Widok z żurawia

W ciasnych kabinach, kilkadziesiąt metrów nad ziemią, operatorzy żurawi budowlanych pracują nawet po 14 godzin dziennie. Zmuszeni przez pracodawców do łamania przepisów bezpieczeństwa – coraz częściej giną.

18.06.2018

Czyta się kilka minut

 / ISTOCK
/ ISTOCK

Siedem wypadków z udziałem żurawi, w tym trzy śmiertelne – to bilans polskich budów przez ostatnie pół roku.

Najpoważniejszy: 15 września 2017 r. na ulicę Roosevelta w Łodzi runął 35-metrowy dźwig. Zginął operator, miał 23 lata. Do końca walczył z maszyną, dzięki czemu przechyliła się w stronę pustej akurat drogi, a nie w kierunku placu budowy. Przyczyny wypadku bada prokuratura, mówi się o złym rozłożeniu balastu lub usterce technicznej maszyny.

Czytaj też: Polska z dźwigu widziana - nominowana do Grand Press rozmowa z Krzysztofem Królem, operatorem dźwiguMówią, że idzie kryzys. Mnie to śmieszy. Bo w mojej branży kryzys jest zawsze. Tu panują XIX-wieczne relacje pracy 

1 grudnia w Tychach operator zasłabł podczas pracy. Był w podeszłym wieku, na umowie-zleceniu dorabiał do emerytury. Mimo półtoragodzinnej reanimacji nie udało się go uratować. Dwa tygodnie później, raniąc dwie osoby, przewrócił się samojezdny żuraw w Lublinie.

Inne wypadki: złamane ramię zniszczyło kamienicę i cztery samochody (Gniezno); przenoszony ładunek spadł na pracownika łamiąc mu dwa żebra (Kokotów k. Krakowa); żuraw runął na dach piekarni (Pruszków)...

Niedawno przewodniczącym Komisji Międzyzakładowej Operatorów Żurawi Wieżowych „Małopolska” został Stefan Kuśnierz. Doświadczony, od 35 lat w zawodzie. Pracował w Niemczech, na Islandii, w Polsce. Spotykamy się na cmentarzu na krakowskim Grębałowie. Tu leży Ryszard Kawa.

Zaciska pięści, mówi szybko: – Końcówka 2017 r. była fatalna. Najpierw Łódź, potem Rysiek i ta historia z Tychów. Ale to jest tylko efekt, to musiało przyjść. Lata zaniedbań w prawie każdym aspekcie naszej pracy. Brak odpowiednich przepisów? U nas to jest brak jakichkolwiek przepisów.

Piętnaście godzin
Ryszard Kawa był operatorem żurawia budowlanego. Miał ponad 30-letnie doświadczenie. Ostatnie kilkanaście miesięcy pracował przy budowie osiedla Avia w Krakowie. 16 listopada 2017 r. był na placu prawie dziewięć godzin. Około 15.45 hakowy, z którym pracował (hakowy odpowiada za przypięcie ładunku do żurawia), nadał: „Na dzisiaj już kończymy. Cześć!”, i wyłączył radio. Kawa ustawił żuraw w tzw. pozycji wiatrowej. To oznacza koniec pracy, operator może zejść na ziemię.

Ryszard Kawa na ziemię nie dotarł.

Jego nieobecności nie zauważył ani kierownik, ani koledzy z pracy. Plac budowy zamknięto. Kilka minut przed osiemnastą pojawił się tam syn operatora, Darek.

– Wieczorem przyjechałem do domu rodzinnego, miałem spotkać się z tatą. Nie było go, zacząłem się martwić, pojechałem na budowę. Tam był już tylko ochroniarz, nie chciał mnie wpuścić. Zgodził się po półgodzinie, ale zatrzymał mnie 25 metrów od żurawia. Gdyby pozwolił mi wejść... – Darek nie kończy zdania.

Następnego dnia syn Kawy jest na budowie o siódmej rano – 15 godzin po tym, jak ojciec skończył pracę. Jest już jasno, na podeście ok. 4 metrów pod kabiną żurawia (czyli jakieś 25 metrów nad ziemią) dostrzega ciało: – Krzyknąłem tylko do ochroniarza, żeby dzwonił po pomoc. Ja pobiegłem na górę. Na wieży znalazłem tatę. Już nie żył.

