Warstwy bliskości

Twórca „Grawitacji” i innych hollywoodzkich superprodukcji pytających o miejsce człowieka wobec wszechświata oraz nowych technologii – wraca po latach do meksykańskich i rodzinnych korzeni.

17.12.2018

Czyta się kilka minut

Kadr z filmu „Roma” / CARLOS SOMONTE / NETFLIX
Kadr z filmu „Roma” / CARLOS SOMONTE / NETFLIX

W kałuży mydlin, którymi młoda indiańska służąca szoruje podwórkową posadzkę, odbija się przelatujący samolot. Zapewne Cleo nigdy nim nie poleci, bo niby dokąd i za co, ale pojawi się on w filmie jeszcze nie raz, w rozmaitych sytuacjach, zwiastując istotne zmiany w życiu bohaterki. „Roma” Alfonsa ­Cuaróna zaczyna się od niewielkiego wycinka świata – odbitego w kałuży, ostro podzielonego, zamkniętego w społecznych hierarchiach – by poszybować w rejony kina wielkiego formatu. Trudno wyobrazić sobie film bardziej kompletny i lepsze zakończenie filmowego roku.

Autobiograficzna opowieść meksykańskiego reżysera bywa chętnie porównywana z „Fanny i Aleksander” Bergmana, które to w „niewinnym spojrzeniu dziecka – jak pisał Tadeusz Szczepański – scaliło rozbite zwierciadło”. W „Romie” pojawia się nawet bliźniacza scena, kiedy dorośli i dzieci, Latynosi i gringos, „państwo” i służba, świętują hucznie nadejście roku 1971. Z tą jednak zasadniczą różnicą, że pamięć Cuaróna wystrzega się narcyzmu i w owej scenie, a zarazem w całym filmie oddaje spojrzenie oraz głos nie tyle dziecku, czyli sobie, co wychowującej go niegdyś niani. Z takiej perspektywy widać dziś znacznie więcej. Kiedy liczna rodzina doktora Antonia pogrążała się w kryzysie, gdzieś obok toczył się cichy dramat służącej – osoby bliskiej im, a jednocześnie bardzo odległej, bo reprezentującej nieuprzywilejowaną mniejszość etniczną i rdzennych mieszkańców kraju. W dedykacji na początku filmu przywołany zostaje pierwowzór tej postaci, zagranej przez amatorkę Yalitzę Aparicio. Ze swą prawdziwą opiekunką reżyser uzgadniał także szczegóły scenariusza.

Ów należący do Cleo wewnętrzny głos rozszczepia się w „Romie” na dwa języki: hiszpański i mixtec. Po modlitwie w języku dominującym niania śpiewa czwórce swych podopiecznych indiańską kołysankę. Analogiczne rozszczepienie dokonuje się w spojrzeniu kamery prowadzonej osobiście przez reżysera. Kiedy nieśpiesznie panoramuje zasobne wnętrza rodzinnego domu w tytułowej dzielnicy miasta Meksyk, czuje się w tym zarówno nostalgiczną pamięć dziecka, które spędziło tu najszczęśliwsze, najbardziej beztroskie chwile, jak i pamięć służącej, dla której przestronny dom miał być przede wszystkim powierzchnią do sprzątania, lecz z czasem stał się czymś znacznie większym. Ostatecznie ten prawdziwy dom tworzą przecież nie tyle kosztowne bibeloty, regały na książki i telewizor w centralnym punkcie, co więzi i emocje. O tym właśnie opowiada film Cuaróna: jak na przekór różnicom klasowym, etnicznym, rasowym wydarza się pomiędzy ludźmi coś ważnego.

Twórca „Romy” spłaca uczuciowy dług kobietom, które go wychowały. Przede wszystkim tej, która pierwsza i ostatnia gasiła w domu światło, serwowała desery, usuwała psie kupy, która z czułością i oddaniem matkowała nie swoim dzieciom, podczas gdy jej własne życie osobiste – kiepski romans, nieplanowana ciąża, strach przed utratą pracy – ukryte było w cieniu, niczym losy wielu podobnych dziewczyn i kobiet pod każdą szerokością geograficzną. Dziś, m.in. za sprawą literatury i filmu, te „służące do wszystkiego” odzyskują twarze, imiona i swoje historie. W przeciwieństwie do wielu emancypacyjnych tytułów z tego nurtu, meksykański reżyser odrzuca bezpośrednią konfrontację ze społecznym problemem. Odtwarza pieczołowicie klimat tego niewinnego czasu, kiedy był jeszcze za mały, by rozumieć tragedię Cleo, i zbyt naiwny, by dostrzec drobne gesty czy napięcia rozgrywające się podskórnie w doskonale zorganizowanym domu i pozornie harmonijnym życiu rodziny. Nie mógł wówczas widzieć, jak kapryśne i protekcjonalne bywają przejawy łaskawości okazywane indiańskiej dziewczynie przez chlebodawców i przez cały system, z opieką zdrowotną na czele. Badania ginekologiczne i formalne procedury, którym poddana zostaje niepiśmienna bohaterka dzięki wstawiennictwu swojej pani, to scena pomimo całej swojej dyskrecji przytłaczająca symbolicznym ciężarem.


