Uciec z sieci – ale dokąd?

Zamiast snuć utopijne wizje o odłączeniu, trzeba się skupić na Najważniejszym.

19.03.2018

Czyta się kilka minut

 / DREW ANGERER / GETTY IMAGES
/ DREW ANGERER / GETTY IMAGES

Problemy człowieka z cyfrową siecią, w którą został (sam przez siebie?) złowiony, mogą się wydać znakiem czasów najnowszych. Ci, którzy czerpią inspirację z dzieł autorów piszących w przedcyfrowej nowożytności, takich jak Thoreau, sugerują jednak, że są to problemy nieco szersze, wiążące się z rewolucją przemysłową i rozwojem każdej, także niecyfrowej technologii, której powszechne używanie oddala człowieka od naturalnego środowiska życia. Mimo to zaryzykowałbym tezę, że problemy, które stoją u źródeł „utopii odłączenia”, nie wynikają z przygodnych zmian zewnętrznego otoczenia, lecz leżą w głębi serca człowieka i są stare jak historia ludzkości – gatunku, który dąży do czegoś więcej niż biologiczne przetrwanie.

Aktualność starożytnych legend

W napisanym 2500 lat temu dziele Platon wkłada w usta swego mistrza, Sokratesa, legendę o tym, jak egipski bóg Teut ofiarował królowi Tamuzowi wynalazek pisma – zachwalając go jako najlepszy środek przynoszący mądrość i zapewniający pamięć. Król Tamuz odrzucił jednak dar boga, stwierdzając, że przyniesie on skutki odwrotne: „sprowadzi na umysły tych, którzy się go nauczą, zapomnienie, gdyż zaniechają ćwiczenia pamięci: zdając się na zapis, będą przypominać sobie od zewnątrz pod wpływem obcych znaków, nie zaś wewnątrz siebie samych pod wpływem własnych”. Pismo przyniesie, zdaniem egipskiego króla, nie mądrość, lecz jej namiastkę – ci, którzy będą go używać, „staną się bowiem zbieraczami wielu wiadomości, niczego się nie ucząc, wydadzą się ludźmi o wielkiej wiedzy, choć na ogół staną się nieukami i trudnymi towarzyszami”.

Zdiagnozowane w platońskim dialogu skutki używania pisma przypominają negatywne zjawiska naszej cyfrowo-sieciowej cywilizacji, takich jak poleganie na rozmaitych formach zewnętrznych wobec podmiotu baz danych, co rzeczywiście wiedzie do osłabienia pamięci, czy powierzchowna percepcja wielu chaotycznych wiadomości, która nie prowadzi do wykształcenia spójnego, dogłębnego i uzasadnionego obrazu świata. Odpowiedź Tamuza współbrzmi także z dzisiejszym lamentem, iż ludzie pochłonięci surfowaniem nie potrafią nawiązywać i utrzymywać dobrych bezpośrednich relacji – są „trudnymi towarzyszami”.

Rozważając znaczenie dawnej legendy nie można zapomnieć, że mityczna historia została opowiedziana przez Sokratesa w kontekście rozważań o najgłębszych wymiarach kondycji ludzkiej – prawdziwej (choć powszechnie zapoznanej) naturze człowieka i jego ostatecznym celu: o tym, że dającym najgłębsze szczęście działaniem jest wznoszenie się ludzkiej duszy – jakby skrzydlatego rydwanu – ku wizji „najwyższej Istoty pozbawionej barw i kształtów”. I o tym, że w wyniku wewnętrznej dezintegracji i zewnętrznych konfliktów skrzydła duszy zostały połamane, a ona uwięziona w sferze zjawisk, które ją rozpraszają, wiążą i przesłaniają to, co Najważniejsze.

Paradoks „Fajdrosa” polega jednak na tym, że zasadniczo trafna ocena pisma została nam przekazana właśnie za pomocą tegoż pisma i to w jednym z najważniejszych tekstów naszej kultury. Innymi słowy: gdyby cytowany tu dialog nie został spisany, nasza kultura i życie duchowe byłyby o wiele uboższe.