– Rysiek musiał spaść przy zejściu – mówi Stefan Kuśnierz. – Tam, pod samą obrotnicą żurawia jest bardzo nieprzyjemne miejsce. My na wieży nie mamy żadnej asekuracji, zawsze jest ryzyko.

Kawa miał 61 lat. Trzy miesiące później prokuratura ustali, że zmarł około godziny siedemnastej w wyniku upadku i urazu kręgosłupa szyjnego.

Wprost z ulicy
Dlaczego ciało operatora znaleziono dopiero po 15 godzinach, a plac budowy zamknięto bez sprawdzenia, czy nikt na nim nie został?

– Operator nie melduje się codziennie w biurze, po prostu opuszcza budowę. System kart na Avii służył tylko ochronie terenu robót przed osobami nieupoważnionymi – tłumaczy Krzysztof Kozioł, rzecznik Budimexu, generalnego wykonawcy osiedla. Firma nie ma sobie nic do zarzucenia. W jej oświadczeniu czytamy: „Generalny Wykonawca nie kontroluje każdego pracownika z każdej firmy podwykonawczej. To należy do jego pracodawcy”.

W Polsce niewielu deweloperów posiada własne żurawie. Taniej i prościej wynająć je u podwykonawcy do konkretnego projektu. Ryszard Kawa był zatrudniony przez firmę Kantier z Zielonej Góry – jedną z większych na rynku. – Jedyną ewidencją czasu pracy operatora jest załącznik do faktury dla podwykonawcy. Operator pojawia się w biurze raz na tydzień lub dwa – wyjaśnia rzecznik Kozioł.

Dla operatorów to codzienność. Opisują podobne przypadki: – My wchodzimy na budowę prosto z ulicy. Często nie mam się nawet gdzie przebrać – mówi Szymon Grzyb. Robert Kuśnierz, syn Stefana, dodaje: – Kiedyś zasnąłem w kabinie po pracy. Obudził mnie dopiero telefon żony. Sam byłem, wszystkie światła zgaszone. Po ciemku z wieży schodziłem, 30 metrów w dół.

Nie tylko ewidencja jest problemem. Zły stan żurawi, brak przeszkolonych sygnalistów i hakowych, przekraczanie czasu pracy – to standard na polskich budowach. Ponad dwa lata temu operatorzy (w tym Ryszard Kawa) założyli własną komisję w Ogólnopolskim Związku Zawodowym Inicjatywa Pracownicza. Chcieli walczyć o swoje.

Przepis, którego nie ma
Rozporządzenie w sprawie BHP przy obsłudze żurawi zostało uchylone w 2013 r. Ówczesny minister gospodarki Janusz Piechociński argumentował, że dokument jest przestarzały i nie uwzględnia nowych rozwiązań technicznych. I chyba słusznie argumentował, bo pochodziły z 20 marca 1954 r.

Nowego rozporządzenia nie przygotowano. Rząd uznał, że nie jest potrzebne. Stefan Kuśnierz: – Od 2013 r. dotyczą nas takie same przepisy jak każdego innego pracownika. A odpowiedzialność mamy ogromną.

– Operator żurawia to bardzo specyficzne stanowisko. Będąc w kabinie musi samodzielnie podejmować bardzo ważne decyzje – przyznaje inspektor Marcin Korta z Okręgowej Inspekcji Pracy w Krakowie. Dopiero w ubiegłym roku, z powodu licznych skarg operatorów, Ministerstwo Rozwoju rozpoczęło pracę nad nowym rozporządzeniem.

Cegły przyjechały
Z oświadczenia Inicjatywy Pracowniczej: „Brak regulacji umożliwia pracodawcom pogarszanie warunków naszej pracy. Ignorowanie zasad BHP powoduje, że każdego roku ginie co najmniej jeden operator”. Sprawdziłem: w ciągu ostatnich 10 lat było kilkadziesiąt poważnych wypadków z udziałem żurawi. Zginęło w nich co najmniej 16 osób.

