Trzynaście godzin

Nakręcony z rozmachem film o ataku na konsulat USA w Libii może zmniejszyć szanse wyborcze Hillary Clinton. To kolejny element konserwatywnej mitologii.

21.02.2016

Czyta się kilka minut

Kadr z filmu Michaela Baya „13 Hours” o dramatycznej obronie placówek USA w Bengazi.  / Fot. Trailer filmu
Kadr z filmu Michaela Baya „13 Hours” o dramatycznej obronie placówek USA w Bengazi. / Fot. Trailer filmu

Historia ataku na amerykański konsulat w Bengazi, do którego doszło w nocy z 11 na 12 września 2012 r., wydaje się tak filmowa, że aż trudno w nią uwierzyć. Oto ambasador Christopher Stevens, na stałe rezydujący w Trypolisie, przybywa do położonego nad zatoką Wielka Syrta Bengazi – stolicy Cyrenajki. Stevens, absolwent prawa na Berkeley, jest od wczesnych lat 90. zawodowym dyplomatą i świetnie orientuje się w kwestiach libijskich. Dał się poznać jako zwolennik polityki wzajemnego zaufania i opartego na nim zbliżenia z krajami arabskimi. W czasie Arabskiej Wiosny, gdy Zachód wsparł powstanie przeciw Kaddafiemu, zdobył zaufanie Libijczyków, będąc specjalnym wysłannikiem USA.

Stevens widzi rosnące wpływy radykalnych milicji islamskich. Niepokoi go też kiepskie zabezpieczenie konsulatu w Bengazi, czemu daje wyraz w meldunkach do Departamentu Stanu. Na próżno: krytycznego dnia placówkę chroni ledwie pięciu niedoświadczonych pracowników ochrony i kilku nieuzbrojonych libijskich pomocników.

W znanym z radykalnych tendencji Bengazi – stąd rekrutowali się islamscy bojownicy walczący z Amerykanami w Iraku – znajduje się też tajna placówka CIA, zajmująca się zbieraniem informacji o sytuacji w Libii. Agentów CIA chroni sześciu członków elitarnej jednostki GRS – w większości byłych komandosów oraz weteranów walk w Afganistanie i Iraku. To oni, de facto wbrew rozkazom, ruszą ambasadorowi na ratunek.

Amerykanie w osaczeniu
Tamtego dnia, 11 września 2012 r., w rocznicę terrorystycznych ataków na World Trade Center, światowe media żyją antyislamskim filmikiem „Innocence of Muslims”. Został on opublikowany na YouTubie, a jego producentem jest Mark Basseley Youssef, pochodzący z Egiptu koptyjski chrześcijanin. Wielu muzułmanów uważa obraźliwy materiał za amerykańską propagandę: w Kairze dochodzi do gwałtownych protestów przed ambasadą USA.

Także napad na konsulat w Bengazi starano się później przedstawić jako eskalację spontanicznych manifestacji. Ale wszystko wskazuje, że był to zaplanowany akt terroru, którego celem było zabicie lub pojmanie ambasadora Stevensa.

Oto około godziny 21.30 konsulat zostaje nagle zaatakowany przez kilkudziesięciu ludzi, zamaskowanych i wyposażonych w broń automatyczną – potem okaże się, że to islamiści. Libijska ochrona ucieka, nie informując Amerykanów, że brama posesji została już sforsowana. Zaskoczeni amerykańscy ochroniarze chronią się w kilku oddzielnych budynkach. Są odizolowani i osaczeni – rozpaczliwie wzywają pomocy.

Scott Wickland, osobisty ochroniarz Stevensa, widzi, jak islamskie bojówki wdzierają się do willi. Procedura zakłada zabarykadowanie się w tzw. bezpiecznym pomieszczeniu. Wyprowadza więc do niego ambasadora i łącznościowca Seana Smitha. Z ukrycia widzą, jak atakujący próbują sforsować kraty oddzielające ich od pozostałych pomieszczeń willi. Wickland, podobnie jak reszta ochroniarzy, nie używa jeszcze broni, mając nadzieję, że w ten sposób uda się uniknąć eskalacji.

Atakujący rozlewają benzynę i podpalają willę – chcą zmusić ambasadora do opuszczenia kryjówki, lub też spalić go żywcem. Dym i ogień są tak silne, że sami islamiści wycofują się z budynku. Również trójka Amerykanów musi uciekać. Wickland próbuje wyprowadzić Stevensa i Smitha na zewnątrz, ale Amerykanie na skutek dymu tracą ze sobą kontakt. Ochroniarz kilkakrotnie wraca do budynku, na próżno próbując w płomieniach odnaleźć Stevensa i Smitha.

