U siebie i na swoim

Kwestionując niepodległość i wolność samostanowienia obecnej Polski, zabijamy sens naszej wspólnoty.

05.11.2012

Czyta się kilka minut

Plakaty z cyklu „Społecznicy warszawscy”, powstałe dla Pracowni Badań i Innowacji Społecznych „Stocznia”. Przypominają wybitnych przedwojennych działaczy społecznych i ich idee. / il. Jan Bajtlik
Plakaty z cyklu „Społecznicy warszawscy”, powstałe dla Pracowni Badań i Innowacji Społecznych „Stocznia”. Przypominają wybitnych przedwojennych działaczy społecznych i ich idee. / il. Jan Bajtlik

Niepodległość to „nie-podleganie”, czyli wolność państwa, które jest własne, a nie cudze, i własnymi wyborami kierowane. Po stu dwudziestu trzech latach, po ponad wiekowej czarnej dziurze zaborów, wyszliśmy w 1918 r. na zewnątrz, staliśmy się podmiotem wśród europejskich państw.

GEST PIŁSUDSKIEGO

Kiedy Europa ostatecznie porzucała stanowy, postfeudalny kostium – nas nie było. Kiedy kształtowały się społeczeństwa wieku pary i elektryczności, kiedy tworzyły się podstawy współczesności – nas nie było. To nie-istnienie było najbardziej upokarzającym doświadczeniem wspólnoty Polaków. Nic dziwnego, że próbowaliśmy je przezwyciężyć nawet za cenę powstań bez szans czy bezradnych konspiracji.

Wychynęliśmy z tej czarnej dziury po pożodze, jaka ogarnęła kontynent, szablą i karabinem ustanawiając na nowo granice nowego państwa polskiego. Niezwykły czyn, biorąc pod uwagę, że zaledwie 20–30 lat wcześniej, jedno pokolenie wstecz, Polska jako państwo, a Polacy jako naród zjednoczony ponad granicami zaborów, wydawało się zupełną mrzonką. Od tego momentu możemy mówić o prawomocności istnienia, o ciągłości, którą nie jest łatwo przekreślić bądź podważyć.

Po drodze mieliśmy jeszcze hekatombę II wojny i kolejny rozbiór, mieliśmy PRL ze swoją dwuznacznością istnienia – ale była to Polska, w różny sposób, czasami ułomny i kaleki. Od 11 listopada 1918 r. W owe listopadowe dni Józef Piłsudski ogłosił się Naczelnikiem Państwa, nawiązując do ostatniej instytucji Pierwszej Rzeczypospolitej – Naczelnika Tadeusza Kościuszki. Nie do Księstwa Warszawskiego, nie kongresowego Królestwa Polskiego z carami jako królami Polski. Przerzucił pomost ponad czasem, kierując się tą jedną dyrektywą: instytucji wytworzonej przez „nie-podległych” ludzi, ostatnich przed upadkiem. Jakby mówił tą decyzją, że wolność jest wartością bez kompromisu i bez półcieni. Albo jest się niepodległym, albo nie.

RDZEŃ SUWERENNOŚCI

Dziś o takim stawianiu sprawy na ostrzu noża mówi się trudniej. Świat państw narodowych zamkniętych szczelnie własnymi granicami rozmywa się, wraz z wielką zmianą, jaką przechodzi cały świat. Współczesne recepty rozwojowe zakładają zupełnie inne relacje ze światem obcych państwowości niż te z początków XX w. Stabilizacja i dobrobyt wymagają otwartości, a tym samym redukcji uprawnień państw narodowych, uchodzących dotąd za ich niezbywalne atrybuty. Zmieniło się pojęcie samej suwerenności. Ale pozostaje rdzeń, pozwalający bez trudu odróżnić państwa niepodległe od podległych. Tym rdzeniem jest prawomocność decyzji.

Państwo to polityczność wcielona w prawa, w ramach których legalne władze tę polityczność realizują. Wybrany przez Naród Sejm powołuje rząd Rzeczypospolitej, który prowadzi politykę przez Sejm zatwierdzaną. Utrata mandatu do rządzenia jest pochodną wyborów powszechnych Polaków. Prawomocność decyzji własnych, ich „nie-podleganie” innym kwestiom niż narodowe rachuby, strategie i interesy – to czyni państwo niepodległym i podmiotowym.

Święto Niepodległości ma więc dwa wymiary: jeden to pamiątka cudu wskrzeszenia – krzepiąca pewność, że cokolwiek się stanie, wiemy, że nie ma takich „terminów”, z których jesteśmy w stanie wyłonić się na nowo jako Polska. I drugi aspekt: to święto państwa w swoich decyzjach suwerennego, czyli zachowującego najważniejszy depozyt wolności, jakim jest decydowanie o sobie samym. W ramach prawa ustanawianego przez nas samych i przez ludzi, których sami wybieramy.

ZAĆMIENIE

Oto jest więc najszerszy wspólny mianownik, w którym możemy się odnaleźć jako obywatele. Na co dzień się różnimy w wielu sprawach, prowadzimy ze sobą gwałtowne spory o wybór idei, polityki z nich wynikającej, o światopogląd, o prawie wszystko. Ale te dwie kwestie nie mogą podlegać podważeniu – wolność własnych decyzji i niepodległość obecnego państwa. Jeśli je bowiem zakwestionujemy, to nie ma już żadnego łącznika, który z Polaków jest w stanie uczynić wspólnotę państwową. Wspólny język mają i plemiona, zaś obszar zamieszkania to jeszcze nie wszystko.

