Uwolnić twarz

Co twarz mówi o wnętrzu człowieka? Wiara w istnienie tego związku pojawiła się w momencie przełomowym dla kultury europejskiej, poddawanej procesom indywidualizacji.

03.02.2009

Czyta się kilka minut

Andrzej Georgiew, „Grzegorz, styczeń 2009” /
Andrzej Georgiew, „Grzegorz, styczeń 2009” /

Weźmy to: patrzeć na swe twarze milcząc. Wbijać w siebie wzrok, nie wypowiadając ani jednego słowa - to właściwie niemożliwe. Czujemy się wtedy bezbronni. Naszych twarzy nie chroni już kordon słów - są nagie.

Albo to: pogoń za twarzą człowieka, którego głos słyszymy w słuchawce telefonu. Nie widzimy poruszeń jego oblicza, ale wyobrażamy je sobie, musimy je sobie wyobrażać: grymasy, tiki, zmrużone lub szeroko otwarte oczy, bruzda na lewym policzku, ślad po ospie. Jeśli twarz bez języka jest naga, to język bez twarzy - ułomny.

Albo jeszcze to: oglądamy amatorski film nakręcony z naszym udziałem. Dziwimy się: naprawdę tak wyglądam? Naprawdę tak zachowuje się moja twarz, nad którą rzekomo sprawuję całkowitą kontrolę? Uderzająca niezgodność między obrazem własnej twarzy, noszonym w sobie, a twarzą oglądaną przez innych; między człowiekiem wewnętrznym a człowiekiem zewnętrznym.

"Niezmienne marzenie: połączyć tożsamość z fizjonomią". Jean-Jacques Courtine, Claudine Haroche, "Historia twarzy", przeł. Tomasz Swoboda)

Jedną z najosobliwszych niespodzianek, jakie sprawia nam obserwacja ludzi, jest częsty kontrast między twarzą a charakterem. Weźmy dla przykładu miłośników literatury: nierzadko próbują wyobrazić sobie wygląd swojego ulubionego pisarza, zanim jeszcze natrafią gdzieś - mniej lub bardziej przypadkiem - na jego stary portret czy współczesną fotografię. Konfrontacja wyobraźni z rzeczywistością jest w takich przypadkach rzeczą nader pouczającą. Ukazuje dziwną uległość, z jaką poddajemy się stereotypom. Bo zapytajmy: czy miłośnik Szekspira nie odczuwa czasem małego zawodu odkrywając, że genialny angielski dramatopisarz, zwłaszcza w swych późniejszych latach, przypominał - za co winić należy chyba jajowatą głowę, niekształtną łysinę i rzadkawy zarost - księgowego? Czy wielbiciel rewolucyjnych i dziś jeszcze chwytających za trzewia sztuk Ibsena zdoła kiedyś przywyknąć do tego, że twarz ich autora przywodzi na myśl dobrotliwego krasnala, który co wieczór opowiada dziatwie umoralniające bajeczki, usypiając ją swym ciepłym, aksamitnym głosem? Czy amator twórczości Marqueza i Vargasa Llosy przełknie docinki złośliwców, przyrównujących - skądinąd przecież całkiem słusznie - obu południowoamerykańskich gigantów współczesnej literatury do podstarzałych żigolaków, a w najlepszym razie do prowincjonalnych fryzjerów?

Czy wreszcie my wszyscy, wierni czytelnicy Kafki, nie wolelibyśmy, aby Kafka wyglądał jednak bardziej... kafkowsko, nie zaś niczym beznadziejnie poprawny urzędnik towarzystwa ubezpieczeniowego, którym skądinąd był - i to nad wyraz rzetelnym?

Oto pytania, jakie zadawać musi sobie każdy, dla którego fenomen ludzkiej twarzy i jej związków z indywidualnym charakterem pozostaje niezgłębioną zagadką. Ktoś powie: toż to najzwyklejsze farmazony! Cóż za znaczenie ma wygląd, skoro liczy się wnętrze człowieka? A jednak patrzymy na wizerunki Szekspira, Ibsena, Marqueza, Vargasa Llosy, Kafki - i... ciągle nam jakoś nieswojo. Czy źródeł owej nieswojości szukać jedynie w niedostatecznym zracjonalizowaniu współczesnej "charakterologii", wciąż podatnej na myślenie magiczne, na rozumowanie w kategoriach korespondencji, która niewidzialnymi nićmi wiąże wszystko ze wszystkim, dajmy na to ruchy gwiazd z ludzkim losem, fizjonomię z zachowaniem człowieka?

"Fizjonomika, fizjognomika [gr.], umiejętność poznawania właściwości umysłowych i postaw uczuciowych człowieka z wyglądu jego twarzy i całego ciała; także nauka o takiej umiejętności".

