W domu Mądrości Bożej

Sobór kijowski to początek drogi do jedności ukraińskiego prawosławia. Dokąd prowadzi ta droga w wymiarze politycznym?

07.01.2019

Czyta się kilka minut

Sobór zjednoczeniowy w świątyni Mądrości Bożek. Kijów, 15 grudnia 2018 r. / MICHAIŁ PALINCZAK / UKRAINIAN PRESIDENTIAL PRESS SERVICE
Sobór zjednoczeniowy w świątyni Mądrości Bożek. Kijów, 15 grudnia 2018 r. / MICHAIŁ PALINCZAK / UKRAINIAN PRESIDENTIAL PRESS SERVICE

Uroczystość zaplanowano starannie. W wigilię Bożego Narodzenia, 6 stycznia (zgodnie z kalendarzem juliańskim), obrany w grudniu metropolita Kijowa i całej Ukrainy oraz prezydent Ukrainy odbierają w Stambule z rąk patriarchy ekumenicznego Bartłomieja tomos – dekret ustanawiający Kościół Prawosławny Ukrainy. Następnego dnia dekret zostaje zaprezentowany w katedrze tego Kościoła: Złotowierzchnim Soborze św. Michała Wodza Zastępów Niebieskich (tak się wykłada grecko-ruskie określenie „archistrateg”) w Kijowie; w soborze, który podczas rewolucji godności był jednym ze szpitali polowych Majdanu.

Powołanie nowego Kościoła nie oznacza zjednoczenia ukraińskiego prawosławia, a jedynie je umożliwia. Otwiera proces stopniowego przechodzenia parafii (bo raczej parafii właśnie niż diecezji) prawosławnych z jurysdykcji moskiewskiej pod kijowską. Może to zająć lata, a i tak pewna część wiernych, zwłaszcza kapłanów i biskupów, zapewne pozostanie wierna patriarchom Moskwy.

U stóp Orędowniczki

15 grudnia 2018 r. zebrał się sobór generalny metropolii kijowskiej Kościoła prawosławnego, od października ponownie podporządkowanej patriarsze ekumenicznemu. Wśród ojców soboru byli wszyscy, w liczbie 42, biskupi Ukraińskiego Kościoła Prawosławnego Patriarchatu Kijowskiego (dalej: UPC-KP) i wszyscy z Ukraińskiego Autokefalicznego Kościoła Prawosławnego (UACP; 13 biskupów) oraz tylko dwóch (na 73 biskupów) z Ukraińskiego Kościoła Prawosławnego Moskiewskiego Patriarchatu (UPC MP), tj. uznającego zwierzchność patriarchy Moskwy. Każdemu towarzyszyło po jednym przedstawicielu kleru parafialnego i mnichów lub świeckich.

Sobór zebrał się w najczcigodniejszym miejscu Ukrainy: w nawie głównej kijowskiego soboru Mądrości Bożej (Sofii), wzniesionego 1000 lat temu (za datę rozpoczęcia budowy przyjmuje się rok 1017 lub 1037), u stóp pochodzącej z XI w. mozaiki przedstawiającej Matkę Bożą jako Orantkę (Orędowniczkę).

Mozaika ta, zwana od wieków Murem Niewzruszonym, ma sławę cudownej. Ku czci Bogurodzicy w tym właśnie przedstawieniu ustanowiono osobne święto (31 maja według kalendarza juliańskiego). Samo określenie odnosi się zaś nie do fizycznego muru, lecz do Maryi – to jedno z jej określeń w Akatyście, nabożeństwie maryjnym Kościoła Wschodniego. Ale też – mozaika ta, jedyna nienaruszona przez wieki w Sofii kijowskiej, jest uważana za symbol i gwarancję przetrwania Ukrainy.

Sobór obradował pod przewodnictwem egzarchy (specjalnego wysłannika) patriarchy Bartłomieja i trwał zaledwie kilka godzin. Nie był jednak dość dobrze przygotowany: spory trwały do ostatniej chwili, otwarcie obrad się opóźniło, później mogło dojść do ich zerwania, a ostateczny wynik oznacza zjednoczenie jedynie struktur UPC-KP i UAPC – rozwiązanych w przeddzień soboru – i dołączenie się pojedynczych, nielicznych struktur UPC MP.

