Wiek solidarności

Zauważano go zwykle w momentach najtrudniejszych. Ale jego aktywności nie ograniczały się do czasu wojennego. Polski Czerwony Krzyż skończył właśnie sto lat.

01.04.2019

Czyta się kilka minut

Sanitariuszki ze Szkoły Pielęgniarstwa PCK podczas kursu spadochronowego. Warszawa, Pola Mokotowskie, 1938 r. / ARCHIWUM PCK
Sanitariuszki ze Szkoły Pielęgniarstwa PCK podczas kursu spadochronowego. Warszawa, Pola Mokotowskie, 1938 r. / ARCHIWUM PCK

Choć powstał wkrótce po odzyskaniu przez Polskę niepodległości, to bynajmniej nie „na surowym korzeniu”.

Jeszcze podczas I wojny światowej – konfliktu, który na swoim froncie wschodnim pozostawił ogromne zniszczenia na ziemiach polskich należących do Austrii i Rosji – we wszystkich trzech zaborach działały organizacje nawiązujące do idei Międzynarodowego Czerwonego Krzyża.

Ruch ten, zainicjowany w 1863 r. przez szwajcarskiego handlowca i filantropa Henriego Dunanta – kilka lat wcześniej był on świadkiem cierpień żołnierzy i cywilów podczas wojny między Austrią a Francją i Włochami – wzywał do solidarności i niesienia pomocy wojskowym oraz cywilnym ofiarom wszelkich konfliktów. W zaborze rosyjskim działał zatem Polski Komitet Pomocy Sanitarnej, w pruskim Komitet Niesienia Pomocy Rodakom w Królestwie, a w austriackim Krajowe Stowarzyszenie Mężczyzn i Dam Czerwonego Krzyża w Galicji.

W chwili, gdy Polska wróciła na mapę świata i zyskała uznanie międzynarodowe, zniknęły też przeszkody, aby zarejestrować ogólnokrajową organizację Czerwonego Krzyża. Doszło do tego 18 stycznia 1919 r. w hotelu Bristol w Warszawie. Tego dnia wszystkie działające na ziemiach polskich organizacje kierujące się zasadami humanitaryzmu, bezstronności, neutralności i powszechności połączyły siły, tworząc Polskie Towarzystwo Czerwonego Krzyża. Patronką ruchu została Helena Paderewska – żona Ignacego, ­ówczesnego premiera i ministra spraw zagranicznych.

Rok 1920: za frontem i w Moskwie

Pierwszym konfliktem, w którym PCK podjął działania, była wojna polsko-bolszewicka – zaczęła się wkrótce po tym, jak PCK zaczął działalność. Ludzie z czerwonym krzyżem na ramieniu, mężczyźni i kobiety, zakładali szpitale polowe, a siostry PCK prowadziły punkty sanitarne dla uchodźców z terenów objętych walkami.

Organizacji udało się założyć nawet swoje przedstawicielstwo w Moskwie. Stanowisko pełnomocnika pełniła tam Jekatierina Pieszkowa (żona Maksyma Gorkiego). Szukając jeńców oraz zakładników, przetrzymywanych przez władze bolszewickie, pomagała rodzinom odnaleźć swoich bliskich.

Pieszkowa działała również na rzecz umożliwienia wyjazdu do kraju wielu Polakom – w sumie było to kilkaset tysięcy osób, które albo podczas I wojny światowej znalazły się w Rosji, albo pochodziły z terenów, które po pokoju ryskim z 1921 r. znalazły się w Rosji bolszewickiej. PCK pomagał też sprowadzić do kraju żołnierzy wziętych do niewoli podczas wojny (choć z tych wróciło niewielu; większość, o ile nie została zabita od razu, zginęła w obozach pracy przymusowej).

Z kolei w czasie powstań śląskich, w latach 1919-21, wobec dojmujących chwilami braków zaopatrzenia w żywność, działacze i wolontariusze PCK organizowali na Górnym Śląsku stałe i ruchome punkty wydawania posiłków.

Obowiązki związane z udzielaniem pomocy sanitarnej tworzącemu się Wojsku Polskiemu, otaczanie opieką uchodźców, żołnierzy i ich rodzin sprawiały, że PCK z jednej strony zyskał olbrzymią sympatię w społeczeństwie, z drugiej jednak strony związał się, siłą rzeczy, z państwem i jego instytucjami (np. w latach 1920-26 funkcję prezesa Głównego Komitetu PCK pełnił wojskowy – generał Józef Haller).