Nadchodzi odsiecz
Na wieść o ataku na konsulat, w placówce CIA komandosi przygotowują się do walki i zajmują już miejsca w dwóch opancerzonych autach – uważają, że ich obowiązkiem jest ratowanie ambasadora i pozostałych Amerykanów. Ale szef placówki CIA nie zezwala na akcję, próbuje uzyskać pomoc ze strony libijskich sił prorządowych.

Ostatecznie komandosi stawiają go przed faktem dokonanym i bez rozkazu ruszają na pomoc rodakom. Gdy przybywają do odległego o kilka kilometrów konsulatu, atakujący zdążyli go już opuścić. Piątka komandosów zabezpiecza więc teren i przystępuje do ewakuacji personelu. I szuka ambasadora: komandosi kilkanaście razy wchodzą do płonącej willi, za każdym razem dym i ogień zmuszają ich do przerwania poszukiwań. Znajdują jedynie ciało zaczadzonego łącznościowca Smitha. Działają w pośpiechu, wiedząc, że islamiści mogą wrócić. Po odparciu zbliżających się znów bojówek przebijają się wraz z pięcioma ochroniarzami z konsulatu do ufortyfikowanej placówki CIA.

Ale islamiści nie dają za wygraną. W ciągu kolejnych kilku godzin przeprowadzają dwa szturmy na otoczoną murem placówkę. Dobrze uzbrojeni i dysponujący noktowizorami komandosi odpierają oba ataki. Mimo apeli, nad oblężoną placówką nie pojawiają się amerykańskie samoloty, które podobno są poza zasięgiem. Jedynym wsparciem, oprócz nieuzbrojonego zwiadowczego drona, są czterej kolejni komandosi, którzy przylecieli z Trypolisu i po kilku godzinach dołączają do obrońców.

W tym czasie mieszkańcy Bengazi znajdują w wypalonym konsulacie zwłoki ambasadora; zostają one przewiezione do miejscowego szpitala.

Sytuacja Amerykanów ulega dramatycznemu pogorszeniu, gdy islamiści, prawdopodobnie z organizacji Ansar al-Sharia, zaczynają ostrzeliwać placówkę CIA z moździerzy. Ostrzał trwa 11 minut i jest celny. Na dachu jednego z budynków giną dwaj Amerykanie: wyróżniający się odwagą były żołnierz Navy SEAL Tyrone Woods i idący mu na pomoc przyjaciel Glen Doherty. Dwóch innych zostaje rannych.

Ostatecznie, już o świcie, Amerykanie ewakuują się na lotnisko – w konwoju prorządowej milicji – i odlatują do Trypolisu. Na pokład zabrane zostaje ciało Stevensa

Co wiedziała Hillary
Po ataku w Bengazi administracja prezydenta Baracka Obamy, a zwłaszcza ówczesna sekretarz stanu Hillary Clinton, szybko znajdują się w ogniu krytyki. Szczególnie Republikanie i prawicowe media zarzucają rządowi zlekceważenie procedur bezpieczeństwa i wcześniejszych meldunków, wskazujących na zagrożenie ze strony islamskich ekstremistów.

Przede wszystkim krytykowany jest brak adekwatnej ochrony konsulatu w dniu wizyty Stevensa. Za próbę mataczenia uznane zostają rozpowszechniane pierwotnie informacje, że atak był spontaniczny. Jako bezprecedensowy eksponowany jest fakt, że walczący o życie Amerykanie zostali bez pomocy. Podnoszone są argumenty, że śmierć ambasadora – i to w rocznicę ataku na WTC – podważa zdolność USA do obrony swych przedstawicieli.

W istocie, zgodnie z oficjalną wersją zdarzeń, Pentagon okazał się kompletnie nieprzygotowany do tego typu akcji – żaden samolot nie mógł dolecieć nad Libię w ciągu pierwszych godzin. W oczach konserwatywnych krytyków Obama znów okazuje się on przywódcą słabym i niezdecydowanym, a Clinton osobą notorycznie mijającą się z prawdą. Znanego republikańskiego senatora Johna McCaina skłania to do stwierdzenia, że „mamy tu do czynienia albo z próbą tuszowania sprawy na masową skalę, albo z niekompetencją”. Co ma być, jego zdaniem, skandalem większym niż afera Watergate.