Pod skrzydłami Fanaru

Sobór zaakceptował opracowany przez Fanar (to stambulska siedziba patriarchatu ekumenicznego, termin paralelny do Watykanu w Kościele katolickim) statut Kościoła Prawosławnego Ukrainy (dalej: CPU) oraz wybrał nowego metropolitę kijowskiego i całej Ukrainy w osobie biskupa Epifanija (Epifaniusza, w świecie Serhija Dumenki) – liczącego zaledwie 40 lat namiestnika i strażnika tronu ­(locum tenens) patriarchy Filareta, wcześniej zwierzchnika UPC-KP, który w styczniu kończy 90 lat. Hierarchę wykształconego w Kijowie i Atenach, nie w Moskwie, ale pozbawionego jakiegokolwiek doświadczenia duszpasterskiego (nie był ani proboszczem, ani biskupem diecezjalnym).

Patriarcha Bartłomiej nie zgodził się na status patriarchalny CPU: pozostanie on autokefaliczną metropolią. Spowodowało to wielki zawód na Ukrainie, jednak było naturalną konsekwencją tego, że dokonując w 1992 r. schizmy, Filaret ogłosił się patriarchą samowolnie. Jemu samemu zezwolono posługiwać się dożywotnio tytułem honorowego patriarchy.

CPU będzie więc Kościołem autokefalicznym, czyli w pełni samorządnym: metropolici kijowscy nie będą zatwierdzani przez Fanar w żadnej formie. Jedynymi formami zależności metropolii pozostanie to, że olej krzyżma (w językach wschodniosłowiańskich „myro/miro”) będzie ona otrzymywać z Konstantynopola, a nie przygotowywać samodzielnie (dotychczas otrzymywała go z Moskwy), a także konieczność uzgadniania kanonizacji.


Czytaj także: Piotr Sikora: Władza przed Ewangelią


To pierwsze jest kwestią czysto liturgiczną, drugie ma pewne znaczenie praktyczne: Fanar może zakwestionować niektórych kandydatów na ołtarze, a więc ingerować w politykę kanonizacyjną PCU (procedura kanonizacji w Kościele wschodnim nie jest tak sformalizowana jak w katolickim).

Długi cień Moskwy

Prawosławny Kościół kijowski – owoc chrztu Rusi Kijowskiej w 988 r. – przez kilkaset lat był podporządkowany patriarchom Konstantynopola, którzy jednak nigdy (aż do tej pory) nie przyznali mu autokefalii.

Po trwałym podziale w XIV w. ziem ruskich – na Ruś litewską (późniejszą Ukrainę i Białoruś) i Ruś tatarską (późniejsze Księstwo Moskiewskie) – nastąpił też podział kanoniczny: na Kościół kijowski i moskiewski. Ten ostatni w połowie XV w. samowolnie ogłosił autokefalię, a w 1589 r. zdobył status patriarchatu, ponoć przekupując patriarchę Konstantynopola Dionizego (był to czas głębokiego upadku Fanaru, z trudem poszukującego swego miejsca w świecie, w którym zabrakło Cesarza Nowego Rzymu).

Niecałe sto lat później Moskwa wymusiła hołd metropolity kijowskiego przed patriarchą Moskwy, a w 1686 r. uzyskała zgodę Fanaru na zwierzchność patriarchów Moskwy nad metropolią kijowską. Już 40 lat późnej car Piotr I zniósł patriarchat moskiewski, powierzając ster Rosyjskiego Kościoła Prawosławnego świeckiemu urzędnikowi z tytułem oberprokuratora synodu. Był to element „oświeceniowej” transformacji państwa rosyjskiego, a wzorzec zaczerpnięto z protestanckich księstw niemieckich.

Po upadku monarchii w 1917 r. patriarchat odrodził się na kilka lat, aby paść ofiarą bolszewickich represji. Trwale odtworzył go dopiero Stalin w 1943 r. Wiązało się to z mobilizacją patriotyczną lat II wojny światowej, w efekcie jednak przyniosło objęcie tego Kościoła pełną kontrolą sowieckiej bezpieki – o wszystkich istotnych sprawach Kościoła rozstrzygało KGB.

