W cieniu Wacławów

W Czechach jest tak jak bodaj w całej dzisiejszej Europie, gdzie obserwujemy "powrót historii: czasem jest ona głównym tematem, a czasem w ogóle nie jest obecna w polityce.

28.03.2007

Czyta się kilka minut

To niesamowite: móc obserwować, jak w różnych krajach historia znika, by potem wrócić do sfery publicznej. Kwestie, o których sądziliśmy, że zostały zapomniane, nagle uderzają jak bumerang. Historia wpływa też na prawo. Np. we Francji ustawy zabraniają negowania Szoah, uznają ludobójstwo Ormian czy określają niewolnictwo jako zbrodnię przeciw ludzkości - a wszystkie te akty prawne wywoływały publiczne debaty, dotyczące wolności badań historyków i roli państwa w osądzaniu przeszłości.

Sami naukowcy nie są tu zgodni: jedni uważają, że polityka nie powinna zajmować się historią; inni wierzą w jej przemożny wpływ na społeczeństwo. Koniec końców, wystarczy, aby ludzie wierzyli, że przeszłość ma wpływ na teraźniejszość, żeby tak się stało.

Havel kontra Klaus

Jak przystało na kraj środkowoeuropejski, bolesna przeszłość to głównie komunizm i wojna. Ale choć Polskę i Czechy łączą doświadczenie komunizmu i poczucie przynależności do Zachodu, to stosunek polityki do przeszłości jest w nich odmienny.

Po 1989 r. scenę polityczną przez długie lata organizowała relacja Klaus-Havel. Havel był popierany przez wiele środowisk intelektualnych, artystycznych i eksdysydenckich. Jego biografia dała nową pamięć narodowi, pamięć kraju dumnego i walczącego z komunizmem, jakże inną od zakorzenionej wizji kraju kolaborantów, komunistów i konformistów. Z kolei jako minister finansów Václav Klaus uosabiał nadzieje na modernizację i dogonienie Zachodu.

Głównymi hasłami Havla były humanizm i społeczeństwo obywatelskie; prezydent kreślił plany europejskiej i środkowoeuropejskiej współpracy przed wejściem do Unii. Zaczął od pojednania czesko-niemieckiego, już w trzy dni po wyborze na stanowisko prezydenta w 1989 r. przepraszając za wypędzenie Niemców. Wypędzenia bowiem, a zwłaszcza ich aspekt etyczny, były jednym z tematów gorąco dyskutowanych w grupach dysydenckich - inaczej niż w milczącej masie społeczeństwa.

Klaus stawiał na inny profil polityczny. Gdy Havel mówił o humanizmie, on - o osobistym i narodowym interesie. Popierał regionalną strefę wolnego handlu, przeciwstawiając ją "niepraktycznej" współpracy wyszehradzkiej. Planom zjednoczonej Europy przeciwstawiał doktrynę "eurorealizmu". Był zwolennikiem twardej linii wobec Niemiec i Austrii. Retoryka jego oraz jego partii (ODS) stawiała na ostry antykomunizm, którego ostrze wkrótce okazało się być wymierzone w... byłych dysydentów. Bo któż był w bliższym "kontakcie" z StB jak nie dysydenci? I kto negocjował zmianę ustroju, jeśli nie byli dysydenci!? A trzeba pamiętać, że część opozycji to ekskomuniści, tzw. reformiści z 1968 r. Antydysydencki ton Klausa, podobnie jak jego retoryka narodowa trafiały do części elektoratu - także, paradoksalnie, do tego związanego w przeszłości w taki czy inny sposób z systemem.

Dyskurs narodowy w wersji Klausa opierał się na niechęci do niemieckojęzycznych sąsiadów i na stereotypach, pochodzących często z lat wojny lub czasów jeszcze wcześniejszych. Ów ideologiczny "pakiet" ukształtował się za komunizmu, używany wówczas był do legitymizowania reżimu. Struktura czeskiej sceny politycznej była więc podwójnie "dzieckiem historii" - i komunizmu, i opozycji.

Skoro o Niemcach mowa: gdy w czeskim życiu publicznym pojawia się dziś temat wojny, zwykle chodzi o wysiedlonych Niemców. Czeska wersja tego problemu jest inna od polskiej. Różnica polega na tym, że wypędzeni byli obywatelami Czechosłowacji. A przeprosiny Havla były pierwszym sygnałem, jak wielka przepaść oddzielała małą elitę intelektualną od reszty społeczeństwa. Prestiż Havla był wtedy tak wielki, że mógł sobie na to pozwolić. Z czasem jednak przeważyła nieufność wobec Niemiec - i temat wracał w kolejnych latach, mimo czesko-niemieckiej "Deklaracji Pojednania" z 1997 r. Wraz z rozszerzeniem Unii sytuacja się uspokoiła.

