Więcej duszpasterstwa niż doktryny

Opór w Kościele wobec Franciszka jest może silny, ale nie tak znowu liczny. Większość katolików stoi za papieżem. Jego wrogowie to ludzie, którzy nie znają rzeczywistości.

27.01.2014

Czyta się kilka minut

Kard. Óskar Maradiaga (w środku) / Fot. Vandeville Eric / ABACA PRESS / EAST NEWS
Kard. Óskar Maradiaga (w środku) / Fot. Vandeville Eric / ABACA PRESS / EAST NEWS

JOACHIM FRANK: Księże Kardynale, zwolennicy i przeciwnicy papieża Franciszka zadają sobie dziś – prawie rok po jego wyborze – pytanie: jakie właściwie są zamiary papieża wobec Kościoła. Co Ksiądz nam może o tym powiedzieć?

KARDYNAŁ MARADIAGA: Jestem mocno przekonany, że w Kościele stoimy dziś u progu nowej ery. Podobnie jak przed 50 laty, gdy papież Jan XXIII kazał otworzyć okna w Kościele, aby wpuścić świeże powietrze. Dziś Franciszek chce prowadzić Kościół w tym samym kierunku, w jakim jego samego pcha Duch Święty: bliżej ludzi, nie królując nad nimi, lecz żyjąc wraz z nimi. Kościół, o tym nie wolno zapominać, jest nie tylko instytucją stworzoną ręką człowieka, lecz dziełem Boga. Jestem pewien, że gdy w marcu 2013 r. wybieraliśmy nowego papieża, On nad nami czuwał i miał udział w naszym wyborze. Bo gdyby wszystko odbywało się tutaj tylko za sprawą ludzką, wedle ludzkiego rozumienia, papieżem zostałby zapewne ktoś inny.

Ale czego konkretnie chce papież?

Przede wszystkim to bardziej prosty i skromny styl życia oraz podobny styl przywództwa ze strony kościelnej hierarchii, począwszy od biskupów aż po księży. Nie możemy siedzieć w naszych kancelariach parafialnych i czekać, aż ludzie do nas przyjdą. Musimy do nich wychodzić. To nowa samoświadomość, nowy sposób patrzenia na nas samych w Kościele. Chociaż nie, to wcale nie jest coś nowego. Znajdujemy to już w przesłaniu Jezusa. Tylko niekiedy o tym zapominamy.

Czy to znaczy, że priorytetem ma być duszpasterstwo?

Tak, więcej duszpasterstwa niż doktryny. Nauka Kościoła, teologia są nam dane. Ale musimy pamiętać o tym, żeby docierać z tym do zwykłych ludzi. Drugi istotny priorytet papieża to miłosierdzie: inny rodzaj kościelnej troski o świat, zwrócenia się do tego świata, zwłaszcza do tych, którzy cierpią.

Ale czy w takim „miłosiernym” Kościele nie powinno zmienić się także nauczanie, przez wielu odbierane jako niemiłosierne? Niech Ksiądz pomyśli nad tym, jak Kościół traktuje osoby rozwiedzione, które ponownie zawarły związek cywilny!

Kościół jest związany boskimi przykazaniami. Chrystus mówi o małżeństwie: co Bóg złączył, tego człowiek nie może rozłączyć. To słowo pozostaje niezmienne. Ale jest wiele dróg, jak je interpretować. Po rozpadzie małżeństwa możemy np. zapytać: czy małżonkowie rzeczywiście byli złączeni w Bogu? A więc, jest jeszcze spora przestrzeń, jak to pojmować, w sposób pogłębiony. Ale nie pójdzie to w tym kierunku, że jutro stanie się białe to, co dziś jest czarne.

Papież Franciszek zlecił zapytać katolików, co sądzą o kościelnej nauce w kwestii rodziny i moralności seksualnej. Co wyniknie dla tegorocznego synodu biskupów z ich odpowiedzi, w których – jak np. w arcybiskupstwie Kolonii – mowa jest o tym, dość brutalnie, że stanowisko Kościoła w różnych kwestiach jest bardzo odległe od życia?

