Walka o Ukrainę

Od piętnastu lat każde kolejne wybory prezydenckie w tym kraju kończą jedną epokę polityczną i otwierają kolejną. Czy tak będzie i tym razem?

25.03.2019

Czyta się kilka minut

Prowadzący w sondażach na tydzień przed wyborami Wołodymyr Zełenski,  Kijów, 6 marca 2019 r. / SERGEI SUPINSKY / AFP / EAST NEWS
Prowadzący w sondażach na tydzień przed wyborami Wołodymyr Zełenski, Kijów, 6 marca 2019 r. / SERGEI SUPINSKY / AFP / EAST NEWS

Przekonanie, że w demokracji wybory są metodą „wojny”, wydaje się adekwatne do opisu sytuacji na Ukrainie. Okres wyborczy nad Dnieprem zawsze oznacza, że główne siły mobilizują wszystkie możliwe zasoby, wiedząc, że walka toczy się o ich polityczne być albo nie być.

Nie inaczej jest tym razem. Szczególnie że kilka miesięcy po wyborach prezydenckich odbędą się parlamentarne. Ukraina weszła w okres długiej walki wyborczej, która może ukształtować jej układ polityczny na kolejne kilka lat.

Jednak pod pewnymi względami tegoroczne głosowanie będzie wyjątkowe. Choć pierwsza runda walki o fotel prezydenta Ukrainy odbędzie się już wkrótce, ostatniego dnia marca, to nadal trudno przewidzieć, kto trafi do drugiej tury. To sytuacja bez precedensu w ukraińskiej historii najnowszej.

Od dłuższego czasu wiadomo jedynie, że walka o zwycięstwo rozstrzygnie się między trójką faworytów: urzędującym prezydentem Petrem Poroszenką, byłą dwukrotną premier Julią Tymoszenko i aktorem komediowym Wołodymyrem Zełenskim. Jeśli wierzyć sondażom, ten ostatni ma największe szanse na wejście do drugiej rundy. Otwarte pozostaje, czy tak się stanie i kto będzie jego rywalem. Pozostali kandydaci są już raczej bez szans.

Nowe szaty starych polityków

Przez wiele miesięcy najwyższe miejsce w sondażach zajmowała Tymoszenko, która od ponad 20 lat pozostaje pierwszoplanową aktorką na scenie polityki. Jako pierwsza rozpoczęła kampanię wyborczą i – w zmienionej fryzurze – próbuje przekonywać, że ma dla kraju program równie znaczący jak Rooseveltowski Nowy Ład (nawiązania do oryginału są zresztą czytelne). Jej polityczna reaktywacja i populistyczne hasła są jednak mało wiarygodne dla wyborców. Poparcie dla niej sięga 16-20 proc., deklarowany stopień braku zaufania zaś powyżej 50 proc. Dość powszechnie postrzegana jest jako postać z zamierzchłej przeszłości i żadne „nowe szaty” tego nie zmieniły.

Podobny problem ma prezydent Poroszenko. Jeszcze jesienią 2018 r., gdy słupki poparcia dla niego spadły do 6 proc., wydawało się, że o reelekcji może zapomnieć. Wrócił jednak do walki dzięki zakończonym sukcesem staraniom o uzyskanie niezależności przez ukraińską Cerkiew prawosławną. Pierwsza część jego kampanii została zbudowana właśnie na sprawach autokefalii, która stanowi jeden z elementów jego przedwyborczej triady („język, wiara, armia”).

Tego paliwa starczyło na razie tylko na zajęcie trzeciego miejsca w sondażach. A to oznacza, że wejście Poroszenki do drugiej tury wcale nie jest przesądzone. Szczególnie że w lutym wybuchł skandal związany z korupcją przy dostawach dla ukraińskiej armii, w który zamieszany jest Ołeh Hładkowski – jeden z najbliższych współpracowników prezydenta.

Jakby tego było mało, ukraiński Sąd Konstytucyjny uznał niedawno za niezgodne z ustawą zasadniczą prawo mówiące o karze więzienia dla tych urzędników i polityków, którzy nie potrafią udowodnić źródeł pochodzenia swojego majątku. Werdykt ten jest postrzegany jako obciążający polityczne konto Poroszenki.

Sługa narodu

Niespodziewanie na głównego faworyta do zwycięstwa wyrasta Zełenski, znany satyryk i aktor komediowy. Ten ledwie 41-letni wciąż jeszcze nie-polityk zgłosił swoją kandydaturę w końcu grudnia i od tego czasu poparcie dla niego poszybowało do ok. 26 proc. Swoją popularność zawdzięcza udziałowi w serialu „Sługa narodu”, najpopularniejszej produkcji w historii ukraińskiej telewizji. Odgrywa w nim rolę niepozornego, ale uczciwego nauczyciela ze zwykłej szkoły, który niespodziewanie zostaje wybrany prezydentem – i w tej nowej funkcji radzi sobie świetnie, reformując państwo i walcząc z oligarchami.

