Ukoronowałam ten kraj

W Warszawie na Okopowej od prawie 40 lat działa sklep z flagami. Asortyment się zmienił, ale nazwa została: „Artykuły propagandowe”.

03.08.2014

Czyta się kilka minut

Kolejka po flagi Unii Europejskiej i Polski, dzień przed akcesją. Warszawa, 30 kwietnia 2004 r. / Fot. Andrzej Sidor / FORUM
Kolejka po flagi Unii Europejskiej i Polski, dzień przed akcesją. Warszawa, 30 kwietnia 2004 r. / Fot. Andrzej Sidor / FORUM

Zdzisława Niewiadomska w 1978 r. nie chce pracować w mięsnym z prostej przyczyny – nie da się w nim kupić mięsa. Potencjalni klienci podpierają ściany, przez osiem godzin dziennie świdrując oczami a to pustą ladę, a to sprzedawczynię. W latach 70. większość sklepów spożywczych jest przepełniona agresją.

Co innego, kiedy towarem są flagi. Kiedy Zdzisława dostaje pracę w sklepie z artykułami propagandowymi, założonym właśnie przez Stołeczne Przedsiębiorstwo Handlu Wewnętrznego, córce mówi: „Mam genialną robotę”. 12 metrów kwadratowych zapełnionych sztandarami, godłami i flagami. Żeby kupić nawet tę najmniejszą, trzeba mieć papier. Na papierze musi być napisane, dla kogo ta flaga i w ogóle po co. Do tego dwie pieczątki, bo w odróżnieniu od słów, pieczątki w PRL są prawdomówne. Ruch niewielki, kolejek żadnych. Zaopatrzeniowcy z zakładów pracy sami dźwigają pudła z flagami i bele materiału, ładując na samochody. Zdzisława sprawdza, czy jest pieczątka. Rzeczywiście, fajna posada.

Dla papieża i dla partii

Ruch natęża się przed zjazdami PZPR i pochodami pierwszomajowymi. – Wyglądało to tak: przyjeżdża gość z huty z zezwoleniem na 500 sztandarów i 500 drzewc. Olbrzymie flagi były zrobione z organdyny albo grubego szyfonu, innymi słowy: z supermateriału. Potem pięciuset hutników – w większości przymusowo – idzie z tymi sztandarami w pochodzie. To były czasy, kiedy malowano trawę na zielono, bo generał przejeżdżał. Flagi musiały być najpiękniejsze, ale o tym, by je później zebrać w jedno miejsce, nikt już nie myślał. Pochód się kończył, a flagi lądowały w krzakach. Drzewce szły potem na działkę pod pomidory, biała część – na sukienki komunijne, a czerwona na bluzeczki – mówi Liliana Niewiadomska, córka Zdzisławy, dziś właścicielka sklepu.

Materiału, nawet w sklepie państwowym, nie zamawia się, lecz zdobywa. Po Warszawie rozchodzi się wieść, że pani Zdzisia załatwić może wszystko. Księża cichcem proszą o załatwienie szafirowego materiału do żłóbka, a fioletowego do Grobu Pańskiego. W 1983 r. do sklepu przychodzi architekt projektujący ołtarz na Stadion Dziesięciolecia, przy którym mszę odprawi Jan Paweł II. Potrzebny jest wagon białego płótna: udrapowane na olbrzymim krzyżu przy podmuchu wiatru ma wyglądać jak oddychający człowiek.

Liliana Niewiadomska: – Pamiętam, jak mama siedziała wieczorami przy telefonie: „Dla papieżyka nie załatwisz? Dla naszego papieżyka?”.

Kiedy w 1984 r. ginie ks. Jerzy Popiełuszko, do sklepu przychodzą siostry zakonne. Nie mają papieru z pieczęcią, ale wychodzą z flagami: wszystkie sztandary z uroczystości pogrzebowych przy kościele św. Stanisława Kostki zostają uszyte w sklepie, który powstał na zlecenie partii komunistycznej.

Coraz częściej do sklepu przychodzą też działacze Solidarności: „Pani Zdzisiu, czy da pani radę do rana uszyć 200 biało-czerwonych opasek?” – pytają. Potem w telewizji mówiono o „niekontrolowanych przestojach w pracy”, a na Okopowej wiedzieli o nich dwa dni wcześniej.

– Nikt nas nie sprawdzał, nikt w sklepie nie szukał bibuły, bo najciemniej jest pod latarnią – mówi Liliana Niewiadomska. – Wiadomo było, że wali się stary system, a taki okres przejściowy jest też czasem wzrastającej liczby prowokacji. Mama bała się, że partia podstawi „cichego człowieka”, który przyjdzie po transparent na kolejny strajk, ale miała nosa. Wiedziała, komu może zaufać, a komu trzeba powiedzieć: „Niunieczku, musisz sobie załatwić zezwolenie”.

Bąble od patriotyzmu

Matka i córka orła koronują w ciągu jednej nocy. Niezamożne instytucje doklejają koronę ze sreberka po cukierkach, przedstawiciele bogatszych szpitali, urzędów i sądów pod koniec 1990 r. przychodzą na Okopową po nowe godło. – Choć w Centrum Zdrowia Dziecka przez lata wisiał olbrzymi orzeł z doszywaną koroną, to w pewnym sensie ja ukoronowałam ten kraj – mówi Niewiadomska.

Kiedy w 1990 r. zapada decyzja o przywróceniu święta 3 maja, następnego dnia pod sklepem na Okopowej stoi pół Warszawy. – Myślałam, że mama rozdaje coś za darmo – mówi Liliana. – Kiedy się dowiedziałam, za czym ta kolejka stoi, pierwszy raz w życiu poczułam się naprawdę po polsku – mówi. I wspomina wypisywanie faktur. Jedna flaga – jedna faktura. Zdzisława liczy na liczydle, Liliana na kalkulatorze. Następnego dnia na dłoniach bąble od patriotyzmu.