W zamian za świadczoną Rzeczypospolitej pomoc PCK, w okresie międzywojennym cieszył się przywilejami: sejmowa ustawa oddawała do dyspozycji organizacji część wpływów ze sprzedaży biletów na widowiska, koncerty czy zawody. Później, po II wojnie światowej, ważnym źródłem finansowania staną się z kolei tzw. nawiązki sądowe, które sprawcy przestępstw będą musieli wpłacać na rzecz PCK.

Desant sanitariuszek

Ważną częścią przedwojennej działalności PCK było promowanie krwiodawstwa. Na początku XX w. transfuzjologia wciąż była nowinką i wielu patrzyło na nią podejrzliwie. Poza prof. Ludwikiem Hirszfeldem dużą rolę w upowszechnieniu wiedzy o przetaczaniu krwi odegrał prowadzony właśnie przez PCK Instytut Przetaczania i Konserwacji Krwi w Warszawie. Stojący na jego czele Henryk Gnoiński był autorem popularnej broszury edukacyjnej „O przetaczaniu krwi”. W tym czasie duża część przetaczanej krwi pochodziła od dawców płatnych (dla niektórych było to jedyne źródło dochodu) – idea honorowego krwiodawstwa dopiero się zakorzeniała.

W drugiej połowie lat 30., gdy rosło prawdopodobieństwo kolejnej wojny, przygotowywał się do niej także PCK. Doświadczenie z poprzedniego konfliktu zbrojnego uczyło, że wielu rannych w ogóle nie docierało do szpitali, konając w transporcie – w wozach konnych na wyboistych drogach. Antidotum na opieszałość transportu miało być stworzenie nowoczesnej eskadry samolotów sanitarnych. PCK złożył zamówienie na sześć takich maszyn w Lubelskiej Wytwórni Samolotów. Konstrukcja górno­płatowca o nazwie LWS-2 była gotowa w 1937 r. W specjalnie przystosowanym kokpicie za kabiną pilota zaprojektowano miejsce dla dwóch chorych na noszach i rozkładany stolik, gdzie lekarz mógłby udzielić natychmiastowej pomocy.

Eskadra ratunkowa PCK zaprezentowała się publiczności w maju 1938 r. na Polach Mokotowskich w Warszawie. Poza pokazowymi lotami bohaterkami dnia były uczennice ze szkoły pielęgniarstwa i zarazem absolwentki kursu spadochronowego organizowanego przez PCK. Kurs, w którym udział wzięło osiem kobiet, obejmował część teoretyczną, zajęcia z ratownictwa i szkolenie ze skoków z różnej wysokości.

Desant sanitariuszek z czerwonym krzyżem na ramieniu wzbudził sensację. Zaraz po wylądowaniu jedna z nich, Ałła Maksymowiczówna, tak opisała swoje wrażenia w rozmowie z dziennikarzem „Gońca Warszawskiego”: „Leci się głową w dół (...). W pierwszej chwili zawsze muszę walczyć z potrzebą natychmiastowego pociągnięcia za rączkę spadochronu. Bo widzi pan, trzeba chwilę zaczekać. Dopiero potem pociągam, czuję mocne szarpnięcie za ramiona i już... po całej emocji”.

Hans Frank jest urażony

Już wkrótce, podczas okupacji niemieckiej, PCK miał być jedyną tolerowaną przez Niemców organizacją z przymiotnikiem „polski” w nazwie (na terenach okupowanych przez Związek Sowiecki działalność PCK była niemożliwa, gdyż władze sowieckie nie podpisały konwencji genewskich).

Zarząd PCK był świadomy kapitału moralnego, jaki organizacja ma w społeczeństwie, dlatego przywiązywał wagę do zachowania niezależności wobec Niemców. Jednak urzędnicy Generalnego Gubernatorstwa wciąż czynili zakusy, by zyskać przychylność PCK, oferując w zamian pewne profity.

Przykładem propozycja gubernatora Hansa Franka – opisana przez Marię Tarnowską, wiceprezes PCK, w tomie „Przyszłość pokaże...” – aby dochody z kasyna przy alei Szucha w Warszawie przeznaczyć na finansowanie organizacji. Przy alei Szucha swoją siedzibę miało też Gestapo, tu zwożono aresztowanych – i zapewne także gestapowcy uprawiali hazard w pobliskim kasynie.

