Uchodźcy z dzieciństwa

Nikt nie wie, ile bohater „Kafarnaum” ma lat, nigdy nie świętował swoich urodzin, nie figuruje w żadnych dokumentach. Jego pojawienie się na świecie, jak i nagłe zniknięcie mogłyby pozostać tak samo niezauważone.

11.02.2019

Czyta się kilka minut

Zain Al Rafeea w filmie „Kafarnaum” / GUTEK FILM
Zain Al Rafeea w filmie „Kafarnaum” / GUTEK FILM

Coraz większą karierę robi okre­ślenie „pornografia biedy”. Przekazom medialnym, fotografiom, filmom zarzuca się żerowanie zarówno na samym ubóstwie, jak i naszym poczuciu winy – a stąd już tylko mały krok do emocjonalnego szantażu. Podobne zarzuty stawia się oscarowym produkcjom w rodzaju „Slumdoga. Milionera z ulicy” (2008) Danny’ego Boyle’a i niszowej „Ajce” (2018) Siergieja Dworcewoja. Granica bywa nader cienka i znacznie trudniej wyznaczyć ją przed kamerą niż w bezpośrednim obcowaniu z cudzym cierpieniem.

Wiedzą o tym reporterzy czy dokumentaliści uzbrojeni w profesjonalne obiektywy i dobre intencje – współczucie, dawanie świadectwa. Twórca filmu fabularnego, kiedy pracuje na „żywej tkance”, w scenerii autentycznej biedy, z udziałem opłacanych naturszczyków, też naraża się na moralne ryzyko. Historii fikcyjnej, dowolnie przetwarzającej „żywą” materię, może być nawet bliżej do eksploatacji. A widz może poczuć się niczym amator tzw. turystyki slumsowej, pielęgnujący nade wszystko bezpieczny dystans i łatwe wzruszenia. Libańska reżyserka Nadine Labaki wydaje się świadoma tych zagrożeń.

Nagrodzone w Cannes i nominowane do Oscara „Kafarnaum” wielokrotnie ociera się o taką właśnie „pornografię”. Występujące w filmie dzieciaki z bejruckich slumsów są słodkie i śliczne. Co więcej, z powodu niedożywienia i innych zaniedbań wyglądają na kilka lat młodsze. Ale dwunastoletni Zejn, który ucieka od rodziców, a następnie wytacza im proces, dostaje od twórców filmu nie tylko status ofiary. Obok poczucia krzywdy gromadzi w sobie gniew, i tę właśnie emocję, nie zaś tanią litość, ma w nas wyzwalać film Labaki.

W pierwszej scenie skazany za ciężkie przestępstwo chłopiec ponownie staje przed sądem, tym razem w charakterze powoda. Co jeszcze złego musi się przytrafić? – zastanawiamy się podczas rekonstrukcji zdarzeń. Wegetująca w nędzy wielodzietna rodzina, dziecięca praca ponad siły zamiast nauki w szkole, wszechobecna przemoc, sprzedana do małżeństwa jedenastoletnia siostra… Nic dziwnego, że Zejn więcej ciepła znajduje na ulicy, gdzie spotyka młodą etiopską emigrantkę Rahil, która przygarnia go w charakterze opiekuna dla jej rocznego synka.

Tu jednak rozpoczyna się kolejny dramat, a na wątłe barki chłopca spadają coraz większe ciężary. Coraz bliżej też do desperackiego gestu, który przypieczętowany zostanie sądowym wyrokiem. Ale największym dramatem Zejna, podobnie jak wielu innych dzieci libańskich, imigranckich, uchodźczych, jest ich formalne nieistnienie. Nikt nie wie, ile bohater „Kafarnaum” tak naprawdę ma lat, nigdy nie świętował swoich urodzin, nie figuruje w żadnych dokumentach. Zarówno jego pojawienie się na świecie, jak i nagłe zniknięcie mogłyby pozostać tak samo niezauważone.

