek, ale na szerokie poetyckie wody wypłynął w drugiej połowie lat sześćdziesiątych jako członek "grupy liverpoolskiej". Ta genealogia pozostaje istotna dla całej jego twórczości, warto więc przypomnieć kilka podstawowych faktów.

"Liverpool poets" to trójka przyjaciół: Adrian Henri, Roger McGough i Brian Patten. Jesteśmy w Liverpoolu, mieście Beatelsów, szaleje kontrkulturowy cyklon. Podobnie jak kultowi "nowojorczycy" dziesięć lat wcześniej, poeci liverpoolscy chcą się bawić. Tak samo jak Kenneth Koch odżegnują się od poezji akademickiej, pragnąc rewolucji w języku poetyckim, bardziej jednak niż "nowojorczycy" dążą do kontaktu z czytelnikami, zgadzając się z Adrianem Mitchellem, że "większość ludzi lekceważy większość poezji, bo większość poezji lekceważy większość ludzi" (tłum. Jerzy Jarniewicz). Stawiają na spontaniczność i bezpośredniość wyrazu, prezentując swoje wiersze w pubach, na scenach teatrów kabaretowych, a nawet podczas koncertów.

Momentem przełomowym jest rok 1967 (to także rok wydania płyty "Sgt. Peppers Lonely Hearts Club Band"), kiedy w serii Penguin Modern Poets pod numerem dziesięć ukazuje się tomik "The Mersey Sound" z wierszami Henriego, McGougha i Pattena, w atrakcyjnej

pop-artowej okładce zaprojektowanej przez Alana Spaina. Niewielka książeczka odnosi natychmiastowy sukces.

Nagła i ogromna popularność wśród czytelników nie przekłada się jednak na uznanie ze strony krytyków, którzy antologię dość jednogłośnie potępiają. Przypomina to nieco sytuację beatników, choć trzeba zaznaczyć, że "liverpoolczycy" nie angażują się w politykę tak namiętnie jak Ginsberg, a ich wiersze nie są tak językowo i obyczajowo odważne jak słynny "Skowyt", który zaprowadził jego autora przed sąd. Wczesny Patten - jak zauważa Maciej Boenisch - "nie usiłuje wejść w niewygodną rolę głosu generacji", tak jak Ginsberg.

Melancholia humoru

Do "liverpoolczyków" przylgnęła jednak wcale atrakcyjna etykietka buntowników, co z pewnością przyczyniło się do tak trwałej sławy "The Mersey Sound". Osąd krytyków pozostaje ambiwalentny - znacznie bardziej niż w przypadku beatników, których w międzyczasie kanonizowano - ale wątpliwości większości komentatorów w najmniejszym stopniu dotyczą Briana Pattena, którego uważa się za najbardziej "literackiego" spośród całej trójki i dlatego najbardziej interesującego.

Jarniewicz odnotowuje, że Patten, choć na zawsze pozostał liverpoolczykiem "nie tylko z urodzenia", to jednak stosunkowo szybko wypracował własną poetykę, wyodrębniając się z "grupy liverpoolskiej" przede wszystkim jako autor liryków miłosnych, w których zmysłowość i surrealna wyobraźnia łączą się z melancholią. Melancholia połączona z humorem - czasem wręcz sardonicznym - to zresztą znak firmowy Pattena. Smutek i komizm splatają się ciekawie w wielu jego utworach, na przykład w pięknym wierszu "Zapis z parku", który zaczyna się tak: "Pewnego wieczoru /zobaczyłem człowieka, który przygnieciony smutkiem / rozpiął szeroko płaszcz, /wyjął zza pazuchy swoje ciepłe serce / i wyrzucił je daleko za siebie" (tłum. Jerzy Jarniewicz).

Sentymentalizm tego otwarcia (człowiek jest "przygnieciony smutkiem", ma "ciepłe serce") zostaje zrównoważony w końcówce, kiedy ów człowiek odchodzi "lekko i beztrosko", uśmiechając się, jakby chciał powiedzieć: "Niesłychane, jak łatwo mi to poszło".