Sięgająca w latach 1917-19 po niepodległość Ukraina usiłowała zbudować autokefaliczny Kościół prawosławny. Sto lat temu, 1 stycznia 1919 r., jego powstanie ogłosił Dyrektoriat (zwierzchni organ rządzący) Ukraińskiej Republiki Ludowej. Potem, po upadku Republiki, Ukraiński Auto­kefaliczny Kościół Prawosławny był tolerowany przez bolszewików – jako struktura rozłamowa, osłabiająca Rosyjski Kościół Prawosławny – aż do 1937 r. Podczas II wojny światowej odtworzyła go grupa hierarchów Polskiego Autokefalicznego Kościoła Prawosławnego: ta właśnie struktura przetrwała w diasporze do naszych czasów, by w 1991 r., po uzyskaniu przez Ukrainę niepodległości, wrócić nad Dniepr.

W niepodległym kraju

Wtedy jednak, niemal 30 lat temu, zjednoczenie emigracyjnych i krajowych zwolenników autokefalii (tych drugich wspierał pierwszy prezydent Ukrainy, Leonid Krawczuk) się nie powiodło. W efekcie zwolennicy emigracyjnego patriarchy Mstysława skupili się w UACP, a zwolennicy metropolity (później samozwańczego patriarchy) kijowskiego Filareta – w UPC-KP, silniejszym organizacyjnie i liczniejszym. Aż do niedawna żaden z nich nie był uznawany za kanonicznie prawomocny przez inne Kościoły prawosławne.

Po nieudanych próbach podejmowanych przez prezydenta Wiktora Juszczenkę (2005-10) „sztandar autokefalii” podniósł wiosną 2018 r. Petro Poroszenko. Religijny (dotąd był parafianinem UPC MP), nie tylko poparł starania biskupów, ale spotkał się z patriarchą Bartłomiejem i przekonał go do przyznania Ukrainie autokefalii. Było to zresztą o tyle łatwiejsze, że konflikt między Fanarem i Moskwą narasta od jakiegoś czasu niezależnie od kwestii ukraińskiej – rok wcześniej Moskwa udaremniła pierwszy od tysiąclecia Sobór Wszechprawosławny, będący dziełem życia patriarchy Bartłomieja; nieobecność przedstawicieli Rosji i jej sojuszników odebrała mu walor powszechności.

11 października 2018 r. Sobór patriarszy patriarchatu ekumenicznego uchylił decyzję Fanaru z 1686 r., przejmując na powrót pod swą zwierzchność metropolię kijowską (w jej kształcie z XVII w.; to istotny szczegół, o czym będzie jeszcze mowa). Nakazał też zwołanie soboru zjednoczeniowego, po którym metropolii kijowskiej będzie mogła być nadana autokefalia.

Rozgrywka patriarchy Filareta

Kluczową osobą w procesie zjednoczeniowym – obok patriarchy Bartłomieja i prezydenta Poroszenki – był patriarcha kijowski Filaret. Od 37 lat zwierzchnik ukraińskiego prawosławia (do 1992 r. – jako egzarcha patriarchy Moskwy) i twórca „narodowego” Kościoła prawosławnego Ukrainy, jest on człowiekiem o ogromnej sile charakteru, konsekwencji i uporze. Ale też jest starcem. W dodatku – jak wszyscy biskupi z jego pokolenia – uwikłanym we współpracę z KGB i pionem ideologicznym partii komunistycznej.

Do ostatniej chwili zagadką było, w jakim nakryciu głowy pojawi się Filaret na soborze: w przysługującym patriarsze białym kukole czy też w czarnym kłobuku arcybiskupa metropolity. Ostatecznie zdecydował się na to drugie. Ustąpił o krok, w sprawie symbolicznej. Ale to, że nie ubiegał się o zwierzchnictwo nowego Kościoła, wynikło – jak wolno sądzić – z wyraźnego zakazu patriarchy Bartłomieja.

Celem Filareta było jeśli nie potwierdzenie godności patriarszej (którą przywłaszczył w 1992 r. wbrew kanonom Kościoła) dla siebie i swych następców, to co najmniej zapewnienie jednoznacznej przewagi Patriarchatu Kijowskiego w zjednoczonym Kościele. Przekształcenie zjednoczenia we wchłonięcie. Niczego innego nie był skłonny zaakceptować. Nieobecność na Soborze zapowiadanych wcześniej siedmiu-dziesięciu biskupów UPC MP była jego sukcesem (a porażką Bartłomieja i Poroszenki). Nie można wykluczyć, że za wycofaniem się tych biskupów stały nie tylko dyscyplinujące działania metropolity Onufrego, głowy UPC MP, ale też zakulisowe działania Patriarchatu Kijowskiego.

