Tischner w esbeckich teczkach

Fakt, że prócz ewidencyjnej rejestracji kontaktów nic nie ma, uruchomił wyobraźnię. To próba dla pamięci o zmarłym przyjacielu i przewodniku.

10.06.2019

Czyta się kilka minut

Wizyta Lecha Wałęsy na czele delegacji NSZZ Solidarność. Msza święta w katedrze na Wawelu. Homilię wygłosił ks. Józef Tischner. Kraków, 18.10.1980 r. / MACIEJ SOCHOR / CAF / PAP
Wizyta Lecha Wałęsy na czele delegacji NSZZ Solidarność. Msza święta w katedrze na Wawelu. Homilię wygłosił ks. Józef Tischner. Kraków, 18.10.1980 r. / MACIEJ SOCHOR / CAF / PAP

W poniedziałek 3 czerwca na Twitterze pojawiły się dwa wpisy Sławomira Cenckiewicza, szefa Wojskowego Biura Historycznego i wiceprzewodniczącego kolegium IPN. Pierwszy wpis brzmiał: „Już jest! 1000 stron fundamentalnych dokumentów SB o Solidarności, Wałęsie i ludziach Kościoła! Jedna z najważniejszych książek źródłowych IPN! Zaszczyt, że byłem jej naukowym recenzentem”. W ten sposób Cenckiewicz informował o ukazaniu się drugiego tomu opracowania „Kryptonim »Klan«. Służba Bezpieczeństwa wobec NSZZ »Solidarność« w Gdańsku”, opublikowanego przez IPN. Tom zatytułowany „I Krajowy Zjazd Delegatów” przygotowali Dominik Sokołowski i Radosław Żydonik.

Drugi wpis Cenckiewicza z tego dnia zawierał zdjęcie jednej ze stron wspomnianego opracowania, na której był zamieszczony biogram ks. Józefa Tischnera. W biogramie tym można było wyczytać, że w latach 80. Tischner był rozpracowywany przez Wydział IV KW MO w Krakowie (w ramach sprawy o kryptonimie „Leo”), następnie zarejestrowany przez Departament IV MSW jako „kandydat” (w lipcu 1983), później „kontakt operacyjny” (KO), a wreszcie „konsultant” (w październiku 1988), oraz że wyrejestrowano go 30 stycznia 1990 r. Zdjęcie to Cenckiewicz opatrzył komentarzem: „Przykra ta rejestracja ks. Józefa Tischnera w kategorii KO i konsultanta Departamentu IV MSW. Szkoda”.

Wpis został prawie natychmiast rozpowszechniony przez liczne portale internetowe i zaczął obrastać komentarzami. Jedne były nieżyczliwe wobec ks. Tischnera i przesądzały o jego winie, inne krytykowały Cenckiewicza. Wpis – zamieszczony, podkreślmy, w przeddzień rocznicy pierwszych częściowo wolnych wyborów parlamentarnych – sprawiał wrażenie „wrzuty”, która miała popsuć innym święto. Z pozoru niewinny, a nawet współczujący, w istocie sugerował, że podane informacje należy interpretować na niekorzyść autora „Etyki solidarności”. Szybko też pojawiły się wpisy i tytuły, które dopowiadały to, czego szef WBH nie powiedział wprost.

Ponury żart

Zimną wodę na rozpalone głowy wylał Maciej Gawlikowski, od lat zajmujący się historią antykomunistycznej opozycji w Polsce i inwigilacją opozycji przez SB. Na swoim profilu facebookowym napisał, że same zapisy ewidencyjne niczego nie przesądzają. „O sprawie rejestracji ks. Tischnera mówiło się już w 2007 roku. Słyszałem o tym od znanego badacza z krakowskiego IPN-u. Jak rozumiem, przez tuzin lat nie udało się znaleźć żadnego dowodu współpracy. Dla mnie to kończy ten temat. Zwłaszcza że donoszenie przez ks. Tischnera w latach 80. jest zupełnie nieprawdopodobne. Każdy, kto go znał, kto wie, jaką miał pozycję, jakim był człowiekiem, uzna to za ponury żart”.

