W co wierzy ten, kto wierzy

Oczekując czwartej fazy życia, uczty w Królestwie Bożym, żyję wiarą. Oczekuję dóbr, których nie umiem sobie wyobrazić, i ufam, że wszystko, co czynię, jest ich warte.

10.09.2012

Czyta się kilka minut

Poniższy wybór fragmentów książki kardynała Martiniego rozpoczyna fragment o „starszych”. Nowy Testament w wielu miejscach odwołuje się do „starszych” jako przywódców Kościoła (Dz 14, 23, 15, 2, 20, 17; Tt 1, 5; Jk 5, 14), co znamienne, każdy Kościół posiada więcej aniżeli jednego starszego, dlatego słowo to użyte jest zawsze w liczbie mnogiej. Jedynym wyjątkiem jest przypadek, w którym jeden ze starszych zostaje z jakiegoś powodu odwołany (1 Tm 5, 1, 19). W Kościele w Jerozolimie starsi, podobnie jak apostołowie, należeli do przywódców (Dz 15, 2–16, 4). Zdaje się, że funkcja starszego była równoznaczna z funkcją „episkopos”, tłumaczoną jako „nadzorca” czy „biskup” (Dz 11, 30; 1 Tm 5, 17).


Zadaję sobie pytanie, co to znaczy „człowiek stary”. I odpowiadam sam sobie, że jest nim nie tylko ten, kto ma bogate doświadczenia, ponieważ może je mieć również czterdziestolatek, który wiele podróżował i wzbogacił się o więcej doświadczeń niż niejeden człowiek siedemdziesięcioletni. Starość nie jest też owym procesem postępującej niedołężności, który z pewną dozą humoru opisuje Księga Koheleta, kiedy to „trząść się będą stróże domu” i „łoskot młyna przycichnie” (por. Koh 12, 1. 8). Nie jest tylko tym, bo przecież w gorszej sytuacji może być człowiek młody, ale chory. Czym więc jest?

Powiedziałem sobie: Może jest ona tym, co Pismo Święte nazywa „mądrością serca”, to znaczy osiągnięciem, by tak rzec, syntezy codziennej rzeczywistości i wielkich ideałów. Karl Rahner powiedziałby w swoim specyficznym języku: uzyskaniem właściwej równowagi między tym, co egzystencjalne, a tym, co kategorialne. Przez to, co transcendentalne, rozumiemy wielkie tematy życia: zostaliśmy stworzeni po to, by rozmawiać z Bogiem, by Go oglądać, nasze serce dąży do czegoś coraz większego. Jest to porywające zwłaszcza dla ludzi młodych. Tym zaś, co kategorialne, jest codzienna rzeczywistość. Człowiek w średnim wieku zazwyczaj pogrąża się w niej i zapomina o tamtej pierwszej.

Człowiekiem starym jest ten, kto osiągnął syntezę tego, co transcendentalne i co kategorialne, ten, kto ma w sobie, jak mówi Manzoni pod koniec powieści „Narzeczeni”, „kwintesencję historii swego życia” – ową dużą dozę „kategorialności”, spowitą jednak w to, co transcendentalne, kto zatem nie zapomina o sprawach codziennych, ale postrzega je w świetle wieczności. Tak przynajmniej ja widzę człowieka starego.

To, co transcendentalne, jest światem wielkiego otwarcia, wielkich fundamentów, wielkich perspektyw; to, co kategorialne, jest miejscem normalnej banalności życia, w której można się zagubić, ponieważ zawsze jest tysiąc spraw do zrobienia i tysiąc zadań do rozwiązania – jedno po drugim. Człowiek stary to ten, kto nie jest już wchłonięty przez codzienność i nie jest zapatrzony wyłącznie w to, co transcendentalne, lecz łączy ze sobą te dwa wymiary. Myślę, że właśnie taki był święty Piotr.

CAŁKOWITE ZAWIERZENIE SIEBIE BLISKIEMU BOGU

Zastanawiające są słowa: „(...) wy w Niego teraz, choć nie widzicie, przecież wierzycie”. Rozmyślałem długo nad znaczeniem tych słów, które wyrażają jako fakt to, co pod koniec Ewangelii według św. Jana jest wyrażone jako zasada, jako błogosławieństwo: „Błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli” (J 20, 29b).

W naszym świecie skłaniamy się instynktownie do takiego oto wyobrażenia: błogosławiony ten, kto zobaczył, kto dotknął własnymi rękoma, błogosławiony, kto sprawdził. Tymczasem tutaj mamy sposób myślenia odmienny – sposób myślenia Boga, który jest tak blisko człowieka, że może wymagać od niego zaufania, całkowitego zawierzenia.

