Wreszcie wiemy, po co mężczyznom zarost

Chroni właściciela przed ciosem w szczękę i przydaje mu wojowniczości. W oczach kobiet świadczy o jego dobrym zdrowiu, a nawet schludności – chyba że akurat gotuje.

21.02.2022

Czyta się kilka minut

Tadeusz Gąsienica-Bednarz. Zdjęcie pochodzi z książki "Twardy jak skała, silna jak halny", Wydawnictwo SQN, 2021 r.  /  / FOT. BARTŁOMIEJ JURECKI
Tadeusz Gąsienica-Bednarz. Zdjęcie pochodzi z książki "Twardy jak skała, silna jak halny", Wydawnictwo SQN, 2021 r. / / FOT. BARTŁOMIEJ JURECKI

W dziejach ludzkości ­broda wielo­krotnie doświadczała triumfalnych powrotów i spektakularnych upadków. Panujący w II wieku n.e. rzymski cesarz Hadrian nosił brodę na przekór panującej wtedy modzie. Władca ten brał bowiem na poważnie stoickie nauki zachęcające, by na co dzień żyć w zgodzie z naturalnym porządkiem. Z kolei XVI-wieczny papież Klemens VII pozwolił swojej twarzy pokryć się zarostem na znak pokuty po splądrowaniu Rzymu. W konkursie na najbardziej radykalne podejście do zarostu być może wygrałby jednak Piotr I Wielki. Rosyjski car w XVIII w. na brodatych mężczyzn nałożył specjalny podatek, bo chciał, by jego poddani wyglądali bardziej „po europejsku”.

Czasy współczesne to kolejny w dziejach moment wzrostu popularności męskiego zarostu. Trudno znaleźć szanujące się średniej wielkości miasto bez przynajmniej jednego salonu oferującego profesjonalne usługi barberskie. A zarost zarostowi nierówny! W internetowych katalogach znajdziemy przykłady kilkudziesięciu różnych sposobów modelowania wąsów, brody i baków o równie finezyjnym wyglądzie, co nazwach.

Nic więc dziwnego, że kwestią męskiego zarostu zainteresowali się ostatnio również naukowcy. Antropolodzy i psycholodzy prześcigają się w teoriach na temat biologicznych i społecznych funkcji zarostu twarzy. A za teoriami idą oczywiście badania.

Lewy podbródkowy

Kwestią do wyjaśnienia jest choćby to, że na męskich twarzach pojawia się tak wiele włosów, choć na innych częściach ciała wygląda to dużo skromniej. Jedna z hipotez mówi, że broda może przydawać się w toczonych przez mężczyzn pojedynkach jako coś w rodzaju amortyzatora przy uderzeniach w szczękę. Urazy żuchwy to wszak dość częsty efekt bójek. Czy zatem, zanim wyzwiemy kogoś na „solówkę”, powinniśmy zadbać o odpowiedni zarost? Sprawę tę w metodyczny sposób postanowili zbadać naukowcy z Uniwersytetu w Utah. Niedawno pokazali wyniki, według których materiał o strukturze podobnej do ludzkiej kości wytrzymuje silniejsze uderzenie, jeśli wcześniej zostanie pokryty warstwą włosów dorównujących gęstością solidnie zapuszczonej brodzie. W przeprowadzeniu takiej symulacji bez tłuczenia kogoś po twarzy przyszła z pomocą matematyka. Badacze uznali, że zamiast sięgać po kości z prosektorium, można wykorzystać włókno epoksydowe. Do zastąpienia ludzkiej brody nadawał się zaś odpowiednio przygotowany fragment owłosionej owczej skóry, pochodzący z lokalnej rzeźni. Owłosione w różnym stopniu próbki kładziono na specjalnym kowadle, a potem spuszczano na nie młot, którego siła uderzenia pozostawała pod stałą kontrolą.

Koncepcja zarostu jako czegoś w rodzaju włochatej kołderki ochraniającej dolną część twarzy jest bardzo sugestywna. Odkrycie amerykańskich naukowców zostało zresztą docenione, bo jesienią 2021 r. otrzymali za nie jeśli nawet kontrowersyjną, to bez wątpienia głośną nagrodę Ig Nobla. Entuzjazm studzą jednak wyniki zebrane wśród osób, dla których zadawanie i przyjmowanie ciosów to chleb powszedni. Zespół z Czech przeprowadził kilka lat temu badanie dotyczące przewidywania wyników walk MMA na podstawie różnych cech charakteryzujących osoby, które biorą w nich udział. Pod uwagę wzięto tam również poziom owłosienia twarzy. Wskaźnik ten okazał się nieistotny, tak samo zresztą jak choćby masa ciała czy pojemność płuc. Podobne rezultaty uzyskano również za oceanem. Badanie parametrów charakteryzujących blisko czterystu zawodników MMA wykazało, że brodatość nie wiązała się ani z częstszym wygrywaniem walk, ani z mniejszą liczbą walk przegranych przez nokaut. W osiąganiu lepszych wyników przydawał się natomiast po prostu większy zasięg ramion. Dłuższe ręce pozwalają szybciej trafić przeciwnika. I nieważne, czy ma on brodę, czy nie.