Wielce prawdopodobne, że z utopią wylogowania się z internetu jest podobnie. Jej źródła tkwią w fundamentalnych pragnieniach, których spełnieniu wszechobecność sieci rzeczywiście często przeszkadza. Z drugiej strony są one nie tylko niemożliwe do zrealizowania. Ich realizacja po prostu nie przynosi spełnienia.


CZYTAJ TAKŻE:

Cyfrowy detoks: Od wieków marzymy o tym, żeby choć na chwilę odłączyć się od społeczeństwa. Dziś, gdy nasze urządzenia prawie wszędzie mają zasięg, a nasze tożsamości są splecione z życiem online, wydaje się to niemożliwe.


Kruchość „ja”

Jeśli u podłoża nomofobii (lęku przed byciem pozbawionym podłączonego do sieci komórkowych i internetu smartfona) leży – jak twierdzą badający zjawisko socjologowie – egzystencjalny lęk, to jest tak nie dlatego, że internet zajmuje za dużo miejsca w naszym życiu, lecz z głębszego powodu. Prawdziwym źródłem egzystencjalnego lęku jest fundamentalna kruchość naszego istnienia, nieabsolutność i relatywność naszej tożsamości: tego, co uważamy za własne – tak nam drogie – „ja”. Nie powinno dziwić, że, jak pokazują socjologiczne badania, np. Russell Belk, nastolatki szukają na portalach społecznościowych zasadniczo potwierdzenia ze strony rówieśników. Inni jako lustra, w których chcemy się odbijać, by potwierdzać, a właściwie uzyskiwać własną tożsamość, to znany topos kulturowy, przedstawiany w wielu dziełach światowej literatury. Zapewne można uznać, że taki właśnie sposób konstrukcji tożsamości jest naturalny dla określonego okresu rozwojowego. Gorzej, jeśli ktoś zatrzymuje się na tym etapie – a prawdopodobnie jest to przypadek wielu z nas.

Właśnie przywiązanie do własnego uwarunkowanego, przemijającego, kruchego „ja” i potrzeba jego ugruntowania, wzmocnienia, zachowania przed nieuchronnym przemijaniem prowadzi do takiego sposobu funkcjonowania w cyfrowej sieci, który jest źródłem niepokoju i egzystencjalnej frustracji – i który leży u korzeni utopii wylogowania. To samo jednak egocentryczne nastawienie było przez wieki – i jest nadal – przyczyną podobnego sposobu funkcjonowania w „realu”. Widać to wyraźnie na przykładzie przywołanego przez Mateusza Halawę dziennikarza, Paula Millera. Miller opisując swój rok poza siecią zauważa, że po pewnym czasie „wylogowanego” funkcjonowania znowu – choć tym razem w formie życia nieinternetowego – zaczęły się ujawniać jego „najgorsze strony”.

Oczywiste podobieństwo naszego uwikłania w świat cyfrowy do naszych więzi z zupełnie niecyfrowymi zjawiskami kulturowymi, takimi jak pismo czy rozmaite instytucje społeczne, wskazuje, że zasadniczy problem nie polega na tym, czy mamy dostęp do internetu, lecz na tym, co wnosimy w tę rzeczywistość i jaki mamy do niej stosunek. Ujawnia się tu szersze znaczenie słów Jezusa z Ewangelii Marka: „Nic nie wchodzi z zewnątrz w człowieka, co mogłoby uczynić go nieczystym; lecz co wychodzi z człowieka, to czyni człowieka nieczystym” (Mk 7, 15). W tym przypadku nie chodzi oczywiście o czystość rytualną, lecz o to, co w innym miejscu Ewangelii nazwane jest czystym sercem, które pozwala oglądać Boga (por. Mt 5, 8).

