To, co między

W książkach tego typu rysunek czy niezadrukowana powierzchnia kartki mają walor poetyckiej metafory, a typografia podniesiona zostaje do rangi pełnoprawnego środka stylistycznego.

11.05.2010

Czyta się kilka minut

Jako czytelnicy, opowiadamy zazwyczaj o lekturach tak, jakbyśmy byli konsekwentnymi idealistami, jakby pomiędzy (idealnym) tekstem książki a odbiorcą nic nie istniało, jakby czysty tekst trafiał bezpośrednio do czytającego ducha. Tymczasem po drodze jest jeszcze, wysoce nieobojętny, przekaźnik, czyli taki, a nie inny krój czcionki, konkretny kolor i stopień nasycenia farby drukarskiej, jeden z możliwych odcieni bieli papieru, jego faktura... Czy to wszystko nie ma znaczenia?

Radykalne wnioski z tego pytania wyciągnęli Katarzyna Bazarnik i Zenon Fajfer, którzy pod koniec lat dziewięćdziesiątych pracowali nad "Oka-leczeniem": książką? obiektem? przedmiotem? Swoje dzieło określili mianem liberatury, aby uniknąć ułatwiających klasyfikacji. Powstało wtedy dziewięć prototypowych

egzemplarzy "Oka-leczenia", krążących wśród wybranych czytelników na świecie. Po latach i długich staraniach, dzieło zostało wreszcie wydane w sposób (chciałem napisać "normalny", ale zważywszy na dystrybucję książek w Polsce...) nieprototypowy. Bazarnik i Fajfer pracowali zaś w międzyczasie nad koncepcją liberatury, rozumianej jako osobny sposób istnienia literatury. Oto sformułowana przez nich definicja:

"Istnieją utwory literackie, których przekaz nie ogranicza się wyłącznie do sfery werbalnej - w których autor »mówi« całym tomem. Takie totalne podejście do dzieła, wykraczające poza tekstowe medium, określamy mianem liberatury, czyli literatury w formie książki (łac. liber).

W książkach tego typu rysunek czy niezadrukowana powierzchnia kartki mają walor poetyckiej metafory, a typografia podniesiona zostaje do rangi pełnoprawnego środka stylistycznego. Materialny wolumin, dowolnego kształtu i konstrukcji, przestaje być neutralnym nośnikiem tekstu, stając się integralnym składnikiem dzieła. Jest jego czasowym i przestrzennym fundamentem - czasoprzestrzenią formowaną przez pisarza na równi ze światami wykreowanymi w języku".

Bazarnik i Fajfer szybko odkryli, że w - mniej czy bardziej podobnym - podejściu do literatury mają wspaniałych prekursorów. Od początku też pamiętali o istnieniu pokrewnych zjawisk artystycznych (carmina figurata, futurystycznych zabaw z typografią, poezji konkretnej). Wielkim liberatem avant la lettre był zatem Laurence Sterne z "Tristramem Shandym". Kiedy bohater-narrator mówi o meandryczności swojego arcydygresyjnego sposobu prowadzenia narracji, to dla każdej z dotychczasowych ksiąg znajduje odpowiedni graficzny analogon: linię w znacznych częściach krzywą lub łamaną. Obiecuje poprawę w następnej księdze:

"Jeżeli dalej będę się udoskonalał tak szybko, co nie jest niemożliwe - za łaskawym pozwoleniem diabłów jego przewielebności z Beneventu - osiągnę w końcu doskonałość poruszania się w ten sposób:

_________________________

czyli po linii, która jest tak prosta, jak tylko umiałem ją narysować za pomocą (pożyczonej w tym celu) feruły, i która nie skręca ani w lewo, ani w prawo" (tłumaczyła Krystyna Tarnowska).

W tomie brakuje dziesięciu stron - bohater zaraz wyjaśnia, że właśnie usunął rozdział; polskie edycje przekładu nie respektują tej odpowiedniości, czym w istotny sposób naruszają intencje autorskie i sensy dzieła.

