Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Po kawałku kiełbasy wyborczej dla rodzin (500 plus na pierwsze dziecko) i emerytów (13. wypłata) nadszedł czas na ofiarę dla trzeciego bożka każdych polskich wyborów – rolników. Ukłony w ich stronę PiS bił już po pierwszej turze wyborów samorządowych, które pokazały mu, że w miastach nie zyska nowych klientów dla własnej marki politycznej. Wieś od lat ma na pieńku z dużymi sieciami handlowymi, wybór był zatem oczywisty. Zwłaszcza że ok. 40 proc. z nich kontroluje w Polsce kapitał niemiecki.
Politycy PiS twierdzą, że ograniczenie sprzedaży produktów pod markami własnymi pomoże polskim rolnikom. W rzeczywistości wpływ regulacji na finanse wsi będzie znikomy lub wręcz żaden. Zyskają natomiast duże koncerny spożywcze, którym rząd zrobi w sklepach więcej miejsca, ale bez gwarancji, że w zamian podzielą się dodatkowym zyskiem z polskimi rolnikami. Jak zresztą miałyby to zrobić? Wśród produktów kupowanych najchętniej jako marki własne są np. ryż, kawa i herbata.
Klienci lubią produkty private label, bo zwykle kosztują mniej od wyrobów renomowanych marek. Rocznie wydajemy dziś na nie ok. 50 mld zł rocznie. Stronniczy komentator mógłby dostrzec zatem w tych planach także troskę o budżet, który zyska w ten sposób dodatkowy miliard lub dwa z VAT.
Na szczęście wszyscy wiemy, że chodzi o Polskę. ©℗