Umysł na wygnaniu

Nadchodzi chwila, w której artysta przestaje odnosić się do czegokolwiek poza własnym doświadczeniem i własną niemożnością. Edward Said pisał o tym w ostatnich dniach życia.

26.02.2018

Czyta się kilka minut

Edward Said, 2007 r. / FRANCIS TSANG / GETTY IMAGES
Edward Said, 2007 r. / FRANCIS TSANG / GETTY IMAGES

Wszyscy się na niego powołują, ale czy ktoś go zrozumiał? W sławnym „Orientalizmie” pisał, że zarówno Wschód, jak i Zachód to pojęcia, za którymi stoi długa tradycja myśli i wyobrażeń – są jak dwa byty równoległe i poniekąd symetryczne. Zrozumiano z tego tylko tyle, że Zachód stworzył obraz Wschodu, w którym zachodni styl dominacji odbił się jak w zwierciadle, obraz fałszywy, naznaczony piętnem władzy i przewagi nad dzikim Orientem.

Zastrzegał, że nie sposób mówić o poważnym badaniu jakichkolwiek kultur, idei oraz historii, jeśli pominiemy leżące u ich sedna układy sił. Zapamiętano z tego tyle, że Zachód nie jest zainteresowany poznaniem Wschodu, a jedynie wyodrębnieniem różnic dzielących Orient od znajomego porządku świata.

Uświadamiał, że przedmiotem powszechnej wymiany kulturalnej nie jest prawda, lecz jej przedstawienie. Wyciągnięto stąd wniosek, że zachodni orientalizm nie ma nic wspólnego z rzeczywistością, jest zaledwie interpretacją realnego świata Wschodu, i to – na domiar złego – interpretacją niesprawiedliwie wartościującą.

Najbardziej znaną prace Edwarda Saida, wydaną w 1978 r. przez Pantheon Books i spolszczoną dwukrotnie (w roku 1991 przez Władysława Kalinowskiego i 14 lat później przez Monikę Wyrwas-Wiśniewską), uznano za przełomową wykładnię imperializmu kulturowego, jego autora zaś – za współzałożyciela i jednego z najistotniejszych teoretyków postkolonializmu.


Czytaj także: Wygnani z wyboru: Karolina Rak, Aleksandra Wilczura o Saidzie i Conradzie


Polscy humaniści z upodobaniem podpierają się wyrwanymi z kontekstu cytatami z „Orientalizmu”, roztrząsając dylematy naszej własnej narodowej tożsamości. Powołują się nań rodzimi orędownicy sprawy palestyńskiej. Zawłaszczają go nasi lewicowi intelektualiści, nie dostrzegając, że Said – w głębi wykluczonej zewsząd duszy – był niepoprawnym konserwatystą. Czytamy Saida powierzchownie, na wyrywki, z reguły w przekładach, których wciąż jest żałośnie niewiele. Z pięciu do niedawna dostępnych w Polsce tytułów zaledwie dwa plasują się w głównym nurcie jego spuścizny: „Orientalizm” i późniejszy o 15 lat zbiór esejów „Kultura i imperializm”.

Mózg wie lepiej

Kim był Edward Said, który zmarł w 2003 r., nieco ponad dwa lata po atakach na nowojorskie wieże WTC? Kiedy recenzowałam polskie wydanie jego rozmów z Danielem Barenboimem („Paralele i paradoksy”), nie mogłam napisać z czystym sumieniem, że to dialog Palestyńczyka z Żydem, bo koleje losu obydwu były znacznie bardziej skomplikowane. Barenboim przyszedł na świat w Buenos Aires, wychował się w Izraelu, karierę pianistyczną i dyrygencką rozpoczął w Wielkiej Brytanii, kontynuował ją w Stanach, w końcu osiadł w Niemczech. Said urodził się wprawdzie w Jerozolimie, ale w zangielszczonej i schrystianizowanej rodzinie. Obydwaj mieli pretensje do swoich rodaków – Barenboim nie znosił ciasnoty umysłowej Izraelczyków o skrajnych poglądach, Said nie mógł wybaczyć Arafatowi porozumień z Oslo. Barenboim czuł się najlepiej w „idei” Jerozolimy. Jedno z pierwszych wspomnień Saida wiązało się z pragnieniem, żeby być gdzie indziej.

