W Polsce króla Maciusia

ANNA CZERWIŃSKA, TAMARA SZTYMA, kuratorki wystawy: Nasza wystawa porusza trudne problemy funkcjonowania w społeczeństwie obywatelskim. Jednak dzieci potrafią wiele zrozumieć, wystarczy zastosować bliskie ich doświadczeniu analogie.

10.12.2018

Czyta się kilka minut

 / MAGDA STAROWIEYSKA / MUZEUM POLIN
/ MAGDA STAROWIEYSKA / MUZEUM POLIN

Od listopada 2018 do 1 lipca 2019 r. w warszawskim Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN można oglądać niezwykłą wystawę „W Polsce króla Maciusia”, która przeznaczona jest zarówno dla dzieci, jak i dorosłych. Inspirowana książką Janusza Korczaka, której nowe życie dały ilustracje Iwony Chmielewskiej, pokazuje i uczy, jak działa demokratyczne państwo, przypominając – małym i dużym zwiedzającym – o podstawowych wartościach społeczeństwa obywatelskiego. Trudno o lepszy sposób uczczenia setnej rocznicy odzyskania niepodległości.

MICHAŁ SOWIŃSKI: Czym się różni wystawa dla dzieci od wystawy dla dorosłych?

ANNA CZERWIŃSKA: Żeby przygotować wystawę dla dzieci, trzeba je dobrze znać. Należy też koniecznie spojrzeć na świat ich oczami – czasem bardzo dosłownie. Konstruując poszczególne elementy naszej wystawy, często kucałyśmy, żeby zobaczyć, jak to będzie wyglądało z perspektywy mniejszego człowieka.

Czyli zgodnie z myślą Korczaka, patrona wystawy „W Polsce króla Maciusia”.

AC: Bardzo nam zależało, aby był on nie tyle jej bohaterem, co przewodnikiem po niej. Inspirowała nas pedagogiczna myśl Korczaka – chciałyśmy, aby dziecko samo bezpośrednio doświadczyło najróżniejszych problemów i wyzwań. Dlatego książka o przygodach małego króla Maciusia jest dla nas tylko – albo aż – bramą do głównej części wystawy.

TAMARA SZTYMA: Korczak często mówił, że dziecko ma prawo do bycia sobą. Dlatego nasi zwiedzający mają prawdo biegać, skakać i eksplorować muzealną przestrzeń na własnych regułach. Tworząc wystawę, starałyśmy się dopasować ją do tych oczekiwań. Musiała być maksymalnie różnorodna i oddziaływać na wszystkie zmysły – bo tak dziecko odbiera świat.

AC: Do tego dochodzi edukacja. I znowu sięgamy do Korczaka, który mówił, że dziecko ma prawo do popełniania błędów. Dlatego dajemy im zadania otwarte, w których nie chodzi o rezultat dobrze – źle czy wygrałeś – przegrałeś. U nas trzeba włożyć trochę wysiłku, ale za to satysfakcja jest większa.

TS: Korczak podkreślał, że nic nie jest do końca oczywiste – zawsze trzeba zadawać pytania i drążyć trudne tematy. Warto, szczególnie dziś, przypominać tę myśl.

Mówienie o trudnych sprawach językiem zrozumiałym dla dzieci to specjalność POLIN. Muzeum wydało książkę „Małe POLIN” – przewodnik po wystawie stałej. Ale nawet tam opowieść kończy się na 1939 r. Jaka jest granica tego, o czym można opowiadać dzieciom?

AC: To pytanie, które zadają sobie wszyscy pedagodzy, i nie ma na nie jednej dobrej odpowiedzi. Korczak dawał dzieciom prawo do rozmowy o wszystkim. My też czekamy na pytania od dzieci, nawet te najtrudniejsze. Jeśli dziecko zaczyna zadawać na jakiś temat pytania, to oznacza, że już czas na rozmowę. Ale co do „Małego POLIN” – tu konkretnie urywamy naszą opowieść na roku 1939, aby nie wchodzić w tematykę Holokaustu. Książka przeznaczona jest dla dzieci do 12. roku. To oczywiście arbitralnie postawiona granica, ale uznaliśmy, że większość dzieci poniżej tego wieku nie ma jeszcze odpowiedniej wiedzy ani narzędzi do zmierzenia się z tym tematem. Ale oczywiście na różne sposoby zachęcamy rodziców do dalszych, już indywidualnych rozmów.

TS: Na naszej wystawie czasowej poruszamy za to inne niełatwe i poważne, choć nie tak drastyczne zagadnienia. Mówimy o zniszczeniach spowodowanych wojną, o trudnym procesie odbudowy kraju, o tym, jak przedwojenna Polska stopniowo osuwała się z demokracji ku autorytaryzmowi.

Jak dzieciom wytłumaczyć tak skomplikowane procesy?