Wielka Encyklopedia Powszechna PWN

Fizjonomika pojawia się w kulturze Zachodu wraz z pierwszymi przekładami autorów starożytnych, głównie Arystotelesa. To nauka o "popędach wrodzonych" lub "nabytych", które pojawiając się "dokonują zmian wśród znamion, jakimi zajmują się fizjognomiści" (Arystoteles, "Fizjognomika", przeł. Leopold Regner). Greckie, a później także arabskie początki fizjognomiki (fizjognomiści arabscy, podobnie jak arabscy filozofowie, wywarli znaczny wpływ na zachodnią kulturę) wskazują, że chodziło przede wszystkim o całkiem praktyczną umiejętność czytania charakteru człowieka w oparciu o wygląd i poruszenia jego twarzy.

Największą popularność fizjognomika zyskała w XVI w. i w pierwszej połowie XVII stulecia, by potem rozbłysnąć jeszcze na kilka dekad u schyłku XVIII w. Dopiero połowa XIX w. przyniesie jej ostateczny kres jako poważanej nauki. Jednakże długo wydawało się jasne: twarz mówi o wnętrzu człowieka. Podkreślały to XVI- i XVII-wieczne podręczniki retoryki, prace o ogładzie i sztuce konwersacji. Właśnie wówczas, jak przekonują autorzy fascynującej "Historii twarzy", Jean-Jacques Courtine i Claudine Haroche, daje się zauważyć wiara w istnienie związku między podmiotem, językiem i twarzą, związku "kluczowego dla zrozumienia nowożytnej osobowości". Wiara ta pojawiła się w momencie przełomowym dla kultury europejskiej, w coraz większym stopniu poddawanej procesom indywidualizacji i intymizacji. Pojawia się wiara w umiejętność "naukowego" czytania twarzy, bo sama ekspresja istniała oczywiście od zawsze; nie zawsze jednak przypisywano jej takie znaczenie jak wtedy. Ludzkie oblicze stało się przestrzenią znaków leżących do tej pory odłogiem. Chodziło więc o to, by umiejętnie je zagospodarowywać, poddać - odwołując się do pojęcia niezgrabnego, acz ze wszech miar trafnego - ekonomizacji.

Czy jednak ekspresja i ekonomizacja nie stoją ze sobą w sprzeczności? W rzeczy samej. Bo oto ten sam proces, który "uwolnił" twarz człowieka, dając jej przemawiać na wiele rozmaitych sposobów, doprowadził jednocześnie do powstania reguł ogłady, które pozwalały (i nakazywały) wpisać ludzką osobowość w siatkę coraz ściślejszych relacji społecznych. Źródeł owych mechanizmów musimy szukać z kolei między innymi w procesie powstawania nowoczesnego państwa europejskiego, które nieubłaganie zmierzać będzie do wzmacniania kontroli nad życiem swoich obywateli. Granica między publicznym a prywatnym powoli się rozmywa.

Dla fizjognomisty oznacza to podążanie w dwóch przeciwstawnych kierunkach: z jednej strony ku podkreślaniu tkwiących w każdej jednostce olbrzymich, ujawniających się w twarzy złóż ekspresji, z drugiej zaś ku przekonaniu, że nadmierna ekspresja jest ze wszech miar szkodliwa. Zdradza ona bowiem nasze zamiary, czyni nas bezbronnymi w sytuacjach, gdy zagrażają nam interesy innych aktorów sfery publicznej. Proces umacniania się indywidualizmu oznaczał zatem równocześnie wpajanie powściągliwości, wypieranie popędów, przynajmniej z tego obszaru, gdzie można było je ujrzeć jak na dłoni (a raczej: jak na twarzy). To wówczas zaczyna się, powiada Norbert Elias, "cywilizacja obyczajów" albo, mówiąc z kolei językiem Maxa Webera, "racjonalizacja zachowań praktycznych".

"Mów, abym cię zobaczył".

Platon, "Fajdros"

Ale też - nawiązując do powyższego cytatu - mów, abym mógł cię związać. Tak przynajmniej sugeruje Michel Foucault, sam daleki, rzecz jasna, od nauk fizjognomistów. Wszelako jego spostrzeżenia pozwalają nam lepiej wniknąć w uwidaczniającą się na ludzkim obliczu zależność między otwarciem a zamknięciem, wyzwoleniem a zniewoleniem. Nowożytna (i nowoczesna) twarz, owszem, rzeczywiście pozwala "udrożnić" tożsamość, sprawić, by "ja" mogło dojść do głosu. Jednak takie "ja", zbudowane w znacznej mierze na potrzeby publiczne, okazuje się często więzieniem. Normy zachowania, ogłady, savoir-vivre’u gwarantują ład społeczny - co do tego nie ma żadnych wątpliwości - ale bywa też, że sprawują władzę nader okrutną. Kontrolują życie codzienne, przywiązują nas do naszej tożsamości. Kto nie wierzy, niech spróbuje odrzucić swój publiczny lub towarzyski image, jeśli tylko sądzi, że nie odpowiada on jego właściwej naturze. Niełatwo pozbyć się owego wypielęgnowanego obrazu samego siebie, prawda? Niełatwo przyznać się do absurdalnych pragnień, perwersyjnych żądz, do kłamstwa i szaleństwa? Gdyby ludzi oceniać tylko na podstawie ich twarzy, ziemia musiałaby być pełna aniołów.