Jarniewicz kojarzy melancholię Pattena z doświadczeniem straty, które wielokrotnie było udziałem poety. Dzieciństwo skończyło się dla niego wcześnie (nieznany ojciec, alkoholizm i przemoc w domu), zmuszając bardzo młodego człowieka do konfrontacji z wrogą rzeczywistością. Temat przedwcześnie utraconej niewinności pojawia się w pierwszej książce Pattena pt. "Little Johny’s Confession". Oto początek tytułowego wiersza w przekładzie Piotra Sommera: "Dziś rano / w gruncie rzeczy młody i głupi / pożyczyłem karabin maszynowy, który mój ojciec / chował od czasów wojny, wyszedłem / i zlikwidowałem pewną ilość małych nieprzyjaciół. / Do tej pory nie wróciłem do domu".

Pomiędzy pokoleniem ojca a pokoleniem syna pada złowrogi cień Hiroszimy (Ginsberg powiedział o Pattenie: "jest młodszy od bomby atomowej"), to jednak nie znaczy, że dziecko jest wolne (od lęku, od przemocy, od kary, od wyrzutów sumienia). Wzorując się na ojcu, chłopiec "likwiduje pewną ilość małych nieprzyjaciół", następnie poszukują go "chmary policjantów z psami", które niechybnie wywęszą młodocianego rebelianta - mają jego lizaki. W innym wierszu z tego samego cyklu Mały Johny fantazjuje: "chciałbym mieć nową bombę, granatową bombę / bombę, którą mógłbym podkładać do internatów / gdzie śpią moi przyjaciele, / która by ich nie zbudziła ani ze snu nie wybiła, a płaczu po niej, / też nie byłoby wiele / (...) / która na wiele lat zapaliłaby Wszechświat / i zasypała nas / lawiną szczęścia" (tłum. Piotr Sommer).

Jednak bomba wynaleziona przez Johny’ego przypadkiem, podczas zabawy "starym żelastwem na strychu", nie zasypie nas lawiną szczęścia ani nie zakwitnie, a Johny niczego nie zobaczy "przez / topniejące okna". Johny nie jest niewinnym dzieckiem, które może odciąć się od brutalnego świata dorosłych i ich karabinów maszynowych, choć podejmuje taką próbę w wierszu "Mały Johny podejmuje podróż na inną planetę". Ucieczka to tylko "wykręt" dziecka "o oczach wielkich jak planety", ale kosmos okazuje się w końcu "zbyt dziki" (tłum. Piotr Sommer).

Gdzie jest poezja?

Polityczne niepokoje wierszy o Johnym wydają się dziś dość oczywiste, należy jednak odnotować, że poetyka Pattena nie sprowadza się w nich do wąsko rozumianego zaangażowania. Równie istotne tematy to samotność i lęk dorastającego chłopca, zaś w warstwie estetycznej zaznacza się wyraźny wpływ surrealistów. Pojawiają się piękne i niepokojące obrazy: bomba wynaleziona przez Johny’ego (granatowa!) nabiera zapachu tulipanów, a na planecie, na którą chłopiec ucieka, rosną drzewa z czarnego szkła. "Liverpoolczycy" przyznawali się do patronatu surrealistów i dadaistów, w tym Alfreda Jarry’ego, ale innym ważnym dla Pattena poetą był Artur Rimbaud. Powinowactwo z wizjonerem z Charleville widać bardzo wyraźnie w wielu jego utworach, jednak szczególnie wyrazistym przykładem jest "Wiersz prozą definiujący sam siebie":

"W sytuacji publicznej poezja winna rozebrać się i pomachać do najbliższej osoby w zasięgu wzroku; powinno się ją widywać raczej w towarzystwie kochanków i złodziei niż dziennikarzy i wydawców. Dostrzegłszy matematyków, winna odciągnąć ich umysły od algebry i zastąpić ją poezją; dostrzegłszy poetów, winna odciągnąć ich umysły od poezji i zastąpić ją algebrą; powinna zakochać się w dzieciach i uwodzić je bajkami (...)". I nieco dalej: "Poezja niech wyszukuje blade i liryczne pary i włóczy się z nimi po stajniach, zapuszczonych sypialniach, wrakach samochodów, by znaleźć Najwyższą Rozkosz. Powinna wkraczać do płonących fabryk zbyt późno, by kogokolwiek ocalić. Niech nie zawraca sobie zbytnio głowy swym prawdziwym mianem" (tłum. Tadeusz Sławek).

