Wiedza jako pożytek zbiorowy

Nie apeluję, by historycy czy socjologowie rezygnowali z prób wyjaśnienia ciemnych kart historii Polski. Tyle że niepotrzebne są poszukiwania wyjątkowości Polaków w myśl schematu, bo to było inne niż wszystko, na dodatek w języku larum pod niebiosa. Dopóki nie popatrzymy na własną historię jako na zasadniczo typowy przypadek w dziejach powszechnych, zawsze będzie ona mitologizowana.

12.09.2004

Czyta się kilka minut

W sprawie Jedwabnego od początku przeplatały się dwa wątki: pierwszy, co się zdarzyło; drugi: jak to było i jest przyjmowane. Można uznać, że opracowanie “Wokół Jedwabnego", podsumowujące śledztwo IPN, wyczerpało faktograficzny aspekt sprawy. Wiemy, co się wydarzyło, nie tylko zresztą w Jedwabnem (dla uproszczenia będę traktował tę nazwę jako ogólną).

Gross odniósł się do wątku drugiego, zaś tytuł szkicu można interpretować jako opis stanu wiedzy o Jedwabnem w świadomości zbiorowej Polaków. Przypuszczam, że w intencji autora niepamięć zbiorowa nie polega na braku wiedzy czy zapomnieniu. Jest to raczej pamięć fałszywa lub może kierunkowe zapomnienie (podobne do zaniechania jako kierunkowego braku działania), coś nagannego, niespełnienie pewnego obowiązku epistemologicznego.

Będę polemizował z niektórymi tezami Grossa, Jerzego Jedlickiego i Hanny Świdy-Ziemby. Wszelako zgadzam się z dwoma pierwszymi, że wiedza o Jedwabnem to nie tylko kwestia odtworzenia faktów, ale i nasz stosunek do nich widoczny w recepcji oraz interpretacjach. Ich rozmaitość świadczy bardziej o nas niż o przeszłości; o tym właśnie, co czynimy z wiedzą o Jedwabnem. Być może jest ona czasem źródłem cierpienia, jak chce Jedlicki. Jestem jednak optymistą epistemologicznym i uważam, że wiedza może, powinna i jest źródłem pożytku.

To nie był cel strategiczny

Trzeba odróżniać dwie płaszczyzny dyskusji o Jedwabnem: profesjonalną, toczoną przez historyków, socjologów, prawników itd. i ogólno-publiczną, w której, mniej lub bardziej czynnie, uczestniczą rzesze ludzi. Obie się przeplatają, druga nie byłaby możliwa bez pierwszej, ale jednak są różne: kto inny bierze w nich udział, odmienne są powinności jej uczestników. Zajmę się głównie płaszczyzną dyskusji ogólnej.

Upublicznienie tego, co zdarzyło się w Jedwabnem było dla wielu Polaków szokiem. Nic dziwnego, że wywołało rozmaite reakcje, także obronne. Jedni przyjęli postawę Obrońców Dobrego Imienia Miasta i Narodu, jak to ironicznie, ale trafnie ujął Jedlicki, mając na myśli tych, którzy bronili Honoru bezkompromisowo (czyli wbrew wiedzy, a wedle życzeń). Ale byli i tacy, którzy chcieli zrozumieć, lecz trudno było im się a priori pogodzić, bo przecież to niemożliwe, by Polacy mogli coś takiego uczynić i w takiej skali. Niestety, rozkład postaw nie jest dokładnie znany. W szczególności nie wiemy, jaki procent Polaków zaakceptował wersję wydarzeń ustaloną w wyniku śledztwa IPN. Coś jednak wiadomo, np. że dzięki publicznej dyskusji o Jedwabnem antysemityzm w Polsce zmalał o kilka punktów, a nie wzrósł, jak się niektórzy obawiali.

Gross pyta o powód milczenia w sprawie Jedwabnego zaraz po lipcu 1941 r. Dlaczego tak stało się, skoro przywódcy Polski Podziemnej w kraju otrzymali informacje i przekazywali je do Londynu? Dlaczego nie było “larum pod niebiosa, nie rwali sobie włosów z głowy (...) na wieść o tych potwornych zbrodniach"? I odpowiada, że stało się tak z powodu postfeudalnej struktury i świadomości społeczeństwa polskiego, w ramach której problem wymordowania Żydów przez polski lud był zjawiskiem marginalnym, nie wartym szerszego zainteresowania.