Zapytałem papieża: „Po co znowu synod na temat rodziny? Mieliśmy już przecież taki synod w 1980 r. i mamy piękną adhortację apostolską Jana Pawła II »Familiaris consortio« z 1983 roku”.

I co Franciszek odpowiedział?

Że to było 30 lat temu. Że taka rodzina, jaka wówczas dominowała, dla większości ludzi dzisiaj już nie istnieje. I to prawda: mamy rozwody, mamy rodziny, których model określa się pojęciem „patchwork”, mamy coraz więcej rodziców samotnie wychowujących dzieci, mamy zjawisko tzw. surogatek, mamy coraz więcej bezdzietnych małżeństw. No i nie zapominajmy o partnerstwach jednopłciowych. W 1980 r. tego zjawiska nie było widać nawet na odległym horyzoncie. Wszystko to wymaga odpowiedzi, odpowiedzi dla współczesnego świata. I nie wystarczy powiedzieć: od tego mamy tradycyjną naukę. Oczywiście, tradycyjna nauka Kościoła będzie istnieć nadal. Ale duszpasterskie wyzwania wymagają aktualnych odpowiedzi. A one nie mogą się wywodzić z autorytaryzmu i moralizmu. To nie byłaby „nowa ewangelizacja”, nie, nie!

Współbrat Księdza, przyszły kardynał Gerhard Ludwig Müller, jako prefekt Kongregacji Nauki Wiary pokłada najwyraźniej większą wiarę w autorytecie Kościoła.

(śmiech) Czytałem to, tak. I pomyślałem sobie: „Okej Gerhard, może masz rację, a może nie”. Chcę powiedzieć, że go rozumiem: on jest Niemcem – tak, muszę to powiedzieć, on jest w dodatku profesorem, niemieckim profesorem teologii. W jego mentalności istnieją tylko dwie opcje, że coś jest słuszne albo niesłuszne, koniec, kropka. Tymczasem, gdybyśmy rozmawiali, powiedziałbym mu: „Świat, bracie mój, świat taki nie jest. Powinieneś być trochę elastyczny, gdy słyszysz inne głosy, żeby nie było tak, że tylko słuchasz i mówisz – o nie, tutaj jest ściana”. No więc, wierzę, że on dojdzie do tego, do rozumienia cudzych poglądów. Ale w tym momencie on jest jeszcze na początku drogi, słucha tylko swojego sztabu doradców.

Przekaże mu Ksiądz tę swoją radę?

Jak do tej pory jeszcze ze sobą nie rozmawialiśmy. Ale będziemy rozmawiać, bez wątpienia. Prowadzić dobry dialog to zawsze coś dobrego.

Ksiądz rozmawiał jeszcze w ubiegłym tygodniu z papieżem. Na jakim etapie jest reforma struktur, której papież oczekuje od specjalnej komisji, do której powołał Księdza i jeszcze siedmiu innych kardynałów?

Rozumiem, że zmieniamy temat? W Kościele wiele musi się zmienić, to oczywiste. Papież to wie, ja to wiem i także kolegium kardynalskie było tego świadome, gdy w 2013 r. zbierało się na konklawe. Struktury mają służyć ludziom. Gdy więc gwałtownie zmienia się świat, w jakim ludzie żyją na co dzień, zmieniać muszą się także struktury najwyższej władzy kościelnej, kurii rzymskiej. To bardzo złożone zadanie. W tej chwili jesteśmy w środku narad, zbieramy różne głosy i ekspertyzy. I krok po kroku idziemy naprzód.

Jaki jest pierwszy krok?

Na samej górze naszej agendy jest synod biskupów, który – zgodnie z wolą papieża – powinien być łatwym w użyciu i skutecznym instrumentem kolegialnego kierownictwa, a nie tylko jakimś takim meetingiem w Rzymie, raz na trzy lata. Następnie konieczne będą zmiany w Sekretariacie Stanu, z którego pracy w przeszłości wielu było niezadowolonych. Podczas poprzedniego posiedzenia naszej komisji, w grudniu, zajmowaliśmy się także poszczególnymi urzędami watykańskimi, dykasteriami. Proponujemy, aby utworzyć osobną kongregację do spraw osób świeckich. Istnieje kongregacja dla biskupów, kongregacja dla księży, kongregacja dla osób zakonnych. Ale nie ma kongregacji dla świeckich. Dla nich istnieje jak dotąd jedynie Papieska Rada ds. Świeckich. Tymczasem to świeccy stanową ogromną większość Ludu Bożego.

