W cieniu Rosji i populistów

Choć od paru lat rządzi nią partia popularna wśród rosyjskiej mniejszości, Estonia utrzymywała dotąd kurs proeuropejski i proatlantycki. Kto może go podważyć?

25.02.2019

Czyta się kilka minut

Przystanek tramwajowy w Tallinie z plakatami „Tylko dla Estończyków” oraz „Tylko dla Rosjan”, styczeń 2019 r. / ESTONIAN PUBLIC BROADCASTING
Przystanek tramwajowy w Tallinie z plakatami „Tylko dla Estończyków” oraz „Tylko dla Rosjan”, styczeń 2019 r. / ESTONIAN PUBLIC BROADCASTING

Prowokacja była zamierzona. „Tylko dla Estończyków” oraz „Tylko dla Rosjan”: plakaty takiej treści pojawiły się na początku roku na przystanku tramwajowym w stołecznym Tallinnie. Agencja reklamowa, która je przygotowała, nie chciała zdradzić, kim był zamawiający. Ale szybko ustalono, że chodzi o Estonię 200 – jedną z partii biorących udział w zaplanowanych na 3 marca wyborach do parlamentu.

Swemu oburzeniu dawali wyraz zwłaszcza tzw. rosyjskojęzyczni, którzy stanowią aż jedną czwartą Estonii, liczącej 1,3 mln mieszkańców. „Już raz podzielono społeczeństwo w latach 90., gdy nazwano nas obywatelami drugiej kategorii” – pisał ktoś na Facebooku. Liderka Estonii 200 Kristina Kallas w końcu przyznała, że to jej partia zamówiła plakaty. Tłumaczyła, że celem było pokazanie, jak łatwo jest sztucznie podzielić społeczeństwo, i przeprosiła tych, którzy mogli poczuć się urażeni.

Estonia 200 jest obecna w polityce od listopada 2018 r. Nawiązuje nazwą do obchodzonego w ubiegłym roku stulecia uzyskania niepodległości – założyciele chcą zwrócić uwagę na problemy, które wymagają długofalowych działań w ciągu kolejnych stu lat. Na tym nie kończą się ich ambitne plany. Estonia 200 chce przełamać monopol tradycyjnych partii, oferując eklektyczny i technokratyczny program. Jest w nim miejsce na zmniejszanie nierówności, rozwój infrastruktury, a także wyzwania europejskie i globalne.

Kallas ma za sobą doświadczenie kierowania uczelnią w Narwie, mieście leżącym tuż przy granicy z Rosją. Nie są jej zatem obce problemy, jakimi żyje mniejszość rosyjska. Ale niefortunna kampania z „segregującymi” plakatami może zaszkodzić wizerunkowi Estonii 200 jako partii, która nawołuje do pogłębienia między­etnicznej integracji.

Sprawy światowe i bytowe

Jednak głównym sprawcą przedwyborczych sporów jest ktoś inny.

Estońska Konserwatywna Partia Ludowa (EKRE) to nacjonalistyczno-populistyczne ugrupowanie, które nie stroni od haseł wymierzonych w imigrantów, homoseksualistów i „unijnych biurokratów”, a ponad współpracę z Unią przedkłada sojusz z USA. Jego lider, 69-letni Mart Helme, w latach 90. ambasador Estonii w Moskwie, chce prosić Trumpa o miliard dolarów inwestycji w rozbudowę estońskiego potencjału obronnego. Rodaków straszy nie tylko Rosją, ale też Unią Europejską i „rządem światowym”. EKRE jest kontynuatorką m.in. Ruchu ­Patriotycznego, który kilkanaście lat temu domagał się usunięcia z centrum Tallinna pomnika żołnierza Armii Czerwonej. Jego demontaż w 2007 r. doprowadził do zamieszek na tle narodowościowym, a estońskie systemy informatyczne stały się celem ataku rosyjskich hakerów.