Siódmy epizod "Ulissesa", umiejscowiony w redakcji gazety, podzielony został na krótkie odcinki, tytułowane efektownymi nieraz wyrażeniami, drukowanymi wersalikami - typografia taka przypomina (dawną) prasę codzienną. W powieści tej, gdy potrzeba, Joyce stosuje też zapis nutowy. Kiedy zaś w epizodzie siedemnastym Bloom podlicza dochody i wydatki minionego dnia, przedstawione to zostało zgodnie z (graficzną) zasadą podwójnej księgowości. Tenże katechizmowo-uczony epizod kończy się znakiem ?, zastępującym formułę quod erat demonstrandum.

Jeszcze bardziej (konsekwentniej) liberackim dziełem jest "Finnegans Wake". Katarzyna Bazarnik udowodniła, dlaczego dzieło liczy 628 stron, i pokazała, że można na tę księgę nałożyć wcale dokładny i całościowy (na wzór globusa) układ współrzędnych geograficznych.

Jedną z form działalności obojga liberatów jest praca edytorska. W prowadzonej przez siebie serii Korporacji Ha!art wydali m.in. Raymonda Queneau (w spolszczeniu Gondowicza), "Nieszczęsnych"

B. S. Johnsona (w przekładzie Bazarnik) czy "Arwa" Stanisława Czycza. Pewien znakomity poeta polski jest namawiany do nowego przekładu "Tristrama Shandy’ego" (wydanie respektowałoby intencje Sterne’a), a za parę lat w liberackiej serii powinna pojawić się polska wersja całości "Finnegans Wake", nad którą pracuje Krzysztof Bartnicki (po fragmentach z "Literatury na Świecie" można oczekiwać przekładowego arcydzieła).

"Oka-leczenie" jest trójksięgiem powstałym po trwałym połączeniu poszczególnych części okładkami, z tym że składnik środkowy został odwrócony; paginacja składa się również ze stron oznaczonych rosnącymi liczbami ujemnymi. Dwie części okalające to (oddzielne) kroniki, jakkolwiek by to podniośle brzmiało, narodzin i śmierci. Tematem kolejnych zapisów wierszem (i różnicowaną typografią) jest, z jednej strony (z jednego zszycia stron), oczekiwanie na poród, scena przyjścia na świat i nadania imienia synowi autobiograficznych bohaterów; z drugiej zaś strony (i jw.) analogicznie przedstawiana jest historia tanatyczna. Czcionki o odmiennych krojach oznaczać mogą wypowiedzi osób uczestniczących w przedstawionych sytuacjach, włącznie z próbami graficznego oddania odgłosów pozawerbalnych (jak oddech).

Część środkową wypełniają reprodukcje ręcznych zapisów, które układają się w linie przypominające wykresy EKG. W biografii Zenona Fajfera urodziny syna zbiegły się ze śmiercią ojca, dlatego też księga musi być połączona i nierozerwalna. Oba te wydarzenia można opowiadać (i opowiadane są w "Oka-leczeniu") w różnych językach: biologii, pojedynczych prywatności, tekstu poetyckiego, mitu. Te sfery łączą się paralelnie, kontrastowo, mogą też z siebie wynikać. Tak jak wiersze, nazywane przez oboje autorów emanacyjnymi. Jeśli z części pre- i natalnej spiszemy pierwsze litery kolejnych wyrazów, wersy staną się nowymi słowami, strofoidy zaś nowymi wersami. Ten proces należy powtórzyć, powstanie trzeci tekst, powtórzyć ponownie, wtedy pojawi się tekst czwarty, jeden sześciowyrazowy wers, z którego wyłoni się finałowe słowo. Analogiczna operacja w cyklu o śmierci doprowadzi do tego samego słowa, którego zapis będzie się różnił jedną literą, ostatnią. Te odmienne znaki graficzne, c oraz k, oznaczają tutaj ten sam dźwięk. A jakie to słowo? - - - - -c i/lub - - - - -k. Wielce skomplikowany i olśniewający układ poetycki nie jest wprawdzie powieścią detektywistyczną, ale interpretatorowi nie wypada chyba teraz ujawniać zakończenia.

Przestrzeń "Oka-leczenia" okazuje się zwielokrotnionym "między": to wszystko-i-różne dzieje się pomiędzy trzema częściami, pomiędzy obojgiem bohaterów a ich synem, pomiędzy autorami, książką i czytelnikiem.

Zenon Fajfer i Katarzyna Bazarnik, "Oka-leczenie", Korporacja Ha!art, Kraków 2009.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 20/2010