Toto takto ktoto

4 lipca w Michałowie koło Białegostoku padła szóstka. Padła nonszalancko, pewna swego siedmiomilionowego nieodpartego uroku. Przeliczyła się - padła na darmo. Leży marnie i kwiczy biernie, krnąbrnego posiadacza przyzywając. Nie chce już tak odłogiem, marzy o samorealizacji, ale sama nie może, tylko czeka na tego, kto ją totalnie skreślił.

25.09.2007

Czyta się kilka minut

Poszukiwany (a) żywy (a) lub martwy (a). Ślepy traf. Deadline: styczeń.

Gdyby kolektura znajdująca się od niechcenia przy sklepie spożywczym mogła mówić... co ja piszę - nagrać, zarejestrować niezbitą twarz sprawcy, byłoby klarowniej, oczywiściej, pewniej, przewidywalniej normalnie. Po prostu i zwyczajnie ktoś wygrał, jakoś tak się cieszy, pochlipuje radośnie na myśl o szczęśliwych liczbach za ponad siedem milionów złotych polskich. Siedem milionów i jakieś drobniaki - trzysta jedenaście tysięcy.

Wszystkie te liczby wzięte do kupy to może i szczęśliwy numerek w Michałowie, tylko nie wiadomo dla kogo. Miejscowość rozsławiona organizacją Święta Grzyba jest porażona. Przy okazji wzrosły obroty, skoro nawet i stołeczni przyjezdni zdjęcia sobie robią tam na dole, gdzie kolektura. To prawie tak atrakcyjne jak lądowanie UFO, przy tym bezpieczniejsze i nieco bardziej wiarygodne. A jak się turysta rozochoci, to i obłożony sidingiem urząd gminy uwieczni w hazardowej ekstazie.

Turyści masowo przyjeżdżają, a miejscowi zachodzą w głowę, w której nie mieści się taka ewentualność, która zaszła. Przyglądają się sobie baczniej, chcąc wytropić konspiratora szczęścia. Trud wydaje się coraz bardziej daremny, zważywszy iż jednakowoż tempus fugit.

"Gdyby był od nas, dawno byśmy wyczuli. Flaszkę by postawił, nawet kilka". Nikt szczególnie wesół nie chodzi. Norma krajowa. Brak poszlak. Ksiądz twierdzi, że na tacy różnicy nie widać. Spekulacje ucina. Mieszkańcy przestali patrzeć na siebie badawczo, jakby zwątpieniem w Michałowie zawiało. Wiatr rozczarowań lokalnej społeczności porusza zaniedbaną kartką na okienku kolektury: "Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie".

Ktoś sprawę pokpił? Nie. Przecież wystarczy zagrać ponownie, znów wygrać, odebrać mamonę i przywrócić normalność. Proste? Prawdopodobieństwo wynosi zaledwie 1:13 983 816. Nie ma sprawy.

Ale jednak wkrada się zwątpienie, nie brak komentarzy sceptycznych wobec istoty ludzkiej jako takiej. "Ludzie sami nie wierzą we własne szczęście." - zauważył ktoś z okolic stoiska monopolowego, a słowa te skrzydlate chyżo do Toto dobiegły. Przedstawiciele Totalizatora Sportowego twierdzą, że stają na głowie, żeby za wszelką cenę odnaleźć skrytego szczęśliwca, jednak są pełni obaw wobec anomalii. Nigdy jeszcze tak nie było, żeby zwycięzcy dotąd nie było. I tutaj właśnie jest los pogrzebany. Tubylcy rozpoczęli stypę. To ktoś przyjezdny, a nawet przejezdny na regaty pewnie. Pewnie kupon zmoczył i wyrzucił. Nawet sprawdzić nie zdołał. Może nie wiedział, co czyni - czyli może Amerykanin (wskazywałaby na to data 4 lipca). Pojawił się pomysł, aby zwrócić się do kompetentnego stuprocentowego jasnowidza. Część społeczeństwa preferowałaby bardziej namacalne rozwiązania: może po prostu detektyw Rutkowski rzuci cichociemnego zwycięzcę na maskę swojej corvetty? To mrzonki, a rodacy jak jeden mąż mnożą domniemania.

Ktoś skreślił i wygrał. Krnąbrny, krnąbrny drań. Szóstki spieniężyć się nie pokwapił (a), szóstki powtarzam, dysonans poznawczy w serca milionów graczy-

-skreślaczy wprowadzając. Czy gra warta świeczki? Toto nie może być aż tak bez sensu. Co to to nie!

Śmiało się pokuśmy tak hipotetycznie dać odpór teorii ślepego fatum. Po prostu trafiła kosa na kamień. Ktoś wygrał, jest tego świadom (a), ale do toto nie śpieszy. Pracuje nad sobą.

Umartwia się, codziennie rano na los patrzy, do kieszeni chowa i nie wyciąga, psyche swą ćwiczy. Dystansu do kolektury nabiera. W dni parzyste rożki papierka zapalniczką regularną nadpala, wszechnicość sobie uświadamiając. W niedzielę delikatnie przeżuwa papierek z kolektury, fortunę smakując. Wyjmuje z buzi, delikatnie suszy, za tydzień operację powtarza. Wpatruje się w ciąg liczb. Zadaje kuponowi dobitne pytanie: "No i kto jest silniejszy? Ty czy ja?". Wygrywa z losem. Ma czas do zimy. Może da komuś kupon pod choinkę, zrobi origami.

To była hipoteza A (jak asceza - tak popularna w naszym społeczeństwie).

Ale jest również wersja O jak oligarcha. Otóż zgódźmy się, że siedem milionów trzysta jedenaście tysięcy piechotą nie chodzi. Ktoś, kto ma takie pieniądze, to skądś je ma. Tropi go (ją) myśl, że to niebezpieczne. Naprawdę, nie ma się z czego cieszyć. Nie chce poszerzyć wąskiego grona oligarchów w szerokim kręgu podejrzeń. Jedno proste pytanie: "Czy zasługuje na tak ogromne pieniądze?" Nie, nie, nie. Nie wie, co zrobić, wpada w panikę i zaszywa się w windzie. Taki los. Jeśli nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi nie wiadomo o co.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Reżyser teatralny, dramaturg, felietonista „Tygodnika Powszechnego”. Dyrektor Narodowego Teatru Starego w Krakowie. Laureat kilkunastu nagród za twórczość teatralną.

Artykuł pochodzi z numeru TP 38/2007