Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Amerykański katolik co niedzielę rzuca na tacę średnio 10 dolarów. Ale największą część dochodów przynoszą tu Kościołowi datki od bogatych sponsorów. Amerykańskie prawo nie stawia przed instytucjami religijnymi wymogu publikowania danych dotyczących dochodów i wydatków. Oszacowanie budżetu Kościoła katolickiego napotyka też inną trudność: każda ze 196 katolickich diecezji w Stanach Zjednoczonych odpowiada za finanse we własnym zakresie.
DATKI PO MILION
Na szczeblu episkopatu finanse kościelne koordynuje Komitet ds. Budżetu i Finansów, który w 2002 r. opracował wytyczne dotyczące spraw finansowych. Wynika z nich, że ważną częścią dochodów Kościoła są pieniądze pochodzące z datków wiernych. I nie chodzi tu tylko o datki na tacę, lecz także regularne, coroczne wpłaty od bogatych sponsorów.
Mówi się, że amerykański katolik co niedzielę rzuca na tacę średnio 10 dolarów, co w ciągu roku dawałoby przychód 13 mld dolarów. To sporo, ale nie wszystko: kolejne dochody zapewniają takie instytucje jak np. Papal Foundation, której każdy ze 138 członków zobowiązuje się do wpłacania Kościołowi przynajmniej miliona dolarów rocznie. Inna organizacja, Legatus, skupia ok. 2 tys. katolickich biznesmenów (założył ją twórca sieci pizzeri Domino’s Pizza). W ciągu ostatnich 15 lat wpływy z datków wiernych spadły w Stanach Zjednoczonych o 20 proc.
Amerykański Kościół odróżnia od polskiego m.in. częste wykorzystywanie profesjonalnych firm do zdobywania pieniędzy na konkretne cele. Specjalistów od fundraisingu zatrudniają poszczególne parafie i diecezje. Darczyńcy mają możliwość wglądu w wydatki. Dochód przynoszą również nieruchomości. Kard. Timothy Dolan, metropolita Nowego Jorku, jest uważany za największego właściciela ziemskiego na Manhattanie. Rząd federalny i poszczególne stany płacą też kościelnym szpitalom i domom opieki za przyjmowanych tam pacjentów, pokrywają również koszta nauki wielu uczniów i słuchaczy katolickich szkół i uniwersytetów.
MILION MIEJSC PRACY
Tygodnik „The Economist”, który przed rokiem podjął się podliczenia budżetu Kościoła katolickiego w USA, szacuje, że co roku wydaje on ok. 170 mld dolarów. Pieniądze z tacy służą przede wszystkim potrzebom parafialnym, takim jak administrowanie szkołami, przedszkolami czy opieka nad cmentarzami. Każdemu parafianinowi wręczane są co pół roku, co kwartał lub co miesiąc koperty na różne składki regularne lub na kolekty dodatkowe. Poza tym organizuje się zbiórki ogólnokrajowe.
Ponadto państwo pośrednio wspiera Kościoły w dziedzinie opieki zdrowotnej i szkolnictwa wyższego, a także zrzeka się części podatków na potrzeby finansowe Kościoła, np. rezygnując z podatku gruntowego czy poprzez możliwość przeznaczenia na cele charytatywne do 50 proc. dochodu podlegającego opodatkowaniu.
Choć nieprawidłowości w zarządzaniu finansami Kościoła nie zwracają uwagi prasy w takim stopniu jak skandale seksualne, zdaniem „The Economist” gdyby był on poddawany takim samym procedurom kontrolnym jak instytucje publiczne (stanowe i federalne), kontrole zakończyłyby się dymisjami na najwyższym szczeblu. Światło na bałagan finansowy w amerykańskim Kościele rzuciły bankructwa kilku diecezji, ogłoszone po tym, jak zmuszono je do wypłaty gigantycznych odszkodowań ofiarom wykorzystywania seksualnego przez duchownych.
To właśnie m.in. na podstawie analizy dokumentów sądowych udało się ustalić, że aż 98 mld dolarów z kościelnych pieniędzy (znacznie więcej niż połowa) wydawane jest na opiekę zdrowotną. Dalsze 49 mld dolarów pochłania szkolnictwo. Na utrzymanie parafii i diecezji amerykański Kościół wydaje ok. 11 mld dolarów rocznie – tylko 6 proc. wszystkich wydatków.
Kościół w Stanach Zjednoczonych – przypomina „The Economist” – jest pracodawcą dla około miliona osób – to o połowę mniej niż największa amerykańska sieć supermarketów Walmart. Równocześnie jednak odpowiada aż za 60 proc. dochodu całego Kościoła katolickiego na świecie.