UFO, Nohavica i bobry

Okazało się, że 800 kilometrów polsko-czeskiego sąsiedztwa to za mało, żeby razem z granicami państwowymi zaczęły zanikać te w ludzkich głowach. Są jednak tacy, którzy temu procesowi chcą nieco pomóc.

18.08.2013

Czyta się kilka minut

Dzięki pływadłom, które co pewien czas mkną przez Odrę, mieszkańcy wielu nadodrzańskich miejscowości – zarówno po polskiej, jak i czeskiej stronie – lepiej poznali swoich sąsiadów. W tym samym czasie dzięki akcjom Transgranicznego Centrum Wolontariatu coraz więcej cieszyniaków zdaje sobie sprawę, że „szmatićku na patićku” nie oznacza po czesku parasolki, a „mandolinka bramborowa” to nie stonka ziemniaczana. I choć Polak z Czechem jeszcze nie są bratankami, to inicjatywy tworzone bądź wspomagane przez samorządy sprawiają, że znają się coraz lepiej. A przy tym dobrze się bawią.

Pantha rei

Tym razem samorządowcy nagrodzili ekipę, która przepłynęła trasę na „Pogłębiarce przyjaźni polsko-czeskiej”. Pływadło miało dwa piętra, piaskownicę oraz dźwig, który z piaskownicy wykopywał piasek (pogłębiając tym samym przyjaźń). Konkurencja była silna: pokonali pływającą dyskotekę, spodek UFO, piastowski zamek, muzeum PRL i kilkadziesiąt innych pływadeł.

W corocznej zabawie „Odra Rzeką Integracji Europejskiej” nie chodzi o to, kto pierwszy dotrze na metę spływu, lecz o same urządzenia do pływania. Bo pływadło to samodzielnie wymyślone i skonstruowane „coś, na czym da się pływać”. Nie jest to jednak byle co: musi być solidne i wytrzymałe, bo prowadząca po Odrze trasa trwa trzy dni – najczęściej uczestnicy startują w czeskiej Ostrawie, a kończą w Kędzierzynie-Koźlu. Setki zawodników, którzy co roku biorą udział w imprezie, budują pływadła tygodniami, a bywa, że i miesiącami.

Przy ocenie jury bierze pod uwagę głównie ich oryginalność i zgodność z tematem danej edycji, a ten co roku się zmienia. Hasło tegorocznej imprezy brzmiało „Kędzierzyn-Koźle – Racibórz – Ostrawa – Odra to nasza sprawa” (temat pojemny, więc i konstruktorzy pływadeł mogli puścić wodze fantazji). W ubiegłym roku motywem przewodnim były Mistrzostwa Europy w Piłce Nożnej („Po odrzańskiej toni fala piłkę goni”), a za rok będą nim bajki. Pojawiły się już przecieki, że na starcie zobaczymy Krecika.

Pomysł na imprezę narodził się w głowie radnego gminy Polska Cerekiew (powiat kędzierzyńsko-kozielski) Bronisława Piroga w 1997 r. – kiedy podczas „powodzi tysiąclecia” nurt Odry niósł najróżniejsze rzeczy, Piróg pomyślał, że równie dobrze może popłynąć nią coś, co ludzi uszczęśliwi. Nie minęło dużo czasu, a radny wraz z kilkoma polskimi i czeskimi miastami organizował już kolejne edycje Pływadeł.

– To teatr na wodzie, w którym uczestnicy są aktorami – mówi Piróg. – Chodzi o to, żeby ludzie zwrócili na Odrę uwagę, żeby nie kojarzyła się ona tylko z powodziami i ściekiem, ale raczej z możliwością zarobkowania, z tworzeniem, z życiem.

Chodzi o to, żeby ludzie polubili Odrę i przestali się na nią dąsać.

Są raki, jest dobrze

Chociaż to Piróg (postawny mężczyzna, przypomina Posejdona, w tym roku płynął na pływadle przebrany za zielonowłosego topielca) wraz ze swoim stowarzyszeniem „Rzeki dzielą, Odra łączy” jest mózgiem projektu, samorządy są współorganizatorami nie tylko na papierze.

– Lokalne władze po polskiej i czeskiej stronie finansują imprezę, występują o granty, zapewniają służby porządkowe, które są niezbędne przy organizacji takiego przedsięwzięcia – tłumaczy Piróg.