W podobnym duchu wypowiedział się dla KAI ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski, odnosząc się m.in. do faktu zarejestrowania ks. Tischnera jako konsultanta jesienią 1988 r.: „Pamiętam atmosferę tego czasu, to była fala strajków i przekonanie, że władza się ugina. Wtedy podejmowało się rozmowy, gdyż z obu stron pojawiały się próby dojścia do porozumienia, co ostatecznie doprowadziło do rozmów Okrągłego Stołu. Tak sobie tłumaczę, że być może ks. Tischner wtedy też zaczął rozmawiać. Nie znamy okoliczności podjęcia tych rozmów. Być może ktoś go o to prosił, ktoś z »Solidarności«, może władze kościelne. Tego nie wiemy. Nie wiemy też, co z rozmów tych wynikało, jaka była szkodliwość tych kontaktów, o ile w ogóle były one szkodliwe”.

Brak wspólnych tajemnic

Jako biograf ks. Tischnera przez lata byłem pytany, co bym zrobił, gdyby się okazało, że w archiwach IPN są zapisy wskazujące na to, iż był nie tylko inwigilowany przez SB, ale również został zarejestrowany jako jej współpracownik. Od pewnego czasu zresztą krążyła po Krakowie plotka, że „coś na Tischnera jest, ale nic konkretnego”, i nawet zamierzałem w najbliższym czasie złożyć wniosek do IPN, żeby wrócić do badań nad archiwami, które kiedyś rozpocząłem.

Na wspomniane pytanie zawsze odpowiadałem, że o ks. Tischnera jestem spokojny. A dlaczego? Z rozmów z jego rodziną i znajomymi, a także z jego własnych relacji wynikało, że ksiądz przestrzegał obowiązującej wśród opozycjonistów zasady, aby nie mieć wspólnych tajemnic z SB. Jeśli wzywano go na rozmowy lub jeśli nachodzili go esbecy, informował o tym swoje otoczenie. Mówił też o tym otwarcie w wywiadach, których udzielał w latach 90., w okresie, kiedy nikt jeszcze nie domagał się od niego takich wyznań, a tym bardziej wyjaśnień.

Jako ksiądz wyróżniający się pośród innych duchownych był przedmiotem zainteresowania SB co najmniej od końca lat 60. Zachowała się m.in. obszerna teczka donosów tajnego współpracownika (TW) o kryptonimie „Andrzej”, który był przez lata proboszczem w Łopusznej i który regularnie informował esbeków o pobytach Tischnera w tej miejscowości (sprawa ta została opisana przez ks. Isakowicza-Zaleskiego w książce „Księża wobec bezpieki”). Donosy na Tischnera można znaleźć również w aktach innych TW. W latach 80. Tischner stał się nieformalnym kapelanem środowisk solidarnościowych, często też wyjeżdżał za granicę, głównie do Rzymu (m.in. w związku z wizytami u papieża i organizacją kolokwiów w Castel Gandolfo) oraz do Wiednia (gdzie współtworzył Instytut Nauk o Człowieku). Musiał więc wielokrotnie starać się o wydanie paszportu, a esbecy na pewno próbowali wykorzystać takie okazje, żeby skłonić go do współpracy. Sam zapis o jego rejestracji jako KO, a potem jako konsultanta nie oznacza jednak, że taką współpracę podjął.

W zarejestrowanych na początku lat 90. rozmowach z Anną Karoń-Ostrowską (które ukazały się jako książka już po śmierci Tischnera) ksiądz wspomina, że był wzywany na rozmowy dość często, głównie w związku z podpisami na listach protestacyjnych i swoją działalnością w ramach Papieskiej Akademii Teologicznej.

„Nigdy się mnie nie czepiali za kazania czy za publikacje w podziemnej prasie. Na ogół chodziło o te podpisy” – opowiadał Tischner. „Te rozmowy nie były jakieś straszne, zatrważające. Nie na tym rzecz polegała, że czymś grożono, ale na tym, że było się kontrolowanym. To było najgorsze. (...) Ja im zresztą z góry powiedziałem, że nie mam żadnych osobistych tajemnic i o sobie mogę im powiedzieć wszystko. Nie kocham marksizmu ani socjalizmu i to mówię jawnie. Natomiast proszę mnie nie pytać o osoby trzecie”.

