W sutannie i mundurze

Trwa proces nadawania wojskowych stopni oficerskich księżom, którzy w czasach PRL odbywali służbę wojskową w tzw. jednostkach kleryckich.

05.09.2017

Czyta się kilka minut

Na pewnej plebanii, przy miłej kolacji, słyszałem ostatnio, jak uwzględnieni w tych awansach kapłani wymieniają się kontaktami do krawców, by się porządnie po wojskowemu obszyć. Przypuszczam, że większość nowych księży podporuczników przyjmie patent jako miłą pamiątkę, skwitowanie niełatwych lat życia, zapomni o sprawie i wróci do roboty. Będą pewnie jednak i tacy, którzy przy różnych okazjach nie oprą się pokusie, by błysnąć oficerskim sznurem i nowymi pagonami. Szczerze? Sam bym się pewnie nie oparł, gdyby tylko ktoś kiedyś chciał mnie awansować, choćby na kaprala. U znacznej części męskiej populacji wczesnochłopięca fascynacja mundurami trwa aż po grób.

Mimo to przyznać muszę, że gdy widzę w mediach katolickiego księdza w mundurze jakiejś państwowej instytucji (dajmy na to leśnej albo celnej), odczuwam coś na kształt dysonansu poznawczego. Nie bardzo jestem w stanie „rozkminić”, dlaczego w kraju, w którym kościół jest co trzy przecznice, by dotrzeć do jakichś grup zawodowych z Ewangelią, trzeba wiązać się z nimi via dział kadr. Przy symbolizującej oddanie na wyłączną służbę Jezusowi koloratce dźwigać jeszcze emblemat podleśniczego lub młodszego rachmistrza.

Naprawdę rozumiem potrzebę hierarchii w niektórych instytucjach (i to, że trzeba ją w jakiś sposób wyrazić). Co więcej, swoje belki i wężyki ma też przecież Kościół. Prałaci barwią guziki, biskupi dokładają sobie pasy, krzyże, piuski. Prawosławni duchowni mają różnej rangi nakrycia głowy i krzyże z ozdobami, protestanci rozróżniają się kolorami. W Kościele katolickim widoczny jest przy tym wyraźny trend upraszczania stylizacyjnej symboliki związanej z zajmowaną pozycją. Za pontyfikatu Pawła VI Watykan wydał szereg dokumentów porządkujących te kwestie i zabraniających np. kanonikom i proboszczom używania pasa z pomponami, czerwonych pończoch czy obuwia z klamrą (Franciszek poszedł jeszcze dalej i po prostu zniósł dwa z honorowych tytułów: prałata Jego Świątobliwości oraz infułata). W całej tej historii musi przecież chodzić o coś innego niż w świeckich urzędach i godnościach. Belka, gałązka czy inny znaczek pokazujący, czy ksiądz jest gajowym, czy starszym rewidentem, to jednak zupełnie inna historia niż wkładany biskupowi na piersi krzyż, by co rano przypominał sobie, jaką to ziemską karierę zrobił nasz Pan, Jezus Chrystus. Albo jaskrawa czerwień krwi tętniczej, symbolizująca to, czym może się skończyć wierność papieżowi i Kościołowi, do której zobowiązuje się kardynał.

Mieszanie tych porządków – tego, w którym władza jest wydawaniem rozkazów, i tego, w którym jest służbą – wydaje mi się karkołomne i zbędne. Jest chyba tylko jedna okoliczność, w której świecki mundur na duchownym nie wygląda jak przebranie. To misja wojskowa albo inna sytuacja w armii, w której kapelan jest razem z powierzonymi jego opiece żołnierzami, towarzyszy w trudnościach, pomaga rozwiązywać przerastające sumienie etyczne dylematy, a bez munduru, jako cywil, w tym miejscu i czasie nie mógłby nieść Dobrej Nowiny, nie mógłby się tam znaleźć. Gdy jednak rola kapelana żołnierzy ogranicza się do paradowania przy orderach u boku dowództwa podczas uroczystości, zadaję sobie pytanie, co by zmieniło, gdyby owo uświetnianie obecnością odbywało się w stroju, który tożsamość noszącego go człowieka określa lepiej niż mundur (bo z księdza jest zwykle taki żołnierz jak z komandosa spowiednik mniszek)? Rozumiem: tradycja, symbolika, ale czyim przedstawicielem ostatecznie jest tam ksiądz? Szefa sztabu czy Jezusa Chrystusa?

I czyją Ewangelię będzie głosił ksiądz urzędnik, ksiądz leśnik czy ksiądz celnik? Ministra obrony? Finansów? Środowiska? Na tym ostatnim przykładzie widać to najlepiej. Opisywany ostatnio w prasie kapłan, etatowy pracownik Lasów Państwowych, praktykujący myśliwy i zaprzysięgły wróg przeciwników obecnej polityki w tym zakresie, opowiadający o nich niestworzone rzeczy (jak czytam w prasie, włącznie z posądzeniami o inspiracje masońskie, a nawet satanizm) – czyje stanowisko przedstawia publicznie? Papieża Franciszka, autora encykliki „Laudato si”, którego w spojrzeniu na wzajemne relacje człowieka z resztą Stworzenia od wspomnianego duszpasterza pokotów dzielą kilometry?

Nasz Kościół, mniej czy bardziej udolnie, próbuje nakładać na księży obowiązek autoryzowania ich pozareligijnych aktywności i wypowiedzi przez ich szefów, ordynariuszy. Mam jednak wrażenie, że spora (chyba większa) część kapłanów, których znam, takich formalnych ram nie potrzebuje. Oni dokładnie wiedzą, że – świadomie i dobrowolnie – wybrali sobie taką robotę, w której, choć nadal są obywatelami wyposażonymi we wszystkie wolności, w tym wolność wyrażania przekonań na przeróżne tematy i wkładania dowolnych mundurów, nie wolno im tyle, co Terlikowskiemu czy Hołowni. Bo może się tak zdarzyć, że obu będą mieli w ławkach w swoim kościele, i obu będą musieli jakoś podprowadzić do Chrystusa, a nie z klubowym szalikiem lecieć z jednym, żeby lać drugiego.

Nie wiem, może działa tu też prosty mechanizm: kiedy niosę zegarek do zegarmistrza, mniej ufam temu, który jednocześnie prowadzi sprzedaż wypieków, kolekturę Lotto oraz repasację pończoch. Dlatego najwięcej duchowego zaufania mam do tych, którzy nigdy w życiu nie przebrali się za nikogo innego niż za księdza. Co do których nie mam zielonego pojęcia, jakie są ich poglądy polityczne. Którzy, choć rzecz jasna mogą mieć różne talenty i hobby – zgodnie z tym, o co prosił podczas swojej wizyty w Polsce Benedykt XVI – w sposób wyraźny zaznaczają, że główną specjalizację mają jedną. Nie budownictwo, politykę, biznes, szkolnictwo, rolnictwo, psychoterapię czy media, ale Jezusa Chrystusa. Zanurzanie nas wszystkich – i leśników, i strażaków, i wędkarzy, i „totalnej opozycji”, i Partii, która aktualnie żywi nas, broni, uczy i prowadzi – w rzeczywistości, która przetrwa wszystkie nasze hierarchie, podziały i instytucje, w sakramentach. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Polski dziennikarz, publicysta, pisarz, dwukrotny laureat nagrody Grand Press. Po raz pierwszy w 2006 roku w kategorii wywiad i w 2007 w kategorii dziennikarstwo specjalistyczne. Na koncie ma również nagrodę „Ślad”, MediaTory, Wiktora Publiczności. Pracował m… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 37/2017