W tonie Oriany Fallaci

Mieszkańcy Włoch i Francji wykazaliby większy ostracyzm wobec islamu niż Szwajcarzy w analogicznym głosowaniu jak to, które 29 listopada sprawiło, że w podalpejskim kraju nie zostanie wzniesiony już żaden minaret.

09.12.2009

Czyta się kilka minut

Sondaże wyraźnie pokazują, że gdyby szwajcarskie referendum przeprowadzić w kilku innych krajach, "tak" wobec zakazu wznoszenia minaretów powiedziałyby także Francja, Holandia, Belgia, Włochy, Hiszpania, Niemcy i Austria. I to nie w 57 proc, a 80-, czy nawet 97 proc. głosów w zależności od regionu. Szacunki te wywołały lawinę komentarzy we Francji i Włoszech.

Brice Hortefeux, francuski minister spraw wewnętrznych, w rozmowie z telewizją Canal+ przypomniał, że "Francja jest Republiką laicką, musi więc zapewnić wolność wyznania każdej religii. Z jednej strony musi potępiać islamofobię, z drugiej islam radykalny". Na półwyspie Apenińskim z kolei prasa katolicka, w tym "l'Osservatore Romano" i dziennik episkopatu Włoch, "Avvenire" zdecydowanie uznały wynik szwajcarskiego referendum za "poważny zamach na wolność religijną i integrację" porównując ostracyzm wobec wznoszenia minaretów do ostatniego wyroku Trybunału w Strasburgu w kwestii zakazu wieszania krzyży w instytucjach publicznych. Zarówno Włosi, jak i Francuzi, jedne z najbardziej chłonnych krajów pod względem imigracji w Europie, poważnie zastanawiają się, jak uregulować status i miejsce islamu w swoich krajach.

Basta

Niecałe 48 godzin po tym jak światowe media podały do wiadomości, że 57 proc. głosujących mieszkańców Szwajcarii opowiedziało się za zakazem wznoszenia minaretów, Gian Valerio Lombardi, prefekt Mediolanu spotkał się z Letizią Moratti, burmistrzem miasta. Podjęli decyzje o powszechnym spisie ludności muzułmańskiej miasta. "Dzielnica po dzielnicy" - mówił w rozmowie z "Corriere della sera": "Chcemy wiedzieć, gdzie mieszkają, co robią, gdzie i kiedy się modlą, gdzie istnieje potrzeba stworzenia im miejsc kultu".

Akurat Mediolan był w ostatnich dniach świadkiem burzy wokół islamskiej obecności w mieście. Władze zdecydowały o likwidacji miejsca zwanego "Palasharp", gigantycznych rozmiarów namiotu, gdzie od kilku miesięcy wyznawcy Mahometa gromadzili się na piątkowej modlitwie. Wówczas viale Jenner, jedna z większych mediolańskich ulic, przez kilka godzin bywa niemal nieprzejezdna. Muzułmanie rozsiadają się wokół wejścia do namiotu, na chodniku i jezdni. Efektem  proponowanego przez prefekta spisu mogłoby być wybudowanie w stolicy Lombardii kolejnego dla nich meczetu (od ponad 8 lat meczet z minaretem komponuje się z krajobrazem peryferiów miasta).

O to jednak - jak podkreślił w rozmowie z mediolańskim dziennikiem wiceburmistrz miasta Ricardo De Corato - będzie trzeba zapytać mieszkańców w referendum. Kłopot w tym, że może ono wypaść zdecydowanie negatywnie względem wspólnoty muzułmanów w mieście. Metropolita mediolański uczula, że nie chodzi tu o to, "czy ludzie zagłosują na tak lub nie; istotniejszą kwestią jest kampania edukacyjna i pedagogiczna poprzedzająca ewentualne referendum".

Prawdą jest, że w Europie na przestrzeni ostatniego dziesięciolecia zmienił się krajobraz. Najwyraźniej szkicuje się to we Włoszech i Francji oraz w Wielkiej Brytanii: w metrze, na ulicach miast, w szkołach i centrach handlowych pachnie egzotyką, szeleszczą nikaby okrywające od stóp do głów kobiece ciała. Są miasta francuskie, gdzie powstają sklepy z odzieżą "orientalną" i gdzie można zaopatrzyć się w burkę czy nikab. Na północy Włoch, szczególnie w Mediolanie, rozbrzmiewają głosy muezzinów nawołujących do modlitwy. Meczety, a w niektórych jeszcze nielicznych miejscach minarety, dominują urbanistyczny obraz miast. Imigracja staje się powoli problemem nie do opanowania.