W odpowiedzi Paweł Machcewicz i Rafał Wnuk podnoszą, że priorytetem były wtedy wojskowe problemy logistyczne, a nie wieści o lokalnych perturbacjach; na dodatek istniały rozmaite powody polityczne, by sprawy nie rozgłaszać. Historycy IPN mają rację. Ich teza koresponduje z tym, że na aliantach nie czyniły specjalnego wrażenia wiadomości o eksterminacji Żydów na skalę milionową. Jan Karski, komentując po latach spotkanie z prezydentem Rooseveltem, wyraźnie stwierdził, że pomoc Żydom nie znajdowała się na czele listy alianckich celów strategicznych. Zachowując wszelkie proporcje, nie bardzo wiadomo, dlaczego w kontekście sytuacji polskiej w 1941 r. niezbyt precyzyjne opisanie zabicia kilku tysięcy Żydów przez Polaków miało stanowić jakiś szczególny kazus wart publicznego dyskutowania. Stwierdzenie tego nie jest usprawiedliwieniem, a tylko poszukiwaniem wyjaśnienia najprostszego. Zakłada ono, do czego będę jeszcze wracał, że ówczesne zachowanie się Polaków nie było wyjątkowe.

Nie jesteśmy inni niż wszyscy

Jak to było z ową postfeudalną świadomością polskich elit? Zakładając, że była takowa w skali masowej, nie można twierdzić, że posiadali ją konkretni ludzie, a nawet jeśli tak, nie wynika z tego, że Jedwabne traktowali jako rozrachunek między “Chamami" i “Żydami". Idąc tym tropem można by przyjąć, że obojętność świata na Holokaust też była rezultatem świadomości postfeudalnej lub podobnej, a wiadomo, że u jej podstaw tkwiły konkretne przyczyny, np. obawa Brytyjczyków, że emigracja żydowska do Palestyny naruszy tamtejszą równowagę etniczną. Rozumowanie Grossa nie tłumaczy też, dlaczego niektórzy (np. Zofia Kossak-Szczucka) byli w stanie przełamać postfeudalne, nawet antysemickie, uprzedzenia i organizować akcję pomocy dla Żydów. Nie ma powodu sądzić, że ich postawa była reakcją na eksterminację, aczkolwiek wcześniej tolerowali zbrodnie lokalne. Gross rozszerza nadto swoje wyjaśnienie poza czas wojny, ale nie jest jasne, do jakiego momentu. Nawet jeśli historyczne milczenie o Jedwabnem panowało prawie do końca XX w., nie musiały go przez cały czas wywoływać te same przyczyny. Niezależnie od tego, co mamy począć z postfeudalizmem Polaków czasów wojny, na pewno nie stosuje się on do społeczeństwa polskiego doby obecnej. Nie kwestionuję ani stereotypów ani ich roli, a tylko apeluję, by nie czynić z nich interpretacyjnego wytrycha do wszystkiego.

Jedlicki nie uważa wyjaśnienia Grossa za adekwatne i nieco zmienia jego treść. Powiada bowiem, że stereotyp Żyda-wiecznego intryganta umożliwiał marginalizowanie doniesień, że jacyś Polacy gdzieś wymordowali jakichś Żydów. Nie było powodu, by zajmować się tym na szerszą skalę i to w sytuacji, gdy zdarzenie było nieprzyjemne. Dodatkowym elementem stała się amnezja, pomagająca bronić się przed wiedzą o Jedwabnem i zapomnieć, skoro dostarczała cierpień. Społeczne amnezje nie są jednak zjawiskami samoistnymi, a efektem czegoś. Jeśli zapomnienie o Jedwabnem było rezultatem rzeczonego stereotypu, trzeba przyjąć, że obraz Żyda-intryganta leży u podstaw recepcji i interpretacji mordu na Żydach. A jeśli cała sprawa się w tym nie wyczerpuje, to co jeszcze miało znaczenie? Jedlicki słusznie wskazuje, że upublicznienie problemu zmieniło sytuację. Ale dlaczego? Czyżby negatywny stereotyp Żyda zniknął? Chyba nie, bo - i tutaj trzeba przyznać rację Jedlickiemu - nadal decyduje o tym, jak Jedwabne postrzega spora część Polaków. Ale mimo to wywód autora “Jakiej cywilizacji Polacy potrzebują" jest zbyt ogólnikowy, a ponadto niezbyt spójny. Nie zawsze też wiadomo, czy dotyczy profesjonalistów, czy zwykłych ludzi.

Chciałbym też skomentować jedną tezę Hanny Świdy-Ziemby. Powiada ona, że wiadomość o Jedwabnem zmusiłaby do publicznej debaty z powodu dysonansu poznawczego, bo przecież “ten straszny mord został popełniony przez Polaków. I dlatego był inny niż wszystkie (...)". Mamy tutaj do czynienia z nierzeczywistym okresem warunkowym - o tym, co zdarzyłoby się, gdyby stosowna wiedza była dostępna. Uroda kontrfaktycznych implikacji ma to do siebie, że są niesprawdzalne. Nie wiemy i nigdy nie będziemy wiedzieć, jak wyglądałyby dyskusje Polaków w latach 1941-45 i czy w ogóle miałyby miejsce, gdyby ujawniono na większą skalę, że polscy mieszkańcy Jedwabnego wymordowali żydowskich sąsiadów. Nie widzę też żadnego powodu wyróżniania faktu, że mord popełnili Polacy “i dlatego był inny niż wszystkie". Nie był: okazało się tylko, że także Polacy, jak każda inna nacja, mają na koncie okropności wobec współobywateli.

