Trzy i pół miliona marzeń

Po zniesieniu wiz krótkoterminowych do Unii młodzi Ukraińcy szturmują urzędy wydające paszporty biometryczne. Czy nowe unijne zasady to dla nich przełom?

19.06.2017

Czyta się kilka minut

Na kijowskim lotnisku w dzień zniesienia wiz do Unii Europejskiej. Boryspol, 11 czerwca 2017 r. / Fot. Sergei Supinsky / AFP / EAST NEWS
Na kijowskim lotnisku w dzień zniesienia wiz do Unii Europejskiej. Boryspol, 11 czerwca 2017 r. / Fot. Sergei Supinsky / AFP / EAST NEWS

Pod biurem paszportowym w kijowskiej dzielnicy Podół nie ma miejsca na improwizację i przepychanki. O porządek dba tutaj Nikołaj, 62-letni emerytowany profesor biologii.

Nikołaj przyszedł pod urząd już o piątej rano. Jako pierwsza osoba w kolejce stworzył listę, na którą wpisuje teraz wszystkich oczekujących. W sumie tuż przed otwarciem urzędu, o dziesiątej, na kartce Nikołaja uzbierało się już 40 nazwisk. To i tak niewiele, bo przed niektórymi placówkami paszportowymi w Kijowie rano po numerek ustawia się nawet po 100 osób. Powód to pragnienie wyrobienia paszportu biometrycznego, który od połowy czerwca jest niezbędny dla Ukraińców do bezwizowego podróżowania po krajach Unii Europejskiej.

– Gdy w telewizji pokazywano szturm na urzędy, obiecałam sobie, że przyjdę tu o świcie. Oczywiście nie udało mi się... I jestem dopiero trzydziesta pierwsza w kolejce – denerwuje się 29-letnia Olga.

Olga ma prawo do frustracji, bo wyrobienie paszportu jest teraz nie lada wyzwaniem. Ukraińskie media podają, że wniosek o paszport biometryczny składa codziennie aż 19 tys. obywateli, czyli o ponad 40 proc. więcej, niż wynosił wcześniej dzienny limit. W sumie do końca maja nowe dokumenty wyrobiło 3,5 mln Ukraińców.

Tak duże przeciążenie systemu sprawia, że petenci mają tylko dwa rozwiązania: stanąć o świcie po numerek, z którym będzie można zapisać się na złożenie wniosku paszportowego na miesiąc do przodu – lub zalogować się o północy na stronie internetowej ukraińskiej służby imigracyjnej, odpowiedzialnej za wydawanie paszportów. Codziennie rezerwowana jest tam pula miejsc, w ramach których można zapisać się na termin wizyty z dwutygodniowym wyprzedzeniem. Jednak pula nie jest duża i ta druga opcja udaje się tylko nielicznym spośród rzeszy chętnych.

Kraków zamiast Turcji

Szczęście w papierkowej układance miała 21-letnia Wika. Swój biometryczny dokument odebrała już w centralnym kijowskim urzędzie paszportowym, mieszczącym się pięć minut spacerem od słynnego bulwaru Chreszczatyk.

– Gdy tylko dowiedziałam się o internetowej rejestracji, co noc próbowałam zalogować się do systemu – opowiada Wika. – Niestety, strona za każdym razem się wieszała. Zaczęłam tracić cierpliwość. Gdy w końcu po tygodniu udało mi się wejść do systemu, wybierałam dostępne terminy na chybił trafił. Obojętna była mi dzielnica Kijowa i godzina wizyty. Byle tylko udało się zapisać.

Studentce turystyki zależało na czasie, bo jej mąż wybiera się do Polski pod koniec czerwca. Jako szef sklepu, którego właścicielem jest polska sieć odzieżowa, jeździ on kilka razy w roku, na szkolenia i spotkania biznesowe w Warszawie. Wika do tej pory nigdy nie mogła mu towarzyszyć, bo zawsze przerastały ją formalności wizowe.

– Teraz, gdy mam już biometryczny paszport, moim jedynym zmartwieniem jest tylko to, co zobaczyć w Warszawie – śmieje się. – Razem z mężem chcemy też pojechać na wycieczkę do Krakowa. To paradoks, że do tej pory mogłam podróżować bez wizy na wakacje do Turcji, a nigdy nie byłam u was, w sąsiednim przecież kraju.