Patriarcha (w oczach Fanaru i innych Kościołów prawosławnych już tylko metropolita) Filaret do ostatniej chwili nie chciał też zgodzić się na samorozwiązanie Patriarchatu Kijowskiego przed soborem (podczas gdy UACP zaakceptowała ten wymóg Fanaru bez wahania). Decyzję w tej sprawie podpisał dopiero, gdy sobór wybrał metropolitą kijowskim Epifanija, jego kandydata.

Stanowisko Filareta wspierał jego wiek. Nie dlatego, by dodawał mu autorytetu, lecz dlatego, iż wszyscy rozumieli, że jego zgon lub nawet konieczność hospitalizacji w czasie soboru oznacza katastrofę wizerunkową. Gdy więc w pierwszej turze wyborów względna większość poparła metropolitę Łucka Mychajłę (także z UPC-KP), a Filaret zagroził zerwaniem soboru, usilnie przekonywano tego pierwszego do ustąpienia. I w końcu przekonano.

Monarsze gesty Poroszenki

Wróćmy na chwilę pod kopuły Sofii kijowskiej. Za prezydialnym stołem soboru, po prawicy egzarchy patriarszego, zasiadł... prezydent Ukrainy. Tym samym Poroszenko stał się współprzewodniczącym obrad (po lewicy egzarchy zasiadł Filaret, już tylko metropolita). Nieco z tyłu, przed ikonostasem, postawiono prezydencką mównicę – Poroszenko wygłosił mowę otwierającą sobór. Z kolei po zakończeniu obrad wyszedł do wiernych, zgromadzonych na wiecu przed soborem, przedstawił nowego metropolitę i wygłosił przemówienie bardziej polityczne niż religijne. Było to coś jakby dawna inwestytura, gest monarszy, cesarski wręcz.


Czytaj także: Tadeusz A. Olszański: Jak Kijów czekał na autokefalię


Nie dość na tym: wkrótce okazało się, że prezydent osobiście brał udział w przedsoborowych sporach, był arbitrem między skłóconymi biskupami, miał własnego kandydata na metropolitę kijowskiego (był nim metropolita winnicki i barski Symeon, z UPC MP, który w pierwszym głosowaniu uzyskał spore poparcie). Prezydent miał w tym procesie własny cel, własną strategię: dążył do zapewnienia w nowym Kościele jak największego udziału i roli biskupów UPC MP, do choćby w przybliżeniu „parytetowego” charakteru zjednoczenia.

Gdy na soborze zarysował się opisany wyżej kryzys, to właśnie prezydent przekonał metropolitę Mychajłę do rezygnacji. Uratował zjednoczenie, ale przegrał walkę o jego kształt: CPU będzie „rozszerzonym” UPC-KP, nic innego nie jest już możliwe.

Nawet biorąc pod uwagę inną tradycję stosunków Kościołów wschodnich z państwem i większą w nich rolę świeckich – nie są to dobre standardy stosunków państwo-Kościół. Zwłaszcza w kraju, w którym „Kościół i organizacje religijne” są konstytucyjnie oddzielone od państwa.

Inna rzecz, że w praktyce to nie do końca prawda. Zgodnie z obowiązującym, jeszcze sowieckim ustawodawstwem państwo ukraińskie nie uznaje istnienia Kościołów jako takich, a tylko poszczególne gminy religijne. Państwo jest też właścicielem i dysponentem obiektów sakralnych, które Kościoły użytkują. Nie może nie mieszać się w spory konfesyjne, chce tego czy nie.

W mowie na placu Sofijskim Poroszenko mówił o autokefalii jako „ostatecznym zdobyciu niepodległości”, a nową metropolię nazwał „Kościołem bez Putina”. Widać było, że gra o dużo więcej niż o reelekcję w wiosennych wyborach 2019 r. – że gra o swoje miejsce w historii, miejsce wśród „ojców niepodległości” Ukrainy.