TS: Metoda Korczaka w takich sytuacjach była prosta – trzeba budować analogie, przenosić trudne tematy w prostsze, bliższe dziecięcemu doświadczeniu rejony. W ten sposób można naprawdę zaskakująco dużo wytłumaczyć. Dokładnie na tej zasadzie skonstruowana jest postać króla Maciusia. Korczak przeniósł realne mechanizmy i problemy sprawowania władzy w rzeczywistość fikcyjnego państwa rządzonego przez małego chłopca.

AC: Dzieci na co dzień nie mają okazji doświadczyć mechanizmów demokracji – postanowiłyśmy dać im tę szansę na wystawie. Maszyna do głosowania, która znajduje się w centralnym punkcie ekspozycji, to tylko jeden z wielu przykładów.

Ten nacisk na edukację obywatelską to odpowiedź na nasilający się kryzys demokracji liberalnej w Polsce i na świecie?

TS: U nas nie ma bezpośrednich odniesień do bieżących wydarzeń politycznych. Niemniej czujemy wyraźną potrzebę powrotu do najbardziej elementarnych wartości życia społecznego.

Na przykład?

TS: Pokazujemy, co jest potrzebne, aby się dogadać w grupie. Dajemy instrukcję produktywnego i pokojowego współżycia, nawet jeśli w wielu kwestiach się różnimy. Jeśli nasza wystawa odnosi się do obecnej sytuacji w naszej rzeczywistości, to jedynie w tym elementarnym sensie.

AC: Wśród młodych ludzi, nie tylko w Polsce, ale w całej Europie, wyraźnie wyczuwalny jest kryzys wartości obywatelskich, zanika potrzeba angażowania się we wspólne dobro. To zapewne nasza, dorosłych, wina, że im świat polityki doszczętnie obrzydł. Sytuacja sama się nie odwróci, trzeba intensywnie działać, przede wszystkim na polu edukacji.

TS: I znowu – warto tu przytoczyć Korczaka, który był wielkim orędownikiem inkluzyjnej wspólnoty, dziś powiedzielibyśmy, że zbudowanej na partycypacji. Każdy, kto zgadza się zaakceptować pewne obowiązki i role, może należeć na równych prawach do wspólnoty. Taka była jego ogólna wizja społeczeństwa. To dążenie do egalitaryzmu z pewnością po części wynikało z faktu bycia Żydem, czyli de facto obywatelem drugiej kategorii. Dla niego idea przestrzegania praw obywatelskich czy innych zasad demokracji nie była wyłącznie teoretycznym konstruktem – nie raz na własnej skórze poczuł, do czego prowadzi ich łamanie. Swoje doświadczenia i obserwacje przekuł potem w unikalny model pracy z dziećmi. Dziś w przestrzeni publicznej znowu pojawiają się liczne ideologie wykluczające – dlatego warto przywoływać jego przykład.

To chyba w dużej mierze nadrabianie zaległości. Do szkoły chodziłem już w III RP i nie pamiętam, żeby edukacja demokratyczna odgrywała w niej szczególną rolę. Przystosowywanie do kapitalizmu – oczywiście, na każdym kroku. Ale dbanie o państwo i wspólnotę, w której się żyje? To przecież anachronizmy minionej epoki…

AS: Niestety, dziś widzimy tego skutki. Pomieszały nam się wartości, pogubiliśmy fundamenty. Oprócz tego w dzisiejszej szkole panuje władza autorytarna i ścisła hierarchia. Rynek pracy niestety wygląda podobnie. Dlatego mało mamy okazji doświadczyć wspólnoty – jeśli nie będziemy o tym przypominać na różnych etapach życia, to gdzie młody człowiek ma się tego nauczyć?

Wystawa została połączona z obchodami setnej rocznicy odzyskania niepodległości.

TS: Dzieci są przyszłością każdej wspólnoty – to oczywiście banał, ale nie zmienia to faktu, że prawdziwy. Dlatego rozmowa z nimi wydaje nam się szczególnie ważna w setną rocznicę odzyskania niepodległości. Wystawę zaczynamy od krótkiego filmu, który tłumaczy kontekst historyczny – w dwie minuty opowiada, co właściwie wydarzyło się w 1918 r. Nie chcemy jednak przeładowywać dzieciaków faktografią, chodzi jedynie o bazę dla dalszej części wystawy, gdzie konfrontujemy najmłodszych z problemami współczesnej demokracji. A przewodnikiem jest nam oczywiście sam król Maciuś i jego perypetie w rządzeniu państwem. Naszym celem było stworzenie narzędzi, przy pomocy których rodzice mogą potem kontynuować rozmowę z dziećmi o ważnych, ale skomplikowanych sprawach, dotyczących zarówno przeszłości, jak i współczesności.

Cały czas przewija nam się w rozmowie Korczak. Nic dziwnego, skoro stworzona przez niego postać króla Maciusia stanowi punkt wyjścia dla całej wystawy. Ale czy nie jest tak, że język jego powieści, jak zresztą wielu innych książek, które liczą sobie tyle lat, się zdezaktualizował?