Jego palestyński ojciec, Wadie Said, walczył w I wojnie światowej pod dowództwem Johna Pershinga – w Amerykańskim Korpusie Ekspedycyjnym. W uznaniu zasług wojskowych został uhonorowany obywatelstwem Stanów Zjednoczonych. Po wojnie otworzył sklep papierniczy w Kairze, wkrótce potem zaczął prowadzić interesy w Jerozolimie, od 1922 r. stolicy Brytyjskiego Mandatu Palestyny. W 1932 r. ożenił się z młodziutką Libanką o imieniu Hilda – podobnie jak jej mąż, arabską chrześcijanką, doskonale wykształconą panną z dobrego domu, która urodziła mu sześcioro dzieci. Wszystkie – włącznie ze zmarłym w niemowlęctwie Geraldem – dostały angielskie imiona. Na wszelki wypadek, gdyby Palestyna przestała istnieć.

Mały Edward, urodzony w 1935 r., spędził pierwsze lata życia kursując między Kairem a Jerozolimą. Kiedy rozpoczął naukę w St. George’s School, prowadzonej przez brytyjskich anglikanów w stolicy Palestyny, poczuł, że nigdzie nie jest u siebie: ilekroć odzywał się po angielsku, mózg nieubłaganie tłumaczył jego słowa na arabski, i na odwrót. W Victoria College w Aleksandrii, dokąd uczęszczał ramię w ramię z Michelem Chalhoubem, znanym później jako Omar Sharif, oraz przyszłym królem Jordanii Husejnem ibn Talalem, dojrzał w nim nastoletni bunt.

Relegowany ze szkoły w 1951 r. za złe sprawowanie, wylądował w Stanach Zjednoczonych, w prywatnej Mount Hermon School w stanie Massachusetts. Doskonałym wynikom w nauce towarzyszyło narastające poczucie wyobcowania. Wielojęzyczny, uwikłany w splot kultur, tęskniący nie wiadomo za czym Edward zyskiwał kolejne stopnie i posady naukowe: licencjat obronił w Princeton, magisterium i doktorat na Uniwersytecie Harvarda, karierę akademicką związał na zawsze z Columbia University w Nowym Jorku.

Mało kto w Polsce wie, że Said zajmował się nie tylko teorią literatury, lecz także muzyką – oraz znacznie szerszą, zachodzącą na obydwie dyscypliny refleksją nad autokreacją: „samostwarzaniem” autora w dziele i działaniem za pośrednictwem własnej twórczości. Mało kto wie, że muzyka była dlań punktem odniesienia we wszelkich badaniach tradycji i praktyk kulturowych.

Said – między innymi dzięki matce – znakomicie grał na fortepianie, pisywał recenzje muzyczne do prestiżowych czasopism, śledził najnowsze tendencje w muzykologii. Umiał słuchać, interpretować muzykę i o niej rozmawiać. Aparat pojęciowy do swoich studiów komparatystycznych czerpał ze świata dźwięków. Pisał o kontrapunktycznych, rozwijających się bez tematu przewodniego prądach współczesnej humanistyki; rozważając konteksty społeczne, nawiązywał do „Śpiewaków norymberskich” Wagnera; znaków tożsamości dopatrywał się w liniach melodycznych pieśni Schuberta.

Przestrzegał przed nadmierną swobodą interpretacji, przed obsesyjnym poszukiwaniem „siebie”, które prowadzi do agresji wobec Innego, przed myleniem przystępności ze zrozumiałością. Żarliwie bronił kulturę przed zalewem nowego barbarzyństwa.