Co może nas czekać

Sobór zaledwie zapoczątkował więc drogę do zjednoczenia. Wprawdzie po otrzymaniu tomosu struktury (byłej) UAPC połączą się ze strukturami UPC-KP – wedle nieznanych na razie, ale opracowanych już zasad – ale nie należy oczekiwać podobnych kroków ze strony struktur UPC MP. Będziemy raczej świadkami „przeciekania” poszczególnych parafii, czasem klasztorów, rzadziej biskupów (ale biskupów, a nie całych diecezji).

Do końca 2018 r. do PCU przeszło kilkanaście, może 20 parafii UPC (z ponad 12 tys. parafii), a także dwóch biskupów (lecz nie ich diecezje). Czasem wspólnota wiernych uchwalała decyzję jednomyślnie, czasem – większością głosów. Czasem proboszcz stawał na czele procesu, a czasem wspólnota parafialna pokazywała mu drzwi (zgodnie z ukraińskim prawem kapłan jest pracownikiem gminy wyznaniowej). Konfliktów dotychczas nie odnotowano.

Można oczekiwać, że po otrzymaniu tomosu proces przyspieszy. Jak bardzo – nie sposób przewidzieć. Na pewno nie obejmie wszystkich, a rozłam pozostanie i stanie się bardziej definitywny niż dziś.

Jeśli Kijowowi uda się narzucić strukturom obecnej UPC MP posługiwanie się nazwą Rosyjski Kościół Prawosławny na Ukrainie (ustawę w tej sprawie, przyjętą już przez Radę Najwyższą, zaskarżono do Sądu Konstytucyjnego), nie będzie już miejsca dla wiernych ignorujących podziały międzykonfesyjne, którzy definiują się jako „po prostu prawosławni” (a jest ich całkiem sporo).

Agentura nie będzie próżnować

Można się więc spodziewać, że w miastach zadecyduje postawa tzw. prawosławnych kulturowych, dla których przynależność konfesyjna to głównie lub wyłącznie element tożsamości społecznej. Można też oczekiwać przechodzenia wiernych o orientacji patriotycznej do nowego Kościoła (choć znacząca ich część przeszła do parafii UPC-KP już po wybuchu wojny w 2014 r.), skupiania się zaś (i aktywizacji) w Kościele „starym” wiernych o orientacji antypatriotycznej (antykijowskiej). Będzie to o tyle słabiej widoczne, że zazwyczaj będą to przepływy wiernych, a nie – parafii.

Można również oczekiwać sporów i otwartych konfliktów o użytkowanie świątyń – zwłaszcza w tych miejscowościach, gdzie jest tylko jedna cerkiew, a wspólnota UPC MP się podzieli. Władze państwowe i samorządowe nie będą mogły pozostawać wobec nich obojętne, partie polityczne będą wykorzystywać je w tegorocznych kampaniach wyborczych, prezydenckiej i parlamentarnej. Z pewnością wiele też będzie działań prowokacyjnych, fałszywych informacji, medialnego hejtu. Tak ze strony przeciwników, jak i zwolenników nowego Kościoła.

Rosyjska agentura – w tym ta aktywna w ukraińskich organizacjach nacjonalistycznych – również nie będzie próżnować. Jej działania skupią się jednak zapewne na wielkich miastach (zwłaszcza Kijowie), bo te konflikty łatwiej będzie wygrać medialnie niż wiejskie zatargi. A także na sytuacji wokół dwóch ławr (klasztorów o specjalnej randze duchowej): Poczajowskiej – położonej na zachodniej Ukrainie – i tej stołecznej, Kijowsko-Peczerskiej.

Obecnie obie ławry są kontrolowane przez duchowieństwo o poglądach radykalnie prorosyjskich (Poczajów jeszcze na początku XX w. był jednym z centrów ruchu czarnosecinnego w Imperium Rosyjskim). Jednocześnie – jako obiekty zabytkowe szczególnej rangi – mają one status państwowych „rezerwatów architektury”. Można mieć tylko nadzieję, że władze Ukrainy zachowają ostrożność i takt, a służby powstrzymają w porę próby prowokacji.

Religijny wymiar zjednoczenia

Dotychczas zajmowaliśmy się jedynie administracyjno-prawną i polityczną stroną jednoczenia ukraińskiego prawosławia. Pora na pytanie, czym stanie się PCU jako struktura życia sakramentalnego, duchowego? Czy jego kapłani i biskupi będą teraz bardziej głosić orędzie Chrystusa, czy też – jak dotychczas w UPC-KP – głównie Ukrainę: państwo i naród? Obawiam się tego drugiego (i nie jestem w tym osamotniony wśród obserwatorów).