Po upadku komunizmu i Stołecznego Przedsiębiorstwa Handlu Wewnętrznego „Artykuły propagandowe” można albo zamknąć, albo sprywatyzować. Zdzisława Niewiadomska, która 12 lat wcześniej cieszyła się, że nie musi pracować w mięsnym, decyduje się na to drugie. Do SPHW oddaje podobizny Leninów i Breżniewów, bierze kredyt i powiększa sklep. Kiedy w telewizji ogłaszają, że w „Artykułach propagandowych” można tanio kupić flagi, ludzie wracają na Okopową, choćby po to, by z tanich flag uszyć poszwy.

Pierwszy raz różnicę między prywatnym a państwowym Niewiadomskie czują przed wyborami prezydenckimi w 1995 r. Wiadomo, że kandydat Aleksander Kwaśniewski lubi kolor granatowy. Wiadomo też, że jego sztaby wyborcze przystrojone będą na granatowo. Ale to, czy po flagi i sukno zwrócą się na Okopową, nie jest do końca jasne. Liliana Niewiadomska: – Sukno ciągle jeszcze trzeba było zdobywać, a to nieprzewidywalna branża. Łatwiej przewidzieć, ile koszul faceci kupią jesienią, niż ile sukna zejdzie. Jest też taki kolor: zielony wyborczy. Jak świat światem, porządna komisja siedzi za porządnym zielonym suknem. Kartki z niego nie spadają, dobrze się układa, wygląda dostojnie i grubo. Czasy się zmieniają, królowie się zmieniają, a zielone sukno jest potrzebne zawsze. Szyliśmy też tak zwane „Wory na wybory” – worki, do których pakuje się kartki z głosami.

Pod koniec lat 90. o flagi czerwone prawie nikt już nie pyta. Tanie czerwone szturmówki wykupuje tzw. drobna wytwórczość – idą na woreczki na kapcie dla przedszkolaków i na podszewki do torebek. Dziennikarzowi „Gazety Wyborczej” Zdzisława Niewiadomska mówi: „Ostatnio trafił się klient, który organizował psie zawody i kupił flagi na oznaczenie trasy wyścigów. Wyjaśnił nam, że psy na ten kolor dobrze reagują”.

Co dwie flagi, to nie jedna

Na olimpiadzie w Salt Lake City każdy polski sportowiec ma orzełka naszytego przy Okopowej. Zanim społeczeństwo dowie się o tym, że nasz kontyngent wojskowy wyjedzie na misję do Azji Środkowej, w „Artykułach propagandowych” szyje się flagi i proporce Afganistanu. Stamtąd też pochodzi 32-metrowy sztandar na wieżę Muzeum Powstania Warszawskiego. Kiedy Polacy za sprawą Adama Małysza zachłystują się skokami narciarskimi, flagi jadą z kibicami do Oberstdorfu i Innsbrucku.

W 2005 r. umierają Zdzisława Niewiadomska i Jan Paweł II. Ludzie w zupełnej ciszy czekają w kolejce po papieską flagę. Niektórzy stoją pięć godzin. Kupują wszystko, braknie czarnej wstążki na kiry. Do sklepu wchodzi młoda dziewczyna z mikrofonem. „Jak idzie biznes?” – pyta beztrosko, a Liliana Niewiadomska, już właścicielka sklepu, krzyczy: „Umarł Ojciec Święty!” i wyrzuca ją za drzwi. Kolejka bije brawo.

Rok wcześniej Polska wstępuje do UE. Liliana: – Jak kilka lat wcześniej wchodziliśmy do NATO, to zabrakło nam flag. No bo proszę powiedzieć, po co prywatnej osobie flaga NATO? Przed wejściem do Unii zamówiłam więc całe pudła. Tyle że my, Polacy, jesteśmy narodem specyficznym. Im bardziej sklep zapełniał się niebieskimi flagami i proporczykami, tym więcej klientów przychodziło i mówiło: „Poproszę biało-czerwoną”. Przez 10 lat nie mogłam tego sprzedać. W tym roku mieliśmy dziesiątą rocznicę, więc wiedziona doświadczeniem, co zamawiam? Biało-czerwone. A co Polacy kupowali? Europejskie. Przez wiele lat wbrew naszej woli musieliśmy wieszać dwie flagi: biało-czerwoną i czerwoną. Musiało minąć 10 lat, żebyśmy oswoili się z tym, że mogą wisieć dwie. Zresztą myślę, że wpłynęła też na to sytuacja u naszego wschodniego sąsiada.

Artykuły propagandowe

W XXI wieku w sklepie na Okopowej babcia zamawia dla wnuka flagę Harry’ego Pottera na maszt na działce.

Nowy budynek banku musi wyglądać niczym prezent dla miasta – trzeba go więc obwiązać stumetrową kokardą.

Urzędnik chce kupić proporce indonezyjskie, bo nie potrafi ich odróżnić od polskich. Chłopak zamawia dla dziewczyny flagę z napisem „Twój księżyc to mój księżyc”.

Upartego klienta trzeba przekonać, że flaga Szwajcarii jest kwadratowa, a nie prostokątna.

Wnuk projektuje flagę z napisem „Leśny król” dla dziadka, który zamieszkał pod lasem.

Nazwa sklepu – „Artykuły propagandowe” – pozostaje niezmieniona. Jeszcze w latach 90. dziennikarzowi Teleexpressu Zdzisława Niewiadomska tłumaczy: „Proszę pana, każde czasy mają swoją własną propagandę”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 32/2014