W oficjalnym piśmie zarząd PCK propozycję Franka odrzucił, co poskutkowało wizytą funkcjonariuszy SD (Policji Bezpieczeństwa) i Gestapo. Stwierdzili, że gubernator Frank czuje się osobiście urażony. Tarnowska i prezes Wacław Lachert ponownie odmówili przyjęcia pieniędzy, powołując się na względy moralne.

Innym razem urzędnicy Generalnego Gubernatorstwa chcieli skłonić przedstawicieli PCK do wizytacji obozu jeńców w Murnau w Bawarii. Organizowanie ­podobnych „wycieczek” miało pokazać, że wbrew pogłoskom Niemcy przestrzegają konwencji międzynarodowych i traktują jeńców z szacunkiem. Prezes Lachert zapisał we wspomnieniach, że odmówił ­wzięcia udziału w tej inspekcji, a na odchodnym dodał, że wolałby raczej wiedzieć, „co się dzieje w Dachau, Oświęcimiu, Majdanku i innych więzieniach, a nie wizytować swych rodaków we wzorowym obozie dla dogodzenia propagandowym celom niemieckim”. Lachert wielokrotnie zgłaszał protesty w sprawie losu aresztowanych i wyroków śmierci; pozostawały bez odpowiedzi.

Pracownicy PCK utrzymywali kontakt z Żydami z warszawskiego getta, mieli do dyspozycji stałe przepustki, które umożliwiały im przenoszenie wiadomości między stroną aryjską a gettem. Za murami działał też ośrodek pierwszej pomocy PCK. Z kolei w czasie powstania warszawskiego PCK udzielał pomocy walczącym i cywilom. Zbierał informacje o zabitych i rannych: lekarze i sanitariuszki (wśród nich Irena Sendlerowa) odnotowywali miejsca pochówków; ich ewidencja służyła potem podczas poszukiwań i ekshumacji.

Gdy powstanie upadało, Maria Tarnowska prowadziła z ramienia PCK negocjacje z Niemcami w sprawie wyjścia ludności cywilnej z miasta. Na mocy umowy kapitulacyjnej z 2 października 1944 r. PCK był odpowiedzialny za ewakuację z Warszawy wszystkich szpitali i punktów opatrunkowych. W ten sposób udało się wyprowadzić z miasta 5 tys. rannych.

Rok 1943: w katyńskim lesie

Chwilą próby dla PCK stał się Katyń.

Po odkryciu grobów polskich oficerów Niemcy poprosili o „pomoc” w określeniu daty ich śmierci. Było oczywiste, że nadanie przez władze niemieckie rozgłosu tej zbrodni miało na celu odwrócenie uwagi od własnych zbrodni i osłabienie koalicji mocarstw zachodnich ze Stalinem.

PCK nie chciał dać się wciągnąć w rozgrywkę między Związkiem Sowieckim a III Rzeszą. Sprawa dotyczyła jednak zaginionych oficerów, nad których losem zastanawiały się rodziny w kraju i rząd w Londynie.

Kiedy więc dowództwo Armii Krajowej zezwoliło na wyjazd do Katynia zaufanym przedstawicielom PCK, zarząd wyznaczył do tego m.in. specjalistę medycyny sądowej dr. Mariana Wodzińskiego. Podczas trwających pięć tygodni ekshumacji Wodziński kierował Komisją Techniczną PCK. Udało mu się dokonać prawie 3 tys. identyfikacji (na ok. 4500 znalezionych zwłok), określić sposób dokonania zabójstw i rodzaj użytej broni.

Rola PCK w sprawie Katynia nie skończyła się na ekshumacjach. Jego pracownicy brali udział w badaniu odnalezionej przy zwłokach dokumentacji, opracowaniu listy ofiar i wydawaniu świadectw zgonu. Dzięki temu rodziny oficerów po raz pierwszy mogły uzyskać wiarygodne informacje na temat losu bliskich.

Po powrocie z Katynia sekretarz generalny PCK Kazimierz Skarżyński sporządził poufne sprawozdanie na temat tego, co widział. Przekazany władzom AK, raport ten trafił później do rządu w Londynie. Jako groźni świadkowie zbrodni Skarżyński, Wodziński i inni członkowie Komisji Technicznej byli po wojnie represjonowani przez komunistów i często zmuszani do ucieczki z kraju.

Z mordem w Katyniu wiążą się też – niewyjaśnione do dziś – losy tzw. archiwum Robla. Chodzi o skrzynie, w których członkowie Komisji Technicznej złożyli dokumenty dotyczące tożsamości ofiar, w tym obrączki, papierośnice i inne przedmioty.