Wiedza źródłem prawdziwej skruchy

Nie apeluję, by historycy czy socjologowie rezygnowali z kolejnych prób wyjaśnienia ciemnych kart historii Polski. I tak zresztą tego nie zrobią. Wszelako zwykli ludzie są skazani na korzystanie z dyskusji czy nawet ich strzępów toczonych przez specjalistów, a więc budują sobie obrazy przeszłości z danych fragmentarycznych, klejonych w całość wedle potrzeb, oczekiwań, resentymentów, stereotypów, obaw itd. Mogę się mylić, ale nie sądzę, by omówione objaśnienia Grossa czy Jedlickiego były spoiwem skutecznym. A już najmniej potrzebne są poszukiwania wyjątkowości Polaków w myśl schematu “bo to było inne niż wszystko", na dodatek w języku “larum pod niebiosa". Dopóki nie popatrzymy na własną historię jak na typowy przypadek w dziejach powszechnych, zawsze będzie ona mitologizowana.

Kieruję się tutaj doświadczeniem cyklu “Polacy i Żydzi od nowa", prowadzonego przeze mnie w krakowskim Centrum Kultury Żydowskiej w latach 2001-03. Zapraszałem specjalistów, m.in. Jerzego Jedlickiego, ale spotkania były przeznaczone dla zwykłych ludzi. Było to wydarzenie lokalne, nie mogę twierdzić, że reprezentatywne. Ale mimo że pokazało znaczne różnice między specjalistami, nawet niezbyt zróżnicowanymi politycznie, dyskusje zrazu burzliwe, stopniowo stawały się coraz spokojniejsze i rzeczowe. To znak, że zwykli ludzie cenią racje i potrafią je uznać.

Dlatego nie sądzę, jak to czyni Jedlicki, że “myślący czytelnicy [mieli się] coraz gorzej". O ile możliwe, wiedza winna być bez luk i niedomówień. Jeśli jest inaczej, zaraz wypełniają ją Obrońcy Dobrego Imienia Miasta i Narodu. Rozumiem tych, którzy uznają, że polemika z Obrońcami jest poniżej godności, ale twierdzę, że nie jest to postawa rozsądna. Można przyjąć, że fantazje na temat faktów nie mają większego znaczenia z profesjonalnego punktu widzenia. Funkcjonują jednak w warstwie recepcyjno-interpretacyjnej. Wystarczy przejrzeć dyskusje internetowe po artykułach niniejszego cyklu, często zawierające głosy pasożytujące właśnie na niedopowiedzeniach. To prawda, że większość ich autorów jest niereformowalna, ale podobne pytania zadają ci, którzy chcą po prostu wiedzieć. A tych już ignorować nie można, bo zasługują na szacunek i pomoc.

To, jak dany problem jest postrzegany w zbiorowości, zależy również od postawy czynników oficjalnych. Niestety, w Polsce zapanowała konwencja przepraszania w związku z trudnymi kwestiami historycznymi związanymi ze stosunkami polsko-innymi (niemieckimi, rosyjskimi, ukraińskimi, żydowskimi). Prezydent przeprosił Żydów za mord w Jedwabnem, a Episkopat, za to samo, Pana Boga. Rzecz nie w tym, by nie wyrażać skruchy za zbrodnie popełnione przez przodków, jednak, tak naprawdę, przeprosić można za spóźnienie się, nadepnięcie na nogę lub powiedzenie brzydkiego słowa. Przeprosiny za zbrodnie są jej bagatelizowaniem, niezależnie do kogo są adresowane, nie mówiąc już o tym, że postawa biskupów polskich okazała się wybiegiem, skoro wymówili się od udziału w uroczystościach rocznicowych (niektórzy planowanymi w tym czasie urlopami). Prawdziwa skrucha wobec wydarzeń w Jedwabnem polega na uczynieniu właściwego użytku z wiedzy posiadanej na ten temat, tj. uznaniu winy za to, co się stało, bo została ona wystarczająco uzasadniona. I to jest może główny pożytek z wiedzy płynący.

Prof. JAN WOLEŃSKI (ur. 1940) wykłada na Uniwersytecie Jagiellońskim. Zajmuje się filozofią prawa, epistemologią, logiką i historią filozofii. Ostatnio wydał m.in. trzy tomy “Epistemologii" (Aureus); w przygotowaniu “Granice niewiary" (WL).

---ramka 338291|strona|1---

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Jan Woleński - wybitny filozof analityczny, logik, epistemolog i filozof prawa, emerytowany profesor Uniwersytetu Jagiellońskiego, profesor Wyższej Szkoły Informatyki i Zarządzanuia w Rzeszowie, członek wielu krajowych i zagranicznych towarzystw i instytucji… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 37/2004