Innymi słowy, wszelka rzeczywistość staje się problemem, gdy przesłania Najważniejsze. Jeśli chcemy, by spełniły się najgłębsze pragnienia leżące u źródeł „utopii odłączenia”, trzeba odpowiedzieć sobie, co jest tym Najważniejszym, po co odłączać się od sieci (lub po co w niej nadal tkwić). Prawdziwa okazuje się też intuicja, którą można odnaleźć w różnych duchowych tradycjach ludzkości: paradoksalnie egzystencjalny lęk o własne „ja” może zostać przezwyciężony jedynie wówczas, gdy przestaniemy o owo „ja” walczyć. Było to najważniejsze odkrycie Buddy, mówił o tym też Jezus: „Kto chce zachować swoje życie (dosł.: psyche – duszę, „ja”), straci je, a kto straci swe życie (psyche) z mego powodu, ten je zachowa” (por. Łk 9, 24). Przywiązanie do „ja”, pragnienie zachowania go, przesłania Najważniejsze. Spełnieniem człowieka, rozwiązującym wszystkie jego problemy, jest pozostawienie „ja” i skupienie na Najważniejszym.

Trud rozwoju

Nie można zatem zapominać, że sensowność działań takich jak czasowe „wylogowanie się” wiąże się ze znacznie szerszym – ostatecznie całożyciowym – procesem duchowego rozwoju. Utopia wylogowania ma swoje źródła m.in. w ludzkim poczuciu, że zostaliśmy opanowani przez zewnętrzną wobec nas sieć cyfrowych powiązań, że nie jesteśmy już wolni, gdyż nasze „ja” zostało jakby wchłonięte i pokawałkowane, że istniejemy w stanie rozproszenia, nie będąc już sobą (a kim – nie wiemy). Jest naturalne i słuszne, że chcemy wyjść z tej sytuacji, odzyskać wolność, wreszcie w pełni „być sobą”.

Platon w „Fajdrosie” – opisując proces odzyskiwania prawdziwej podmiotowości – używa metafory odrastania połamanych skrzydeł. Muszą się one przebić spod skóry na zewnątrz, co jest równie bolesne jak wyrzynanie się zębów. Utopia – w postaci, w jakiej rozpowszechnia się dziś w kulturze – nie bierze pod uwagę tego kluczowego prawa rozwoju. Napędzana jest bowiem także wspomnianym już egzystencjalnym lękiem o własne „ja”. Jej realizacja motywowana jest egocentrycznie, przybiera zatem egocentryczne formy.

Platońska metafora precyzyjnie wskazuje słaby punkt współczesnych postaci utopii odłączenia: mające źródło w trafnie oddającym rzeczywistość poczuciu nieautentyczności egzystencji, niezadowolenia z uwikłanej w sieci formy życia – namawiają do „wylogowania się”, przedstawiając to jako wystarczające remedium i obiecując (niemal) natychmiastowe spełnienie pragnień egzystencji autentycznej, harmonijnej i pełnej wewnętrznego pokoju.

Jak bardzo to złudna obietnica, można uświadomić sobie, gdy weźmie się pod uwagę pełną treść obrazu: „cyfrowy detoks”. Metafora ta odwołuje się do pierwszej fazy wychodzenia z uzależnienia. Obiecywać alkoholikowi, który ma dość swego uzależnienia, że detoks będzie przyjemnym doświadczeniem, to okrutnie go okłamywać. Innymi słowy, duchowy rozwój, który może czasem wymagać „cyfrowego postu”, wiąże się z egzystencjalnym lękiem. Duchowy rozwój wymaga jednak nie tyle zmiany takich, a nie innych form życia (np. wylogowania się z sieci), co przede wszystkim konfrontacji z tym lękiem, zmierzenia się z ciemną stroną swojej osoby i swojego życia. Konkretne działania stają się potrzebne o tyle, o ile tę konfrontację umożliwiają.

