Uciec z protektoratu

Polska nie straciła niepodległości w 1795 r., tylko znacznie wcześniej. Bez zrozumienia tego faktu jesteśmy narażeni na wieczną powtórkę z historii, o której wolelibyśmy zapomnieć.

20.11.2018

Czyta się kilka minut

Wręczenie Orderów Orła Białego, nadanych pośmiertnie 25 wybitnym Polakom. Zamek Królewski w Warszawie, 11 listopada 2018 r. / MATEUSZ WŁODARCZYK / FORUM
Wręczenie Orderów Orła Białego, nadanych pośmiertnie 25 wybitnym Polakom. Zamek Królewski w Warszawie, 11 listopada 2018 r. / MATEUSZ WŁODARCZYK / FORUM

Nauczyliśmy się mówić – i powtarzaliśmy przy okazji ostatnich obchodów 11 listopada – że Polska odzyskała niepodległość po 123 latach niewoli. To bardzo grube uproszczenie. Nie sposób było świętować w pełni radości odzyskania niepodległości w 1918 r. bez zrozumienia sedna klęski, jakiej doświadczyło polskie państwo w 1795 r. Nie utraciło wówczas niepodległości, tylko przestało istnieć. Niepodległość utraciliśmy o wiele wcześniej. 11 listopada 1918 r. to dzień, w którym Polacy odzyskali jedno i drugie: i państwo, i niepodległość. I dlatego jest to powód do wielkiego świętowania. Bo w 1918 r. moglibyśmy odzyskać na przykład państwo bez niepodległości. Tak jak w państwie bez niepodległości żyliśmy praktycznie przez całe stulecie poprzedzające klęskę 1795 r.

Nasza zbiorowa pamięć jest w tym względzie jednak bardzo wybiórcza – broni się przed przyjęciem tego faktu do wiadomości. Może jesteśmy zbyt dumni, żeby tak po prostu bez bólu głowy zaakceptować, że mieliśmy króla, sejm, instytucje rządowe, dyplomację, własne wojsko i narodowe symbole, a pomimo to żyliśmy w państwie, które nie miało niepodległości. Jest to rana głęboka i cały czas – jak pokazała debata związana ze świętowanym stuleciem – nie do końca uświadomiona.

Gwarant ładu

Kiedy więc utraciliśmy niepodległość? Prof. Norman Davies w powszechnie przecież znanej książce „Boże igrzysko” pisze, że nastąpiło to w 1717 r. Polska stała się wtedy rosyjskim protektoratem. Polski sejm zatwierdził wtedy traktat, którego współautorem i sygnatariuszem był rosyjski ambasador. Traktat kończył spory między polskim królem i jego stronnikami a resztą polskiej szlachty. Gwarantem tego, żeby dłużej się nie awanturowali i ze sobą nie walczyli, stał się przedstawiciel Rosji. Rosjanie pośredniczyli w rokowaniach między skłóconymi stronami, czyli ingerowali w wewnętrzne sprawy naszego państwa, a my się na to godziliśmy.

Nie był to epizod, chwila polskiej smuty, jakieś omamienie, tylko początek trwającej przez prawie trzysta lat supremacji Rosji nad Polską. Oddajmy na chwilę głos samemu Daviesowi. „Supremacja Rosji, ustanowiona po raz pierwszy w r. 1717, przetrwała w takiej czy innej formie do dnia dzisiejszego. Czasami prawa rosyjskiego protektoratu egzekwowano, manipulując posunięciami autonomicznego, lecz zależnego państwa polskiego – działo się tak na przestrzeni całego niemal XVIII w. – kiedy indziej zaś – wcielając rozległe partie ziem polskich w granice obszaru imperium rosyjskiego. Czasami Rosja ­egzekwowała je sama, a czasami przy współpracy swych niemieckich czy austriackich wspólników. Ale w ciągu 260 lat zdarzyły się jedynie krótkie okresy interludium, zwłaszcza między 1915 a 1939. Co więcej, podczas gdy inni »protektorzy« Polski pojawiali się i znikali, Rosjanie wciąż nie odchodzą”.


