Wyklęci: wierni przysiędze

Ludzie, którzy po 1945 r. kontynuowali walkę zbrojną, nie byli straceńcami pragnącymi umrzeć. Jakie były ich motywy? Dlaczego walczyli?

23.02.2015

Czyta się kilka minut

Ściana celi w dawnym więzieniu UB w „IV Bastionie” przy ul. Kamiennej w Krakowie, gdzie w latach stalinowskich trzymano żołnierzy podziemia. / Fot. Maciej Korkuć
Ściana celi w dawnym więzieniu UB w „IV Bastionie” przy ul. Kamiennej w Krakowie, gdzie w latach stalinowskich trzymano żołnierzy podziemia. / Fot. Maciej Korkuć

Być wiernym Ojczyźnie, Rzeczypospolitej Polskiej, (...) prawu i Prezydentowi Rzeczypospolitej Polskiej być uległym, (...) za sprawę Ojczyzny walczyć do ostatniego tchu w piersiach i w ogóle tak postępować, abym mógł żyć i umierać jak prawy żołnierz polski”. Tak przysięgali polscy żołnierze, którzy stanęli do walki w 1939 r. Przysięgali konkretnemu, a nie abstrakcyjnemu państwu: Rzeczypospolitej. Jej władze na obczyźnie kontynuowały walkę o niepodległość. Wojsko Polskie zostało podzielone na jednostki Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie i odtwarzane pod okupacjami jednostki Sił Zbrojnych w Kraju – pod nazwą Związku Walki Zbrojnej, przemianowanego potem na Armię Krajową.


„Zwycięstwo nagrodą”


Każdy przyjmowany do AK przysięgał być wiernym „Rzeczpospolitej Polskiej, stać nieugięcie na straży Jej honoru i o wyzwolenie Jej z niewoli walczyć ze wszystkich sił – aż do ofiary życia”. Przysięgał posłuszeństwo Prezydentowi RP i rozkazom Naczelnego Wodza. Przyjmujący przysięgę stwierdzał: „Przyjmuję Cię w szeregi Armii Polskiej, walczącej z wrogiem w konspiracji o wyzwolenie Ojczyzny .Twym obowiązkiem będzie walczyć z bronią w ręku. Zwycięstwo będzie Twoją nagrodą. Zdrada karana jest śmiercią”.


W imię tych zasad żołnierze walczyli podczas wojny i po wojnie. Mieli być wierni państwu, które odrodziło się w roku 1918, a od 1939 r. było reprezentowane na obczyźnie przez prezydenta Władysława Raczkiewicza.
Tymczasem koniec II wojny przyniósł dominację Sowietów w Polsce. Aneksja niemal połowy jej przedwojennego terytorium była powtórzeniem tego, co działo się w latach 1939-41. Komuniści nie przejęli władzy w Rzeczypospolitej Polskiej – Stalin zbudował im nowe, w pełni od niego zależne państwo. Co oznaczało to dla żołnierzy AK i innych sił niepodległościowych? „Obecne zwycięstwo sowieckie nie kończy wojny – pisał w rozkazie z 19 stycznia 1945 r. komendant główny AK gen. Leopold Okulicki. – Nie wolno nam ani na chwilę tracić wiary, że wojna ta skończyć się może jedynie zwycięstwem słusznej sprawy, triumfem dobra nad złem, wolności nad niewolnictwem”.


Czy w takim razie rozwiązanie AK było wyrazem rezygnacji ze zbrojnej walki o niepodległość? Bynajmniej. Chodziło tu tylko o taktyczne wytrącenie Sowietom propagandowego uzasadnienia dla represji jako reakcji na funkcjonowanie organizacji nieuznawanej przez władze ZSRR. Chodziło o uchronienie żołnierzy – z myślą, że będą potrzebni w przyszłości, gdy odmieni się sytuacja międzynarodowa. Nie o rezygnację z walki, lecz odłożenie jej na sprzyjającą chwilę.


Widoczne trudności komunistów w opanowaniu terenu umacniały w społeczeństwie poczucie tymczasowości sytuacji. Mnożyły się przewidywania co do scenariuszy rozwoju wydarzeń; ważne miejsce w wielu z nich zajmowało oczekiwanie nowej wojny Zachodu ze Wschodem. O możliwości jej wybuchu mówił wtedy nie tylko będący narzędziem Stalina Gomułka, który na plenum KC PPR w maju 1945 r. stwierdzał, że „dopiero po konferencji pokojowej będziemy mogli powiedzieć, czy idziemy do nowej wojny, czy też zmierzać będziemy do pokoju”. O tym samym mówił p.o. Naczelnego Wodza gen. Anders, pozostający na obczyźnie. Pierwszy liczył na utrwalenie sowieckiej dominacji, która pozwoli siłą zgnieść krajowy opór przeciw nowemu systemowi. Drugi – na konflikt, który Polsce przyniesie niepodległość i możliwości pokojowego rozwoju.


„Przeżyć ten okres”


W ówczesnej sytuacji wydawało się, że najważniejsze to przetrwać najtrudniejszy okres bezwzględnej sowieckiej dominacji. Ukryć broń i czekać na bardziej sprzyjającą chwilę. Dlatego próbowano w nowych warunkach demobilizować żołnierzy, rozpuścić oddziały do domów. Takie były rozkazy nie tylko w AK, ale też w podziemiu narodowym. Charakterystyczne jednak, że broni nie zamierzano zdawać komunistom ani niszczyć. Nakazywano ją konserwować i ukrywać w konspiracyjnych magazynach. Z tych samych względów wielu partyzantów próbowało przenikać do komórek milicji i bezpieki – aby przetrwać i jednocześnie tępić ostrze represji.