Zełenski chciałby powtórzyć serialową historię w życiu. Trudno jednak uznać, że prowadzi tradycyjną kampanię. Nie ogłosił programu, niechętnie udziela wywiadów, a na kluczowe tematy ma niewiele do powiedzenia. Przyjął taktykę, aby do pierwszej tury zbyt dużo nie mówić, bo mogłoby to niekorzystnie wpłynąć na jego notowania. Niemal nic nie wiadomo (oficjalnie) o źródłach finansowania jego sztabu wyborczego. Wiązany jest z Ihorem Kołomojskim – jednym z głównych oligarchów, skonfliktowanym z Poroszenką – jednak brak na to twardych dowodów. Przesłanką jest m.in. to, że serial „Sługa narodu” emitowany jest w stacji telewizyjnej należącej do Kołomojskiego.

Mimo wszystkich niedostatków Zełenskiego – i skierowanej wobec niego kampanii negatywnej części mediów sympatyzujących z Poroszenką – znajduje on poparcie zarówno w swoim rodzinnym Krzywym Rogu (rosyjskojęzycznym mieście na południowym wschodzie), jak też w Galicji. Dowodzi to, jak bardzo zmieniło się społeczeństwo w ciągu ostatnich pięciu lat. Do 2014 r. wybory prezydenckie były starciem między kandydatami postrzeganymi jako proeuropejscy albo prorosyjscy. Dzisiaj podział ten przeszedł do historii.

Stąpanie w miejscu

Ale przypadek Zełenskiego jest czymś więcej: symptomem poważnej choroby trawiącej Ukrainę. Mamy tu bowiem starcie między dwoma politycznymi dinozaurami walczącymi o przetrwanie oraz politycznym nowicjuszem, który swoją popularność zawdzięcza show-biznesowi.

Jak to możliwe, że pięć lat po demokratycznej rewolucji w wyborach prezydenckich nie ma ani postmajdanowej partii, ani postmajdanowych kandydatów? Co takiego dzieje się z mechanizmami ukraińskiej polityki, że na jej szczytach nie widać nowych postaci? Fenomen Zełenskiego jest przecież konsekwencją „szklanego sufitu”, jaki na swojej drodze napotyka wielu sensownych działaczy politycznych pozostających w drugim czy trzecim szeregu.

Okazuje się, że rewolucja godności sprzed pięciu lat zaszczepiła Ukrainę na ewentualny nawrót wirusa autorytaryzmu, ale nadal nie otworzyła jej drogi do zbudowania stabilnej demokracji z niezależnymi instytucjami państwowymi. ­Freedom House, który corocznie publikuje raport o stanie demokracji na świecie, uznaje, że na Ukrainie jest ona w lepszej kondycji niż przed rewolucją godności, ale w gorszej niż w 2011 r. – drugim roku prezydentury Wiktora Janukowycza. Największym zaskoczeniem może być jednak fakt, że Ukraina wciąż uznawana jest za kraj „częściowo wolny”.

Ułomności demokracji ukraińskiej może najlepiej widać właśnie na przykładzie tych wyborów. Wśród liczących się kandydatów poza Zełenskim nie ma nowych twarzy, bo nie ma warunków, by mogli się wypromować. Aby liczyć się w walce politycznej, potrzebne są zdrowe reguły gry, pieniądze i dostęp do mediów. Tymczasem „starzy” politycy bardzo dbają, aby nie dopuścić konkurencji do pierwszej ligi.

Ważnym orężem są tu stacje telewizyjne (główne źródło informacji dla 85 proc. wyborców), a te w większości należą do oligarchów – wpływowych, choć pozostających w cieniu uczestników życia politycznego. Petro Poroszenko był w stanie dogadać się z większością najważniejszych z nich, zatem z ekranu płynie zwykle pozytywny lub neutralny przekaz na jego temat.

Stan mediów nad Dnieprem pokazuje ranking World Press Freedom, który daje Ukrainie ledwie 101. pozycję na świecie. Kto by się jednak tym przejmował w sytuacji, gdy dla zwycięstwa niezbędna jest mobilizacja wszystkich sił za każdą cenę?

Wyborczy test

Choć zbliżające się głosowanie będzie ważnym testem dla ukraińskiego systemu politycznego, to trudno mówić, że przez ostatnie pięć lat doszło w nim do głębokich zmian.

Wygrana Poroszenki oznaczałaby kontynuację trendu obserwowanego od 2014 r., z wybiórczymi reformami, które nie mają potencjału zmiany systemu, a wręcz konserwują niektóre jego patologie. Dzisiaj obywatele powszechnie obarczają go winą za niezrealizowane obietnice, a deklarowany stopień nieufności do niego sięga 70 proc. Oznacza to, że bardzo trudno będzie mu wygrać, jeśli w ogóle trafi do drugiej tury. Jego stratedzy (a za nimi niektórzy intelektualiści) próbują wskazywać go jako kandydata „może nie idealnego”, lecz stanowiącego „mniejsze zło” i „gwarancję pewnej stabilności”. Może się to jednak okazać nieprzekonujące dla sfrustrowanych wyborców. Bo frustracja i złość na „stary” establish­­­ment to główne emocje miotające dziś Ukraińcami.