Wbrew opinii polityków, przeciętni Europejczycy boją się zalewu islamu, szczególnie jego fundamentalistycznego nurtu. Tak też komentuje we włoskich mediach wyniki "pozorowanego referendum" Nando Pagnoncelli, dyrektor ośrodka badań opinii społecznej IPSOS: "Kwestia Islamu i imigrantów budzi spory niepokój i lęki w Europie. W niektórych przypadkach przybiera nawet formę alarmu społecznego, gdzie dominuje lęk przed fanatyzmem i fundamentalizmem". Z kolei dr Issama Mujahid, rzecznik wspólnoty muzułmańskiej we włoskiej Brescii, stwierdza, że sondaże europejskie "są pewnego rodzajem paradoksalnym dowodem na akt odwagi wypowiedzenia przez mieszkańców Starego Kontynentu »basta« wobec islamu, wbrew politycznej kampanii nawołującej do tolerancji". Mujahida mówi też, że za "te głosy strachu odpowiedzialni są wszyscy, chrześcijanie, wyznawcy Islamu i wszyscy politycy". Muzułmanin podkreśla jednak ze stanowczością, że jego zdaniem "Europa nie odrzuca minaretów, po to by bronić chrześcijaństwa. To nie jest problem religijny: to problem kulturowy i pewnej przejrzystości". Bo Europejczycy boją się "baraniny w szpitalach i stołówkach szkolnych, czy przerw w pracy na pięć nakazanych modlitw ( taki zwyczaj wprowadzono już np. na Uniwersytecie w Birmingham w 1991 r.)".

Wylęgarnia ksenofobii

"Przez wiele lat, codziennie przed czwartą rano, zanim zapiał pierwszy kogut, budził mnie śpiew muezzina dobiegający z pobliskiego meczetu. Ani przez chwilę jednak nie pomyślałam, że mógłby zamilknąć. On przecież nie śpiewał, by obudzić takich jak ja, ale by swoich najbliższych zwołać na modlitwę. To nazywa się wolnością religijną. Jerozolima daje jej upust dla wszystkich" - opowiada na łamach "Il Giornale" Fiamma Nirenstein.

Wieloletnia znakomita korespondentka mediolańskiego dziennika w Jerozolimie, najpierw pyta: "Czyżby Szwajcaria miała stać się skrawkiem dla wylegania się europejskiej ksenofobii?". Zaraz potem dziennikarka zdaje się rzucać inne światło na decyzję Szwajcarów: "To żaden atak na wolność religijną - twierdzi - ale czysto polityczna decyzja." Zadaje rzadko stawiane w europejskiej prasie pytanie: "O co ta cała awantura?".

Przecież "w krajach islamu istnieją miliony meczetów bez minaretów" - pisze Nirenstein. Jeśli wznosi się je w pobliżu kościołów, zwykle są bardziej okazałe, potężne, wyższe. Bo islam musi dominować, być potęgą. Musi manifestować swój brak akceptacji dla praw człowieka". Publicystka wysuwa tezę, ze szwajcarski przypadek jest nie tyle objawem nietolerancji religijnej, co raczej lęku. "Szwajcarzy - pisze Włoszka w tonie Oriany Fallaci - najwyraźniej boją się fundamentalizmu. Nie potępiałabym ich za to. Są w pełni świadomi, że islam to Sharia, która promuje karę śmierci i chce wieszać homoseksualistów. Generalnie w krajach islamu dominuje dyktatura, dysydenci giną, a chrześcijanie są prześladowani. Nie ma miejsca dla Żydów".

Choć nie istnieje oficjalny spis miejsc kultu muzułmanów we Włoszech, szacuje się że wyznawców islamu na Półwyspie może być ok. 700 tys. Jeśli chodzi o prawdziwe meczety, wierne architektonicznym wytycznym, z kopułami i minaretami, są tylko trzy. Największy z nich, a zarazem najokazalszy w Europie, znajduje się w Rzymie (zaprojektowali go architekci portugalscy oraz irańczyk Sami Musawi; otwarty w 1995 r.; jego budowę w całości sfinansowała Arabia Saudyjska; rzymski meczet jest jedynym, któremu Republika nadała osobowość prawną oraz uznawany jest za centrum kulturalne islamu we Włoszech). Kolejne meczety powstały w Mediolanie i w Katanii na Sycylii. Pozostałe to raczej przekształcone z garaży, fabryk, czy ze sporych powierzchni mieszkaniowych pomieszczenia.

Z krystalicznego marmuru

Nieco gęściej pod tym względem jest we Francji, gdzie szacuje się, że muzułmanie spotykają się na modlitwie w blisko 1900 meczetach i salach (za "Le Figaro"). Choć samych meczetów z minaretami jest tylko dziesięć. Najwyższy w Paryżu (wys. 30 m) i w Créteil (25 m). Chwilowo wstrzymano budowę wieży w Strasburgu ze względów finansowych.