Dopiero w tym kontekście rozpaczliwe oskarżenie rzucone przez dziecko na samym początku filmu przeciwko własnym rodzicom – „za to, że dali mi życie” – przestaje być wykoncypowanym retorycznym chwytem. Albowiem wołanie Zejna to jeden wielki zarzut pod adresem dorosłych: o bezmyślne pomnażanie nieszczęścia, o seryjną, dziedziczoną pokoleniowo niemiłość, o swoiście rozumiane „złe urodzenie”. Można mieć do reżyserki pretensje, że wkłada w usta dziecka własne, aż tak literalnie i radykalnie brzmiące poglądy. Lecz Labaki wcale swego zaangażowania nie ukrywa, osobiście wcielając się w rolę sądowej obrończyni bohatera i dając jej własne imię.

Przedstawiona w filmie dziecięca odyseja, napędzana tyleż grozą, co zawadiackim humorem, którym twórczyni „Karmelu” nie od dziś potrafi rozładować ciężkie chwile, składa się na chwytający za serce obraz przyspieszonego dorastania. A może wypędzenia czy raczej uchodźstwa z dzieciństwa. „Kafarnaum” broni się właśnie swą niejednorodną konwencją, otwartą na różne skojarzenia. Chropawa, paradokumentalna faktura rozświetlona zostaje elementem cudowności, odsyłając do włoskiego neorealizmu albo jeszcze dalej, do prozy Dickensa – poniewierany przez dorosłych, wystawiany na rozmaite próby Zejn przypomina wszak Olivera Twista. I choć Labaki, pochodząca z rodziny chrześcijan maronickich, unika religijnych skojarzeń, tytułowe biblijne miasto, w którym Jezus miał dokonać najbardziej spektakularnych uzdrowień i wskrzeszeń, w jakimś sensie odżywa we współczesnym Bejrucie. Największym cudem wydaje się tutaj sam Zejn ze swoją siłą przetrwania, wewnętrzną busolą i poczuciem godności. Na podobny cud zakrawa fakt, że grający chłopca Zain Al Rafeea, niepiśmienny syn syryjskich uchodźców, mógł w maju ubiegłego roku przedefilować po canneńskim czerwonym dywanie.

Chwilami Labaki zanadto szarpie nam nerwy scenami dziecięcej bezradności i bezbronności, to znów za bardzo tę historię dosładza, zwłaszcza rozbrzmiewającymi w tle smyczkami. Ryzykownie wpisuje się także w nieśmiertelny spór pro ­choice kontra pro life, bo przecież pytanie: czy lepiej byłoby dla Zejna, gdyby się w ogóle nie urodził, zakrawa tu na fałszywą alternatywę. Na pewno jednak inspirowane faktami „Kafarnaum”, gdzie zapach kurzu i spalin niemal wdziera się z ekranu w nozdrza, a mleko matki dosłownie miesza się z jej łzami, to coś więcej niż grająca na emocjach współczesna bajka w bardzo surowych dekoracjach. To również wezwanie do buntu przeciwko patologicznej rodzinie człowieczej, w której rządzi prawo silniejszego, a kolejna istota przychodząca na świat staje się częścią ludzkiej biomasy, pozbawionej indywidualnej tożsamości.

„Dokąd teraz?” – wypadałoby zapytać, przywołując tytuł poprzedniego filmu reżyserki, który z kobiecej perspektywy przyglądał się napięciom religijnym w dzisiejszym Libanie. Filmowcy nie są jednak od proponowania systemowych rozwiązań. Mogą jedynie, tak jak to robi Labaki, przedstawiać na ekranie różne odcienie piekła i donośnym głosem upominać się o najsłabszych. Czyli potraktować kamerę jako jedno z wielu narzędzi zmiany. ©

KAFARNAUM (Capernaum) – reż. Nadine Labaki. Prod. Liban/USA/Francja 2018. Dystryb. Gutek Film. W kinach od 22 lutego.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyczka filmowa „Tygodnika Powszechnego”. Pisuje także do magazynów „EKRANy” i „Kino”, jest felietonistką magazynu psychologicznego „Charaktery”. Współautorka takich publikacji, jak „Panorama kina najnowszego”, „Szukając von Triera”, „Encyklopedia kina”, „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 7/2019