Testament Mohammeda Yusufa

Fanatyczni islamiści stali się przekleństwem Nigerii: mordują nie tylko chrześcijan, ale także krytykujących ich muzułmanów. Najludniejszy kraj Afryki musi stawić czoło zagrożeniu, które długo ignorował.

29.11.2011

Czyta się kilka minut

Damaturu wygląda jak Libia, wszędzie widać spalone budynki i samochody" - mówił nigeryjskim reporterom mieszkaniec tego miasta. Kilka godzin wcześniej wyleciało tam w powietrze pięć kościołów, dwa banki i komisariat, a uzbrojeni mężczyźni strzelali do przechodniów. Podobne sceny rozgrywały się w kilku innych miastach północno-wschodniej Nigerii.

Sprawcą rzezi była islamska sekta Boko Haram (co w języku hausa znaczy: "zachodnia edukacja jest zakazana"). Nęka ona Nigerię od dwóch lat: morduje polityków, chrześcijan, krytykujących ją muzułmanów, a nawet bywalców pubów i dyskotek. Jest coraz zuchwalsza. W czerwcu przeprowadziła zamach na stołeczną komendę policji, w sierpniu na biuro ONZ w Abudży. Ale nigdy nie uderzyła jeszcze z taką siłą, jak w listopadzie: w samym Damaturu do kostnic trafiło 150 ciał. Według Human Rights Watch, w tym roku fanatycy zabili łącznie co najmniej 425 osób.

Nim krew na ulicach zdążyła wyschnąć, rzecznik Boko Haram zadzwonił do jednej z lokalnych redakcji. "Niedługo znów zaatakujemy" - powiedział. Ambasada USA ostrzegła, że terroryści mają na oku luksusowe hotele w stolicy; według nigeryjskiej prasy, następnego dnia "pięciogwiazdkowce" świeciły pustkami. Miasto ogarnął strach.

Rząd obiecuje, że terroryści zapłacą za swe czyny i zapewnia, że wszystko jest pod kontrolą. Ale Nigeryjczycy słyszą to regularnie, zaś Boko Haram jest groźniejsza niż kiedykolwiek.

Nigeria: kraj wbrew logice

Cud: tak często określa się fakt, że Nigeria ciągle istnieje. Ten najludniejszy kraj Afryki (155 mln mieszkańców; ósme pod względem liczby ludności państwo świata) jest tworem irracjonalnym, powstałym jeszcze w czasach brytyjskiego imperium. Nigeria, spinająca 300 grup etnicznych, mówiących 250 językami i wyznających różne religie, mogła rozlecieć się już wielokrotnie. Gdy era kolonializmu dogasała, Brytyjczycy i nigeryjscy politycy przez trzy lata trudzili się, by napisać konstytucję, która uwzględni specyfikę byłej kolonii. Niepodległość z 1960 r. niosła nadzieję: Nigeria była rozległa, miała liczną i młodą populację - oraz mnóstwo ropy.

Ale radość nie trwała długo. Po sześciu latach kraj przeżył pierwszy zamach stanu. Pięć miesięcy później - kolejny. Potem była wojna domowa o Biafrę (2 mln ofiar). Następnie - niemal trzy dekady wojskowych dyktatur i ciągłych przewrotów. Rządzący krajem oficerowie żyli w luksusie dzięki dochodom z ropy, miliony ich rodaków - w biedzie. Miasta obrastały slumsami, bezrobocie oficjalnie sięgało 30 proc., a opieka zdrowotna była tak fatalna, że regularnie wybuchały epidemie. Powrót do demokracji w 1999 r. nie przyniósł poprawy. Cywilni politycy nauczyli się, że władza oznacza bogactwo i rządzili tak samo jak poprzednicy.

W obliczu beznadziei Nigeryjczycy zaczęli szukać ratunku w religii. Chrześcijanie z południa masowo zwracali się ku ruchom ewangelickim i "teologii sukcesu". Muzułmanie z północy, gdzie ponad 70 proc. ludności żyje w nędzy, uwierzyli, że rozwiązanie leży w szariacie. Prawo koraniczne nakazuje wszak pomagać biednym i tępi korupcję. Politycy, zgodnie z życzeniem wyborców, wprowadzili je w 12 północnych stanach. Ale Nigeryjczycy szybko przekonali się, że był to jedynie pusty gest.

Wśród rozgoryczenia coraz wyraźniej przebijały się głosy religijnych ekstremistów. Jednym z nich był niespełna 30-letni Mohammed Yusuf. W 2002 r. założył organizację Jama’atu Ahlis Sunna Lidda’awati wal-Jihad (arab. Naród na rzecz Propagowania Nauk Proroka i Dżihadu). Wkrótce Nigeria poznała ją pod inną nazwą: Boko Haram.

Bieda, frustracja, ideologia

Poglądy młodego kaznodziei zadziwiały nawet konserwatywnych muzułmanów. Yusuf głosił, że Nigeryjczycy powinni odrzucić współczesną naukę, a jedyna wiedza, jakiej potrzebują, zawarta jest w Koranie. "Na przykład deszcz: my wierzymy, że to dzieło Boga, a nie efekt ewaporacji i kondensacji - mówi reporterowi BBC. - Albo mówienie, że świat jest okrągły. To niezgodne z naukami Allaha, więc to odrzucamy. Podobnie jak teorię darwinizmu".