Z uwagi na liczną mniejszość rosyjską jeszcze niedawno zagraniczne media rozpisywały się o możliwości powtórki w Estonii scenariusza krymskiego, „zielone ludziki” już prawie widziano w Narwie. Dziś można z satysfakcją stwierdzić, że strach miał zbyt wielkie oczy. Choć faktycznie część rosyjskojęzycznych nadal mentalnie żyje w „russkim mirze”, to mało komu śpieszy się, by stać się jego częścią. Dotyczy to także mieszkańców Narwy, którzy mogą porównać swój poziom życia z leżącym po drugiej stronie granicy Iwangorodem.

Los rosyjskojęzycznych, choć jest społecznym problemem, nie będzie zatem kluczową kwestią w wyborach. Tym, co zajmuje mieszkańców Estonii (różnej narodowości), są raczej przyziemne sprawy bytowe, związane z podatkami czy różnicami w tempie rozwoju między Tallinnem a mniejszymi miejscowościami.

Stały kurs prozachodni

Wybory będą testem popularności dla rządu 40-letniego Jüriego Ratasa i jego Partii Centrum. Premier obiecuje podniesienie emerytur i świadczeń dla rodzin, lepszy dostęp do służby zdrowia, rozwój infrastruktury i rozszerzenie darmowego transportu poza Tallinn.

W poprzednich wyborach w 2015 r. centryści musieli ustąpić pierwszeństwa liberalnej Partii Reform. Na czele rządu stanął wówczas reformista Taavi Rõivas, ale w trakcie kadencji doszło do przesilenia: niezadowoleni ze współpracy koalicjanci z Partii Socjaldemokratycznej (SDE) i konserwatywnej Pro Patrii zwarli szyki z opozycyjnymi centrystami – i wspólnie obalili Rõivasa. Partia Reform, pozostająca u władzy przez prawie 15 lat, musiała przejść do opozycji.

Dla centrystów objęcie teki premiera było przełomem. Choć wcześniej dwukrotnie tworzyli wspólne gabinety z reformistami (w latach 2002-03 i 2005-07), to ciążyło na nich odium ugrupowania prorosyjskiego, co ograniczało ich zdolności koalicyjne.

Partia Centrum faktycznie cieszy się największą popularnością wśród rosyjskojęzycznego elektoratu, ale oskarżenia o sprzyjanie Rosji wynikały głównie z działań jej wieloletniego lidera Edgara Savisaara. Ten weteran estońskiej polityki, pierwszy premier po odzyskaniu niepodległości, a później mer Tallinna, naraził się opinii publicznej utrzymywaniem bliskich kontaktów z putinowską Jedną Rosją i tamtejszymi oligarchami. Sprzeciwiał się też przeniesieniu tallińskiego pomnika Armii Czerwonej.

Dopiero problemy zdrowotne Savisaara i zarzuty korupcyjne, które usłyszał w 2015 r., umożliwiły centrystom pozbycie się kontrowersyjnego lidera. Odwołanie Savisaara i zastąpienie go o prawie trzy dekady młodszym Ratasem otworzyło centrystom drzwi do udziału w głównym nurcie estońskiej polityki.

Wprawdzie zagraniczne media snuły kasandryczne spekulacje, czy pod rządami Partii Centrum Estonia nie znajdzie się w rosyjskiej strefie wpływów, ale nic takiego nie nastąpiło. Nowy rząd, współtworzony przez dotychczasowych koalicjantów Partii Reform, podtrzymał objęty przez poprzedników kurs prozachodni, proeuropejski i proatlantycki. Rządy Ratasa – jak mawiają Estończycy – nie są może efektowne, ale za to stabilne.

Centryści kontra reformiści

Opozycyjni reformiści chcą teraz wrócić do władzy, a ma im w tym pomóc nowa liderka Kaja Kallas (nie jest spokrewniona z Kristiną z Estonii 200).

