Testament mój

Jakoś ostatnio dotarło do mnie, że przecież wiele rzeczy, które każdy z nas robi, próbując zmienić jakiś fragment świata na lepsze, będzie działać również po naszej śmierci.

10.12.2018

Czyta się kilka minut

FOT. GRAŻYNA MAKARA /
FOT. GRAŻYNA MAKARA /

Jedna z największych organizacji działających w Polsce na rzecz dzieci (za bardzo ich lubię i szanuję, by przeszło mi przez gardło wprost, o kogo chodzi) parę miesięcy temu wypuściła do mediów spot zachęcający do spisywania testamentów, by po eschatologicznej ewakuacji z Łez Padołu zostawało po nas nie tylko coś dla stryjecznej wnuczki, ale i dla organizacji, którą postanowiliśmy w jej pracy wspierać. Idea przeszczytna: ileż to się już nasłuchałem historii, w których rodzina zmarłego przez lata potrafi tkwić zaklinowana w kłótniach o majątek (częściej: mająteczek), leżący odłogiem, nikomu niesłużący i generujący zło. To naprawdę nie jest głupi pomysł: uposażyć za życia, kogo się tam chce, ale wyraźnie też zaznaczyć: a to i to idzie dla ludzi biednych. Osobiście znam trzy organizacje, które miały szczęście zostać uwzględnione w czyichś testamentach. W jednym przypadku rodzina zbiesiła się, wynajęła adwokatów i próbuje organizację ze spadku wydziedziczyć, w dwóch pozostałych zapisane fundacjom przez testatorów (samotnych ludzi, których majątek przypadłby Skarbowi Państwa) mieszkania zostały spieniężone, a środki pozwoliły na zrobienie zupełnie wspaniałych rzeczy.

Moje fundacje nie miały jeszcze tego szczęścia, by ktoś zechciał je w ten sposób wyróżnić. Szczerze życzę tego honoru organizacji wspomnianej na wstępie, choć jej spot wywołał we mnie raczej złość zmieszaną z politowaniem. Występują w nim wielcy aktorzy. Jeden z nich jest rozstrzeliwanym przez pluton egzekucyjny hrabią, który – jak wyjaśnia narrator – nie spisał testamentu, ostatniego życzenia też nie był uprzejmy wyrazić, w związku z czym wszystko, co miał, idzie na zmarnowanie, choć nie musiałoby. Spot kończy się hukiem wystrzału, a więc śmiercią hrabiego, co nakłada się na planszę z logo prodziecięcej organizacji. Ktoś miał naprawdę słabszy dzień, jeśli podpisał się pod kreacją promującą ratowanie ludzkiego życia (co – powtarzam – ta organizacja robi skutecznie i na wielką skalę) poprzez nawiązania do egzekucji. Zbyt wielu ludzi, w tym dzieci (parę tygodni temu pisałem tu o historii z Kamerunu), codziennie w ten sposób żegna się ze światem, by na miejscu było pokazywanie w walce o życie zabijania ludzi na niby.

Spot jest nieszczęsny, ale naprawdę warto pokręcić się jeszcze chwilę przy idei. Jakoś ostatnio dotarło do mnie, że przecież wiele rzeczy, które każdy z nas robi, próbując zmienić jakiś fragment świata na lepsze, będzie działać również po naszej śmierci. My już będziemy się witać z eschatologiczną gąską, a studnia, której budowę wsparliśmy, nadal będzie dostarczać ludziom wodę, w szkole będą zajęcia, dziecko, do którego przeżycia się dołożyliśmy, będzie obdarzało miłością swoje dzieci. Wielokrotnie prezentowałem już teorię, w myśl której mój czyściec nie będzie wcale (jak się powszechnie wyobraża) termiczny: z wyposażonym w termostat i minutnik kotłem, i okresami chwilowej ulgi, gdy ktoś zechce wykupić za mnie wypominki, a wtedy niebiański nadzór wyśle anioła, żeby polewał mnie zimną wodą. Mój czyściec będzie polegał wyłącznie na uświadamianiu sobie niewykorzystanych szans na to, by kochać tak, jak mówił i kochał Jezus. Będzie siedzeniem z obiema rękami w eschatologicznym nocniku. W moim własnym zakichanym interesie jest więc zostawić, póki mogę, na świecie tyle dobrych wehikułów, by gdy ja już nie będę w stanie, one robiły robotę za mnie i chłodziły moje bolesne autorozpamiętywanie.

Właśnie w związku z tym zacząłem się ostatnio zastanawiać, jak powinna wyrażać się w praktyce moja wiara w ten fragment tajemnicy świętych obcowania, który nakazuje troskę o moich bliskich zmarłych. Jasne, modlitwa – zamawiane msze, wypominki, to wielka i ważna pomoc. Ale czy nie byłoby im miło, gdybym w ich imieniu, na ich konto, jako ich wnuk, kuzyn, przyjaciel, zrobił jeszcze na tej ziemi jakąś dobrą robotę? Niech oni zaangażują się w to tak, jak mogą i chcą, niech się modlą za mnie, wspierają, a ja zrobię za nich to, co będąc jeszcze tu, na ziemi, mogę. Do jednego zlecenia stałego, jakie co tydzień puszczam na moją fundację, dołożyłem drugie – od nich, od tych, o których wiem, że też by je założyli, ale zwyczajnie stracili już zasięg (to we współczesnych czasach najbardziej przejmująca znana mi metafora, ale też przecież i definicja śmierci).

Trafiły ostatnio w moje ręce złote krzyże, które rodzina zmarłego włoskiego biskupa postanowiła przekazać papieżowi, bo on z pewnością będzie wiedział, jak zrobić z nich dobry użytek. To dar z gatunku tych, które palą ręce: jakbyś czuł stale na sobie spojrzenie kogoś, kto po 10 razy dziennie dopytuje: czy już? Czy one już karmią głodnych, uwalniają przybitych, dają spokojną noc? Czy zdobny krzyż, który nosiłem na piersi jako symbol życia, dotknął wreszcie ziemi, zmieszał się z nią, i stał się samym życiem? Ile rzeczy, ile pobożnych artefaktów, będzie wołać tak po mojej śmierci? I co mi tak naprawdę przeszkadza jeszcze dziś być mądrym przed szkodą? ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Polski dziennikarz, publicysta, pisarz, dwukrotny laureat nagrody Grand Press. Po raz pierwszy w 2006 roku w kategorii wywiad i w 2007 w kategorii dziennikarstwo specjalistyczne. Na koncie ma również nagrodę „Ślad”, MediaTory, Wiktora Publiczności. Pracował m… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 51/2018