Struktury administracyjne są naturalnym wrogiem reform strukturalnych. Czy odczuwa Ksiądz ze strony kurii nieufność, ­zastrzeżenia albo opór wobec Waszej komisji?

Tak, w istocie. Ale także w kurii jest dość pracowników, którzy mówią, że dłużej tak być nie może. Oni wspierają nas swymi propozycjami. Kuria nie jest jakimś monolitycznym blokiem. A efektem naszych przemyśleń, na samym ich końcu, ma być nowa konstytucja [tj. najwyższej rangi dekret, wydawany przez papieży i regulujący kwestie organizacyjne – red.] dla kurii, która zastąpi obowiązującą dziś Konstytucję Apostolską „Pastor bonus” Jana Pawła II z 1988 r. Nie chodzi więc o jakąś modyfikację czy dostosowanie tego dokumentu, lecz o coś kompletnie nowego.

Nie boi się Ksiądz, że 77-letniemu papieżowi nie starczy czasu na wszystkie te zmiany?

Po pierwsze wierzę, że osiągnęliśmy już, jak to się mówi, point of no return [etap, po przekroczeniu którego nie ma już odwrotu – red.]. Po drugie, papież jest tak pełen energii, że co chwila sam się temu dziwię. Wie pan, kiedy rozmawiałem z nim przed konklawe, powiedział mi, że złożył już w Watykanie swoją dymisję [każdy kardynał, który przekroczył 75. rok życia, musi złożyć rezygnację z pełnionych funkcji – red.]. A potem opuścił konklawe jako papież – i od tego czasu jest jakby odmieniony.

A tymczasem mówiło się, że ma problemy z płucami.

To była negatywna propaganda, przy pomocy której ktoś ze ścisłego grona chciał mu celowo zaszkodzić przed konklawe. Kiedyś podczas wspólnego posiłku zagadnąłem o to przyszłego papieża, powiedziałem mu, że chodzą słuchy, że ma tylko jedno płuco i jest zdrowotnie osłabiony. Zaczął się śmiać i mówi: „Ależ skąd! Miałem cystę w górnej części lewego płuca. Została usunięta i od tego czasu mam spokój”. Wtedy wstałem, przeszedłem od stołu do stołu i powiedziałem: „Słuchajcie! Ci z was, którzy twierdzą, że Bergoglio ma tylko jedno płuco, są w błędzie!”.

Ponieważ jest Ksiądz bliskim współpracownikiem Franciszka, konserwatywni katolicy narzekają, że jest z Księdza „niezwykle elokwentny główny doradca” papieża. Wasza komisja nazywana jest „kliką ośmiu” – Bergoglio & Co. Można wnosić, że opór wobec nowego papieża jest bardzo silny.

Być może silny, ale nie tak znowu liczny. Większość katolików stoi za papieżem. Jego wrogowie to ludzie, którzy nie znają rzeczywistości. Na przykład w kręgach gospodarczych w USA było sporo krzyku z powodu krytyki, jakiej papież poddaje kapitalizm w swej adhortacji „Evangelii gaudium”. Tak, tylko czy ktoś twierdzi, że kapitalizm jest perfekcyjny? I w kogo to uderzył ostatni kryzys rynków finansowych? Przecież nie w biednych, tylko w bogatą Amerykę, w bogatą Europę. A ten kryzys nie był wynalazkiem teologii wyzwolenia, nie był skutkiem „opcji na rzecz ubogich”. Kto nie krytykuje kapitalizmu, ten błądzi. A nie papież. Ale proszę, niech na niego pomstują, niech się ekscytują. Ja próbuję iść za głosem mojego sumienia.

Papież chciałby „Kościoła ubogiego”. Tymczasem np. Kościół w Niemczech jest bardzo bogaty. Czy wolno mu być bogatym, jeśli tylko swoimi pieniędzmi pomaga biednym?