Późniejsze komisje senackie nie potwierdzają wprawdzie istnienia oficjalnego rozkazu wstrzymującego pomoc, ale ujawnione niedawno maile Jeremy’ego Basha – wtedy doradcy sekretarza obrony USA Leona Panetty – sugerują, że choć Pentagon przygotowywał misję ratunkową, to nie została ona zatwierdzona.

Dziś można być pewnym, że wszystkie wątpliwości zostaną wykorzystane przeciw Hillary Clinton w trwającej kampanii wyborczej – jeśli tylko zdobędzie ona nominację z ramienia Partii Demokratycznej. I że mogą zadecydować o jej wyniku. Już teraz nagrania z senackich przesłuchań z udziałem poirytowanej pani Clinton mają na portalach społecznościowych setki tysięcy odsłon – podobnie jak emocjonalne wystąpienia matki poległego Seana Smitha, zarzucającej jej kłamstwo. Zarzut bezczynności i mataczenia dotyczy, zdaniem części środowisk konserwatywnych, również prezydenta i ministra obrony.

Brak działań władz USA szczególnie kontrastuje tu z poświęceniem okazanym w Bengazi przez garstkę komandosów. Jeden z nich, Jack Silva, tak wspomina moment rozpoczęcia akcji ratunkowej: „Wiedziałem, że prawdopodobnie nigdy już nie zobaczę mojej rodziny (...), ale nie mieliśmy wyboru – Amerykanie potrzebowali naszej pomocy. (...) Nie moglibyśmy żyć ze świadomością, że nie spróbowaliśmy im pomóc”.

To, co w nas najlepsze
To właśnie o działaniach podjętych wbrew rozkazom przez komandosów opowiada nakręcony z rozmachem, ale trzymający się faktów film Michaela Baya „13 Hours” („13 godzin”). Reżyser – znany z dobrych relacji z wojskiem, a także z tendencji do nadmiernego patosu, jak w filmie „Pearl Harbor” – oparł się na świetnej książce Mitchella Zuckoffa „13 Hours: The Inside Account of What Really Happened in Benghazi”, rekonstruującej wydarzenia minuta po minucie. W filmie – jak zgodnie twierdzą krytycy, swoim najbardziej dojrzałym dziele – Bay do minimum ogranicza kwestie polityczne i koncentruje się na realistycznym ukazaniu walk i poświęcenia żołnierzy, którzy uratowali ponad 20 osób należących do personelu obu zaatakowanych placówek.

W uroczystej i darmowej premierze filmu, która odbyła się na stadionie w Teksasie, uczestniczyło 30 tys. osób. Bay tak mówił do publiczności podczas jednego z kolejnych pokazów: „Chciałem ukazać niezwykłe bohaterstwo, które zapomniane zostało w trakcie politycznych sporów. Historia, którą opowiadam, jest tragiczna, ale jednocześnie inspirująca”.

Uczestnicy walk w Bengazi są dziś częstymi gośćmi programów publicystycznych, w których traktowani są jak bohaterowie. Jeden z nich, Kris Paronto, zapytany o odbiór filmu, podkreślał jego realizm – i zwracał uwagę na wyjątkowe poczucie braterstwa, którego żołnierze doświadczają w tak ekstremalnych sytuacjach: „Mam wrażenie, że w takich chwilach ujawnia się w nas to, co najlepsze”. I wraz z innymi weteranami podkreślał, że zostali pozostawieni bez wsparcia.

Uznanie i podziw, jakimi otaczani są w USA żołnierze jednostek specjalnych, rozpowszechniły się szczególnie po atakach z 11 września 2001 r. Wielką popularność zdobyły wspomnienia byłych komandosów, takich jak te Marcusa Luttrella, przeniesione na ekran w filmie „Ocalony”, czy też biografia Chrisa Kyle’a „Snajper”, sfilmowana przez Clinta Eastwooda. Kolejne bestsellery, jak „Nieustraszony” – biografia Adama Browna, narkomana, który przeżył religijne nawrócenie i pokonując wiele trudności został komandosem – czekają na wersję kinową. Niezwykłe postawy ludzi znajdujących się w ekstremalnych sytuacjach nie tylko pozostają inspiracją i wzorem, ale są też źródłem dumy dla sporej części Amerykanów.

A w tym roku mogą też zadecydować o wyniku wyborów prezydenckich. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 09/2016