Do 1944 r. skrzynie przechowywano w Krakowie, w Instytucie Medycyny ­Sądowej i Kryminalistyki. Część została wywieziona przez Niemców przed nacierającą Armią Czerwoną, część zaś udało się ukryć – dzięki pomocy dr. Jana Zygmunta Robla, żołnierzy Armii Krajowej i pracowników krakowskiego PCK.

Jedna ze skrzyń, gdzie znajdowała się część skatalogowanych przez Robla materiałów, miała zostać zakopana na podwórku kamienicy Małopolskiego ­Oddziału PCK. Prowadzone parę lat temu badanie georadarem, zlecone przez IPN, nie przyniosło jednak rezultatów.

Po roku 1945: ktokolwiek widział...

Już w 1920 r., podczas wojny polsko-bolszewickiej, PCK uruchomił Biuro Informacji i Poszukiwań, które zbierało dane o ofiarach. Ale „karierę” biuro to zrobiło po 1945 r., gdyż gromadziło informacje od polskich jednostek wojskowych w kraju i za granicą, spisywało poległych i rannych oraz odpowiadało na pytania ludzi szukających krewnych. Kartoteki tworzono nawet poprzez spisywanie nazwisk z grobów.

W reportażu Polskiego Radia, nagranym w 1981 r., Antonina Sztomberkowa tak opisywała uruchomione zaraz po wojnie warszawskie biuro PCK jako „miejsce spotkań” mieszkańców stolicy: „Tu były niesamowite kolejki, często ludzie spotykali się już w tych kolejkach, bo jedni czekali, żeby zgłosić poszukiwanie, a drudzy wracali do kraju i rejestrowali się w PCK”.

Szczególną rolę w archiwach PCK odegrały karty z personaliami polskich dzieci odebranych rodzinom i oddanych na wychowanie rodzinom niemieckim (po wojnie Trybunał w Norymberdze uznał rabunek dzieci za zbrodnię ludobójstwa). Odwołując się do tych zasobów ludzie, którzy często nie byli świadomi własnego pochodzenia, mogli po latach odnaleźć swoich prawdziwych rodziców.

W 2015 r. w Warszawie doszło do wyjątkowego spotkania – relacjonowanego przez polskie i zagraniczne media – rozdzielonych podczas wojny bliźniaków. Bracia odnaleźli się po 68 latach właśnie za pomocą Biura Informacji PCK.

Począwszy od 1945 r. do dziś, do Biura Informacji wpłynęło ponad 4,4 mln spraw i indywidualnych zapytań. Do tej chwili udało się ustalić losy 650 tys. ludzi na całym świecie. Współczesnym wcieleniem tej strony działalności PCK jest projekt „Trace The Face”, który pozwala współczesnym migrantom na poszukiwanie bliskich za pośrednictwem internetu.

Pracownicy PCK pomagają polskim wygnańcom, transportowanym z ziem wschodnich na ziemie po­niemieckie. Dworzec kolejowy w Łodzi, 1945 r. / FOT. KRZYSZTOF CHOJNACKI / EAST NEWS

Rok 1956: na pomoc Węgrom

Zapoczątkowana w 1948 r. przez komunistyczne władze PRL stopniowa nacjonalizacja majątku PCK – szpitali, sanatoriów, przychodni czy stacji pogotowia – była dla organizacji ciężkim ciosem. Z drugiej strony pozwoliło to PCK przekształcić się w samowystarczalną instytucję, funkcjonującą niezależnie od państwa.

O ile więc po II wojnie światowej skala działań organizacji została ograniczona (także pod względem prowadzenia misji międzynarodowych), o tyle jej kapitał społeczny okazał się bardzo wysoki.

PCK zapracował na niego również za sprawą Węgier: gdy jesienią 1956 r. Węgrzy podjęli próbę zbrojnego powstania antykomunistycznego, a Węgierski Czerwony Krzyż zaapelował o pomoc (w tym o krew dla rannych powstańców), i gdy okazało się, że ludzie w całej Polsce – chwilowo płynącej na fali popaździernikowej „odwilży” – gotowi są pomóc, to właśnie PCK zapewnił logistykę tej pomocy.

Lekarstwa, opatrunki, a także krew, jak też żywność – wszystko to popłynęło na Węgry szerokim strumieniem: samolotami, ciężarówkami i koleją. PCK zebrał też na pomoc dla Węgrów kilkadziesiąt milionów złotych.