Czytaj także: Maciej Janowski: Co by było, gdyby nie rozbiory


Davies napisał te słowa 40 lat temu, w czasach PRL-u. Uwzględniając więc ten fakt, zamiast 260 lat, o których pisał, trzeba wstawić 270. No i należy rozciągnąć okres „interludium” na ostatnie trzydziestolecie. Dramatyczne pytanie, które spina te historyczne dywagacje z teraźniejszością, brzmi: czy mamy obecnie kolejne interludium, czy też okres supremacji Rosji nad Polską definitywnie się skończył? Chyba nikt podczas toczącej się ostatnio ogólnopolskiej niepodległościowej debaty tego pytania nie zadał.

Czarna lista orderów

Liczby oparte na dacie 1717 robią wrażenie, ale nie ma co się do nich przywiązywać, bo ta data – faktycznej utraty przez Polskę niepodległości – nie jest tak jasną i oczywistą cezurą jak data upadku państwa w 1795 r. Historycy na ten temat dyskutują. Wielu pisze o stopniowej utracie niepodległości, czyli że na początku tego procesu była suwerenność większa, potem mniejsza, a potem jej w ogóle nie było. Czy aby nie poprawiamy sobie samopoczucia słowem „stopniowa”? A jakaż to była niepodległość w tym 1717 r., skoro sejm ratyfikował fatalny dla Polski traktat warszawski, otoczony przez oddziały rosyjskiego wojska? Sprowadzone zresztą rok wcześniej na prośbę polskiego króla.

Prof. Urszula Kosińska z Instytutu Historycznego Uniwersytetu Warszawskiego proponuje, aby cezurę utraty suwerenności przez nasze państwo postawić jeszcze wcześniej: w 1709 lub nawet 1706 r. W tym to właśnie roku król August II porzucił tron. Abdykował. Przez rok, dwa mieliśmy właściwie bezkrólewie i w tym czasie kluczową rolę w polskiej polityce wewnętrznej odgrywał car Piotr I. Fizycznie tu był. Inicjatorem zawiązania konfederacji sandomierskiej w obronie Augusta II był zresztą ambasador Grigorij Dołgorukow. Car występował w obronie Augusta II Sasa, bo sprawował nad nim całkiem skutecznie kuratelę; zneutralizował go. Funkcja rosyjskich ambasadorów i posłów w Polsce od tamtego czasu już tylko rosła. Z inspiratorów przeobrazili się z czasem w tych, którzy na podstawie instrukcji przysyłanych z Petersburga sprawowali w państwie polskim rzeczywistą władzę.

Ambasada rosyjska w Warszawie stała się ośrodkiem władzy: istniał tu specjalny fundusz korupcyjny dla załatwiania spraw bieżących; tu też często za kadencji Stanisława Augusta był ustalany program obrad Rady Nieustającej, czyli polskiego rządu. Nikołaj Repnin był bezpośrednio zaangażowany w wybory ostatniego polskiego króla i zwoływanie sejmu rozbiorowego. W 1772 r. sąsiednie mocarstwa dokonały pierwszego rozbioru Polski – przeciętny Polak zna ten fakt historyczny. Psioczymy na zaborców i ubolewamy nad słabą Rzecząpospolitą, która dała wydrzeć sobie te tereny. Każdy normalny kraj wytoczyłby w tej sytuacji wojnę agresorom. Natomiast Polska – ponieważ nie była krajem niepodległym, nie tylko że nie wytoczyła wojny, ale wręcz pierwszy rozbiór, podobnie zresztą jak i drugi, zaakceptowała. Z pełnymi szykanami prawnymi – sejm i król podpisali stosowne dokumenty. Rzeczpospolita formalnie dokonała cesji ziem na rzecz Rosji, Niemiec i Austrii.

