Ukryta sieć

Pynchona nie interesuje medytacja nad okrucieństwem historii, lecz wyłącznie status realności. Gdzie jest prawdziwy świat? Czy w ogóle gdzieś jest?

10.05.2015

Czyta się kilka minut

Dekadę temu Thomas Pynchon cieszył się sławą pisarza kultowego. Pamiętam gorączkowe poszukiwania przekładów, niekończące się dyskusje o wyższości „Tęczy grawitacji” nad „49 idzie pod młotek” lub odwrotnie, oraz przekonanie, że obcujemy z „nowym Joyce’em”. W USA pisarz wciąż ma rzesze czytelników. W Polce zainteresowanie jego prozą zmalało. To dobry moment, by sięgnąć po najnowszą powieść, która trafia nieomylnie w nerw współczesności.

Historia zaczyna się pierwszego dnia wiosny 2001 r. Niby to niedawno, a jednak tamte czasy wydają się bardzo odległe za sprawą rewolucji technologicznej i nowego rozdania geopolitycznego. Opowieść sugestywnie portretuje zmierzch pewnej epoki, gromadzi kulturowe efemerydy początku wieku, przez co mamy dziwne wrażenie obcowania z powieścią historyczną... Poza tym wiemy, że obserwowany świat znajduje się w przededniu dziejowego przełomu. Oczekiwany zamach na World Trade Center pojawia się jednak dopiero w połowie opasłej powieści, na dodatek w postaci zapośredniczonej przez zdjęcia i obrazy telewizyjne, natychmiast też poczyna obrastać teoriami spiskowymi. Nic dziwnego, nie chodzi tu bowiem o medytację nad okrucieństwem historii, lecz – jak zwykle u tego pisarza – o status realności.

„W sieci” – podobnie jak poprzednie powieści Pynchona – opiera się na logice dochodzenia. Główna bohaterka, prywatna detektyw Maxine Tarnow, otrzymuje zlecenie, by sprawdzić firmę zajmującą się zabezpieczeniami sieciowymi i szybko odkrywa półlegalne przelewy gigantycznych sum, płynące na Bliski Wschód. Trop wiedzie w stronę zagadkowego sprzedawcy netowego Darklinear Solutions oraz owianego tajemnicą projektu Montauk. Wszyscy, od których Maxine próbuje wydobyć jakieś informacje, następnego dnia giną. Ale Pynchon nie buduje kryminalnej intrygi, zamiast tego zaprasza w głąb króliczej nory, gdzie czeka na nas galeria niesamowitych figur: hakerzy, przemytnicy narkotyków, rosyjscy mafiozi będący fanami hip-hopu czy proosmolodzy, którzy dzięki nadnaturalnemu zmysłowi węchu potrafią wyczuć rzeczy, które dopiero się wydarzą. W odróżnieniu od obiegowych teorii spiskowych, które znajdują proste odpowiedzi na trudne pytania, paranoiczna narracja zabiera nas w niekończącą się podróż tropem wątpliwych poszlak, w stronę królestwa „ukrytej sieci”, w której chronią się awatary graczy, cyberanarchiści, a także najprawdopodobniej duchy ofiar z 11 września...

Dlaczego zniszczenie WTC miałoby być historycznym przełomem? Nie idzie bynajmniej o eskalację zbiorowej psychozy lub o „wojnę z terroryzmem”. Otóż wieżowce miały charakter religijny: „symbolizowały to, co Ameryka czcinajbardziej na świecie: rynek, święty, zasrany rynek”. Rozpoczyna się ostatni etap turbokapitalizmu, czyli – jak rzecz opisywał Edward Luttwak – systemu efektywności rynkowej pozbawionej kontroli, opartej na deregulacji i globalizacji. Kapitał uwalnia się od wszelkiego zakotwiczenia i wchodzi w czystą wirtualność. W procesie tym ma udział najważniejsza dziejowa przemiana, czyli pęknięcie bańki internetowej i powstanie Web 2.0.

Oryginalny tytuł powieści, „Bleeding edge”, oznacza nietestowane wynalazki, których koszta wdrożenia pozostają nieznane. Pynchona zawsze interesował potencjał nowych technologii, które są tyleż zdobyczami postępu, co narzędziami kontroli. Bohaterowie wszystkich jego powieści odkrywają, że nowoczesność w tym samym ruchu emancypuje nas i zniewala, nie godzą się z formami zarządzania wspieranymi przez coraz doskonalsze instrumentaria i poszukują innej realności, innej więzi społecznej. „W sieci” portretuje zarówno cynicznych, chciwych szefów dotcomów, jak i entuzjastów cyfrowej utopii. Wiemy, że internet to najdoskonalszy system nadzoru. Pynchon konstruuje swoją opowieść na przekór tej oczywistości, by zbudować wizję Deep Web – schronienia dla anonimowego kolektywu, wspólnoty nowych czasów. Problem w tym, że nie wiadomo, czy ukryta sieć naprawdę istnieje, czy nie jest przypadkiem wytworem naszych tęsknot. Pisarz nie rozstrzyga tej kwestii, ma bowiem inne ambicje: podważa złudną oczywistość realu i odkrywa jego wirtualną podszewkę, drażni nasz zmysł metafizyczny i ożywia wyobraźnię polityczną. ©

Thomas Pynchon „W sieci”, przeł. Tomasz Wyżyński, Wydawnictwo Albatros, Warszawa 2015.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyk literacki, redaktor Magazynu Literackiego „Książki w Tygodniku”, prozaik, eseista, poeta.

Artykuł pochodzi z numeru TP 20/2015