Więcej niż szlachcic

W polskiej literaturze mamy znanych od zawsze trzech rejentów. Dwóch każdy wymieni od razu, trzeci nie tak szybko przychodzi nam na myśl, choć poznaliśmy go najwcześniej...

03.09.2012

Czyta się kilka minut

Kto to jest rejent? Każdy wie. Rejent to słowo swojskie, dobrze wszystkim znane, jeszcze ze szkoły.

Słowa mają denotacje – oznaczają jakiś fragment rzeczywistości, i konotacje – wywołują skojarzenia, przywołują w naszej świadomości jakieś obrazy, wrażenia. Słowa tworzą stereotypy. Bywają nazwami zawodów, zajęć, stanowisk, bywają tytułami honorowymi. Czym jest w naszej świadomości „pan rejent”?

Oczywiście, nie mówię tu o świadomości w wybranym środowisku. Mówię o świadomości potocznej. Czy jest jakieś społeczne wyobrażenie rejenta? Takie wyobrażenia tworzy literatura. W naszej literaturze mamy znanych od zawsze trzech rejentów. Dwóch każdy wymieni od razu, trzeci nie tak szybko przychodzi nam na myśl, choć poznaliśmy go najwcześniej...

TEN, KTO RZĄDZI

Zacznijmy jednak od języka. „Rejent” czy „regent”? Łaciński czasownik regere to tyle, co „rządzić, prostować”. Regens (w dopełniaczu regentis) to zatem ten, który rządzi. Polski dzisiejszy „regent” to zastępca króla. Ale w polskich zapożyczonych wyrazach często „g” wymieniało się z „j”. Z czasem „generał” zwyciężył „jenerała”, „geniusz” wyparł „jenijusza”, ale „regent” z „rejentem” i „agent” z „ajentem” jakoś podzielili się zakresami. Kiedyś i rejent, i regent oznaczało zarówno ważnego urzędnika, jak i zastępcę monarchy. O królowych matkach mówiono i pisano jako o „rejentkach”, rządzących w imieniu małoletnich synów. Adam Mickiewicz w pierwszej redakcji „Pana Tadeusza” pisał o „Regencie”! Jeszcze Reymont w „Ziemi obiecanej” używał określenia „regent”, pisząc o pewnym urzędniku.

Dziś oba te słowa używane są już rozdzielnie. W najnowszych słownikach języka polskiego przy słowie „rejent” znajduje się często uwaga, że słowo to albo jest przestarzałe, albo ma odniesienie historyczne. Ale nie we wszystkich słownikach tak jest. W istocie trudno uznać słowo tak obecne w świadomości powszechnej za przestarzałe. Jest przecież wszystkim dobrze znane. Głównie z literatury.

Ale czy w literaturze polskiej rejenci pojawiali się często? Niezupełnie. Owszem, przewijają się w różnych utworach jakieś drugoplanowe postaci, jest rejent w „Panu Podstolim” Krasickiego i w „Panu Damazym” Blizińskiego, u Sewera Maciejowskiego w „Na progu sławy” rejent Hipolit chce być artystą, rejent Dzwonkowski w „Wirach” Sienkiewicza nie budzi raczej naszej sympatii, mamy rejenta w „Samym wśród ludzi” Brzozowskiego itp. Nie są to jednak osoby przykuwające naszą uwagę, a przy tym często niezbyt sympatyczne. Rejent bywa filistrem, urzędasem. Cóż robić, taka była moda. Prawnicy nigdzie nie cieszyli się literackim uznaniem, przyjrzyjmy się im choćby w powieściach Dickensa czy Tołstoja. A do tego miano im za złe, że nieźle zarabiali. Pewnym wyjątkiem był tu rejent Holszański z „Nocy i dni” Dąbrowskiej, o którym jego własna żona mówiła, że „z takimi poglądami nawet na rejenturze nie dorobi się pieniędzy”...

RETOR I FILOZOF

Cała popularność rejentów wzięła się z trzech wspomnianych już powyżej literackich postaci. Na jaki obraz rejenta oni się składają?

Milczka z „Zemsty” trudno uznać za bohatera pozytywnego. Zawzięty kłótnik („czapkę przedam, pas zastawię, a Cześnika stąd wykurzę”), obłudnik i krętacz, niezbyt fortunny kombinator – czy to nie postać czysto negatywna? No, niezupełnie. Cześnik sam mieszka w domu swojej bratanicy („bawi z nami w domu Klary”), a Rejent w końcu jest części tego zamku dziedzicem, co przyznaje sam jego adwersarz. To Rejent naprawia mur, nonsensownie burzony przez Cześnika. Jest odważny – na pojedynek u Trzech Kopców w Czarnym Lesie stawia się pierwszy, a potem nawet szuka spóźnionego przeciwnika.

W obejściu jest po prostu grzeczny i układny, z każdym rozmawia inaczej. Z Podstoliną grzecznie-ironicznie, z synem – surowo, ale z poczuciem humoru, z mularzami – po swojsku, z Papkinem – wspaniale go „podpuszczając”. Nawet do Cześnika mówi „mój sąsiedzie luby, miły”. Ileż rejestrów komunikacyjnych! Nie ma porównania z prostackim Cześnikiem. Jest zresztą nie tylko świetnym retorem (wiele tego potwierdzeń w tekście), lecz i wybornym aforystą-filozofem. Jego powiedzenia, czy przezeń cytowane („nemo sapiens nisi patiens”), czy tworzone („nie brak świadków na tym świecie”, a zwłaszcza „niech się dzieje wola nieba, z nią się zawsze zgadzać trzeba”), są i dziś powtarzane.