Z operatorami spotykam się na osiedlu Avia. Widać stąd żuraw, na którym zginął ich kolega. Obok, przy wyjeździe z budowy, wisi żółta płachta z napisem: „Szanuj życie! Bezpieczna praca na wysokości”. Pytam, dlaczego chcą odrębnych przepisów BHP dla operatorów. I ledwo nadążam z notowaniem odpowiedzi.

Stefan Kuśnierz. Kaszkiet, przyciemniane okulary – przewodniczący związku musi wyglądać poważnie: – Ograniczenie czasu pracy! Kierowcy ciężarówek nie mogą jeździć dłużej niż 8 godzin. A my prowadzimy 50-tonowe żurawie i często pracujemy 12–14 godzin dziennie.

Artur Gogler. Głos ma donośny, zwłaszcza przy przekleństwach: – Jakie, k..., przerwy? Chcesz zejść na przerwę, a przez radio słyszysz: „Wiesz, cegły przyjechały, rozładowałbyś...”.

Szymon Grzyb: – Raz zgodziłem się zostać do drugiej w nocy, następnego dnia miałem mieć wolne. Środek nocy, wchodzę do domu, a kierownik dzwoni i pyta, czy będę rano na szóstą, bo on ma beton zamówiony.

Artur Gogler: – Po kryzysie wszystko siadło. Spadły stawki, po dupie dostaliśmy. Ja wyjechałem do Warszawy, robiłem po 12–16 godzin. Czasami spałem w kabinie, nie opłacało się schodzić.

Większość operatorów pracuje na czarno lub na umowie-zleceniu, niektórzy zakładają własną działalność. Kodeks pracy ich nie dotyczy. O warunki zatrudnienia pytam Krzysztofa Mazura, właściciela dużej firmy wynajmującej żurawie: – Sami proszą o takie zasady! Chcą pracować minimum 10 godzin, takie są realia. Firmy budowlane w kontraktach wymagają minimum 250 godzin miesięcznie.

Operator z Tychów, prosi o anonimowość: – Czas pracy przekraczamy codziennie. Kolega zrobił ostatnio 318 godzin w miesiącu. Płatne nadgodziny? Dobry żart. Ja co miesiąc dostaję dwa przelewy. Jeden za to, co w umowie, drugi nieoficjalnie.

Szymon Grzyb: – Większość z nas ma na umowie najniższą krajową. Reszta idzie pod stołem. Realnie można zarobić od 18 do 25 złotych za godzinę.

Adam Ignaczak, czarne krótkie włosy, tylko z tyłu zapleciony jeden mały dredo­warkocz. Do tej pory mówił niewiele: – Cały czas słyszymy, że jest kryzys, że budowa jest po terminie, że trzeba szybciej. A na takiej Avii deweloper zarabia miliony.

Pod wiatr
Robert Kuśnierz jest synem Stefana. Podobni są, choć Stefan trochę wyższy. Historia jak u Kawów – Roberta wciągnął do zawodu ojciec. Dziś młodszy Kuśnierz mówi: – Na nas jest ogromna presja. Żuraw jest sercem budowy. Może nie przyjść murarz, cieśla – praca idzie dalej. Ale jak zabraknie operatora, to cała budowa staje.

Szymon Grzyb: – Jeden dzień przestoju żurawia to są ogromne koszty – nawet 8 tysięcy złotych. Więc przychodzisz, wieje jak cholera, a kierownik mówi: „Patrz, na tamtej budowie jeżdżą”. Albo „specyfikacji nie przekracza”. Tylko że np. Liebherr w swojej specyfikacji dopuszcza wiatr do 20 metrów na sekundę. To są 72 kilometry na godzinę, ciężko się wtedy chodzi po ulicy. I pewnie, że sam dźwig sobie da radę. Gorzej z ładunkiem.

Robert Kuśnierz: – Jaka presja, pytasz? Wczoraj wiało, odmówiłem pracy. Od dzisiaj szukam nowej.

Swojemu dziecku operatorki by już nie polecił.

Taniec godowy
Operator żurawia nie pracuje sam. Za przypięcie ładunku odpowiada hakowy, za prowadzenie – sygnalista. Przynajmniej w teorii. Bo dzisiaj operatorzy mówią: „Sygnalista twój wróg”.

