W pełnym zapętleniu

Teresa Torańska, Smoleńsk. Do każdego człowieka miała inny klucz psychologiczny, wszystkim okazywała szacunek i empatię. Dziwiła się, komentowała, ale nigdy nie dominowała.

21.10.2013

Czyta się kilka minut

Ta książka nie spodoba się strażnikom jedynej słusznej „prawdy” o katastrofie smoleńskiej. „Smoleńsk” Teresy Torańskiej nie upraszcza, ale wikła, prowokuje, porusza, miejscami budzi protest.


Osiem części porządkujących tytułowy temat pokazuje sytuację z różnych perspektyw. Zaczyna się od akordu najmocniejszego – „Wszyscy zginęli”. Dalej – „Osieroceni”, „W Moskwie”, „Droga do Smoleńska”, „Mobilizacja państwa”, „Żałoba jest jak mgła”, „Wojna polityczna”, „Polska – Rosja – stosunki nieprzewidywalne”. Torańska pyta rodziny zmarłych, polityków, dziennikarzy, psychologów, ministrów. Każda rozmowa ma tę samą ekspozycję: „jak się o tym dowiedziałeś?”.

Jedna rosyjska trumna

Dla Teresy Torańskiej polskie piekiełko było istotnym, ale nie najistotniejszym znakiem dziejowych przemian. Miała nawyki historyka: gromadzić fakty. A fakty to detale. Łowiła je uparcie, umawiała się z rozmówcami po wielokroć, świadoma tego, że pamięć jest ułomna, skazana na pułapki zapomnienia i konfabulacji. Autorka „Smoleńska” sprawdzała każdą informację, błahą jak ta, że Radosław Sikorski nie mógł zadzwonić na komórkę Jarosława Kaczyńskiego, ponieważ w tym czasie był on dostępny wyłącznie pod telefonem stacjonarnym. Lub z rzeczy poważniejszych – wyjaśniła sprawę nadpalonego dowodu osobistego Tomasza Merty, wiceministra kultury. W Moskwie zostały worki z rzeczami ofiar, jeden z nich przerzucono pocztą dyplomatyczną do MSZ w Warszawie. Ociekał, obawiano się zarazków, wywieziono więc go do miejsca, w którym pali się rzeczy zainfekowane. Ktoś zorientował się, że może znajdować się tam coś cennego, w ostatniej chwili lekko już zniszczony dokument wyciągnięto z ognia.

Torańska prowokuje do zwierzeń, także tych drastycznych, dotyczących zmasakrowanych ciał, prosektoriów, kostnic, lodówek, koloru całunów. Istotne są opisy trumien – włoskich i jednej rosyjskiej, eleganckich ubrań przygotowanych na ostatnie pożegnanie. Dowiadujemy się o niemiłosiernie przedłużających się przesłuchaniach rodzin zmarłych, pieczołowitości rosyjskich urzędników. Kolosalne wrażenie wywołują sceny poapokaliptyczne: zwłoki leżące na folii zanurzonej w błocie, kiedy w tym samym czasie, 20 metrów dalej toczą się rozmowy Tuska i Putina, a w tym wszystkim jest także Jarosław Kaczyński – skamieniały z bólu i nieprzyjmujący oficjalnych kondolencji. Torańska nieraz usłyszy: dość, nie powiem, nie umiem. Ta odmowa znaczy więcej niż przywołanie najbardziej wyszukanego szczegółu.

Kieliszek koniaku

Do każdego człowieka miała inny klucz psychologiczny, wszystkim okazywała szacunek i empatię. Była uczciwa, potrafiła powiedzieć: „Nie lubiłam uśmieszków Krzysztofa Putry, nie mogłam słuchać ułomnej polszczyzny Przemysława Gosiewskiego i krytykowałam styl, w jakim wypowiadał się Aleksander Szczygło”. Dziwiła się, komentowała, dorzucała zdobyte informacje, ale nigdy nie dominowała, nawet jeśli miała diametralnie inne poglądy.