AC: Język, którym się posługiwał, oczywiście mocno się zestarzał, to widać na każdym kroku. O ile w przypadku literatury dla dorosłych to nie przeszkadza, czasem jest wręcz wartością, o tyle w książkach dla dzieci to problem nie do przeskoczenia. Dlatego wraz z Iwoną Chmielewską, która przygotowała dla nas ilustracje, korzystaliśmy jedynie z fragmentów powieści. Trzeba też pamiętać, że żyjemy zdecydowanie szybciej niż sto lat temu – dlatego trzeba dostosować formę przekazu do percepcji współczesnego odbiorcy, szczególnie jeśli mówimy o dzieciach. Ale Korczakowska filozofia i sposób myślenia o dziecięcej pedagogice są wciąż absolutnie aktualne.

TS: Z drugiej strony dzięki genialnym ilustracjom Iwony Chmielewskiej, które można podziwiać nie tylko na wystawie, ale także w jej artbooku, mamy nadzieję, że być może historia Maciusia przeniknie do najmłodszych. Wszak jeszcze w naszym pokoleniu była to postać kultowa. To zachęca wielu rodziców do sięgnięcia po tę książkę i, jeśli nie do czytania, to przynajmniej do opowiadania jej swoim dzieciom.

AC: Ale co do literatury dziecięcej, to cieszy mnie fakt, że postulat Korczaka, aby traktować dzieci z pełną powagą, sam traktowany jest coraz poważniej. Widać to choćby po tym, jak w ostatnich latach zmienił się rynek książki dla dzieci – pojawiły się nagrody i festiwale, na których goszczą nie tylko autorzy, ale również ilustratorzy.

TS: W Korczakowskim modelu pedagogiki rolą wychowawcy jest oczywiście objaśnianie świata podopiecznym, ale z partnerskiej, a nie autorytarnej perspektywy. W ten sposób można nie tylko przekazać olbrzymią wiedzę, ale też samemu sporo się nauczyć. To chyba najlepiej widać w przestrzeni literatury tworzonej dla młodszych czytelników.

Nawiązując do tytułu wystawy – jaka jest Polska widziana z perspektywy króla Maciusia?

AC: Chcemy przede wszystkim zwrócić uwagę dzieci, że poruszamy się na co dzień w najróżniejszych wspólnotach, dlatego łączy nas dużo więcej, niż się na pierwszy rzut oka wydaje.

TS: Musimy się nauczyć w tych wspólnotach działać. Dlatego sercem wystawy jest sala, gdzie dzieci w praktyce i zespołowo mogą ćwiczyć umiejętności niezbędne do dobrego i bezkonfliktowego życia w grupie. Bo gdy mamy dobrze działające społeczeństwo, możemy przejść do tłumaczenia mechanizmów państwa i demokracji. Nic nam nie wyjdzie, jeśli będziemy próbowali rozwiązywać te problemy w drugą stronę.

„Nie ma dzieci, są ludzie” – to chyba najsłynniejszy cytat z Korczaka, który przewija się także przy okazji wystawy. Jak Panie go rozumieją?

AC: Przy okazji publikacji wystawowej Alicja Pacewicz genialnie sparafrazowała tę frazę: „nie ma dzieci, są obywatele”. Dla nas to przede wszystkim poważne traktowanie wszystkich odwiedzających naszą wystawę – niezależenie od wieku. Nie klasyfikujemy dzieci jako innych, gorszych odbiorców.

TS: W tym zwięzłym haśle streszczają się najważniejsze idee Korczaka – przede wszystkim myśl, że wszyscy mamy takie same prawa. Ważne jest też partnerstwo i założenie, że dzieci nie myślą gorzej od dorosłych, tylko inaczej, bo posługują się właściwym sobie aparatem pojęciowym.

AC: Myśli dziecka cały czas się formułują i zmieniają, ale w każdym wieku powinniśmy mieć prawo do wyrażania siebie.

Wystawa działa już od 11 listopada. Sądząc po frekwencji, można mówić o dużym sukcesie.

AC: Już na wernisażu słyszałam płacz dziecka, które nie chciało stąd wychodzić. To chyba znak, że wykonałyśmy dobrą robotę.

TS: Z drugiej strony zdajemy sobie sprawę, że do dziecka nie jest łatwo trafić. Na pewno nie udaje nam się to w każdym przypadku. Nasi odbiorcy żyją w zupełnie innym świecie niż my, dlatego cały czas nam się wymykają. Co znaczy tylko, że nie można przestawać próbować z nimi rozmawiać. ©℗

ANNA CZERWIŃSKA jest historyczką sztuki, kierowniczką sekcji edukacji szkolnej i rodzinnej w Muzeum POLIN; twórczyni programu dla rodzin w miejscu edukacji rodzinnej „U króla Maciusia”.

TAMARA SZTYMA jest historyczką sztuki, kuratorką wystaw w Muzeum POLIN; pracowała w zespole przygotowującym wystawę stałą Muzeum POLIN jako współ- kuratorka galerii międzywojennej.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 51/2018