Towarzysze komuniści

Po 1989 r. jednym z powodów zainteresowania świata polityki historią był strach przed nieformalnymi wpływami (eks-)komunistów, a także ludzi z dawnej tajnej policji. Czechosłowacja, a później Czechy wczytywały się w tzw. listę Petra Cibulki, który w 1991 r. zrobił to, co później Bronisław Wildstein. Ustawa lustracyjna z 1992 r. zabroniła dostępu do wysokich funkcji państwowych byłym pracownikom i współpracownikom StB. Cieszyła się wielkim poparciem społecznym, niezależnie od tego, że powszechnie znana i dyskutowana była jej niedoskonałość. Mimo to dostęp do archiwów StB pozostał ograniczony, aż do dziś. Nadal więc regularnie wychodzą na jaw kolejne brudne fakty z życiorysów znanych osób. Ostatnio - Josefa Tošovský'ego, byłego szefa banku centralnego i byłego premiera.

Tymczasem zmienił się jednak charakter konfliktów politycznych, co przełożyło się na postrzeganie spraw historycznych. Otóż aż do wyborów parlamentarnych w 1998 r. antykomunistyczna retoryka Klausa i ODS wymierzona była głównie w największego rywala: socjaldemokratów. Oskarżano ich, że dążą do współpracy z wciąż silnymi w kraju komunistami. ODS atakowało też partie centrowe (jak Unia Wolności czy Partia Chrześcijańsko-Ludowa). Obie były antyklausowskie i bliskie Havlowi i stanęły w cieniu podejrzeń o współpracę z lewicą, w tym z komunistami. W atmosferze wywołanej przez ODS obie nie mogły sobie pozwolić na współpracę z socjaldemokratami. Wykorzystując taki historyczny szantaż, z socjaldemokratami dogadał się... sam Klaus.

Manipulacje towarzyszyły też w 1999 r. obchodom 10. rocznicy Aksamitnej Rewolucji. Ówczesne władze, zamiast podkreślać zasługi Havla i jego kolegów, koncentrowały się na bohaterach studenckiej demonstracji z 1989 r. Tymczasem właśnie ci "byli studenci" uwierzyli znowu, że mogą stać się głosem narodu i zorganizowali demonstracje przeciw... porozumieniu Klausa z socjaldemokratami.

Z antykomunistycznej retoryki Klaus wycofał się rakiem trzy lata temu. Parlament wybierał wtedy w tajnym głosowaniu prezydenta i z rachunku wynikało potem, że Klaus został wybrany także głosami komunistów. Zapewne dobito targu, bo partia komunistyczna dostała wkrótce - dzięki nowemu prezydentowi - miejsce dla swego przedstawiciela w Trybunale Konstytucyjnym. Był to zarazem symboliczny moment odejścia Havla na polityczną emeryturę. Wydawało się, że kwestia komunistycznej przeszłości przestaje być aktualna.

Ale nie przestała. I nie tylko ona: także inne elementy przeszłości mogą wywołać polityczne burze. Janowi Sokolowi - politykowi bliskiemu Havlowi, który przegrał starcie z Klausem o prezydenturę - zarzucano, że... jest katolikiem i ma przyjaciół w Austrii. Było to wyraźne nawiązanie do kompleksów z okresu dominacji austriackiej przed 100 laty, opartej na sojuszu "tronu z ołtarzem". Podobna argumentacja została użyta przez prezydenta Klausa dwa miesiące temu przeciw kandydatowi prawicy na ministra spraw zagranicznych Karlowi Schwarzenbergowi - człowiekowi z rodu, który przybył do Czech w XVI w. (ostatecznie został on ministrem).

A społeczeństwo? Ono polityczny dyskurs o przeszłości traktuje inaczej. Warto pamiętać, że członkostwo w partii komunistycznej było masowe. Ze starszej generacji wielu wspomina "dawne dobre czasy", gdy można było tanio kupić wiejski dom z przeznaczeniem na daczę (często były to dobra poniemieckie). Piwo było tanie, żyło się wygodnie... No, dysydentom żyło się mniej miło - marginalizowani przed rokiem 1989, dziś są także na marginesie.

A ludzie młodzi? Ich to specjalnie nie interesuje.

Przeszłość w przyszłości

Obecnie czescy politycy są podzieleni w sprawie projektu utworzenia Instytutu Pamięci Narodu. "Nie powinniśmy tworzyć sytuacji, w której debata polityczna będzie oparta o wątpliwe archiwa" - twierdzi były socjaldemokratyczny przewodniczący parlamentu Lubomír Zaorálek. Jego zdaniem historii komunizmu nie wolno sprowadzać do tajnej policji. Innego zdania jest oczywiście prawica Klausa.

Także wśród historyków to sporna sprawa. Okazuje się, że w 18 lat po Aksamitnej Rewolucji nadal nie ma poważnej syntezy komunistycznej przeszłości. Jedną z przyczyn jest to, że archiwa były niedostępne. Jedni uważają, że stworzenie czeskiego IPN-u pozwoli lepiej poznać przeszłość. Inni ostrzegają, że specjalistów od historii najnowszej jest tak niewielu, iż instytucja z trzystoma etatami zostanie obsadzona przez ludzi z politycznej nominacji, co wzmocni "klausowską" wizję historii.

NICOLAS MASLOWSKI (ur. 1972) jest francuskim politologiem i socjologiem polskiego pochodzenia. Kierownik sekcji środkowoeuropejskiej ośrodka badawczo-naukowego "Collegium Minor Pragensis", mieszka w Pradze.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 13/2007

Artykuł pochodzi z dodatku „Historia w Tygodniku (13/2007)