– Wiesz, kiedyś były obowiązkowe szkolenia, taki facet wiedział, co robi – wspomina Stefan Kuśnierz. – Dzisiaj przychodzi kierownik i mówi: „O, ty to masz ładny, donośny głos. Z żurawiem kiedy pracowałeś? No to jazda po czerwony kask i do roboty”. I potem słyszę przez radio: „obróć się o 360 stopni”. A to ja odpowiadam za ładunek w powietrzu.

Źle zapięty ciężar podniósł kiedyś jego syn. Betonowa płyta spadła na hakowego. Zmiażdżony bark, wstrząśnienie mózgu. – Uratowało mnie jedno – mówi Robert – hakowy był kompletnie pijany.

– Chcesz zobaczyć porządny Bangladesz? – Adam Ignaczak, ten z dredem, wyciąga telefon, odpala filmik. Przez parę minut oglądamy, jak hakowi przepinają ładunek (1,5 tony betonowej płyty) z jednego żurawia na drugi. W locie, dwa metry nad ziemią, bez żadnej asekuracji. – Fajny taniec godowy, nie?

Kalesony na joysticku
Szymon Grzyb składa flagę Inicjatywy Pracowniczej. Młody operator należy do najaktywniejszych w związku. Dłuższe brązowe włosy, kozia bródka, mówi dużo i spokojnie. Często wypowiada się w imieniu związku, jeździ na spotkania do Warszawy. Dziś też mówi spokojnie, ale więcej jest w tym czarnego humoru: – Wiatromierz? Nie żartuj. Kiedyś usłyszałem, że pogodę mogę sobie sprawdzić na smartfonie.

No właśnie. Brak przepisów oznacza także brak norm wyposażenia kabiny. Radia najczęściej nie ma, o pomiarze wiatru można zapomnieć. Luksusem bywa fabryczny fotel. Jarek Kuliński dostał kiedyś drewniany taboret.

Adam Ignaczak: – To ja miałem szczęście. Dostałem raz krzesełko biurowe, obrotowe takie. Tylko główny joystick miałem porwany i owinięty kalesonami.

Klimatyzacji też nie ma. Latem metalowa kabina zamienia się w saunę. – Na górze mamy po 40, 45 stopni. Leje się z nas – mówi Adam i odpala trzeciego już papierosa. – Zimną wodę pijemy tylko na dole. Na górze jest już ciepła.

– Kiedyś chłopcy zeszli z budowy przez upał – wspomina Szymon. – Właściciel firmy powiedział, że chyba im się w dupach poprzewracało. Wolał zapłacić ponad 17 tysięcy kary umownej niż zainwestować w klimatyzator.

– Wcale mu się nie dziwię – broni przedsiębiorcy Krzysztof Mazur. – Montowanie klimatyzacji na trzy tygodnie upałów jest po prostu nieopłacalne, ja też tego nie robię. Poza tym starsze żurawie nie są do tego przystosowane.

Średni wiek żurawia wieżowego w Polsce to około 20 lat. Dzwonię do znajomego operatora z Tychów. Mówi wprost: – W Polsce jeździmy na tym, co Niemcy wyrzucą na złom.

– Żurawie bez hamulców, liny przetarte po trzech budowach. Ale przecież na czwartą jeszcze wystarczy – wylicza Szymon. – Łatwiej jest zmienić operatora niż taką linę. Po tym się poznaje stan żurawia. Na jednej budowie byłem 15. operatorem.

Nawet deweloperzy dostrzegają problem. Po wypadku na Avii Budimex oświadczył, że nie będzie przy nowych kontraktach korzystał z żurawi starszych niż 15 lat. „Poinformowaliśmy podwykonawców o tych wymaganiach” – oświadczył rzecznik firmy.

– Dostaliśmy od Budimexu pytanie o wiek naszych żurawi – potwierdza Mazur. Nowe wymagania krytykuje: – Trzeba być laikiem, żeby sugerować się wyłącznie wiekiem maszyny. W Polsce pracuje dziś dużo bardzo kiepskiej jakości żurawi produkcji hiszpańskiej czy włoskiej. Tymczasem żuraw z Niemiec, nawet 15 lat starszy, będzie dużo bezpieczniejszy. Poza tym w Polsce działa dozór techniczny. Jeśli dopuszczą żuraw do użytku, to znaczy, że niczego mu nie brakuje.

