Trzy bruzdy po „Trzech kumplach”

"Trzech kumpli" to film wybitny - nie sądzę, żeby użycie w stosunku do dokumentu Ewy Stankiewicz i Anny Ferens jednego z najwyżej wartościujących przymiotników było przesadą. Owa wybitność nie odnosi się bowiem tylko do walorów artystycznych, imponującej dokumentacji, świetnej realizacji, montażu, doboru muzyki itd. Równie, a może znacznie ważniejsze jest to, że "Trzech kumpli" przeorało naszą świadomość, pozostawiając bruzdy, o których nie da się już zapomnieć, nawet gdy na nowo zarosną chwastem.

02.07.2008

Czyta się kilka minut

Film obejrzało ponad milion osób. Nie jest to imponujący wynik, w znacznej mierze byli to jednak tzw. widzowie multiplikujący się, czyli tacy, którzy swoje wrażenia i refleksje przekazywali dalej. A że byli wśród nich również ludzie mediów, to przez kilka dni temat stał się w Polsce dominujący. Co przy tym ważne, mimo że dotyczył (i nadal dotyczy) najbardziej polaryzujących kwestii: wierności i zdrady, prawdy i fałszu, winy i kary, lustracji i dekomunizacji, nie wywołał jeszcze jednej bitwy na retoryczne cepy, ale zmusił do namysłu i zweryfikowania przynajmniej niektórych sądów. To pierwsza bruzda.

Druga to kolejne potwierdzenie odwiecznego aksjomatu, że dobra teraźniejszego i przyszłego nie można budować na kłamstwie. Bo kłamstwo jest wprawdzie "kochane" (o czym można poczytać np. w nowym numerze "Zeszytów Karmelitańskich"), ale wciąga jak bagno. A potem już nie można się z niego wygrzebać. Czy ta, przyznaję, banalna refleksja otrzeźwi np. zwolenników "zaorania" IPN-u, a tym, którzy twierdzą, że jest on nieskażony, każe go poprawić - nie wiem. Wymowa filmu czyni jednak tych pierwszych postaciami z groteski.

Bruzda trzecia ma charakter personalny. Opowieść o trzech przyjaciołach, z których jeden zginął, drugi zdradził, a trzeci walczy o prawdę, to studium tragizmu przynajmniej dwóch z nich. Tragedia Stanisława Pyjasa trwa do dzisiaj. Po filmie "Trzech kumpli" nie sposób już wyobrazić sobie, że nie dowiemy się, kto i dlaczego go zabił, i kto sabotował dotychczasowe śledztwa. Tragizm Lesława Maleszki jest wielowymiarowy, ale najważniejsze wydaje się to, że w obecnym stanie swojego sumienia Maleszka nie ma chyba szans na doświadczenie katharsis.

Mam nadzieję, że po filmie Bronisław Wildstein nie będzie już przez niektóre środowiska postrzegany jak oszołom (przyprawiona mu gęba jest równie prawdziwa, jak heroizm Maleszki). Publicysta "Rzeczpospolitej" pewnie jeszcze nie raz nas zaskoczy i zirytuje, ale w końcu to jemu, trzeciemu kumplowi, w znacznej mierze zawdzięczamy, że tajemnica śmierci krakowskiego studenta nie będzie kwitowana stwierdzeniem: "To doskonałe pytanie".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 27/2008