Ale UPC MP też głosiła dotąd mniej Chrystusa, a bardziej russkij mir (rosyjski pokój/świat – to podwójne znaczenie jest ważne dla zrozumienia koncepcji). Ojcowie położonej na Wołyniu Ławry Poczajowskiej mówią wprost, że Ławra to terytorium Federacji Rosyjskiej, a imiona w wypominkach nakazują pisać w wersjach rosyjskich (Władimir, nie Wołodymyr; Jelena, nie Ołena). Na wschodzie Ukrainy zdarzył się kilka lat temu przypadek odmowy pochówku dziecka ochrzczonego w Kościele „kijowskim” (a ile podobnych przypadków nie dotarło do mediów?).

W ostatnich latach pojawiały się też informacje, jakoby ten czy innych duchowny UPC MP miał odmówić poprowadzenia pogrzebu poległego ukraińskiego żołnierza.

Osłabienie na Ukrainie głosu russkowo mira – koncepcji, przypomnijmy, pierwotnie cerkiewnej, a nie państwowej – jest z pewnością grą wartą świeczki. Ale czy przyczyni się do odnowy duchowej, odbudowy wiary i moralności chrześcijańskiej nad Dnieprem? Obawiam się, że nie. Ale może się mylę.

I nie wykluczam, że – tak jak podczas rozłamu z początku lat 90. XX w. – również na obecnych sporach, bardziej narodowo-politycznych niż religijnych, zyskają wyznania ewangelickie: baptyści, zielonoświątkowcy, adwentyści, już dziś liczni i wpływowi na Ukrainie.

Co na to Rosja?

Moskwa (i ta cerkiewna, i polityczna) na razie reaguje ostrożnie. Czeka. Zapewne zakulisowo krzepi swych zwolenników i prowokuje konflikty. I pewnie na tym poprzestanie. Nie uzna CPU, to jasne. Ale pogląd, że mogłaby zareagować pełnowymiarową agresją, należy raczej do instrumentarium wojny propagandowej. Chyba że Kijów zrobiłby coś bardzo, ale to bardzo głupiego...

Pytanie, jaki będzie dalszy stosunek Moskwy do patriarchatu ekumenicznego: w ostatnich dniach 2018 r. patriarcha moskiewski zagroził Bartłomiejowi utratą prymatu we wspólnocie prawosławnej oraz... Sądem Ostatecznym. Czy jednak odważy się na wyklęcie patriarchy Bartłomieja, czyniąc rozłam w świecie prawosławnym nieodwracalnym?

Tym bardziej że decyzje Bartłomieja zmieniają pogląd na naturę prymatu patriarszego w Kościele prawosławnym: patriarcha ekumeniczny okazuje się czymś więcej niż tylko „pierwszym wśród równych” zwierzchników kilkunastu istniejących dziś na świecie Kościołów autokefalicznych – i, jak właśnie widzimy, w pewnych sytuacjach ma sporą władzę. To także nie jest na rękę Moskwie, dotychczas korzystającej z niewypowiedzianego, ale realnego przywileju „starszego wśród równych”.

Na koniec jeszcze jedno: jak już wspomniałem, cofając decyzję z 1686 r., patriarcha ekumeniczny przywrócił metropolię kijowską w jej ówczesnych historycznych granicach, a nie w jej granicach dzisiejszych. A te obejmowały również współczesną Białoruś.

Wprawdzie na razie nikt nie sugeruje, że także ten kraj mógłby ubiegać się o autokefalię (białoruski episkopat wydaje się jak najdalszy od tej myśli) albo nawet przejść pod zwierzchnictwo Kijowa. Ale droga została otwarta – jeśli tylko pojawi się chętny. ©

Tekst ukończono 2 stycznia 2019 r.

Autor jest emerytowanym ekspertem Ośrodka Studiów Wschodnich im. M. Karpia w Warszawie. Opublikował kilka książek i liczne artykuły na temat dziejów Ukrainy i Europy Środkowej w wiekach XIX i XX, a także obecnej sytuacji na Ukrainie.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 2/2019