Pytam operatorów o przeglądy techniczne. Wybuchają śmiechem.

Dozór teoretyczny
Stan żurawi kontroluje Urząd Dozoru Technicznego. Co roku inspektor dokonuje przeglądu i wydaje decyzję o pozwoleniu na eksploatację. To odpowiednik przeglądu rejestracyjnego samochodu. Po przeniesieniu żurawia na inną budowę procedurę trzeba powtórzyć. Jednorazowy koszt to około 500 zł. W ten sposób UDT zarabia sam na siebie. Dwa lata temu ujawniono, że średnia pensja pracownika urzędu to blisko 10 tys. zł.

Operatorzy nazywają UDT „pamiątką po PRL-u”. Dwa lata temu Ryszard Kawa mówił „Gazecie Wyborczej”: „Inspektor przechadza się, sprawdza, czy są tabliczki ostrzegawcze, przegląda księgi. Ale co ja mam na górze w kabinie, to już go średnio interesuje”.

Stefan Kuśnierz: – Urzędowi zależy tylko na tym, żeby wykonać jak najwięcej przeglądów, bo mają z tego zysk. Oni się czasami nawet nie pojawiają na placu budowy, a żuraw jest odebrany.

Oprócz kontroli UDT żuraw musi zostać co miesiąc odebrany przez konserwatora. To jednak tylko formalność, bo konserwatora zatrudnia... właściciel maszyny. – I co ten konserwator ma powiedzieć? Szefie, maszyna nie działa, wstrzymujemy budowę, płacimy kary? – ironizuje Szymek Grzyb.

Rysiek
Śmierć Ryszarda Kawy była nieszczęśliwym wypadkiem. Pokazuje jednak wiele problemów polskiej branży budowlanej. Dla inspektora Marcina Korty z Państwowej Inspekcji Pracy to jeden z bardziej skomplikowanych przypadków w karierze. Postępowanie PIP zakończyło się 13 marca.

Wcześniej okazało się, że żuraw, na którym zginął Rysiek, nie posiadał odbioru technicznego. Poprzednia decyzja była ważna do 30 września. Przez półtorej miesiąca maszyna, należąca do firmy Kantier, pracowała nielegalnie. Aż do 17 listopada, kiedy UDT odebrał żuraw w trybie zwykłego przeglądu technicznego.

Inspektor UDT odebrał żuraw zaledwie kilka godzin po tym, jak strażacy ściągnęli ciało operatora z górnego pomostu. Tymczasem, zgodnie z prawem, zgodę na uruchomienie maszyn lub dokonanie zmian w miejscu wypadku śmiertelnego pracodawca może wydać dopiero po uzgodnieniu z prokuratorem i właściwym inspektorem pracy.

– UDT odebrał żuraw w godzinach popołudniowych. Pracodawca poinformował nas, że ma wszystkie zgody i inspektor może wejść na plac budowy – twierdzi Jan Szuro, dyrektor krakowskiego UDT.

– Inspekcja Pracy 17 listopada nie wyraziła zgody na ingerencję w miejscu wypadku – mówi Marcin Korta. – Firma Kantier złamała prawo.

To nie koniec wątpliwości w sprawie. – Mieliśmy podejrzenia co do badań lekarskich Ryszarda Kawy – tłumaczy Korta. – Sprawdziliśmy: według Małopolskiego Ośrodka Medycyny Pracy takie badania nie miały miejsca.

Nie wiadomo, kto podrobił dokument, ale odpowiedzialność za przedstawienie fałszywych badań spada na firmę Kantier. Z jej właścicielem, Maciejem Czekalskim, próbowałem się skontaktować na kilku etapach powstawania tego tekstu. Bezskutecznie.

– O wszystkich ustaleniach poinformowaliśmy prokuraturę. Nasze postępowanie zakończyło się karą mandatową dla Kantiera – podsumowuje Korta.

Jak rachunki za prąd
Firma Czekalskiego za zatarcie miejsca śmiertelnego wypadku, fałszowanie dokumentów oraz naruszanie czasu pracy i brak dodatkowo płatnych nadgodzin dostała od PIP maksymalną możliwą karę – 5 tys. zł.