Włochata proteza

Bycie lepszym wojownikiem to jedno. Czym innym jest, czy na groźniejszego przeciwnika się po prostu wygląda. Gdy czescy studenci mieli oceniać zdolności bojowe zawodników MMA, to błędnie uznawali, że sportowcy z zarostem mają w starciach nieco większe szanse niż ci gładko ogoleni. Czyżby więc broda była czymś w rodzaju straszaka mającego zniechęcać innych do konfrontacji? Badania na ten temat przeprowadzono ­jakiś czas temu na antypodach. Barnaby J. Dixson i Paul L. Vasey poprosili brodatych ­mężczyzn z Nowej Zelandii i Samoa o zapozowanie do zdjęć z miną wyrażającą gniew i agresywne zamiary. Fotografowani mężczyźni mieli zgodnie z podaną instrukcją zmarszczyć brwi i nos, odsłonić zaciśnięte zęby oraz opuścić dolną wargę. Gdy flesze zgasły, panowie całkowicie golili swoje twarze, a sesja była powtarzana. Zebrane zdjęcia pokazywano potem innej grupie mężczyzn, którzy mieli ocenić to, jak agresywni są posiadacze oglądanych twarzy. Analiza zebranych wyników wykazała, że ci sami mężczyźni uważani są za agresywniejszych, gdy na ich twarzach występuje bujny zarost. Jeśli więc komuś z jakichś powodów zależy na groźniejszym wyglądzie, być może warto na parę tygodni odłożyć żyletkę?

Autorzy analizujący dane amerykańskich zawodników MMA zasugerowali, że broda może być czymś w rodzaju zwodniczego sygnału, którego odstraszająca moc obniża ryzyko nadmiernej eskalacji konfliktów między mężczyznami.

Skąd jednak może się brać taka moc męskiego zarostu? Na pytanie to odpowiedzi poszukiwał zespół naukowców z Australii i Szkocji. Badacze najpierw zebrali zdjęcia ogolonych i brodatych twarzy. Potem fotografie poddawano obróbce graficznej, odpowiednio zwiększając bądź zmniejszając poziom cech charakterystycznych dla męskiej anatomii, związanych z kształtem brwi oraz szerokością szczęki. Tak przygotowany materiał pokazano blisko tysiącowi mężczyzn, którzy mieli wypowiedzieć się na temat takich cech oglądanych osób jak męskość, agresywność i tendencja do dominowania. Ogólnie rzecz biorąc, wyższe poziomy wymienionych cech łączyły się z bardziej zmaskulinizowanym wyglądem twarzy oraz z posiadaniem brody.

Najciekawsze wydają się jednak wyniki dotyczące interakcji pomiędzy tymi dwoma elementami. Efekt dotyczący wizerunków pozbawionych zarostu był dość jasny – im bardziej męski kształt twarzy, tym wyższe wystawiano oceny związane z męskością, agresywnością i dominacją. A co w przypadku brodaczy? Choć ogólna tendencja była podobna, to same różnice były tym razem mniej wyraziste, zwłaszcza w przypadku agresywności. Okazało się też, że nawet mężczyźni o twarzach z niskim poziomem typowo męskich cech anatomicznych byli oceniani jako bardziej męscy, dominujący i agresywni od mężczyzn o silnie zmaskulinizowanych rysach, jeśli tylko ci pierwsi mieli brodę, a drudzy byli gładko ogoleni.

Zarośnięty zawód

Wyniki badań pokazują, że brodaci mężczyźni uważani są za wyżej postawionych w hierarchii społecznej niż ci gładko ogoleni. W pierwszej chwili informacja ta może łechtać męskie ego, jednak czy znalezienie się w szufladce „brodacz” niesie ze sobą wyłącznie same korzyści? Otóż niekoniecznie. W licznych sytuacjach życiowych mężczyznom może przecież nie zależeć wcale na tym, by przechwalać się agresywnością, pozycją społeczną czy nieustępliwą dominacją. Pomyślmy choćby o rozmowach o pracę. Wyniki badania opublikowanego niedawno na łamach „The Journal of Social Psychology” pokazują, że chcąc być uznanym za cieplejszą i serdeczniejszą osobę, warto założyć na takie spotkanie okulary i krawat, ale pamiętać też o użyciu golarki.