Dobrą współpracę polsko-czeską widać na przykładzie Pływadeł od dawna. Przystąpienie Warszawy i Pragi do Unii Europejskiej i do układu z Schengen dużo ułatwiło – samorządy po obu stronach granicy mogą teraz razem starać się o unijne fundusze, poza tym na Odrze nie przebiega już granica.

– Kiedy dzieliła nas granica, polskie i czeskie służby celne podczas Pływadeł wchodziły w mundurach po kostki do wody i robiły nam odprawę paszportową na rzece – wspomina Piróg.

Choć zabawa jest w tym wszystkim ważna, to najważniejsze jest jednak zwrócenie uwagi na Odrę i uczynienie z niej rzeki spławnej – europejskiej, bo płynie przez Czechy, Polskę i Niemcy. Organizatorzy Pływadeł chcą ożywić rzekę w dwóch sferach – turystycznej i gospodarczej. O ile z turystycznego punktu widzenia Odra się rozwija (powstaje na niej odpowiednia infrastruktura, jest coraz czystsza, pojawiły się nawet bobry i raki), to jednak gospodarczo nadal jej potencjał jest niewykorzystany.

– Nadodrzańskie gminy czują możliwość zysku i rozwoju, Czesi śnią po nocach o kanale Odra–Dunaj – mówi Bronisław Piróg. – W portach po polskiej stronie stoją tymczasem bezużytecznie statki gotowe do pracy.

Gdyby Bronisławowi Pirogowi i samorządom po obu stronach granicy rzeczywiście udało się ożywić Odrę, przyczyniłoby się to do znacznego rozwoju kontaktów gospodarczych Polski i Czech, a przez to do jeszcze większego zbliżenia obu krajów. Kto wie, może się uda – od kilkunastu lat wszystko idzie przecież dobrze: impreza rokrocznie przyciąga tysiące widzów, a poza zawodnikami z Polski, Czech oraz Niemiec (wśród nich jest niemiecka drużyna weteranów – wzięli udział we wszystkich czternastu spływach) pojawiają się też Hiszpanie, Turcy, Litwini czy Białorusini.

W tym roku nie udała się chyba tylko jedna rzecz – zabawa rozpoczęła się nie w Ostrawie, a w leżącym bliżej polsko-czeskiej granicy Bohuminie. A wszystko z powodu powodzi, do walki z którą właśnie skrzykiwała się ekipa z Cieszyna.

5 czerwca Michał wrzucił na Facebooka informację do pozostałych wolontariuszy Transgranicznego Centrum Wolontariatu: „Uwaga, alarm – czeski sztab kryzysowy w każdej chwili może powołać TCW do Pragi na pomoc powodzianom. Czekamy w pełnej gotowości”. Sytuacja w Czechach była poważna, zbliżała się fala kulminacyjna. Cieszyńskich wolontariuszy o pomoc poprosiła Hanuška, wolontariuszka z bratniej organizacji z Czeskiego Cieszyna. Ale po kolei: żeby zrozumieć, dlaczego Hanuška poprosiła wówczas Michała z przyjaciółmi o pomoc, trzeba przenieść się do Cieszyna.

Zitra mluvime česky!

Jeśli Czytelnik dobrze zna Cieszyn, spotkajmy się w następnym akapicie, ale jeśli nie – przespacerujmy się kawałek. Po mieście chodzę z „pancieszyńską” mapą, którą dostałem w informacji turystycznej – przedstawia dwa miasta po obu stronach Olzy jako całość. Aby dotrzeć na polską stronę, przechodzę przez most oddzielający dwa Cieszyny. Jaromír Nohavica w słynnej „Těšínskiej” wspomina, jak dawniej po jeszcze niepodzielonym Cieszynie jeździł tramwaj – do dzisiaj dla cieszyniaków symbol jedności miasta. W rzeczywistości kursował on tylko dziesięć lat, od 1911 do 1921 r.: po podziale miasta po I wojnie światowej ciągłe kontrole na granicznym moście sprawiły, że komunikacja stała się męcząca i bezsensowna.