Postanowienia Jałty w sprawie oderwania od Polski ziem wschodnich były szokiem, ale zapowiedź wolnych wyborów na zachód od Bugu dawała jeszcze nadzieję. „Przypuszczam, że po klęsce Niemiec Anglicy zdołają sprawdzić i urzeczywistnić decyzje konferencji krymskiej. Powinno to doprowadzić do zakończenia panowania NKWD w Polsce. Po wygnaniu tej siły byłbym spokojny o nasze losy” – pisał Okulicki do podkomendnych w marcu 1945 r. I dalej: „Przypuszczam, że w okresie następnym będziemy mieli pełną swobodę działania (na początku, możliwe, bardzo ograniczoną) w organizowaniu naszej państwowości”. Z takiej oceny wyprowadził dwa wnioski, określające kierunki działania: „1) Przeżyć ten okres z jak najmniejszymi stratami. Starać się uchronić naszych ludzi drogą przerzucania ich z jednego miejsca na drugie. Nie podejmować otwartej walki z PPR. Czekać na zmianę stosunku Anglików do ZSSR. Rozpowszechniać wśród społeczeństwa opinię, że wszystko to – przemijająca historia. 2) Przygotować siły do działania po zakończeniu panowania NKWD”.


Jednak Sowieci nie zamierzali przyglądać się temu z założonymi rękami. Na wschód od Bugu tępili wciąż istniejące polskie oddziały partyzanckie, wyłapywali tych, którzy próbowali wrócić do domu, i pacyfikowali polskie wsie. Mimo mirażu rozwiązań politycznych, również i na zachód od nowej granicy sowieckie siły policyjne i wojskowe nie pozwalały na przeczekanie okresu ich dominacji. Kontynuowano represje: aresztowania, mordy, wywózki na Wschód. Konieczne było ratowanie życia i wolności, a także tępienie bezkarności sowieckiego terroru i szybko uczących się zbrodniczego fachu gorliwych ubowców.


„Trzeba było reagować”


Aresztowanie przywódców Polski Podziemnej w marcu 1945 r. i coraz celniejsze ciosy rozwiewały nadzieje na możliwość przeczekania w rodzinnych domach. „Do momentu aresztowania komendanta Okulickiego, czyli do marca 1945 roku – nie prowadziliśmy właściwie żadnych akcji przeciwko »czerwonym«. Wyjątkiem były sprawy szpicli – wspominał Antoni Heda „Szary” z Kielecczyzny. – Teraz już nie było wątpliwości, że nie możemy pozostać obojętni wobec rozgrywających się wypadków. (...) W miesiącach kwiecień–maj [1945 r.] zapełniły się więzienia. (...) Polując na mnie UB aresztowało 8 maja moich trzech braci, Stanisława, Jana i Stefana oraz dwóch szwagrów (...) Przeszli okropne tortury – niejako za mnie. Braci Stanisława i Jana oraz szwagra Stanisława zamordowano w ciągu kilku tygodni. (...) Na taką serię okrucieństw trzeba było zareagować tak, jak to czyniłem w czasie okupacji niemieckiej: rozbijaniem więzień i uwalnianiem aresztowanych i skazanych”.


Późniejsze wybiegi polityczne komunistów wprowadzały zamieszanie w szeregi podziemia. Po powrocie do kraju byłego premiera Stanisława Mikołajczyka latem 1945 r. wielu ludzi uznało, że sytuacja się zmieniła. Na powrót rozwiązywano oddziały i rozpuszczano ludzi do domów. Ale też na powrót „melinowano” broń, nie zapominając o ideałach, na które przysięgano. Część dowódców partyzanckich nie uwierzyła wrogowi w gwarancje bezpieczeństwa. Ci kontynuowali walkę jeszcze przez wiele miesięcy. „Amnestia to jest dla złodziei, a my jesteśmy Wojsko Polskie” – komentował potem tego rodzaju akcje mjr Hieronim Dekutowski „Zapora”.


Wielu z nich zadawało celne ciosy bezpiece i NKWD. Nie byli straceńcami pragnącymi za wszelką cenę umrzeć. Byli żołnierzami wiernymi przysiędze. Wciąż liczyli na narastanie konfliktu między Sowietami i Anglosasami – albo na zwycięstwo wyborcze Mikołajczyka. Dopiero w wolnej Polsce mogliby wrócić spokojnie do domów, w poczuciu spełnionego obowiązku.


Historia nie dała im tej szansy. Wtedy nie doczekali wolnej Polski. Wojna z komunistycznym totalitaryzmem nie wybuchła, a wybory sfałszowano. Ci, którzy w 1947 r. złożyli broń, szybko stali się ofiarami bezpieki. Ci, którzy walczyli do końca, stali się symbolem niezłomnego oporu.


Podobnie jak likwidacje gestapowców były słusznym odruchem zbrojnym terroryzowanego narodu w czasie wojny, tak likwidacje gorliwych funkcjonariuszy NKWD i UB były z reguły ostatnimi aktami sprawiedliwości wobec członków tych zbrodniczych formacji. Dopóki istniało podziemie zbrojne, nie byli bezkarni. To był praktyczny wymiar oporu przeciw zniewoleniu.
©

Dr MACIEJ KORKUĆ jest historykiem, szefem Biura Edukacji Publicznej Oddziału IPN w Krakowie. Autor m.in. biografii Józefa Kurasia „Ognia”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 09/2015

Artykuł pochodzi z dodatku „Polski rok 1945