Dziewczyna w końcu może zrealizować swoje podróżnicze plany dzięki podpisanemu 17 maja w Parlamencie Europejskim porozumieniu w sprawie zniesienia wiz dla Ukraińców. W jego świetle ci obywatele Ukrainy, którzy posiadają biometryczny paszport, mają prawo do wjazdu do krajów unijnych (z wyjątkiem Wielkiej Brytanii i Irlandii), a także do Norwegii, Liechtensteinu, Szwajcarii i Islandii raz na pół roku na okres 90 dni w celach biznesowych, turystycznych czy rodzinnych.

Porozumienie, weszło w życie 11 czerwca i kończy ono długotrwały proces negocjacyjny, który zaczął się jeszcze w 2008 r. Utrudnienia we wprowadzeniu ruchu bezwizowego wynikały m.in. z niechęci ówczesnego prezydenta Wiktora Janukowycza do przeprowadzenia wymaganych przez Brukselę reform. Wśród nich naczelne miejsce zajmowała walka z przestępczością i korupcją.

Do przyspieszenia w negocjacjach doszło wraz z majdanową Rewolucją Godności i objęciem w 2014 r. urzędu prezydenta przez Petra Poroszenkę. Nowe władze zaczęły wprowadzać reformy antykorupcyjne, takie jak m.in. uruchomienie elektronicznego systemu deklaracji majątkowych i zamówień publicznych oraz stworzenie Narodowego Biura Antykorupcyjnego (odpowiednik polskiego CBA).

Choć Ukraina wciąż zajmuje niechlubne miejsce w światowych statystykach dotyczących poziomu korupcji – w rankingu Transparency International kraj jest na 131. miejscu spośród 176 badanych państw (im dalsza pozycja, tym większa korupcja), Unia zdecydowała się dać władzom w Kijowie zielone światło.

Ostatecznym przełomem w negocjacjach stało się przegłosowanie przez Parlament Europejski zniesienia wiz dla Ukraińców (stało się to w kwietniu tego roku) oraz następnie zatwierdzenie w maju tej decyzji przez przedstawicieli państw w Radzie Unii Europejskiej.

Do Szwecji w jedną stronę

W ciągu tych trwających kilka lat rund negocjacyjnych Anna zdążyła wyrobić sobie trzy wizy na wjazd do strefy Schengen. 27-letnia doktorantka psychologii z Kijowa dwie z nich otrzymała w ambasadzie szwedzkiej (gdzie ma krewnych i chłopaka), a jedną w polskiej. Do Polski Anna pojechała wtedy na półroczną wymianę doktorancką.

– W telewizji wciąż mówi się o sukcesie ruchu bezwizowego. Ale prawda jest taka, że ci, którzy jeździli wcześniej za granicę, i tak będą dalej jeździć – twierdzi Anna. – Bo to, że musieli dotąd płacić 35 euro za wizę turystyczną, nie było dla nich barierą.

Tym bardziej że nawet od połowy czerwca, przy posiadaniu paszportu biometrycznego, trzeba będzie pokazać dodatkowe dokumenty na granicy.

Zgodnie z unijnymi regulacjami Ukraińcy dysponujący paszportami biometrycznymi mogą zostać poproszeni przez straż graniczną kraju Unii o okazanie takich dokumentów jak zaproszenie od znajomych, rezerwacja hotelowa, bilet powrotny, ubezpieczenie zdrowotne czy potwierdzenie posiadania odpowiedniej sumy pieniędzy. W przypadku osób podróżujących w celach biznesowych dodatkowo wymagane może być zaproszenie od kontrahenta lub inny dokument potwierdzający cel wyjazdu.

Anna, która w sierpniu wyjeżdża na dodatkowe studia do Szwecji, nie podlega jednak tym kryteriom. Według unijnych postanowień ruch bezwizowy nie obejmuje osób, które chcą podjąć pracę lub naukę w jednym z krajów członkowskich. Anna pojedzie więc do Szwecji na podstawie o dotychczasowego paszportu, w którym ma ważną jeszcze szwedzką wizę.