W czasie, kiedy z Cieszyna znikał tramwaj, nieopodal powstawała założona przez ojca Richarda Pipesa – cieszyniaka i słynnego sowietologa – firma Olza. Wyprodukowała cieszyński wafelek prince polo, który osiągnął światowy sukces, o jakim niewielu Polaków ma pojęcie (prezydent Islandii Ólafur Ragnar Grímsson miał powiedzieć podczas wizyty w Polsce w 1999 r., że „całe pokolenie Islandczyków wyrosło na dwóch rzeczach: amerykańskiej coca-coli i polskim prince polo”). Tuż za mostem po lewej stronie mijamy dawną budkę celniczą (w której dziś mieści się księgarnia), a idąc jeszcze dalej po dwóch, może trzech minutach dojdziemy do uwiecznionej na dwudziestozłotowym banknocie rotundy świętego Mikołaja oraz do zamku cieszyńskiego, w którym na początku XIX w. (kiedy Napoleon Bonaparte zagrażał Wiedniowi) mieścił się austriacki dwór. W jednej z dawnych komnat zamku mieści się dziś Transgraniczne Centrum Wolontariatu. Zaglądnijmy teraz do biura cieszyniaków.

– Czemu po obu stronach Olzy cieszyniacy nie uczą się języka sąsiada? – pyta Michał Paluch, lider TCW.

Nie wiadomo, czemu, ale się nie uczą i dlatego zamiast w szkolnej ławce polscy wolontariusze czeski poznawać muszą sami. Dopóki mieli na to środki, płacili czeskiej znajomej zza mostu, Veronice Křístkovej. Jednak kiedy pieniądze się skończyły Veronika powiedziała, że trudno, rozumie – i uczy ich dalej, za darmo. Dziewczyna tłumacząc zawiłości szwejkowej mowy, za plecami ma ścianę zamalowaną kolorowymi graffiti, a stoi na słynnej mównicy, z której wcześniej niezliczoną liczbę razy padały słowa „Lenin”, „robotnik” i „zboże”. Kiedy parę lat temu w mieście rozdawano niepotrzebne meble, Michał wygrzebał wśród rupieci zniszczoną mównicę należącą dawniej do lokalnej komórki PZPR. Podkleili, podmalowali.

Wszystko robią z uśmiechem na twarzy. Trudno zresztą, żeby w tym miejscu rzeczy miały się inaczej – w końcu nawet nazwa Cieszyn miała wziąć się od czasownika „cieszyć się”. Wolontariusze z Cieszyna polskiego i dobrovolnicy z czeskiego już od paru lat realizują razem transgraniczne projekty. Michał działa po polsku – romantycznie i „z kopa” – a ­Petr, lider wolontariuszy z czeskiego Cieszyna, po czesku – długo czeka, obserwuje, aż nagle wkracza do akcji. I obydwu się udaje.

– Nie chodzi nawet o to, żeby Polacy i Czesi zaczęli na siebie patrzeć przyjaźnie, ale o to, żeby w ogóle na siebie spojrzeli – mówi Michał. – Dużo jest bezsensownych utarczek cieszyniaków z cieszyniakami z obu stron Olzy, wojen na pomniki, tymczasem istnieje trzecia droga. Nieistotne, jak ją nazwiemy: transgraniczna, europejska, integracyjna. Te społeczności muszą się do siebie zbliżyć, dlatego że nie ma żadnego powodu, żeby było inaczej.

Przemawiając kiedyś po czesku w Czeskim Cieszynie Michał powiedział: „Patrząc prawdzie w oczy, zobaczymy historię, ale patrząc historii w oczy, nie zobaczymy prawdy”. Zrobił pauzę, odczekał chwilę i dodał: „Spójrzmy więc sobie w oczy i przybijmy sobie piątkę”. Odzew był niewielki. Wiele środowisk mimo wszystko obawia się zbliżenia bądź nie wierzy w nie (kiedyś pewien mężczyzna podszedł do niego i ni stąd, ni zowąd wyszeptał mu na ucho w ostrzegawczym tonie: „Taki jesteś mądry? Chcesz zderzać cywilizacje?”). Właśnie takie myślenie młodzi cieszyniacy chcą zmieniać. „Zderzając”.

Czech it out!

Michałowi i paczce cieszyńskich wolontariuszy rozkręcić pomógł się lokalny samorząd. Był rok 2008, Michał i Andrzej niedawno skończyli studia i mieli energię do działania. Spisali pomysły na to, co można zrobić w mieście (w ten sposób powstała koncepcja działań „Cieszyn – miasto młode w każdym wieku”), i poszli z tym do ratusza.

– Wówczas było to dla nas oczywiste: masz pomysł, uderzasz z nim do samorządu – wspomina Michał Paluch. – Byliśmy trochę dziećmi, czuliśmy się, jakbyśmy mieli klocki, i chcieliśmy, żeby miasto pomogło nam je ułożyć.