Czytaj także: Kosmiczny chłód - Wojciech Brzeziński o "Grawitacji" Alfonso Cuaróna


U Cuaróna za sprawą bogatej symboliki odsłania się druga, zakulisowa opowieść. O wiecznie nieobecnym ojcu reprezentowanym przez „insygnia władzy” takie jak samochód czy papieros, wyolbrzymione subiektywną perspektywą dzieci i służących. O macierzyństwie będącym dla kobiet ze społecznych nizin równocześnie dobrodziejstwem i przekleństwem. O nierówności, która jakże łatwo zamienia się w aksamitną wersję zniewolenia. Wreszcie, o wstrząsach politycznych targających ówczesnym Meksykiem, których kulminacją staje się uliczna masakra studentów dokonana w święto Bożego Ciała przez jednostki paramilitarne Los Halcones, widziana w filmie z okien eleganckiego sklepu meblowego. Oto w bezpieczny, uporządkowany świat stopniowo wdziera się chaos. Zmiany stają się nieuchronne.

Mistrzostwo „Romy” polega na wykorzystaniu kreacyjnych możliwości, jakie ciągle kryją się w ruchomych obrazach, trochę na przekór atrakcjom oferowanym przez dzisiejsze kino. Kamera ma przede wszystkim naśladować pracę umysłu – świadomego, rekonstruującego fakty z dystansu lat, bez nadmiernej poufałości. Dlatego Cuarón jako autor zdjęć stara się każdy swój obraz maksymalnie rozbudować w głąb, w jednym długim ujęciu ożywa po kilka planów naraz, co językiem techniki filmowej nazywa się montażem wewnątrzkadrowym. Użycie rzadko stosowanej taśmy 70 milimetrów wpływa na przestrzenną kompozycję kadru i jego wizualną intensywność, niektórym kojarząc się z czarno-białymi fotografiami Sebastião Salgada, to znów z włoskim realizmem. Jedno jest pewne: „Roma” daje poczucie obcowania z kinem w postaci totalnej, a zarazem krystalicznie czystej. W kategoriach przestrzennych myśli się tu również o dźwięku – kolejny powód, by dzieło wyprodukowane przez platformę Netflix oglądać jednak na dużym ekranie, bo dopiero projekcja kinowa pozwala dostrzec wszystkie warstwy obrazu i fonii, a tym samym wtopić się organicznie w tkankę filmu.

Podczas wspomnianego już wyjazdu na sylwestra bohaterowie „Romy” dowiadują się, że w pobliskim lesie wybuchł pożar. Wszyscy, bez względu na wiek, płeć czy pozycję społeczną, rzucają się do gaszenia ognia. W tym momencie są naprawdę razem, nawet jeśli podczas samej zabawy noworocznej ujawniły się odwieczne podziały. Cuarón nie wierzy w utopię wielkiej rodziny człowieczej, za to wierzy, że na poziomie przeżywania ludzie są bardzo do siebie podobni. Finałowy napis „Shanti, shanti, shanti”, będący mantrą z hinduistycznych „Upaniszad”, odnosi się do pokoju rozumianego jako międzyludzka bliskość. Twórca „Ludzkich dzieci” czy „Grawitacji”, hollywoodzkich superprodukcji pytających o miejsce człowieka wobec Wszechświata i nowych technologii, wraca po latach do meksykańskich i rodzinnych korzeni nie po to tylko, by nakarmić prywatne wspomnienia. Chce przypomnieć, jak demokratycznym narzędziem może być kino. Pariasi z nowego filmu Cuaróna chętnie zresztą korzystają z tego przywileju. Dlatego próbuje on znaleźć język, który może być jednocześnie osobisty i uniwersalny, a przy tym nie oddzielać autentycznych emocji od estetycznych wrażeń. Nie dzielić swoich widzów na przeżywających współuczestników i przeżuwających smakoszy. ©

ROMA – reż. Alfonso Cuarón. Prod. Meksyk/USA 2018. Dystryb. Netflix/Gutek Film.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyczka filmowa „Tygodnika Powszechnego”. Pisuje także do magazynów „EKRANy” i „Kino”, jest felietonistką magazynu psychologicznego „Charaktery”. Współautorka takich publikacji, jak „Panorama kina najnowszego”, „Szukając von Triera”, „Encyklopedia kina”, „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 52/2018