Yusuf domagał się, by północne stany oderwały się od Nigerii i utworzyły islamskie państwo, w którym nie byłoby miejsca na takie zachodnie wymysły jak wybory czy świeckie szkoły. Antyrządowa retoryka - kaznodzieja piętnował polityków i policję - przyniosła efekty: do ruchu dołączali nastoletni analfabeci i bezrobotni z dyplomami. Organizacja miała zyskać też ciche poparcie części lokalnych elit. "Boko Haram to efekt frustracji korupcją oraz plagami biedy i bezrobocia. Młode generacje widzą, że zasoby kraju są zagarniane przez wąską grupę potężnych ludzi, a ich gniew znajduje ujście w przemocy" - tłumaczył agencji IRIN politolog Abdulkarim Mohammed.

Sam Yusuf często zaprzeczał swoim naukom: miejscowe media pisały, że lubił wystawne życie i dobre jedzenie. Jeździł terenowym mercedesem, namiętnie rozmawiał przez komórkę. "Skończył studia, był wykształcony według zachodnich standardów i mówił płynie po angielsku" - tak charakteryzował go w BBC Hussain Zakaria, nigeryjski znawca islamu.

Przez pierwsze lata organizacja ujawniała się rzadko, a władze nie traktowały jej poważnie. Jednak latem 2009 r. służby bezpieczeństwa odkryły, że grupa intensywnie się zbroi. Gdy aresztowały kilku jej członków, rozpętało się piekło. Terroryści zaatakowali posterunki w miastach północnej Nigerii, w odpowiedzi z pomocą policji ruszyło wojsko. W ciągu dwóch dni walk padło 700 zabitych: według armii byli to prawie wyłącznie ekstremiści, według organizacji praw człowieka w dużej mierze niewinni cywile.

W trakcie starć policjanci pojmali Yusufa. Parę godzin później był martwy. Rzekomo zginął podczas próby ucieczki, ale okoliczności wskazywały na egzekucję. Jego zwolennicy przysięgli zemstę.

Ofensywa Boko Haram

Cisza trwała rok. W listopadzie 2010 r. islamiści uderzyli: zaatakowali więzienie stanowe w Bauchi i uwolnili 700 przestępców. Kolejne miesiące przyniosły zamachy na kościoły, puby, posterunki i meczety. Boko Haram zabijała nawet muzułmańskich duchownych, którzy odważyli się ją skrytykować.

Ataki nasiliły się po wyborach prezydenckich w kwietniu tego roku. Wygrał je Goodluck Jonathan, chrześcijan z południowej Nigerii. Popularny "Szczęściarz" był wiceprezydentem, gdy rok wcześniej głowa państwa, muzułmanin z północy Amaru Yar’Adua, zmarł na chorobę serca. Zgodnie z konstytucją Jonathan przejął urząd. Gdy zbliżał się termin przyspieszonej elekcji, wielu Nigeryjczyków oczekiwało, że uszanuje zasady tzw. zoningu; to niepisana umowa, według której chrześcijanie i muzułmanie mieli rządzić na zmianę po osiem lat. Ale polityk z południa wystartował - i wygrał. W północnych stanach zawrzało, doszło do rzezi. W chaosie kiełkowała złość, którą pożywiała się Boko Haram.

Dziś organizacja ma kilkuset, a według niektórych źródeł nawet kilka tysięcy członków, uzbrojonych także w karabiny maszynowe i wyrzutnie rakiet. Niegdyś głównie ostrzeliwali wrogów z siedzeń rozpędzonych motocykli, dziś stosują też miny domowej roboty, zdalnie odpalane bomby i samochody-pułapki. W kilku atakach udział wzięli zamachowcy--samobójcy.

Niektórzy analitycy wierzą, że nigeryjskich ekstremistów od pewnego czasu trenuje i dozbraja północnoafrykańska gałąź Al-Kaidy. Generał Carter Ham, dowódca sił USA w Afryce (US Africa Command) mówił podczas sierpniowej wizyty w Nigerii, że Boko Haram dołączyła do globalnego dżihadu. Możliwe, że to zbyt śmiałe tezy. Postęp technologiczny terrorystów może równie dobrze oznaczać, że są wśród nich byli żołnierze, a ponieważ w Afryce Zachodniej do niedawna toczyło się kilka wojen, kupno broni na czarnym rynku też nie stanowi problemu.

***

Na razie działalność Boko Haram ogranicza się do Nigerii. "Kogokolwiek zabijamy, robimy to, ponieważ Allah tak nam kazał i jest ku temu powód" - tłumaczył słuchaczom na pozyskanym przez Associated Press nagraniu Abubakar Shekau, uważany dziś za przywódcę ruchu. Ekstremiści są zdeterminowani, by całkowicie zmienić sytuację polityczną w kraju. Nie tolerują sprzeciwu: gdy Babakura Fugu, szwagier Yusufa i ważny członek ruchu, spotkał się z wysłannikami rządu w sprawie negocjacji pokojowych, dwa dni później współbracia go zastrzelili.

Po ostatnich zamachach władza zaklina się, że pertraktacje z fanatykami są wykluczone. Ale nawet gdyby można było jednym uderzeniem zniszczyć Boko Haram, nie zmieni się tym niedoli milionów Nigeryjczyków. Jeśli rząd Jonathana chce, by podobne grupy nie powstawały, musi podjąć się zadania trudniejszego niż pokonanie terrorystów: naprawy swojego państwa.

MICHAŁ STANIUL jest dziennikarzem serwisu Konflikty.WP.PL, gdzie pisze o Afryce i Ameryce Łacińskiej. Ukończył War and Security Studies na brytyjskim University of Hull oraz Polską Szkołę Reportażu. Prowadzi bloga: bliznyswiata.bloog.pl.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 49/2011