Pattenowska lista spraw, którymi powinna zajmować się poezja, przypomina słynny fragment Rimbaudowskiego "Sezonu w piekle": "Lubiłem idiotyczne obrazy, zdobione nadproża, dekoracje, namioty linoskoków, szyldy, jarmarczne malowanki; niemodną literaturę, łacinę kościelną, erotyczne książki nie liczące się z ortografią, romanse naszych dziadków, baśnie czarodziejskie, książeczki dla dzieci, stare opery, niedorzeczne refreny, naiwne rytmy" (tłum. Artur Międzyrzecki).

W obydwu przypadkach poezji przypada rola radosnej, ekstatycznej burzycielki opowiadającej się zawsze po stronie tego, co w tradycyjnym odbiorze uchodzi za absolutne przeciwieństwo wszelkiej szacowności czy nawet przyzwoitości. Nawiązując znowu do "Świeżego powietrza", można powiedzieć, że Patten szuka poezji wszędzie, byle nie w "Towarzystwie Poetyckim".

Szuka jej także w miłości - i nie bez powodzenia. Erotyki Pattena, tak liczne i tak udane, że doczekały się osobnego wydania w formie zebranych "Love Poems" (2007), łączą w sobie radosny apetyt na życie i - czasem - gorycz rozczarowania. Miłosny entuzjazm bije z każdej linijki wiersza "Tyłeczek w rzecznej kąpieli", w którym poeta obserwuje tytułową część ciała nagiej pływaczki: "ach, jaki to ładny tyłeczek. / Spójrz jak wynurza się co chwila / niczym wyspa / różowa wyspa przez wodę płynąca / coś tak młodego i dobrego / w rzece co wypływa z Lyons" (tłum. Tadeusz Sławek). Nieco inny nastrój panuje w "Scenie z przyjęcia", gdzie początkowy entuzjazm zostaje w końcu przełamany nutą łagodnego smutku. Entuzjazm, kiedy ktoś mówi: "Zostańmy tutaj / Teraz kiedy pokój opustoszał / i pokamasutrzmy się trochę" (jeszcze zabawniej w oryginale: "Let’s stay here / Now this place has emptied / And make gentle pornography with one another"); smutek, kiedy po wszystkim "on złapał autobus ona pociąg / I jedyną rzeczą jaka ich łączyła / Był deszcz" (tłum. Andrzej Szuba).

Smutku jest w wierszach Pattena bardzo wiele, kiedy z czułością pisze o straconych miłościach, zmarłych przyjaciołach i podupadłych bohaterach dzieciństwa (elegia: "Gdzie teraz jesteś, Batmanie?"), o przemijaniu i zdradzie. Ale ten smutek nie wyklucza ani nie umniejsza radości. Przy całym swoim okrucieństwie świat czasem ni z tego, ni z owego robi się "jadalny", jak w końcówce "Wiersza napisanego na ulicy w pewien deszczowy wieczór": "Wyprawiono ucztę; świat / Stał się nagle jadalny. / I był tutaj zawsze, żeby go smakować" (tłum. Jerzy Jarniewicz).

