Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Zaczęło się od tweeta Associated Press, który, choć wśród ofiar było najwięcej obywateli Kenii (32), informował o „Kanadyjczykach, Chińczykach, Amerykanach, Włochach, Indusach, Francuzach, Brytyjczykach i Egipcjanach” (agencja tłumaczyła, że o Kenijczykach pisała we wcześniejszej, niepromowanej na Twitterze depeszy). Następnie telewizyjni eksperci zaczęli dywagować o tym, jak niebezpiecznie jest podróżować Ethiopian Airlines. Na koniec nawet znany prezenter CNN Richard Quest, broniąc reputacji linii, użył argumentu: „choć są afrykańskie, funkcjonują jak europejskie”. Tak jakby „afrykańskie” było z założenia gorsze, zawodne, śmiertelne.
Po styczniowym ataku terrorystów w Nairobi dziennik „New York Times”, jeszcze zanim powiadomiono ich rodziny, opublikował drastyczne zdjęcia ofiar (rzecz nie do pomyślenia np. po zamachu w Brukseli). Także wielu z nas niepotrzebnie egzotyzuje w języku potocznym: w Wielkopolsce mieszkają na „wsi”, w Angoli – w „wioskach”; w Europie osiągamy „sukcesy”, w Afryce – dzieją się „cuda”; Kaszubi są „grupą etniczną”, ale Fulanie już „plemieniem”; Francuzi posługują się „językiem”, Kongijczycy – „narzeczami” itd. I choć Ethiopian Airlines mają flotę nowocześniejszą od LOT-u, w latach 2016-18 ani jedna osoba nie zginęła w Afryce w wypadku odrzutowca pasażerskiego, a przez ostatnią dekadę etiopska gospodarka rozwijała się w tempie 10 proc. rocznie – fakty te nie mają siły przebicia. Na Zachodzie, także w Polsce, dominuje – często nieświadomie, bez udziału złej woli – stereotyp, którego źródła tkwią w czasach minionych. ©℗
Czytaj także: Dług założycielski - Achille Mbembe w rozmowie z Olgą Stanisławską