– To będzie pierwszy wyjazd, przy którym mam poczucie, że jadę na stałe – mówi Anna. – Bo choć spełniam się jako badaczka w firmie przygotowującej testy psychologiczne, nie ma tutaj dla mnie żadnych perspektyw. Nie jestem nawet w stanie nic odłożyć. Oprócz tego, że muszę się sama utrzymać, to jeszcze pomagam rodzicom. Moja mama przepracowała jako inżynier ponad 30 lat, a dostaje emeryturę w wysokości 2 tys. hrywien miesięcznie [obecnie równowartość ok. 280 złotych – red.]. Gdy patrzę na poziom życia mojego chłopaka, Szweda, widzę ogromną przepaść. To jemu pomagają rodzice, a nie na odwrót – dodaje gorzko Anna.

Wychowawczy za dolary

Rozczarowana realiami życia na Ukrainie jest również Żanna, 34-letnia ekonomistka. Aby wyrobić sobie biometryczny paszport, czekała pod jednym z kijowskich biur od czwartej rano.

– Mam 2,5-letnią córkę i jestem przyzwyczajona do porannego wstawania – mówi kobieta, która teraz jest na urlopie wychowawczym i na razie nie myśli o powrocie do pracy. Skupienie się tylko na opiece nad dzieckiem to dla niej luksus, na który może sobie pozwolić tylko dlatego, że mąż pracuje za granicą – w Rosji. Co miesiąc przesyła jej tysiąc dolarów. To dość, żeby utrzymała siebie, córkę i jeszcze pomogła rodzicom emerytom.

– Nie wiem, jak radzą sobie niektóre moje koleżanki. Jedna zarabia miesięcznie 4 tys. hrywien [równowartość 560 zł – red.]. Tyle wystarcza na wynajem jakiejś klitki i opłacenie rachunków. Ja sama, gdybym wróciła teraz do pracy, zarabiałabym 5 tys. hrywien. Pomyśleć, że jeszcze dwa i pół roku temu, gdy szłam na urlop macierzyński, na tej samej posadzie mogłam wyciągnąć dwa razy więcej. Gdy patrzę na to wszystko, coraz częściej myślę o emigracji. Nie pojadę jednak na Zachód, jak wielu moich znajomych. Gdy skończy mi się urlop wychowawczy, dołączę do męża w Rosji. Tam i język jest ten sam, i zarobki niezłe. Na pewno bez problemu znajdę pracę w banku – wierzy Żanna.

Na razie jest mi dobrze

Rozwój zawodowy to coś, na czym od zawsze zależało Tarasowi. 25-letni socjolog rodem z Charkowa na wschodniej Ukrainie siedem miesięcy temu zdecydował się na przeprowadzkę do Kijowa. Przyjechał tu, bo dostał etat w agencji reklamowej, gdzie zajmuje się analizą reklamy telewizyjnej i zewnętrznej.

– Mam szczęście, że udało mi się znaleźć pracę w zawodzie. Większość moich znajomych ze studiów łapie się prac dorywczych lub decyduje się na wyjazd za granicę – mówi Taras. – Największą zagadką są jednak dla mnie ludzie, którzy choć mają na Ukrainie własny biznes, to rzucają wszystko i decydują się na pracę na budowie lub w fabryce w Polsce. Znam kilka takich przypadków i zupełnie tego nie rozumiem...

Taras nie wyklucza, że kiedyś zdecyduje się na stały wyjazd za granicę. Tym bardziej że kilka lat temu zdobył doświadczenie podczas czteromiesięcznego pobytu w USA, w ramach programu „Work and Travel”. Decyzja o podróży była wtedy jednak o wiele łatwiejsza, bo hrywna utrzymywała się na dość stabilnym poziomie. Wszystko zmieniło się wraz z rosyjską agresją: aneksją Krymu i okupacją części Donbasu. Gdy jeszcze pod koniec 2013 r. za dolara płacono 8 hrywien, już kilka miesięcy później dolar był wart 22 hrywny. Dziś kurs sięga nawet 26 hrywien za dolara.

– Nawet gdybym bardzo chciał, nie stać mnie teraz na wyjazd – zastanawia się Taras. – Być może wyemigruję za kilka lat, gdy będę miał większe doświadczenie zawodowe i oszczędności. Ale na razie jest mi tu dobrze.

