Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Wrocław. W latach 1973–1975 przy ulicy Ślicznej powstaje blok mieszkalny na 361 lokali. Budowa jest inwestycją tamtejszej Rady Narodowej (w PRL-u tak się nazywał „samorząd terytorialny”) oraz kilku wrocławskich zakładów pracy. Wśród tych ostatnich była Fabryka Wagonów PAFAWAG, w latach 80. jeden z największych w Europie producentów taboru kolejowego i największy w Polsce budowniczy elektrowozów i trakcji elektrycznej (korzenie przedsiębiorstwa sięgają jeszcze XIX wieku).
W roku 1992 władze PAFAWAG-u, wykorzystując transformacyjną zawieruchę, składają wniosek o nieodpłatne przekazanie im własności budynku oraz o wieczyste użytkowanie gruntów, na których stoi. Firma administrowała budynkiem wszak już od roku 1990. Wojewoda (pomimo protestów części mieszkańców) przychyla się do wniosku. Mieszkaniami ma administrować powołana przez PAFAWAG spółdzielnia EWA. Lokatorzy są przekonani, że to ona jest właścicielem bloku. Kilka miesięcy później PAFAWAG zostaje przekształcony w jednoosobową spółkę skarbu państwa. W 1997 roku rząd sprzedaje spółkę niemieckiemu koncernowi ADTranz (później DaimlerChrysler Rail Systems). W 2001 roku przejmuje go od Niemców kanadyjski Bombardier.
Zanim jednak PAFAWAG przeszedł w ręce zagranicznego kapitału, władze firmy rozpoczęły wyprzedaż mieszkań przy Ślicznej. Pierwszych kilkadziesiąt idzie za niską nawet jak na owe czasy cenę, ok. 100 zł za metr. Druga transza idzie wkrótce po podobnej cenie. Obie transakcje odbywają się de facto poza rynkiem, a wiedzą o nich tylko sprzedający i kupujący. W sprzedanych mieszkaniach wciąż żyją ludzie, którzy płacą czynsz do spółdzielni – w większości dawni pracownicy zakładów, które na budowę bloku się w latach 70. zrzucały. To wzmacnia przekonanie, że są „u siebie”.
Mija parę lat. Mieszkańcy dostają wówczas ofertę wykupu mieszkań, lecz już po cenie dziesięciokrotnie wyższej. Odkrywają wtedy, że właścicielem bloku nie jest spółdzielnia, lecz prywatne osoby.
„Kto, ile i w jakiej formie na tym zarobił, nie nam w to wnikać – mówią lokatorzy. – Niemniej przekonani jesteśmy, że taki ciąg wydarzeń jest całkowicie sprzeczny z zasadami współżycia społecznego i zasadami społeczno-gospodarczego przeznaczenia prawa. Władze miasta również straciły ogromny majątek i nadal tracą, chociażby z powodu dopłat do czynszu dla ubogich i na koniecznych dopłatach do mieszkań za mieszkania socjalne”.
Niektórzy lokatorzy postanawiają walczyć. Działania jednego z nich zostały opisane na ich stronie. Jest to przygnębiający opis kafkowskich wręcz bojów z bezdusznością władz różnego szczebla, przemieszanych z bezskutecznymi próbami szukania sprawiedliwości w sądach. Wypisz wymaluj: biblijne odsyłanie „od Annasza do Kajfasza”.
Takich historii jest, niestety, mnóstwo. Podobny jest los budynków przy ul. Mochnackiego, Brodzińskiego, Romanowskiego i Kamieńskiego we Wrocławiu. Należące za czasów PRL do Zakładu Naprawczego Taboru Kolejowego, a w okresie transformacji przekazane w podobnie niejasnych okolicznościach w prywatne ręce. Z typowym dalszym ciągiem historii – nękaniem lokatorów, wysyłaniem pism wypowiadających lokal, eksmisjami, sprzedawaniem kolejnym właścicielom mieszkań wraz z najemcami.
Czytaj także: Rafał Woś: Weź kredyt, kup mieszkanie
Akurat we Wrocławiu, w oparciu o tamtejsze ruchy lokatorskie, powstało niedawno stowarzyszenie, które próbuje sprawę sprywatyzowanych „na dziko” mieszkań zakładowych nagłaśniać. Lecz problem nagłośnić niełatwo. Udaje się to zazwyczaj tylko tam, gdzie można sprawę wpisać w bieżącą walkę polityczną. Jak w Katowicach, gdzie lokalna „Gazeta Wyborcza” oddała głos mieszkańcom prawie 700 lokali dawnych Zakładów Metalurgicznych Silesia, bez wiedzy mieszkańców sprzedanych prywatnej firmie. Już cztery lata sprawą obiecywał się zająć (startujący z poparciem PiS) prezydent Marcin Krupa. Przypomniał sobie o niej, dopiero walcząc o reelekcję w roku 2018.
Z drugiej strony dobre i to, bo w większości miast w Polsce sprawy nie dochodzą nawet do tego etapu. Brakuje całościowych opracowań. Nie ma politycznego zainteresowania, by się problemem zająć. Pozostaje poczucie głębokiej niesprawiedliwości przemian, które z jednych uczyniły dobrze sytuowanych mieszkaniowych spekulantów, innym zaś odebrały jedno z podstawowych praw: prawo do bezpiecznego mieszkania w godnych warunkach.
Woś się jeży - autorska rubryka Rafała Wosia co czwartek w serwisie "Tygodnika"