Zagadka stylu późnego

Najpiękniej i najboleśniej czynił to w późnych esejach o stylu późnym, zainspirowanych wziętym od Theodora W. Adorna pojęciem Spätstil – „tym, co ma miejsce, gdy w obliczu rzeczywistości sztuka nie rezygnuje ze swoich praw”. Zbiór tekstów pisanych przez Saida przed śmiercią po długiej walce z białaczką – porwanych, niedokończonych, nieuporządkowanych – ukazał się właśnie w znakomitym przekładzie. Said po mistrzowsku rozwija – i dookreśla – myśl Adorna, że twórczość dojrzała manifestuje się często egzystencjalnym lękiem, niezgodą na świat zastany, świadomym powrotem do oswojonego systemu wartości. Tłumaczy, skąd bierze się zwięzłość Konstandinosa Kawafisa i gorzki humor Eurypidesa. Dlaczego Ryszard Strauss – po nowatorstwie partytur „Salome” i „Elektry” – skrył się na powrót w „sztucznym” kokonie XVIII stulecia. Dlaczego Glenn Gould wolał nagrywać, niż występować przed publicznością. Dlaczego reżyserzy tajemniczej opery Mozarta „Così fan tutte” nie powinni nawiązywać ani do „bezpowrotnie minionej przeszłości”, ani do „ekscentrycznej, uprzywilejowanej i niepoważnej teraźniejszości”.

Said pisze to wszystko jak nomada zagubiony między dwoma światami, rozpięty między przeciwstawnymi biegunami paradoksu postrzegania, zakleszczony w pułapce odesłanej do lamusa erudycji, która jeszcze niedawno była chlebem powszednim każdego wykształconego człowieka. Kieruje swą refleksję do współczesnego humanisty, nie mając złudzeń, że trafia w próżnię, bo dziś „intelektualista właściwie nie wie nic o wykonawstwie muzycznym, rzadko grywa na jakimś instrumencie, nie uczył się solfeżu, nie studiował teorii”. Gorzko brzmią te słowa Saida, który zbudował swój warsztat badawczy na sztuce kontrapunktu i fugi, analizie tonalności funkcyjnej, roztrząsaniu muzycznych kategorii dysonansu i konsonansu.

Wszystkie jego przemyślenia prowadzą w gruncie rzeczy do jednej konkluzji: styl późny to swoiste wygnanie. Ten etap twórczości, w którym autor ostatecznie zdaje sobie sprawę, co zdołał osiągnąć, a z czym już nigdy się nie rozprawi. Moment pogodzenia albo buntu. Chwila, w której artysta przestaje odnosić się do czegokolwiek poza własnym doświadczeniem i własną niemożnością. Gorzka konstatacja, że tej Palestyny, bądź innej ojczyzny, nigdy nie było. Że nie ma powrotu donikąd – poza garścią wyrywkowych, ulotnych wspomnień minionego czasu.

Szkice „O stylu późnym” powstawały w ostatnich miesiącach życia Edwarda Saida. Książkę dokończyli zań przyjaciele, przede wszystkim Michael Wood, profesor Uniwersytetu Princeton, który przygotował materiał do ostatecznego wydania. Sam później przyznał, że Said wolał pozostawić te eseje w postaci otwartej. Niewykluczone, że zdanie z pierwszego rozdziału, w którym Said definiuje styl późny jako „doświadczenie całkowicie pozbawione harmonii”, jako „celowo nieproduktywną produktywność pod prąd”, zabrzmiałoby dosadniej, gdyby Wood go nie poprawił. Bo w papierach Saida zostało po prostu: „unproductive productiveness going against...”. Skierowaną przeciw czemu? Arogancji nieuważnych czytelników „Orientalizmu”? Bałamutnym interpretacjom wystąpień Saida w sprawie palestyńskiej? Bezradności zwykłego człowieka w walce z nieuleczalną chorobą? Ironii losu wiecznego wygnańca? Nie wiadomo. Zagadka stylu późnego wciąż czeka na rozwiązanie. ©

Edward Said, O STYLU PÓŹNYM. MUZYKA I LITERATURA POD PRĄD, przeł. Barbara Kopeć-Umiastowska, Ossolineum, Wrocław 2017

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Latynistka, tłumaczka, krytyk muzyczny i operowy. Wieloletnia redaktorka „Ruchu Muzycznego”, wykładowczyni historii muzyki na studiach podyplomowych w Instytucie Badań Literackich PAN, prowadzi autorskie zajęcia o muzyce teatralnej w Akademii Teatralnej w… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 10/2018