Oszukany w Warszawie

Mirek, 31-latek z Łucka na Wołyniu, swojego szczęścia za granicą szukał już wiele razy. Najpierw dwukrotnie w czasie wakacji pomagał jako wolontariusz osobom starszym we Francji, potem dwa lata przepracował na budowie w Warszawie.

Ten ostatni wyjazd nie był jednak przemyślaną decyzją o emigracji, ale ucieczką przed poborem do wojska. Gdy w kwietniu 2014 r. zaczynała się wojna w Donbasie, powołanie do służby wojskowej otrzymywało wielu młodych Ukraińców. Wśród nich znalazł się Mirek. Nie chcąc podzielić losu kolegów i sąsiadów, którzy zginęli na froncie, zdecydował się na ucieczkę za granicę.
Nie wiedział, że spotka go to, co innych Ukraińców – tych, którzy starając się o legalny pobyt w Polsce, trafili w ręce nieuczciwych pośredników. – Wszystko zaczęło się przed budynkiem urzędu wojewódzkiego w Warszawie, gdzie chciałem zapytać o szanse na przedłużenie pobytu w Polsce – opowiada. – Gdy stałem pod urzędem, podszedł mężczyzna i powiedział, że może mi pomóc. Wystarczy 2,5 tys. zł i dostanę fikcyjną umowę o pracę, dzięki której będę mógł załatwić kartę pobytu. Zaufałem mu, bo wkrótce kończyła mi się wiza, a nie miałem pomysłu na to, jak zostać legalnie w Polsce. Nie wiedziałem wtedy, że to będzie dopiero początek moich problemów – opowiada.

Bo od tamtej pory Mirek przestał nadążać ze wszystkim opłatami. Ze skromnej pensji na budowie, gdzie pracował na czarno, musiał nie tylko się utrzymać, ale także opłacać składki ZUS obowiązujące w ramach fikcyjnej umowy. W sumie uzbierało się tego 800 zł miesięcznie.

– Żeby wyrobić się z budżetem, pracowałem po 12 godzin dziennie i oszczędzałem na wynajmie – opowiada Mirek. – Wraz z innymi Ukraińcami gnieździłem się w pokoju w osiem osób. Było tak mało miejsca, że trzeba było dzielić łóżko z innymi ludźmi. To był koszmar, o którym chciałbym zapomnieć.

Niespełna rok temu, po tym gdy na Ukrainie władze zdecydowały się na rozwijanie armii kontraktowej i odejście od powszechnej mobilizacji do strefy ATO, Mirek uznał, że może bezpiecznie powrócić do domu. Taki krok byłby nie do pomyślenia w pierwszych latach konfliktu, gdy do rodzinnego domu 31-latka przychodziły kolejne wezwania do służby. Wszystko zmieniło się wraz z polityką prezydenta Petra Poroszenki, który podpisując we wrześniu 2016 r. dekret o demobilizacji tzw. szóstej fali poborowych, zapowiedział, iż nie planuje jak na razie kolejnego poboru.

Równość i godność

Mirek, którego ostatecznie nie spotkały żadne konsekwencje za uchylenie się od służby wojskowej, po kilku miesiącach poszukiwań dostał etat w firmie outsourcingowej we Lwowie. I choć może tu odetchnąć od harówki na budowie w Polsce, to nie wyklucza, że kiedyś znów zdecyduje się na emigrację. Tym razem jednak musiałaby to być w pełni przemyślana decyzja.

Marzy się mu wyjazd do Niemiec lub krajów skandynawskich – przyznaje, że zniesienie wiz krótkoterminowych może być dla niego dużym ułatwieniem. Bo choć w ramach trzymiesięcznego pobytu na terenie Unii nie wolno podejmować pracy, to jednak w tym czasie można się za nią rozejrzeć i załatwić coś sensownego.

A poza tym, jak mówi Mirek, od niedzieli 11 czerwca Ukraińcy mogą w końcu poczuć się równi. Jak Europejczycy. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka specjalizująca się w tematyce amerykańskiej, stała współpracowniczka „Tygodnika Powszechnego”. W latach 2018-2020 była korespondentką w USA, skąd m.in. relacjonowała wybory prezydenckie. Publikowała w magazynie „Press”, Weekend Gazeta.pl, „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 26/2017