Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Rodzina postanowiła walczyć z chorobą. Poruszyli wszystkie możliwe sprężyny, by dotrzeć do właściwego chirurga. Chirurg wyciął złośliwego guza, a potem przez wiele miesięcy opiekował się pacjentem, czuwając nad każdym jego krokiem. Gdy ten wrócił do zdrowia, ofiarował lekarzowi butelkę znakomitego koniaku.
Dziesięciu trędowatych stanęło na drodze Jezusa do Jerozolimy. Właściwie trzeba by powiedzieć, że Jezus i jego Apostołowie ujrzeli przed sobą dziesięć żywych trupów - bo tak prosty lud Izraela nazywał trędowatych. Owrzodzeni, pokryci strupami, o twarzach zniekształconych chorobą, chorzy na trąd nie mogli przebywać pośród żywych. Społeczeństwo uznawało ich za należących do świata cieni, królestwa śmierci, a sam trąd postrzegano jako zewnętrzny dowód rozkładu duchowego - grzechu. A przecież żadnego grzechu mogli w ogóle nigdy nie popełnić!
Dzisiaj na ogół unika się mówienia o chorobach jako skutku grzechu, ale mimo to gdzieś w tyle głowy żyje przekonanie, że złe rzeczy przydarzają się tylko złym ludziom. Ślepi, fałszywi przyjaciele Hioba, z łatwością obciążający człowieka, miast zapytać, dlaczego złe rzeczy dzieją się także dobrym ludziom.
Bo dziesięciu trędowatych nie musiało być ludźmi grzesznymi w takim sensie, że popełnili poważny grzech osobisty. Opowieść o ich uzdrowieniu to właściwie przypowieść o tym, co się dzieje z ludźmi dotkniętymi paradoksem cierpienia, którym dano wyjątkową szansę: szansę na powrót do społeczeństwa i na świeże spojrzenie na dar życia, jako dar od Boga. Z całej dziesiątki tylko jeden, Samarytanin, człowiek znienawidzony przez ówczesnych Żydów, potrafił powiązać dar swojego uzdrowienia, swoją nową sytuację życiową z innym niż tylko ziemskim wymiarem. Pozostałych dziewięciu wcale nie zachowało się niewdzięcznie. Nie zostali ukarani i nie przylgnął do nich na powrót trąd. Dziękczynienie trędowatego Samarytanina stało się dla Jezusa okazją do nauczenia Apostołów smutnego prawidła: ludzie najczęściej myślą o tymczasowym zysku. Ich życie koncentruje się wokół własnego życia. Autentyczną zaś wiarę wyznają najczęściej ci, którym ortodoksyjni wierzący najchętniej odmówiliby prawa do zbawienia.
Wracając do mojego lekarza i chorego na raka. Młody mężczyzna został szanowanym adwokatem. Lekarz, który go leczył, postarzał się i umarł. "Wiesz, może powinniśmy pojechać na pogrzeb" - zasugerowała cicho żona adwokata. "Kochanie, pogrzeb jest w sobotę, a mnie właśnie w ten weekend wypada ważny mecz golfowy z moimi partnerami" - odpowiada pan mecenas. Bo wdzięczność ma i tę właściwość, że czasem cierpi na wirusa apatycznej pamięci. Najłatwiej okazuje się ją wtedy, gdy nie trzeba składać z czegoś ofiary.