A że wywołuje tyle emocji? Musiał być nieprzeciętną osobowością, skoro tak często, mówiąc o nim, Cześnik i Papkin przywołują szatana. „Połowy drugiej zamku – czart dziedzicem... z diabłem, z diabłem w duszy!”, „a to jakiś wzrok szatana, cały język w trąbkę zwija”, „i przez mury czart ten słyszy” – to wszystko o Rejencie! A przecież na końcu ściska on w zgodzie prawicę Cześnikowi.

To szlachcic, rzecz jasna. Rejenci, notariusze musieli być szlachcicami-posesjonatami, tylko pisarz mógł być mieszczaninem. Ale ważniejsze jest jego rejenctwo niż szlachectwo. Kiedy Papkin próbuje się nad nim wyzłośliwiać, mówi „pokorna coś szlachciurka”, „brat szlachcic tchórzem podszyt” – kiedy kornie go wita, mówi: „pana domu i rejenta widzieć w godnej tej osobie chluba wielka, niepojęta”. Zatem rejent to coś więcej niż szlachcic!

W sumie – nie jest tak jednoznacznie z tą negatywnością Rejenta Milczka.

BEZ KONTUSZA

Rejent Bolesta z „Pana Tadeusza” jest też typowym polskim szlachcicem. Z szerokimi gestami, głośny, ruchliwy, łatwo zapalający się, ale skłonny do zgody – taka była nasza szlachta. Ubiera się w kontusz, lubi staropolskie zachowania. Mówca także wyborny, niezwykle sugestywny.

W zachowaniu – przeciwieństwo Milczka, do którego jest raczej podobny adwersarz Bolesty – Asesor. Zalety Rejenta nie mogły być małe, skoro wybrała go na męża wybredna Telimena.

Ważniejsze i o wiele bardziej charakterystyczne, że na przyjaciela wybrał go sobie jeden z najmądrzejszych bohaterów „Pana Tadeusza” – stary Maciej Dobrzyński. Musiała to być przyjaźń mocna i ważna, skoro Maciek tak emocjonalnie zareagował na wymuszoną przez Telimenę zmianę obyczajów Rejenta Bolesty, który musiał „warunkiem intercyzy wyrzec się kontusza”. Strój ten stanowił widocznie ważny element postaci, skoro po przebraniu ledwie go poznano, a poznano dlatego, że „sam siebie Rejentem ogłosił”.

Szkoda, że taki rdzenny szlachcic dał się scudzoziemczyć, ale pocieszmy się, że zapewne nie na długo!

Obaj – Milczek i Bolesta – są oczywiście postaciami komediowymi, humorystycznymi, ale w najmniejszej mierze nie obciąża to tytułu rejentowskiego, który pozostaje ważny i godny. Obu poznałem wcześnie, w szkole.

NIECH ŻYJĄ REJENCI!

Ale trzeciego poznałem jeszcze wcześniej. Nazwałbym go „rejentem rozproszonym”. Adwokat Jan Lesman, kuzyn najwybitniejszego rejenta w polskiej literaturze, czyli Bolesława Leśmiana (był on rejentem w Hrubieszowie i Zamościu), umieścił w swoich niezmiernie popularnych utworach, które pisał jako Jan Brzechwa, wielu rejentów. Kim byli ci rejenci, albo raczej kim byłby ten rejent Brzechwy, gdyby go zsyntetyzować?

To człowiek elity miejskiej. Bywa, że występuje w trójce: rejent, starosta, burmistrz. Wcale nie znaczy mniej od tych swoich kolegów. Jest najinteligentniejszy z nich – kiedy w „Panu Dropsie” starosta powtarza tylko jak papuga „brawo, brawo, sztuczka nie jest taka prosta”, a burmistrz milczy „cały blady”, rejent znajduje własne słowa pochwały.

Inny rejent prowadzi otwarty, gościnny dom, w którym zaraża wprawdzie gości katarem, co jest przyczyną kichania całego miasta, ale to dlatego, że gości było bardzo dużo.

Jeszcze inny rejent, ze Zwolenia, ma sporą władzę, którą wykorzystuje, żeby sprawdzić twardość orzecha. To jedyny rejent, który wykonuje czynności rejentalne, bo „akt zgryzienia orzecha” dokumentuje „w ogromnej księdze”.

Rejenci Brzechwy są raczej sympatyczni, reprezentują raczej małomiasteczkową inteligencję, swojej godności nie nadużywają, mają ludzkie przypadłości (w innym wierszu też mamy kichającego rejenta) – ale widać, że każdy z nich jest kimś.

Ci trzej rejenci – Milczek, Bolesta i zbiorowy, ale łatwy do ujednostkowienia rejent Brzechwy – są z nami od dawna. Dzięki lekturom, arcydziełom literatury. To oni sprawiają, że dla każdego Polaka słow „rejent” brzmi swojsko, normalnie, wesoło. Że, myśląc o rejentach, uśmiechamy się życzliwie. Niech żyją rejenci! 

Tekst ukazał się po raz pierwszy pod tytułem „O rejentach w polskiej literaturze” w książce „70 lat zunifikowanego polskiego prawa o notariacie. Materiały z sesji naukowej” (2003). Tytuł, śródtytuły i lead pochodzą od redakcji.


Prof. JERZY BRALCZYK jest językoznawcą, specjalistą z zakresu języka mediów, polityki i reklamy. Pracownik naukowy Wydziału Nauk Politycznych i Dziennikarstwa UW oraz SWPS w Warszawie.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 37/2012

Artykuł pochodzi z dodatku „Notariat. Bezpieczeństwo i zaufanie