Ciekawe dane dotyczące „brody przy pracy” zebrali również w amerykańskim kontekście badacze z Korei Południowej i USA. Sprawdzali oni, czy poziom zarostu osób sprzedających jedzenie może wiązać się z pojawiającymi się u konsumentów wrażeniami na temat obsługi. Po raz kolejny posłużono się tu zdjęciami, na których stopień owłosienia twarzy regulowano za pomocą programu komputerowego do obróbki zdjęć. A co z wynikami? Okazało się m.in., że sprzedawcy ogoleni oraz posiadający niewielki zarost byli uważani za czystszych i przygotowujących żywność w bardziej higieniczny sposób niż mężczyźni z bujniejszymi brodami. Efekty te szły ramię w ramię z rezultatami dotyczącymi ogólnego poziomu satysfakcji z obsługi. Można zatem uznać, że wrażenie wywierane na innych przez posiadany zarost może dawać o sobie znać nawet w mało przewidywalnych okolicznościach.

Ale przecież ludzie różnią się też między sobą pod względem tego, na ile podoba im się zarost twarzy. Czy zatem jeżeli sami lubimy męski zarost, to będziemy z większą sympatią patrzeć na obsługujących nas brodaczy? Uzyskane przez autorów rezultaty pokazują, że tak właśnie jest. Zanim więc komuś przyjdzie do głowy, by oznaczać lokale gastronomiczne jako „strefy wolne od zarośniętej obsługi”, warto przypomnieć sobie, że w dzisiejszym świecie brody cieszą się całkiem sporą sympatią.

Skąd jednak pomysł, że posiadanie brody w ogóle miałoby obniżać szanse w karierze gastronomicznej? Znaczącą rolę mogłoby tu odgrywać działanie behawioralnego systemu odpornościowego (behavioural immune system, BIS). System ten nie działa u każdego z nas z jednakową siłą, ale jego ogólnym zadaniem jest ostrzeganie nas przed sytuacjami zagrażającymi zdrowiu. O ile „zwykły” układ odpornościowy zajmuje się zagrożeniami już występującymi w organizmie, rolą BIS jest takie pokierowanie naszym zachowaniem, żeby do owego zagrożenia w ogóle nie doszło. Prostym przejawem jego występowania jest automatyczne odsuwanie się od osób kaszlących i kichających.

W kontakcie z brodą system BIS mógłby zapytać np. o to, czy w tej lub innej brodzie nie zdążyły aby zalęgnąć się już jakieś chorobotwórcze pasożyty. Jakiś czas temu hipotezę związków działania BIS z postawami dotyczącymi zarostu twarzy testowano w badaniu zaprezentowanym na łamach czasopisma „PLOS ONE”. Jego wyniki były zaskakujące dla naukowców, którzy je przeprowadzili. Wykazały bowiem, że im bardziej badane kobiety brzydziły się potencjalnych źródeł zakażenia – jak choćby przypadkowego dotknięcia rany na czyjejś skórze, przebywania obok kogoś o niezbyt przyjemnym zapachu czy natknięcia się w kuchni na pełzającego po podłodze robaka (bo o takie przypadki pytano w kwestionariuszu) – tym męskie brody wydawały im się atrakcyjniejsze. Poszukując wyjaśnienia dla uzyskanych rezultatów, autorzy badania zasugerowali, że symetryczne, bujne brody mogą być w dzisiejszym świecie wskaźnikiem większego zdrowia i większej odporności, a zwłaszcza wtedy, gdy są odpowiednio zadbane. Zawarte w artykule próbki zdjęć faktycznie sugerują, że badanym kobietom pokazywano raczej twarze z równo przystrzyżonymi brodami niż oblicza rodem z dziecięcych bajek o rozbójnikach i samotnych mieszkańcach bezludnych wysp.

Brodate pożądanie

W rozważaniach na temat męskiego zarostu nie można zapominać także o rzeczach dość oczywistych. Od wyglądu twarzy zależy przecież, jak bardzo ta czy inna osoba nam się podoba. Jak więc posiadanie zarostu wiąże się z męską atrakcyjnością? Cóż, sprawa wygląda dosyć niejednoznacznie. Wyniki opublikowane w „Journal of Evolutionary Biology” wskazywały, że najatrakcyjniejsze nie są ani twarze gładko ogolone, ani te z bujną brodą, tylko takie ze średniej długości zarostem. Także wcześniejsze badania przeprowadzone w Australii pokazały, że kobiety uważają twarze z wyraźną, ale nieprzesadnie obfitą szczeciną za atrakcyjniejsze od twarzy z bujnym zarostem, a także tych gładko ogolonych oraz tych, na których włosy dopiero zaczęły wyrastać. Wygląda to trochę tak, jakby za atrakcyjniejsze uważano twarze komunikujące, że ich właściciele są z jednej strony zdolni do zapuszczania brody, ale z drugiej dbają o to, by utrzymywać ją w określonych granicach.