Z Ewą Komorowską, żoną Stanisława, wiceministra obrony narodowej, rozmawiała o sile związku dojrzałych ludzi poharatanych po poprzednich małżeństwach. O roli rodziny – jak w ekstremalnych sytuacjach potrafi dawać sobie wsparcie. I o odporności psychicznej – Komorowska kilka godzin po tragedii włączyła się w identyfikację ciała męża. Wybierała zdjęcia, skanowała i wysyłała do Moskwy. „Bardzo bym chciała się do niego jeszcze raz przytulić. I wcale nie musiałby być piękny i uśmiechnięty” – wyznaje. W kontakcie z Jerzym Bahrem, byłym ambasadorem w Moskwie. Torańska jest konfrontacyjna. Drąży powody braku oficjalnego zaproszenia prezydenta Kaczyńskiego do Rosji. Wspólnie zastanawiają się, dlaczego Polacy nie skorzystali z pomocy rosyjskich liderów, którzy mogli pomóc pilotom w lądowaniu. Paweł Kowal, poseł Parlamentu Europejskiego, opowiada, jak został spowolniony przyjazd do Smoleńska Jarosława Kaczyńskiego i dlaczego Donald Tusk włożył tyle starań, by pierwszy znaleźć się na miejscu katastrofy.

Bałagan – to najczęściej padające w tej książce określenie. Ale wszyscy, bez cienia wahania, mówią dobrze o psychologach wspierających i nieodstępujących na krok zrozpaczonych rodzin. Owdowiały Paweł Deresz prosi o kieliszek koniaku i dostaje go natychmiast. Roman Skąpski przywołuje obraz starszego pana, który po zakończonej identyfikacji sadzi zamaszystym krokiem przez ogromny hol, za nim biegnie mała psycholożka i coś do niego mówi. On się od niej odgania jak od muchy. Nie mija minuta, a ona już go przytula. W tej sytuacji, bardziej niż słowa, liczyły się elementarne odruchy – spojrzenie w oczy czy uściśnięcie dłoni. Jak refren w „Smoleńsku” wracają refleksje tych, którzy bliskich stracili: nie wolno uciekać przed kontaktem z pogrążonymi w cierpieniu, obecność koi, odbiera na moment ciężar nie do zniesienia.

Klasyka wywiadu

To nie miała być jej ostania książka, planowała jeszcze ciągnąć śladowo podjęty w rozmowie z Michałem Bristigerem wątek jego matki, Julii, legendarnej krwawej Luny, nadgorliwej funkcjonariuszki aparatu bezpieczeństwa stalinowskiego. Myślała też o tym, by sięgnąć do rodzinnej przeszłości i opisać historię swojego dziadka – carskiego urzędnika rusyfikującego Polaków. Nie będzie tych tytułów, tak jak mogło nie być tej książki. Śmierć Torańskiej w styczniu tego roku w pół zdania przerwała prace nad „Smoleńskiem”.

Czuje się w „Smoleńsku” publicystyczny pazur, ale nie opuszcza też myśl, że książka wyglądałaby inaczej, gdyby mogła ją dopracować sama autorka. Nie pojawiłoby się tyle powtórzeń i bezceremonialnych sformułowań. „Smoleńsk” miał mieć wzorcową strukturę i siłę rażenia „Onych”, pisanych przez Torańską na początku lat 80., portretów dygnitarzy współtworzących niegdyś „polską drogę do komunizmu”. Także „Smoleńsk”, mimo potknięć, przejdzie do klasyki wywiadu reportażowego, będzie książką kolejnych pokoleń.

Za oba tytuły Torańska płaciła środowiskową cenę – w stanie wojennym podziemie podejrzewało ją o współpracę z bezpieką, a za „smoleńskie” teksty niejedna osoba jej naubliżała. Jedna z najwybitniejszych dziennikarek powojennej Polski irytowała co poniektórych suwerennością i odpornością na polityczne wpływy. Była wolna i nigdy nie poddała się powszechnym emocjom. Choć właśnie emocje w „Smoleńsku” grają kluczową rolę. Odsłaniają człowieczeństwo bohaterów w pełnym jego zapętleniu.


Teresa Torańska, Smoleńsk, Wydawnictwo Wielka Litera, Warszawa 2013

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka działów Kultura i Reportaż. Biografka Jerzego Pilcha, Danuty Szaflarskiej, Jerzego Vetulaniego. Autorka m.in. rozmowy rzeki z Wojciechem Mannem „Głos” i wyboru rozmów z ludźmi kultury „Blisko, bliżej”. W maju 2023 r. ukazała się jej książka „Kora… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 43/2013