W czasach Sejmu Czteroletniego Tadeuszowi Reytanowi ponoć chcieli wystawić pomnik za to, że się wtedy, w 1773 r. na sejmie zatwierdzającym rozbiory, rozbiorom sprzeciwił. Reytan do dziś nie ma w Warszawie pomnika, natomiast państwo polskie uhonorowało najwyższym polskim odznaczeniem – orderem Orła Białego – marszałka sejmu rozbiorowego, który popierał rozbiór własnego kraju: Adama Ponińskiego. Owszem, w 1790 r. order mu odebrano, ale pozostaje faktem, że w XVIII w. Polska znajdująca się pod rosyjskim protektoratem przydzielała order Orła Białego największym swoim wrogom. Wystarczy przejrzeć listę kawalerów. Są na niej wszyscy osiemnastowieczni carowie – faktyczni władcy ówczesnej Polski – począwszy od Piotra I, a na Katarzynie II skończywszy.

Ciągle ci sami

Do dziś nie umiemy o tym swobodnie mówić, nie umiemy nazywać rzeczy po imieniu, dalej niesiemy tę chorobę niepamięci. Nie za wiele debatujemy na temat XVIII wieku. Chwalimy się Konstytucją 3 Maja, Szkołą Rycerską i Komisją Edukacji Narodowej. Nie zmienia to jednak faktu, że w historii Rzeczypospolitej XVIII wieku jest bardzo dużo spraw, którymi chwalić się nie wypada. Po 300 latach od tamtych wydarzeń winę za utratę niepodległości, a potem państwa łatwo zrzucamy na sobiepaństwo szlachty, jakiejś tam pijanej i otumanionej grupy, serwilizm magnatów, na targowickich zdrajców, na bezwolnego króla. Było to jednak nasze państwo, nasze elity i jest to nasza spuścizna, a konsekwencje tamtych dwuznaczności ponosimy do dzisiaj. Nie czujemy się odpowiedzialni za tamte winy. Poniekąd można to zrozumieć. Jest tak zapewne także dlatego, że z wielu innych spraw – tych bliższych nam historycznie – musimy się, czasami przymuszani, na bieżąco rozliczać. I trochę tego bicia się w piersi mamy dość. Tę lekcję powinniśmy jednak odrobić z własnej inicjatywy.


Czytaj także: Marsz z dziegciem - Paweł Bravo po 11 listopada


Nie sposób zrozumieć w pełni tego, co dzieje się w naszym kraju lub wokół niego, bez zrozumienia dziejów Rzeczypospolitej przez cały wiek XVIII. Proste przykłady ze współczesności. Nie sposób zrozumieć, dlaczego racją stanu dla Polski było zbudowanie terminala LNG w Świnoujściu, bez przejrzenia się w kartach historii. Nie sposób zrozumieć, dlaczego zagrożeniem dla niepodległości Polski może być polityczna wojna polsko-polska. Nie debata, nie spór, tylko polityczna wojna – jaka coraz bardziej się u nas rozkręca. Niszczenie przeciwników politycznych wszelkimi środkami. Zachęcanie do jakichś form interwencji. (Dzieje się to nie tylko za czasów obecnego rządu, ale przecież i poprzedniego). Nihil novi.

Zajrzyjmy do XVIII wieku, a znajdziemy tam nas samych; trochę inaczej ubranych, w trochę innych okolicznościach geopolitycznych, narażonych jednak na podobne zagrożenia. Jest czas i okazja do wyciągnięcia wniosków. Tak jak klęskę powstania warszawskiego udało nam się w ostatnich dwóch dekadach przekuć w twórcze, afirmujące i jednoczące doświadczenie, tak podobnie powinniśmy uczynić z historią dawniejszą. Przed nami za dwa lata kolejna setna rocznica: tym razem Bitwy Warszawskiej. Wtedy niepodległość obroniliśmy. ©

Autor jest dziennikarzem „Faktów” TVN.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 48/2018