"Właśnie oni twierdzili, że z pańskich ust wnoszą o szybkim i pewnym wyroku

skazującym". Franz Kafka, "Proces"

Wraz z racjonalizacją dyskursów, za pomocą których opisywano człowieka, jego duszę i ciało, racjonalizacji ulega również fizjognomika.

W 1668 r. Charles Le Brun wygłasza w Académie Royale de Peinture et de Sculpture wykłady zatytułowane "Conférences sur l’expression des passions", w których kreśli wizję człowieka-maszyny. "Nie należy (...) wyobrażać sobie w owej maszynie żadnej duszy roślinnej ani zmysłowej, żadnej zasady ruchu i życia - oprócz krwi", powiada w jednym z nich. Rezultat: fizjonomie coraz częściej grupuje się w gatunki. Owa pozorna racjonalizacja fizjognomiki (pozorna, bo mimo określonych zabiegów nadal pozostaje ona nauką "magiczną") oznacza jedynie chwilowe przesunięcie daty jej zgonu. Już niebawem fizjognomiści zostaną uznani za szarlatanów, a uprawiana przez nich dziedzina badań - za jałową. Rozpowszechnia się przekonanie (dla nas skądinąd całkowicie naturalne), że wygląd zewnętrzny człowieka może mieć niewiele wspólnego z jego wnętrzem. Zapytuje Buffon: "Czy człowiek będzie głupszy przez to, że ma małe oczy i duże usta?". To banalne pytanie pozbawia tradycję i metodę fizjognomiczną, jak słusznie stwierdzają oboje autorzy "Historii twarzy", wszelkich podstaw. Fizjognomika co prawda jeszcze zmartwychwstanie, za sprawą Johanna Gaspara Lavatera, a później frenologii Galla, swego czasu niezwykle popularnej teorii przypisującej związek między ukształtowaniem czaszki a zdolnościami umysłowymi i właściwościami psychicznymi człowieka. Jednak to już tylko łabędzi śpiew fizjognomiki, której ostatni gwóźdź do trumny przybije eugenika. Wszak nietrudno zauważyć, że schyłkowym odpryskiem "nauki czytania twarzy" będą właśnie dwudziestowieczne nazistowskie (i nie tylko) eksperymenty eugeniczne oraz pomiary czaszek więźniów zamkniętych w obozach koncentracyjnych.

"Wtuliwszy się w szybę, studiowałem w ten sposób ciżbę ludzką niczym otwartą księgę, gdy wtem ukazało mi się jedno oblicze o niezwykłym, niepowtarzalnym wyrazie (...), które natychmiast skupiło na sobie całą mą uwagę, całkowicie mną zawładnęło. Wyrazu twarzy podobnego, nawet nieznacznie, nigdy dotąd niedane mi było oglądać. (...) Przez krótką chwilę próbowałem dociec znaczeń, jakie niosło ze sobą to oblicze, i w umyśle mym powstał sprzeczny, paradoksalny obraz wielkiej siły umysłu, przezorności, nędzy, chciwości, zimnej krwi, morderczego instynktu, triumfu, wesołości, zgrozy i bezmiernej niewysłowionej rozpaczy. Poczułem osobliwe podniecenie, lęk, urzeczenie. »W tym wnętrzu - powiedziałem sobie - zapisana jest jakaś niesamowita historia!«".

Edgar Allan Poe, "Człowiek tłumu", przeł. Sławomir Studniarz

Poe, ów wielki fizjognomik, przedstawia człowieka, który uwolnił swą twarz, pozwoliwszy jej przybrać postać pełną sprzeczności (lub może lepiej: człowieka, który nie potrafił już dłużej ich skrywać). To igranie z ogniem, rzecz jasna. Bo uwolnić twarz znaczy zgodzić się również na to, co w niej - w nas - złe, wstydliwe, mroczne, szpetne, niechciane. Znaczy: uwolnić ją nie tylko spod władzy spojrzenia innych, ale i naszego własnego, być może najbardziej opresyjnego. Po prawdzie nie wiem jednak: czy świat wytrzymałby tę wolność? Czy ja sam bym ją wytrzymał? Czy wytrzymałbym sam siebie? Swą twarz?

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 06/2009