– Ja wiem, że inspektorów też to wkurza – denerwuje się Stefan Kuśnierz. – Pięć tysięcy? Duże firmy płacą te kary jak rachunki za prąd. Inspekcja Pracy powinna mieć większe kompetencje. Wiesz, ilu jest w całym Krakowie inspektorów, którzy zajmują się budowlanką? Czterech. Oni nas sami proszą, żebyśmy już nie przysyłali więcej skarg.

Związkowcy postulują uzależnienie wysokości kar od dochodu firmy. Problem jest spory, bo tylko małopolska PIP skontrolowała w 2017 r. 400 placów budowy. Prawie połowa naruszała przepisy. 165 spraw skończyło się mandatami, 4 trafiły do sądu.

– A jest w waszej pracy coś dobrego?

– Widoki – odpowiada Darek, syn Ryszarda Kawy. – Kiedy wschodzi słońce, widzimy wszyściuteńko, mamy piękną panoramę miasta.

Nowe prawo, martwe prawo
Od kilku miesięcy rząd pracuje nad nowym rozporządzeniem w sprawie BHP pracy przy obsłudze żurawi. Pierwszy projekt opublikowano w sierpniu 2017 r. Ale prace nad nim wciąż się przedłużają. Na początku 2018 r. Aleksandra Serkowska z Ministerstwa Rozwoju zapewniała mnie, że pod koniec stycznia dokument zostanie przekazany do podpisu ministra.

Dziś Ministerstwo Rozwoju już nie istnieje. Najnowsza, trzecia z kolei, wersja rozporządzenia (z 23 lutego) może nie być ostatnią.

– Myślę, że realny termin to końcówka kwietnia – oświadczył 19 marca Jarosław Skarżyński z Ministerstwa Przedsiębiorczości i Technologii, które przejęło projekt. Realny termin podpisania, bo na wejście przepisów w życie trzeba będzie poczekać minimum trzy miesiące. Ten sezon budowlany odbędzie się „po staremu”.

Terminy terminami, ale nowe prawo może niewiele zmienić. Przyznają to zarówno związkowcy, jak i inspektorzy PIP. Rozporządzenie jest pełne błędów: według ostatniej wersji to pracodawca jest odpowiedzialny za wyposażenie kabiny żurawia m.in. w radio, wiatromierz czy gaśnicę. Nie wiadomo, jak przepis będzie interpretowany.

Stefan Kuśnierz: – To absurd. Wielu operatorów ma własną działalność gospodarczą. Sami mają kupować te gaśnice?

Co zatem zmieni nowy dokument? Wprowadza normy temperatury w kabinie, obowiązkowe oświetlenie żurawia i windy dla konstrukcji powyżej 80 metrów. Najważniejszy dla operatorów jest punkt 19: „Czynności operatora wraz z wejściem i zejściem z żurawia nie mogą być wykonywane przez czas dłuższy niż 8 godzin na dobę”.

Krzysztof Mazur już teraz krytykuje nowe przepisy: – Osiem godzin pracy dziennie? Wszystkie największe firmy zazwyczaj wynajmują żurawie na minimum 270 godzin miesięcznie. Z obsługą operatorską, którą my musimy zapewnić. To będzie kolejny martwy przepis.

Czyli nie zmieni się nic. Operatorzy nadal będą pracować po 12 godzin, a hakowym nadal będzie mógł zostać każdy w czerwonym kasku. Przynajmniej do kolejnego wypadku.

Choć nawet wypadki niewiele zmieniają. Rozmawiam z Darkiem Kawą. Prokuratura właśnie skontaktowała się z nim po raz pierwszy od zakończenia sekcji zwłok. Pół roku po zdarzeniu śledczy informują, że powołali własnego biegłego w zakresie BHP. Z tego powodu sprawa zostaje zawieszona na 8 miesięcy.

Żuraw, na którym pracował Rysiek, zdemontowano i przeniesiono na inną krakowską budowę tydzień po jego śmierci. Jego operator z pewnością ma piękny widok na miasto.©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Reporter „Tygodnika Powszechnego”, członek zespołu Fundacji Reporterów. Pisze o kwestiach społecznych i relacjach człowieka z naturą, tworzy podkasty, występuje jako mówca. Laureat Festiwalu Wrażliwego i Nagrody Młodych Dziennikarzy. Piękno przyrody… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 26/2018