Jej rodzina dużo znaczy w estońskiej polityce: ojciec Kai, Siim Kallas, był premierem i pierwszym estońskim komisarzem europejskim po akcesji w 2004 r. Choć dopiero 41-letnia, Kaja Kallas zapracowała już na własną pozycję: ostatnie cztery lata spędziła w Parlamencie Europejskim, gdzie zdobyła opinię jednego z najbardziej pracowitych deputowanych (zajmowała się rynkiem cyfrowym i polityką energetyczną). W rankingu VoteWatch Europe dwukrotnie zdobywała miano najbardziej wpływowego spośród estońskich europosłów.

Kai Kallas udało się zapanować nad walkami frakcyjnymi. Co ciekawe, i Partia Reform, i Partia Centrum należą do unijnego Porozumienia Liberałów i Demokratów na rzecz Europy (ALDE). Wskazanie zasadniczych ideowych różnic między nimi byłoby trudne.

O ile Centrum odgrywa rolę prospołecznej lewicy, o tyle reformiści chcą bronić zdobyczy „taniego państwa”: niskich i prostych podatków, ograniczonej interwencji w gospodarkę. „Jesteśmy elastyczni i otwarci na nowe idee, ale nie musimy każdego dnia wymyślać Estonii na nowo” – mówiła Kallas podczas konwencji inaugurującej kampanię.

Walka o pierwsze miejsce rozstrzygnie się więc między centrystami i reformistami. Sondaż z początku lutego daje im odpowiednio 26,5 i 24,5 proc. poparcia. Trudno wyrokować, kto wygra.

Nie zagrożą im raczej populiści, którzy – to trend ogólnoeuropejski – także w Estonii urośli już do rangi trzeciej siły. O ile w 2015 r. ich EKRE zgarnęła 8 proc. głosów, to w najnowszym sondażu cieszy się poparciem prawie 19 proc. ankietowanych. W tyle pozostają socjaldemokraci i Pro Patria, a na przekroczenie pięcioprocentowego progu może jeszcze liczyć Estonia 200.

Sondaże wskazują też, że Estończycy preferowaliby koalicję Partii Centrum i Reform, z Ratasem w roli premiera.

Czy wybory można zhakować?

Głównym pytaniem tych wyborów jest jednak to, czy uda się utworzyć stabilną większość bez udziału populistów z EKRE.

Na razie przedstawiciele wszystkich dużych partii wykluczają taką możliwość, a Kaja Kallas nazwała ich wprost „zagrożeniem dla porządku konstytucyjnego”. Mart Helme ripostował, że tych zapowiedzi nie można traktować poważnie. „Zobaczymy, co się stanie z ich obietnicami po 3 marca. Coś mi się wydaje, że przyjdą oni na nasze powyborcze przyjęcie z prośbą o spotkanie” – tak lider populistów odgrażał się w mediach.

Niepokoje związane z udziałem populistów w rządzie studzi politolog Rein ­Toomla z Uniwersytetu w Tartu, cytowany przez dziennik „Postimees”. Jeśli Partia Centrum wygra wybory, to jego zdaniem nie powinna mieć problemu ze sformowaniem rządu – tym bardziej że większość ugrupowań ma już doświadczenie wcześniejszej współpracy. „W porównaniu z ubiegłymi latami formowanie rządu powinno być tym razem łatwiejsze” – uważa Toomla.

101 członków parlamentu (Riigikogu) Estończycy wybiorą 3 marca. Już teraz głosować mogą wyborcy mieszkający za granicą. 21 lutego ruszyło także głosowanie elektroniczne za pomocą systemu informatycznego, którym Estończycy od kilku lat chwalą się na całym świecie. Cztery lata temu w takim e-głosowaniu wzięło udział ponad 170 tys. wyborców.

Czy głosowanie internetowe można zhakować? Przewodniczący Państwowej Komisji Wyborczej Priit Vinkel zapewnia, że kraj jest przygotowany na różne zagrożenia, a oddanie głosu przez internet jest całkowicie bezpieczne.

Priit Vinkel problem widzi w czym innym: w umiejętności odsiania rzetelnego przekazu medialnego od dezinformacji. To już jednak zadanie dla społeczeństwa. ©

DOMINIK WILCZEWSKI jest redaktorem „Przeglądu Bałtyckiego”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 9/2019