Być może także dlatego w okresie ­PRL-u Czerwony Krzyż stał się organizacją masową: w 1970 r. liczył ponad 5,5 mln członków. Potem, w czasie stanu wojennego, przedstawiciele PCK składali regularne wizyty w ośrodkach internowania działaczy opozycji, udzielali pomocy ich rodzinom, organizowali korespondencję.

„Na miarę sił”

Swoją działalność w czasach komunistycznych PCK zakończył w sposób poniekąd symboliczny: gdy w grudniu 1989 r. Rumunia dołączyła, jako ostatni kraj, do tamtej Jesieni Ludów, ale bynajmniej nie na sposób pokojowy, i gdy w Bukareszcie oraz innych miastach polała się krew – PCK znów okazał się jedyną istniejącą wtedy strukturą zdolną do zapewnienia logistyki pomocy, którą zbierano wówczas w wielu polskich miastach.

A potem nastąpił koniec PRL i komunizmu. W wolnej Polsce PCK znalazł się w nowej sytuacji (zaczęło powstawać wiele inicjatyw o charakterze humanitarnym) i stanął przed nowymi wyzwaniami.

Dziś, poza akcjami pomocowymi i ratowniczymi w kraju (np. w czasie powodzi) oraz za granicą, PCK w coraz większej mierze koncentruje się na takich sprawach jak zwalczanie skutków ubóstwa, bezrobocia czy bezdomności. Podejmuje też inicjatywy edukacyjne, mające kształtować świadomość w zakresie ochrony życia i zdrowia czy prawa międzynarodowego.

Ponad 150 lat temu Henri Dunant pisał: „Wszyscy w ten czy inny sposób, każdy w swej dziedzinie i w miarę swych sił, mogą przyczynić się w jakimś stopniu do szlachetnego dzieła”. Humanitarne problemy, które przynosi wiek XXI, potwierdzają te słowa – zapotrzebowanie na ów odruch bezinteresownej solidarności jest, w skali globalnej, równie wielkie jak kiedyś. Jednak, z drugiej strony, w wątpliwość podawana bywa sama idea pomocy humanitarnej: niektórzy widzą w niej – zwłaszcza w krajach Azji czy Afryki – obracający miliardami „przemysł”.

Receptą na to może być rozszerzenie definicji Dunanta: obok altruizmu i miłosierdzia równie ważne stają się przejrzystość i rzetelna informacja o swych działaniach. One budują zaufanie – pojęcie dziś chyba kluczowe. ©

Korzystałem z: Z. Abramek „Powstanie i działalność Polskiego Czerwonego Krzyża” (2001); A.M. Stefanicka „Spieszymy z pomocą. Historia towarzystwa pomocy Polakom” (2016); M. Cichocka „Polski Czerwony Krzyż w latach 1919-2004” (2006); kwartalnik „Karta” nr 98/2019; internetowe archiwum PCK (www.100lat.pck.pl).


PCK dzisiaj

Jubileusz, który nie prowadzi do refleksji nad dniem dzisiejszym, będzie zmarnowany. Duma z dokonań tych, co byli przed nami, musi prowadzić do pytania o to, na ile dzisiaj – w innych warunkach – potrafimy sprostać nowym potrzebom i wyzwaniom.

Te nowe zadania dzisiaj to edukacja w zakresie prawa humanitarnego i pierwszej pomocy, usługi opiekuńcze dla osób starszych oraz osób z niepełnosprawnościami, zapobieganie skutkom katastrof i klęsk żywiołowych oraz, po czwarte, honorowe krwiodawstwo.

Idee Czerwonego Krzyża pozostają niezmienne, ale sposób ich wprowadzania do praktyki musi się zmieniać tak, jak zmieniają się nasze sposoby porozumiewania się i warunki, w jakich żyjemy. Szukamy nowych dróg docierania do ludzi, którzy zechcą oddać krew nieznanemu sobie bliźniemu, ale piękno tego gestu pozostaje niezmienne. Uczymy tego samego zestawu kanonów międzynarodowego prawa humanitarnego, wykorzystując nowe ścieżki przekazywania informacji. Poszerza się zakres wiedzy i narzędzi udzielania pierwszej pomocy, ale cel, jakim jest ratowanie życia, jest ten sam. Mamy w kilkunastu Grupach Ratownictwa Medycznego najnowszy sprzęt techniczny i ustawicznie doskonalących swoje umiejętności ratowników, ale niezmiennym ich zadaniem pozostaje pomoc poszkodowanym. © STANISŁAW KRACIK

Autor jest prezesem Polskiego Czerwonego Krzyża.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 14/2019