Wyjście na pustynię, post, ograniczenie zewnętrznych bodźców i działań, przebywanie sam na sam ze sobą były przez wieki rozpoznawane jako niezbędne elementy duchowej podróży. Tym niemniej nigdy nie były traktowane jako cel sam w sobie. Było oczywiste, że Cel leży poza wszelkimi konkretnymi, uwarunkowanymi formami życia. Mistrzowie pustyni zawsze też zwracali uwagę, że najważniejsze jest przezwyciężenie egoizmu, bo to nasze ego najbardziej oddala od Celu. Dlatego podkreślali, że wrażliwość na innych, gościnność, dbanie o dobre relacje – jako przeciwieństwo egoizmu – najbardziej do Celu przybliżają albo nawet: już z Nim jednoczą. Dotyczy to i sfery wirtualnej, i przestrzeni, w której spotykamy się poprzez cielesny dotyk. ©℗

Kilka rad,

których mógłby udzielić Mistrz Eckhart ludziom chcącym używać cyfrowej sieci, a nie zaplątać się w niej i nie dać się w nią złowić.

1. Nie mów: „Nigdy mi się w życiu nie powiedzie, jeśli się nie znajdę tu lub tam, jeżeli nie zrobię tego lub tamtego. Muszę się wylogować, schronić się w jakiejś pustelni, radykalnie uprościć swoje życie przez ograniczenie kontaktów z innymi”. Otóż we wszystkim tym tkwi wyłącznie twoje „ja”, nic poza tym.

Ono jest źródłem wszelkiego rodzącego się w tobie niepokoju, choćbyś sobie tego nie uświadamiał. To nie komputer, smartfon, skrzynka mailowa i linki internetowe ponoszą winę, lecz ty sam(a), która/y w nich tkwisz i masz do nich niewłaściwy stosunek. Jeśli nie uciekniesz najpierw od siebie, wtedy dokądkolwiek pobiegniesz, gdziekolwiek się znajdziesz, na jak długo się wylogujesz – zawsze natrafisz na przeszkody i niepokój. Dlatego skieruj wzrok na siebie, a gdziekolwiek siebie dostrzeżesz, tam siebie zostaw.

2. Bądź zawsze skupiony na Najważniejszym. Kto jest na Nim prawdziwie skupiony, ten ma Go wszędzie, zarówno w internecie i na ulicy, jak w kościele, pustelni czy w samotności.

3. Konieczne są tu gorliwość i poświęcenie, uważne przyglądanie się własnemu wnętrzu – przesiaduj codziennie jakiś czas w ciszy, obserwując swoje myśli, uczucia, pragnienia: niech ci pokażą, do czego w życiu dążysz, przed czym uciekasz.

4. Konieczna jest też trzeźwa, słuszna, rozsądna i trafna ocena tego, ku czemu teraz właśnie, pośród linków, rzeczy i ludzi zwraca się Twoje serce. Nie można się tego nauczyć przez ucieczkę z rzeczywistości. Jeśli twoje życie związane jest z internetem, to uznaj, że tak jest. Ale zanim zrobisz jakiś ruch w sieci, daj sobie kilka sekund na spokojne uświadomienie: po co to robię?

5. Ćwicz uważność na drugiego człowieka za każdym razem, gdy ktoś się do ciebie zwraca (niezależnie, czy robi to stojąc przed tobą, pisząc e-maila czy dzieląc się swoimi zdjęciami w jakimkolwiek miejscu w internecie). Jeśli przychodzi do ciebie z czymś ważnym, skup się tylko na nim jednym – zostawiając wszystko inne. Pamiętaj jednak, że najbardziej rozproszony będziesz, gdy nie zostawisz siebie. ©(P)
PS

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Filozof i teolog, publicysta, redaktor działu „Wiara”. Doktor habilitowany, kierownik Katedry Filozofii Współczesnej w Akademii Ignatianum w Krakowie. Nauczyciel mindfulness, trener umiejętności DBT®. Prowadzi też indywidualne sesje dialogu filozoficznego.

Artykuł pochodzi z numeru Nr 13/2018