W tej sytuacji niewykluczone, że mogą oni zdecydować się na eksperyment, jakim niewątpliwie byłaby prezydentura Zełenskiego. Jeśli do tego dojdzie, będzie to konsekwencją zapotrzebowania na nowe postacie w życiu politycznym. Sondaże wskazują dziś, że Zełenski wygrałby w drugiej turze zarówno z Tymoszenko, jak też z Poroszenką. Jednak gdyby się okazało, że w drugiej turze spotka się z obecnym prezydentem, to w debatach przedwyborczych mógłby polec w starciu z tym świetnym mówcą.

Ale gra toczy się nie tylko o zwycięstwo, lecz także o wynik, który nie zostanie zakwestionowany przez rywali. Testem będzie już pierwsza tura. Gdyby się okazało, że różnica między Poroszenką a Tymoszenko wynosi jedynie 1-2 proc. na niekorzyść tej ostatniej, to prawdopodobnie będzie ona próbowała podważać uczciwość głosowania i wyprowadzić swoich sympatyków na ulice. Należy pamiętać, że na Ukrainie nie ma zaufania do instytucji państwowych, postrzeganych jako narzędzie w rękach polityków. A w sytuacji braku wiarygodnych arbitrów rozwiązanie takiego sporu może być trudne.

Po stronie Tymoszenko opowiedział się Arsen Awakow, potężny minister spraw wewnętrznych (sprawuje funkcję od pięciu lat). Kilkukrotnie wysłał on jasne sygnały obozowi prezydenckiemu, że będzie uważnie patrzył im na ręce.

Na razie każdy ze sztabów głównych kandydatów na wszelki wypadek przygotowuje się na czarny scenariusz, pamiętając, że o zwycięstwie nie zawsze decyduje dzień głosowania. Biorąc pod uwagę, że każde z najważniejszych ugrupowań ma wpływy w prężnie rozwijających się strukturach paramilitarnych, sytuacja może być groźna.

Szósty prezydent

Gdy opadnie kurz wyborczy, szósty prezydent niepodległej Ukrainy będzie musiał zmierzyć się z masą problemów stojących przed państwem. Będą one identyczne niezależnie od tego, kto zostanie wybrany. Rzeczywistość szybko zweryfikuje populistyczne obietnice, gdy okaże się, że nie ma możliwości obniżenia ceny gazu (Tymoszenko), kompromisowego porozumienia z Rosją (Zełenski) czy utrzymania hojnie rozdawanych przed wyborami dodatków socjalnych (Poroszenko). Okaże się również, że bez utrzymania współpracy z Międzynarodowym Funduszem Walutowym, która będzie miała swoją cenę, budżet znajdzie się na skraju przepaści. Trzeba też będzie znaleźć porozumienie z oligarchami, w tym z Rinatem Achmetowem (kiedyś „właścicielem” Donbasu), który nadal jest zbyt potężny, aby jakikolwiek prezydent mógł sobie pozwolić na ignorowanie go.

Nie jest też wykluczone, że jeśli Ukraińcy zdecydują się na powierzenie steru rządów Zełenskiemu, może dojść do szybkiej zmiany ustroju. Zdominowany przez jego przeciwników parlament mógłby bowiem tak zmienić konstytucję, by znacząco zmniejszyć prerogatywy prezydenta, czyniąc to stanowisko czysto ceremonialnym poprzez przekazanie całej władzy Radzie Najwyższej. Takie sygnały zaczęły płynąć w ostatnich tygodniach wraz z umacnianiem się poparcia dla Zełenskiego. Jeśli się tak stanie, wówczas o przyszłości kraju na kolejne kilka lat rozstrzygną jesienne wybory parlamentarne.

Choć więc nadchodzące głosowanie niesie wiele znaków zapytania, a intryga pozostanie do końca nierozwiązana, to wiele wskazuje, że nikt z trójki faworytów nie daje gwarancji zmiany obecnego modelu polityczno-gospodarczego. Z drugiej strony – i to jest, paradoksalnie, bardziej optymistyczny wniosek – w najnowszej historii Ukrainy regularnie dochodzi do wydarzeń nieprzewidywalnych. ©

Autor jest kierownikiem zespołu Ukrainy, Białorusi i Mołdawii w Ośrodku Studiów Wschodnich im. Marka Karpia w Warszawie.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dyrektor Ośrodka Studiów Wschodnich im. Marka Karpia w Warszawie. Specjalizuje się głównie w problematyce politycznej i gospodarczej państw Europy Wschodniej oraz ich politykach historycznych. Od 2014 r. stale współpracuje z "Tygodnikiem Powszechnym". Autor… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 13/2019