Kwestionując wolność samostanowienia i niepodległość obecnej Polski, zacieramy granicę między niewolą a wolnością, między nie-bytem a istnieniem. Konflikt wewnętrzny, jakiego obecnie jesteśmy świadkami w Polsce, niebezpiecznie rozmywa te opozycje.

Prawica w Polsce pod przywództwem Jarosława Kaczyńskiego jest gotowa w swojej retoryce złamać zasady wspólnoty Polaków i zastąpić ją takim pojęciem wolności państwa, które oznacza, że Polska może być wolna wyłącznie, gdy rządzi prawica. Partia polityczna nazywająca się „obozem narodowo-patriotycznym” na wstępie nie tylko wyklucza innych z polskości, ale podważa legalność władzy, skoro jej sama nie sprawuje. To nie tylko jest nonsens, to niebezpieczna gra, za którą stoją scenariusze jak z najgorszych polskich snów, kiedy zakwestionowanie własnego państwa prowadzi do jego zniszczenia. Historia Pierwszej Rzeczypospolitej aż nadto obfituje w takie przykłady. Każdy, kto bierze udział w tej grze unieważniania podstawowych pojęć, musi być świadomy, że skutkiem tego może być destrukcja państwa jako idei i państwa jako rzeczywistości. Żadne racje, żadne uzasadnione i liczne pretensje do rządzących nie mogą usprawiedliwiać takiego postępowania.

Dziennikarze jak politycy i politycy jak dziennikarze posługujący się na co dzień frazeologią jak z czasów niewoli: „kondominium niemiecko-rosyjskie”, „zdrada”, „Targowica”, „współudział rządzących w mordzie na własnych obywatelach”, „totalitaryzm” – to wszystko pojęcia i insynuacje wyrażane każdego dnia w mediach o wielusettysięcznych nakładach, na konferencjach prasowych i w internecie. Wyłania się z tego brak jakichkolwiek hamulców poskramiających język w trosce o całość, a nie wzmocnienie racji własnego obozu politycznego.

PRZEZ TAK LICZNE WIEKI

Niestety do tego chóru przyłączyła się część ludzi Kościoła. Kościół chętnie powołuje się – i słusznie – na swoją zasadniczą rolę w przechowywaniu depozytu polskiej wolności, bycia z Narodem w kluczowych i najtragiczniejszych jego momentach. Jeśli jednak teraz miałby się stać częścią procesów destrukcyjnych państwa – byłoby to odwrócenie roli, jaką ludzie Kościoła przez tak liczne wieki pełnili w ojczystej historii. Gdzie jest więc granica, której kapłani nie powinni przekraczać w związkach z prawicowymi partiami politycznymi traktowanymi jako sojusznicy? Bo teraz ten sojusz jest nie tylko widoczny, ale przekłada się na akceptację retoryki prawicy, o której była mowa wyżej.

Już wiemy, że tą granicą nie jest ozdabianie manifestacji antyrządowych Mszą świętą. Ani nie jest tą granicą żądanie jednego biskupa rozwiązania Sejmu, płynące z jasnogórskich wałów – przy kompletnym milczeniu reszty episkopatu i Stolicy Apostolskiej, żeby wymienić najgłośniejsze, ale przecież nie jedyne przykłady.

Co będzie dalej? Nie wiemy. Ale jedno jest pewne: brakuje w tych czasach jednoznacznego głosu Kościoła przywracającego podstawowy ład we wspólnocie Polaków: nazwanie wolności wolnością, przypomnienie, że niepodległość to jest ten stan, który przeżywamy od 1990 r. do dziś, że władza ustanawiania prawa w Polsce i powoływania rządzących należy do Sejmu i do nikogo więcej. Po prostu wystarczy wrócić do słów, które Jan Paweł II kierował do Polaków, wolnych ludzi w wolnym kraju. Nadal są aktualne.

DEPOZYT

Od niespełna dwóch dekad w okolicy kolejnych świąt Niepodległości toczy się dyskusja o naturze patriotyzmu w czasach wolności. Paradygmat polskiego patriotyzmu, tak silnie związany z tradycją walki o wolność, powstań, czynów zbrojnych, zderza się z codziennością normalnego kraju, dotąd niezagrożonego, używającego wolności zgodnie z własną i nieprzymuszoną wolą. Ale wolność i niepodległość to są stany ducha, to świadomość własnego i zbiorowego statusu, budowana na opozycji do braku wolności i niepodległości, do pamięci o „czasach podłych”.

Może właśnie nadszedł czas, by miarą tego stanu ducha była odwaga przeciwstawienia się tym wszystkim, którzy z kluczowych pojęć dla naszego statusu chcą zrobić przeciwieństwa. Wolność nazywają niewolą, niepodległość „kondominium”, odmawiając współczesnej Polsce prawa do miana państwa wszystkich Polaków.

Może odpowiedzialny patriotyzm dnia dzisiejszego to zdolność do wyraźnego postawienia tamy dewaluacji słów wprzęgniętych w obłędny korowód nienawiści niszczący najważniejsze dla pokoleń Polaków pojęcia. Może to odwaga przeciwstawienia się politykom, dziennikarzom, ludziom, których na co dzień spotykamy, w tym także niektórym księżom, poprzez zadanie prostego pytania: czy uważają współczesną Polskę za swoje legalne i niepodległe państwo? Bo bez przeprowadzenia granicy między walką polityczną o władze w państwie a walką z własnym państwem nie uchronimy na długo depozytu Niepodległości.

Byłoby jakąś okrutną ironią losu, gdyby w czasach, gdy nic nam z zewnątrz nie zagraża, ów depozyt uległ zniszczeniu z powodu głupoty lub cynizmu części własnych obywateli.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 46/2012