Jastrząb Kościoła

Utworzenie w 1982 r. wspomnianego Instytutu Nauk o Człowieku w Wiedniu na pewno musiało zaniepokoić władze PRL. „Nie wiadomo, jak by się sprawy potoczyły, gdyby nie to, że za Instytutem w jakimś sensie stał Papież, z którym jednak musiano się liczyć”, wspominał Tischner w rozmowach z Adamem Michnikiem i Jackiem Żakowskim, które ukazały się w książce „Między Panem a Plebanem”. Podczas jednej z wizyt u papieża wspomniał o tej sprawie. „Snuliśmy refleksję historyczną, kiedy zachciało mi się pochwalić, że ja też jestem prześladowany, że pułkownik Pietruszka, przesłuchując mnie, zarzucał uprawianie antysocjalistycznej roboty w Wiedniu. A Papież spuścił głowę, uśmiechnął się i patrząc przez brwi, mówi: »No, gdzie się tylko da«”.

Propaganda komunistyczna w latach 80. regularnie atakowała autora „Etyki solidarności”. Był jednym z negatywnych bohaterów sławnych konferencji prasowych ministra Jerzego Urbana. W wydanej w 1985 r. książeczce innego ministra, Kazimierza Kąkola, o kard. Stefanie Wyszyńskim, duszpasterzem najmocniej przeciwstawianym zmarłemu prymasowi był właśnie Tischner, „polityk w sutannie”, „ideolog politycznego aktywizowania Kościoła”. W 1987 r. zaatakowano Tischnera jeszcze ostrzej: w poświęconej mu książce „Tischnerowska metoda krytyki socjalizmu” Włodzimierz Lebiedziński opisał go jako jednego z „jastrzębi Kościoła rzymsko­katolickiego w Polsce”, reprezentującego „bezwzględnie najbardziej skrajne” jego skrzydło. „Była to bardzo leninowska książka – kpił po latach Tischner – zaraz po jej wydrukowaniu powinni byli mnie rozstrzelać. Nie było tam takiego zarzutu, za który w czasach stalinowskich nie groziła kara śmierci”.

Sytuacja najtrudniejsza

Fakty te warto wziąć pod uwagę, zanim sformułuje się jakąkolwiek ocenę. Czytając dostępne definicje KO lub konsultanta, opracowane na podstawie wewnętrznych instrukcji SB (można je znaleźć m.in. w słowniczku terminów na stronie internetowej IPN), nie sposób się oprzeć pokusie wydawania jednoznacznych opinii. Problem w tym, że esbeckie definicje nierzadko rozjeżdżały się z praktyką; to bynajmniej nie mój pogląd, słyszałem go od wielu osób pracujących nad materiałami zgromadzonymi w IPN. Ponieważ szereg materiałów zostało zniszczonych – np. teczki ewidencji operacyjnej na księży (TEOK) zniszczono w latach 1989-90 – badacze skazani są na tzw. poszukiwania krzyżowe: szukając informacji o danej osobie, przeglądają archiwa dotyczące innych osób i spraw, w których mogłyby się pojawić wzmianki na jej temat. Czasem w dokumentach jednej sprawy znajdzie się odpis dokumentu sporządzonego w ramach innej sprawy i na tej podstawie formułuje się dopiero pierwsze wnioski.

W komentarzach, jakie pojawiły się w ostatnich dniach, porównuje się rewelacje dotyczące ks. Tischnera ze sprawą o. Mieczysława A. Krąpca. To porównanie jest jednak nietrafne. W przypadku byłego rektora KUL dysponujemy obszernym materiałem, na podstawie którego sami możemy wyrobić sobie zdanie, czy zarejestrowany jako TW „Józef” dominikanin nie posunął się w swoich rozmowach z esbekami za daleko (np. informując o romansach niektórych duchownych, ich opiniach na temat prymasa Wyszyńskiego itp.). W przypadku ks. Tischnera jest inaczej. Jego sytuacja jest najtrudniejszą z możliwych: mamy zapis ewidencyjny i nic więcej. Nie wiadomo, co się za tym zapisem kryje. Dopóki nie odnajdą się jakieś inne dokumenty rzucające więcej światła na sprawę, pozostają tylko spekulacje.

W najbliższych dniach złożę wniosek do IPN-u i wrócę do badania akt. W przyszłym roku przypada 20. rocznica śmierci ks. Tischnera; przygotowuję nowe wydanie jego biografii. Wątek, o którym dziś jest tak głośno, na pewno zostanie w niej poruszony. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Poeta, publicysta, stały felietonista „Tygodnika Powszechnego”. Jako poeta debiutował w 1995 tomem „Wybór większości”. Laureat m.in. nagrody głównej w konkursach poetyckich „Nowego Nurtu” (1995) oraz im. Krzysztofa Kamila Baczyńskiego (1995), a także Nagrody… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 24/2019