Tak dzieje się już od pierwszego spotkania Boga z człowiekiem. Nawet w ziemskim raju, tam, gdzie nie mogło być okazji do grzechu, istniał motyw zaufania Bogu. „(...) z drzewa poznania dobra i zła nie wolno ci jeść, bo gdy z niego spożyjesz, niechybnie umrzesz” (Rdz 2, 17): nakaz, którego nie sposób tłumaczyć inaczej aniżeli jako żądanie zaufania. I cały Pierwszy Testament jest nieustającym świadectwem naszego obowiązku zaufania Bogu, rzucenia się w Jego ramiona, bycia jak dziecko w ramionach matki, świadomości, że On się o nas troszczy.

Jest to jednak zadanie, któremu człowiek sam nie umie sprostać, i dlatego całe nauczanie Jezusa ma na celu doprowadzenie każdego z nas do takiej ufności.

Kiedy szukamy Boga jako absolutnej hipostazy, aby zweryfikować Jego istnienie za pomocą argumentów krytyczno-historycznych, filozoficznych, a więc postrzegać Go jako pewien przedmiot, On zdaje się wymykać naszemu zrozumieniu. Dopiero kiedy sytuujemy Go na drodze wiary, zawierzenia Mu, daru z siebie, możemy zrozumieć, kim jest Bóg i dlaczego działa właśnie tak.

Z pewnością powiecie – ja też jestem skłonny powiedzieć to samo – że jednak konieczne są tak zwane preambula fidei, przesłanki potrzebne do tego, by wierzyć. Prawda, mamy niewątpliwie wystarczające dane po temu, by móc spełniać akt wiary w sensie kultowym uczciwie, bez zarzutu. Jednak winniśmy spełniać go my, dar wiary jest oddaniem się, zaryzykowaniem, i tylko w ten sposób zrozumiemy coś z Boga.

Z ekonomii wiary, w której się znajdujemy, nie są wyłączeni nawet Maryja, Piotr, apostołowie. To prawda, że zgodnie ze skierowanymi do Tomasza słowami Jezusa: „Uwierzyłeś dlatego, ponieważ mnie ujrzałeś” (J 20, 29a), mieli oni na poziomie, by tak rzec, preambula fidei, nieco więcej czegoś konkretnego i bardziej pociągającego niż my. Trzeba jednak powiedzieć, że w odróżnieniu od nas nie mieli tego mnóstwa świadków, których my mamy, świadków, którzy pomagają nam wierzyć, będąc świadectwem świętości Kościoła i wielkim wsparciem dla wiary; wystarczy pomyśleć na przykład o świętym Franciszku z jego promiennością i jego duchową płodnością. Mieli co prawda obecność Jezusa, nie była ona jednak wiążąca z punktu widzenia wiary; była widzeniem rzeczywistości ludzkiej, „zapraszającym” do wiary, do zawierzenia siebie. Mieli pewne środki pomocnicze, ale my też je mamy, choć inne; oni także musieli siebie zawierzyć. I można powiedzieć, że dla wszystkich istnieje tu jakaś mieszanina rzeczy widzianych i tych, które dopiero mają być widziane: te pierwsze należą do przesłanek wiary; te zaś, które dopiero ma się zobaczyć i w które ma się uwierzyć, stanowią istotę tamtych i wymagają owego zawierzenia siebie, o którym mówiliśmy.

Istnieje więc pewien „system” wiary, to znaczy spełnianie tego, co dla człowieka jest konieczne, aby prawdziwie był człowiekiem i odpowiadał swemu powołaniu: zawierzenie i zaufanie Bogu aż do ostatniego momentu, kiedy Pan nas wezwie – do momentu śmierci. I to właśnie wyraża trafnie święty Piotr słowami, które były punktem wyjścia naszych rozważań: „(...) wy w Niego teraz, choć nie widzicie, przecież wierzycie”, to znaczy pokładacie w Nim ufność i wiarę, zawierzacie Mu wasze życie.

ŻYCIE WIARĄ W PERSPEKTYWIE ŚMIERCI

Błogosławieństwo bycia wierzącym jest bardzo ważnym elementem naszej egzystencji. I nabiera coraz większego znaczenia w miarę upływu lat, by wreszcie stać się czymś fundamentalnym w trzeciej fazie życia, która poprzedza czwartą.

Wspominałem kilkakrotnie, że przez wiele lat tak żaliłem się Panu: Stworzyłeś świat, obdarzyłeś nas wspaniałymi darami, umarłeś za nas, ale nie usunąłeś śmierci. Co by Cię kosztowało wyrugowanie jej? Wystarczyłoby powiedzieć: za wszystkich umieram ja; wtedy wszyscy wstępowaliby w zaświaty po złotej kładce.