Pomagać biednym to nie oznacza, że samemu musi się być biednym. Chodzi o autentyczne dzielenie się. Ma pan rację, niemiecki Kościół jest bogaty – bogaty w historię, kulturę, w cudowne dzieła sztuki. Musi pielęgnować to dziedzictwo. Bylibyśmy przecież szaleńcami, gdybyśmy chcieli niszczyć piękne obrazy, jak religijni radykałowie w średniowieczu.

Proszę nie zapominać o dochodach z podatku kościelnego!

To jest inny aspekt bogactwa. Niemcy, świetni organizatorzy, wymyślili sobie ten system finansowania. Nie mam zamiaru tego krytykować. Widzę natomiast, że niemiecki Kościół widzi potrzeby innych, ma otwarte serce i dzieli się swoim bogactwem z innymi. Nie ma na całym świecie innego Kościoła lokalnego, który pomagałby innym tak bardzo jak Kościół niemiecki. Nie ma! Uważam, że trzeba to głośno powiedzieć, a jako osoba postronna mogę to uczynić najlepiej.

Czy niemiecki Kościół postrzega sam siebie w zbyt negatywnym świetle?

Być może fałszywie rozkłada akcenty. Weźmy przypadek biskupstwa w Limburgu [jesienią 2013 r. papież zawiesił w urzędzie tamtejszego biskupa Franza-Petera Tebartz-van Elsta po tym, jak na jaw wyszło marnotrawstwo pieniędzy i zbytkowny styl życia biskupa; biskup musiał opuścić diecezję do czasu, aż sprawę zbada specjalna komisja niemieckiego Episkopatu; patrz „TP” nr 44/2013 – red.]. Rzecz jasna, współczuję niemieckim katolikom z powodu tych problemów. Ale to przecież tylko jeden taki przypadek! A nawet w nim można, być może, znaleźć coś dobrego. Jak to mówimy po hiszpańsku: „Nie ma takiego zła, z którego nie mogłoby wyniknąć coś dobrego”.

Co miałoby być tutaj dobre?

To, że w hierarchii kościelnej przebija się świadomość, iż musimy chyba parę rzeczy zmienić, nie tylko w Limburgu.

Czy biskup Tebartz-van Elst wróci do Limburga?

Nie, nie sądzę. Jeśli ktoś popełniał błędy, powinien się do tego przyznać, prosić o wybaczenie i szukać dla siebie innego miejsca. Wiem, że wielu wiernych w diecezji Limburg jest dziś zranionych. Aby leczyć otwarte rany, nie posypuję ich solą.

Czy papież uważa podobnie?

Jest oczywiste, że nigdy nie było sprzeczności między papieskim orędowaniem za Kościołem ubogim a tym, jaki on sam prowadzi styl życia. Tu nie było nigdy sprzeczności – ani wtedy, gdy był zwykłym jezuitą, ani wówczas, gdy był arcybiskupem, ani teraz, gdy jest papieżem.

Papież nie ma zrozumienia dla wystawnych rezydencji i wolno stojących, specjalnych wanien do kąpieli?

Byłoby to też trudne w przypadku takich ludzi jak on albo ja, pochodzących z Ameryki Łacińskiej. Naturalnie, wasze standardy życia w Niemczech są inne niż u nas. Ale mimo to wiele z tego, co słyszałem [o stylu życia biskupa Limburga – red.], nie jest konieczne. Zwykły prysznic, zwykła toaleta – to wystarczy. A w każdym razie – to wystarcza w przypadku większości ludzi. Także papieżowi, jak wiadomo, w jego trzypokojowym mieszkaniu. Bardzo mi się spodobało to, co papież powiedział na Wszystkich Świętych: „Nie widziałem jeszcze nigdy konduktu pogrzebowego, gdzie za trumną podążałby samochód firmy transportowej od przeprowadzek”. 


PRZEŁOŻYŁ WP


Powyższy wywiad ukazał się w niemieckim dzienniku „Kölner Stadt-Anzeiger” z 20 stycznia 2014 r. Przedrukowujemy go za zgodą wydawcy i autora wywiadu.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 05/2014