W ratuszu rzeczywiście potrzebowano nowych pomysłów – z Cieszyna do Wrocławia dopiero co wyniósł się wówczas festiwal filmowy Nowe Horyzonty. Trzeba było zapełnić lukę.

Młodzi przyszli, porozmawiali, zobaczyli przytakujące głowy. Miasto wyraziło wolę współpracy.

– Ciągle nas do siebie ściągano, przesiadaliśmy się tylko od biurka do biurka i odpowiadaliśmy na pytania: mówiliśmy o naszych pomysłach, a urzędnicy wypełniali wnioski o granty – wspomina Paluch. – My byliśmy od merytoryki, a oni wzięli na siebie biurokrację.

Udało się: nie minęły dwa lata, a grupa młodych entuzjastów już organizowała imprezy na które potrafili ściągnąć nawet po kilkanaście tysięcy ludzi z obu stron Olzy. Cieszyniacy z Czech i Polski poznawali się, wspólnie bawili, do organizacji włączali się też młodzi z Czeskiego Cieszyna.

Transgraniczność przyszła sama. Podczas stworzonych przez młodych wraz z samorządem festiwali sportów ekstremalnych zorganizowano darmowy autobus kursujący przez graniczny most, który rozwoził po atrakcjach Polaków i Czechów (współczesny těšínski tramwaj?). Stworzyli prowizoryczne studio fotograficzne na olziańskim moście, w którym Polacy i Czesi robili sobie zdjęcia strzelając śmieszne miny – potem zrobili z tego kolaż z polsko-czeskich uśmiechów, który zdobił miasto. Słowem – imprez było coraz więcej, a wraz z nimi pojawiało się coraz więcej powodów dla przekroczenia mostu.

Niebawem luźna dotychczas grupka zapaleńców zmieniła się w Transgraniczne Centrum Wolontariatu (nie tracąc luzu), aż w końcu się usamodzielniła. Stało się tak, jak stać się powinno – samorząd i młodzież nauczyli się od siebie dużo, po czym wolontariusze zaczęli działać sami. Pewnego razu trafili nawet na posiedzenie rady miejskiej.

Tego dnia młodzi „wbili” (nie: weszli) do sali posiedzeń, „przybili wszystkim piątki” (nie: podali ręce) i z własnej mównicy, którą ze sobą przynieśli, wyjechali z tym, co im nie pasuje (nie: zabrali głos). Powiedzieli, że miasto dla młodych powinno robić jeszcze więcej, wytknęli niedociągnięcia. „Czy chcecie mieć tutaj niedługo dom starców?” – spytali. Na szczęście okazało się, że radni nie chcą. Prędko powstała komisja składająca się z szesnastu radnych i szesnastu działaczy TCW, dołączyły się też lokalne autorytety. Podczas spotkań młodzi mogli kontynuować to, co zaczęli na sesji. W ten sposób dwa pokolenia zaczęły dyskutować o tym, jak można współdziałać, pomagać młodzieży – również w wymiarze transgranicznym. Kiedyś zabrali nawet radnych do miasta, żeby pokazać im je takim, jakim oni je widzą – zaprowadzili pod most, pod którym po szkole chodzi się na fajkę, wzięli na podwórka, gdzie z braku laku popołudniami pije się piwo.

Kontakty trwały, pojawiały się wspólne pomysły, a jeden z nich doprowadził do stworzenia Transgranicznego Parlamentu Młodzieży. Niedawno wybory odbyły się w cieszyńskich szkołach, niebawem młodzi z Czeskiego Cieszyna również wytypują swoich przedstawicieli. Wszystko ruszy pod koniec roku.

– Parlament, tak jak wiele innych rzeczy, które robimy, to eksperyment mający zbliżyć Polaków i Czechów: zobaczymy, co z tego wyjdzie – tłumaczy Michał.  


ZBIGNIEW ROKITA pracuje jako redaktor w dwumiesięczniku „Nowa Europa Wschodnia”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz zajmujący się Europą Wschodnią, redaktor dwumiesięcznika „Nowa Europa Wschodnia”. Autor książki „Królowie strzelców. Piłka w cieniu imperium”, Czarne 2018.  Za wydany w 2020 r. reportaż „Kajś. Opowieść o Górnym Śląsku” otrzymał podwójną… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 34/2013