W Marsylii do kwietnia 2010 roku ma powstać największy meczet w Europie. W ścisłym centrum miasta wyrośnie budowla z krystalicznego marmuru z Chorwacji (podobno tylko Biały Dom i Most Westchnień w Wenecji pokryte są taką warstwą kamienia). Hala modlitw - również największa w Europie - ma rozciągać się na powierzchni 3500 metrów kwadratowych, co pozwoli na pomieszczenie ok. 7 tys. osób. 25-metrowy minaret w godzinach modlitw ma rzucać na miasto światło. Budowla ma pochłonąć ponad 22 mln euro. Za każdym razem decyzja o wznoszeniu takiej budowli budzi kontrowersje, bo Francja ma status państwa laickiego, tymczasem nierzadko to władze miast i politycy współfinansują budowle minaretów.

Potrzeba budowania świątyń islamskich rośnie z roku na rok. Imigracyjna chłonność Francji staje się coraz intensywniejsza. Widać to nie tylko na ulicach, ale odbija się to wyraźnie w statystykach. W połowie 2004 r. Instytut Statystyki Narodowej (INSEE) zanotował blisko 5 mln imigrantów legalnie rezydujących we Francji, tj. ponad 8 proc populacji. Liczba ta stale rośnie. Na przełomie 2004 i 2005 r. z 25 krajów Unii Europejskiej pochodzi 1,7 mln imigrantów, podczas gdy z samych krajów Magrebu (Maroko, Algieria) o azyl we Francji prosiło 1,5 mln osób. Podobna liczba dotyczy mieszkańców Czarnego Lądu. Ponad 4 proc. przybyszów pochodzi też z Turcji.

Warto przypomnieć, że Francja od kilku tygodni pogrążona jest w nurcie debaty wokół wartości i tożsamości narodowej. Kwestia obecności imigrantów na francuskiej ziemi bez wątpienia stanowi jej podkład. Francuski minister ds. Imigracji i Identyfikacji Narodowej, Eric Besson, ogłaszając 15 października br. początek debaty mówił: "Musimy poważnie zastanowić się jak nasi goście wpływają na kształt Republiki".

Jednak to Nicolas Sarkozy, który ma wręcz na punkcie imigrantów obsesję, kwestię wartości narodowych łączy ściśle z problemem imigrantów. Jeszcze przed elekcją na prezydencki fotel zapowiadał stworzenie Ministerstwa ds. Imigracji i Tożsamości Narodowej. Jak sprawa tymczasem wygląda? Zaufany prezydenta, Besson, kilka miesięcy temu eksportuje trzech Afgańczyków z terytorium Francji, jego poprzednik Brice Hortefeux - także przyjaciel Sarkozego - zaostrza przepisy wobec imigrantów wprowadzając m.in. obowiązkowe badania i testy oraz konieczność podpisania specjalnego kontraktu z Francją zobowiązującego do przebycia kursów języka francuskiego i historii cywilizacji Francji. Hortefeux, ręką Sarkozyego, promuje tzw. imigrację zawodową, ogranicza do minimum łączenie rodzin ("Francja nie będzie popierać łączenia obcych klanów" - powiedział w 2007 r. w czasie wizyty w porcie w Calais). Na jego wniosek kilkuset Senegalczyków musiało opuścić terytorium Republiki. To Sarkozy w 2000 r. nakazał zamknięcie centrum dla uchodźców "Sangatte" w Calais, gdzie dzięki zaangażowaniu Francuskiego Czerwonego Krzyża, schronienie znalazło ponad 25 tys. osób oczekujących na przeprawę do Wielkiej Brytanii. Radykalne posunięcie - w zamian za zburzenie ośrodka, Wielka Brytania miała przyjąć tysiąc Irakijczyków i kilkuset Afgańczyków - zamiast zmniejszyć napływ imigrantów, zwiększyło ich nielegalny przemyt przez granice z Wyspami, tym samym pochłonęło setki ofiar.

Kłopot w tym, że przy tych perypetiach (o debacie i "kłopotach" Francji z imigrantami szczegółowo pisaliśmy w TP nr 48) sprawa szwajcarskiego referendum nadaje nieco inny ton debacie we Francji. Już nie tylko media, ale i część polityków zarzucają Bessonowi zbyt silne położenie akcentów debaty na kwestie islamu, łączenie spraw narodowych z imigracją. To bowiem koncentruje uwagę na podziałach, a nie na szukaniu jedności czy drogi do wzajemnego porozumienia się.

Nicolas Sarkozy szykuje się do oficjalnego, jak się mówi, "ściśle precyzyjnego" wyrażenia swojego poglądu na ten temat. Być może odbędzie się więc poważna, publiczna debata. Choć sondaże opinii publicznej Ifop dla La Croix i TNS-sofres dla Le Figaro oraz kilka innych, nieoczekiwanie wskazują na niechęć Francuzów względem symboli religijnych islamu, w tym negatywny stosunek do budowy minaretów. Sondaże te wzmagają jedynie apetyt polityków na przeforsowanie projektu ustawy wnoszącego całkowity zakaz noszenia burek i nikabów przez islamskie kobiety na ulicach francuskich miast.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Wybrane teksty dostępne przed wydaniem w kiosku
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Wybrane teksty dostępne przed wydaniem w kiosku
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
79,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]