Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Zupływem czasu zarówno gromkie słowa przysięgi, jak i skrajnie przesadne deklaracje mogą odsłaniać swój niepoważny charakter. Syrach ostrzega zwłaszcza przed zatratą poczucia proporcji zdarzeń zachodzącą w wyniku wprowadzenia udramatyzowanych kontrastów, w których absolutna biel sąsiaduje z absolutną czernią. Jako współczesny nam przykład może posłużyć choćby pełne patosu przeciwstawienie uwieńczone alternatywą rozłączną: "Nicea albo śmierć". Powtarzano je najpierw w podniosłym nastroju sugerując, że trzeba się zdobyć na bohaterski gest oddania życia za Niceę, jeśli nie potrafimy siłą samej logiki przekonać do naszych argumentów tych, którzy winni być przekonani.
Niceę odwiedziłem przed miesiącem, by spotkać tam 18 polskich kapłanów, którzy w trudnych warunkach duszpasterskich diecezji Toulon pracują w zlaicyzowanym środowisku. Na Wyspie św. Honoraty miałem długą dyskusję z ponad 20-osobowym gronem młodych francuskich cystersów, którzy mówili o pięknie duchowych wyborów inspirowanych duchowością św. Bernarda. Pełni optymizmu życiowego nie deklarowali jednak gotowości umierania, mimo że poranne obowiązki zaczynają już o 4.10. Podobnie podczas długich spotkań z młodzieżą z grup modlitewnych i licznym kręgiem seminarzystów, zafascynowanych charyzmatyczną osobowością bp. Dominika Reya, w zadawanych mi pytaniach o sens i piękno życia słyszałem echo ewangelicznego radykalizmu; nie spotkałem tam jednak nikogo, kto zapowiadałby rychłą śmierć za Niceę.
Jedyną grupą deklarującą taką gotowość pozostał więc spory krąg rodzimych polityków. Na szczęście nie stwierdzono jeszcze przypadków żadnego zgonu. Ale można pytać, czy formułowany i w Starym, i w Nowym Testamencie zakaz stosowania nieproporcjonalnie mocnych form językowych można pogodzić z tym surrealizmem życiowym, w którym dominuje teatralne udramatyzowanie życia. Ma ono w kulturze europejskiej wielką tradycję, jeśli przywołać tylko tragedie Eurypidesa z epizodami zamierzonej komedii. Jeśli uwspółcześniony Eurypides nie dopuści jednak do głosu refleksyjnego Syracha - możemy wtedy łatwo otrzymać teatr jednego Rejtana, w którym burza w szklance wody stanowić będzie symbol życiowej nawałnicy.
Nasze pokolenie straciłoby wiele, gdyby zanikła w nim wrażliwość na głos Ben Syracha, zwanego Eklezjastykiem. To on bowiem, unikając patosu i teatralnej pozy, w trudnych momentach dziejowych był dla swego narodu nauczycielem zaufania Bogu, mądrości i rozwagi.