Z upływem czasu zmieniłem ten sposób widzenia, głównie pod wpływem prac teologa Ghislaina Lafonta, który napisał na ten temat wspaniałe książki. Doszedłem do przekonania, że śmierć jest czymś koniecznym, ponieważ pozwala nam spełnić owo płynące z wiary zdanie się na Boga w sposób rzeczywiście absolutny, całkowity, bez siatki ochronnej, bez jakiegokolwiek wyjścia awaryjnego. Gdyby nie było śmierci, nigdy nie bylibyśmy zmuszeni do aktu całkowitego zdania się na Boga; ponieważ śmierć jest, musimy zaufać Mu bezwarunkowo.

Jesteśmy tak skonstruowani, że nawet będąc gotowi dać z siebie wszystko, zachowujemy zawsze coś takiego, co nam pozwala „upaść na cztery łapy”, nawet kiedy wszystko bardzo źle się układa. Natomiast w śmierci chodzi o zdanie się całkowite. Jeśli dobrze pomyśleć, to nie widać niczego, co by nas mogło pokrzepić w tym naszym zawierzeniu, raczej przeciwnie, staramy się to nieco zamaskować pięknymi ceremoniami, ale widać tylko śmierć i nic innego. Otóż w tej śmierci Pan wzywa nas, byśmy zdali się na Niego, oddając Mu swoje życie. I odpowiada to naturze człowieka: prawdziwe człowieczeństwo osiągamy dopiero wtedy, gdy wierząc, ryzykujemy życiem.

Oczywiście jest dzisiaj wielu teologów, którzy uważają śmierć za normalny, organiczny, fizyczny element ludzkiej kondycji w ramach ewolucji – nie za konsekwencję grzechu pierworodnego, lecz za coś, co dotyczy wszystkich istot żyjących. Jednakże z grzechem stała się ona znakiem przekleństwa i opuszczenia przez Boga, w Chrystusie zaś staje się znakiem i możliwością zawierzenia siebie Ojcu.

Chociaż zatem śmierć jest i zawsze była wpisana w naszą strukturę fizyczną, to jednak może ona być znakiem opuszczenia przez Boga albo też znakiem, narzędziem, okazją, trampoliną całkowitego zawierzenia Mu; i tego właśnie nauczył nas Jezus, odkupując nas i zwyciężając grzech. Przez to uwolnił nas od lęku przed śmiercią, który pozostając lękiem fizycznym, może być przezwyciężony dzięki wierze i modlitwie.

OCZEKUJĄC NA SPOTKANIE

Tak więc, oczekując czwartej fazy życia, uczty w Królestwie Bożym, żyję wiarą. Oczekuję dóbr, których nie umiem sobie wyobrazić, i ufam, że wszystko, co czynię, jest ich warte. Nie umiem ich opisać tak, jak się opisuje raj islamski; myślę nawet, że mógłbym się tam nudzić. Ufam Bogu, który mi obiecuje swoją szczęśliwość, jakiej nie mogę sobie wyobrazić, i mam pewność, że teraźniejsze cierpienia są, jak mówi św. Paweł, niczym w porównaniu z chwałą, która się objawi (por. Rz 8, 18). Wiem, że Pan odpłaci mi stokrotnie i że odnajdę tam również to wszystko, co tutaj pozostawiłem.

Krzepiąca jest również myśl, że kiedyś znowu się zobaczymy. Jeśli nawet musimy tutaj pozostawić jedni drugich, jeśli nawet Pan nas rozłącza, to kiedyś się odnajdziemy, bo Bóg wzywa nas do doskonałej jedności w Nim, do pełni swojej radości, do poznania swej boskiej natury.

Pamiętajmy więc o słowach Jezusa: „Błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli”, bo w ten sposób przygotowujemy się do czwartej fazy życia, do pełni życia wiecznego, do momentu, w którym, jak mówi autor Listu do Hebrajczyków, przystąpimy „do góry Syjon, do miasta Boga żywego, Jeruzalem niebieskiego, do niezliczonej liczby aniołów, na uroczyste zebranie, do Kościoła pierworodnych, którzy są zapisani w niebiosach, do Boga, który sądzi wszystkich, do duchów sprawiedliwych, które już doszły do celu, do Pośrednika Nowego Przymierza” (Hbr 12, 22–24).

Właśnie dlatego Pan wezwał nas do życia wiarą. Dziękujmy Mu za to, że możemy Go kochać w wolności, nie widząc Go i wierzyć w Niego, nie mogąc matematycznie czy naukowo zweryfikować tej wiary, lecz żyjąc nią jako aktem rozumnego daru, który jednak wymaga całkowitego zaufania i powtarzając słowa Jezusa: „Ojcze, w Twoje ręce powierzam ducha mojego” (Łk 23, 46).


PRZEŁ. JULIUSZ ZYCHOWICZ

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 38/2012