Patten często miesza rejestry (emocjonalne i stylistyczne), tworząc zaskakujące i pełne uroku obrazy, jak w wierszu "Nieuwaga", w którym "gazomierz rzuca cień na pojedynczy krzak bzu" (tłum. Piotr Sommer). Dziecinne marzycielstwo, czułość, miłosny entuzjazm, fantazjowanie, patos i śmiech - połączenie tych cech uwodzi czytelników Pattena, który jest autorem wielu znakomitych wierszy, ale także takich, którym daleko do znakomitości. Słabe cechy jego poetyki to skłonność popadania w poetycką kliszę i banalny sentymentalizm. Niewykluczone, że takie ryzyko zawsze idzie w parze z pragnieniem ożywienia poezji. Przecież nawet frywolnemu O’Harze zdarzało się popaść w ociężałość, o Ginsbergu nie wspominając. Kunszt poetycki jest dla Pattena mniej istotny niż emocje, jakie jego wiersze wywołują u czytelników.

Wiersze do słuchania

Częstokroć nie są to zresztą czytelnicy, ale słuchacze. Należy pamiętać, że "liverpoolczycy" od początku tworzyli poezję przeznaczoną do czytania na głos przed publicznością, w związku z czym ich twórczość zawsze miała w sobie bezpośredniość poetyki rocka czy popu - z całym dobrodziejstwem inwentarza. Tekst, który robi wrażenie, kiedy słucha się go podczas koncertu albo występu poety, niekoniecznie sprawdza się podczas skupionej lektury.

Występy Pattena nadal są bardzo popularne, zwłaszcza te adresowane do dzieci. Jak zauważał Piotr Sommer podczas rozmowy przeprowadzonej z Pattenem w 1978 roku, "dorosła" twórczość Pattena i jego książki dla dzieci mają ze sobą coś wspólnego. Patten odpowiada, że interesuje go po prostu opowiadanie historyjek - niezależnie od tego, kto jest ich adresatem. Przypomina, że tradycyjną rolą poety zawsze było opowiadanie, a podział na literaturę "dorosłą" i "dziecięcą" jest trochę sztuczny i wymyślony przez wydawców. Nie sposób nie przyznać, że najlepsze książki dla dzieci są zwykle interesujące także dla dorosłych. Jest tak również w przypadku niektórych książek Pattena. Zdecydowanie warta polecenia jest oparta na ludowej opowieści Indian amerykańskich książeczka "Skaczący Myszka" (tłum. Piotr Sommer). Po polsku ukazał się także zbiór krótkich historyjek pod tytułem "Słoń i kwiat" (również w przekładzie Sommera) i "Olbrzym z Zamczyska Baśni" (w przekładzie Pawła Beręsewicza). Wiersze Pattena dla dzieci tłumaczył również Adam Zdrodowski.

Spotkania z Pattenem zapadają w pamięć, bo jest poetą, któremu zależy na spotykaniu publiczności. W rozmowie z Sommerem Patten pytał retorycznie: "(...) jeśli nie pisze się dla ludzi, to dla kogo się pisze?". I zaraz dodawał: "Myślę, że poezja powinna być zawsze przystępna. Popatrz na najsławniejszych poetów akademickich z dawnych czasów, na kogoś takiego jak Wordsworth, na jego wczesne wiersze, na przykład »Ballady liryczne« - Wordsworth mówił, że pisze je dla ludzi. Nie sądzę, żeby było w tym coś zdrożnego. Chcę pisać wiersze dla ludzi i - tylko tyle. Zawsze będę pisał przystępnie".

JULIA FIEDORCZUK jest poetką, prozaiczką i tłumaczką. Na Uniwersytecie Warszawskim prowadzi zajęcia z literatury amerykańskiej, teorii literatury i ekokrytyki. Nagrodzona przez Polskie Towarzystwo Wydawców Książek za najlepszy debiut (2002). Jest autorką następujących tomików poetyckich: "Listopad nad Narwią" (2000), "Bio" (2004), "Planeta rzeczy zagubionych" (2006) oraz "Tlen" (2009). Opublikowała także tom opowiadań "Poranek Marii i inne opowiadania" (2010) oraz powieść "Biała Ofelia" (2011).

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 37/2011

Artykuł pochodzi z dodatku „Conrad 03 (37/2011)