Czy są jednak takie konkurencje, w których zdjęcia brodaczy wygrywają ze wszystkimi innymi wizerunkami twarzy? A owszem! Badane kobiety uważały, że posiadacze bujnego zarostu charakteryzują się najwyższym poziomem umiejętności związanych z opiekowaniem się dziećmi. Może dlatego, że ci sami mężczyźni zazwyczaj wydają się starsi, jeśli na zdjęciach pokazywani są z brodą? A może po prostu chodzi o większe podobieństwo do Świętego Mikołaja? Wyniki pokazały również, że posiadanie bujnego zarostu kojarzone bywa z ogólnie wyższym poziomem zdrowia. Zgadza się to ze wspomnianymi wcześniej rezultatami wskazującymi na preferowanie bród przez kobiety, u których system BIS działa bardziej aktywnie.

Zarost w wielkim mieście

Wyobraźnia podpowiada, że funkcje męskiego zarostu są dziedzictwem przeszłości, kiedy to przydawał się on bardziej niż obecnie. Spróbujmy się jednak zastanowić, czy aby nie jest odwrotnie – może to aktualnie brody mają więcej do powiedzenia niż kiedyś? Dane zebrane w kilkudziesięciu krajach świata dowiodły, że brodate twarze z większą częstotliwością spotyka się raczej w większych miastach. Czemu akurat tam? Wyjaśnieniem może być po prostu moda, ale może chodzić też o coś mniej oczywistego. W dużych miastach każdego dnia wchodzimy w kontakt z wieloma nieznajomymi ludźmi. W takich warunkach może wzrastać znaczenie szybkiego komunikowania innym informacji na własny temat. Taką szybko działającą wizytówką może być właśnie broda, sugerująca, że jej posiadacz jest bardziej męski lub ma wyższy status społeczny.

Do podobnych wniosków skłaniają rezultaty uzyskane na Uniwersytecie Śląskim. Badani tam panowie preferowali u siebie wyższy poziom zarostu niż u innych mężczyzn w swoim otoczeniu. Ankietowani niekoniecznie byli jednak skłonni tworzyć świat, w którym to oni są jedynymi zarośniętymi mężczyznami, a wokół widać same gładko ogolone twarze. Chodziło bardziej o to, by być samemu kimś w rodzaju lokalnego lidera w ilości owłosienia na twarzy.

Również inne badania z ostatnich lat pokazują, że twarze o bardziej męskich rysach są uważane za atrakcyjniejsze przez kobiety mieszkające w rozwiniętych i zurbanizowanych częściach świata. Brodate trendy, które obserwujemy dookoła, mogą więc nie być wcale „powrotem do przeszłości”, ale przejawem zupełnie nowego zjawiska kulturowego o globalnym zasięgu. Być może czasy, w których żyjemy, to wreszcie ten moment, gdy wolna od wielu zagrożeń ludzkość jest w stanie swobodnie puścić wodze fantazji i jak nigdy dotąd rozwijać sztukę strzyżenia i modelowania zarostu?

Czy zatem nasz stosunek do zarostu ma źródło w czynnikach zewnętrznych? Scenariusz taki wspierają wyniki zebrane w trakcie pandemii COVID-19. Naukowców z Uniwersytetu Karoliny Północnej interesowało, czy noszenie brody wpływa na efektywność maseczek ochronnych. Przeprowadzone przez nich badanie wykazało, że jednorazowe maseczki chirurgiczne i maseczki materiałowe dawały równie słabą ochronę niezależnie od tego, czy noszący je mieli brodę, czy też nie. Najwyższej klasy maski N95 chroniły zaś z porównywalną skutecznością i osoby gładko ogolone, i te z zarostem, choć wraz ze zwiększającą się długością owłosienia ochrona nieco słabła. Największe różnice odnotowano przy maseczkach średniej klasy, które wyraźnie lepiej sprawdzały się na gładko ogolonych użytkownikach.

Jak zachowają się więc ludzie, gdy ich preferencje związane z zarostem twarzy wejdą w kolizję z bezpieczeństwem? Badanie „z maseczką w tle” na podobny temat wykonano w brytyjskim Royal Cornwall Hospital. W okresie między styczniem a kwietniem 2020 r. większość spośród zatrudnionych tam zarośniętych lekarzy sięgnęła po żyletki, aby lepiej dopasować się do sanitarnych zaleceń używania maseczek FFP3. Choć część mężczyzn zauważyła pozytywne aspekty zmiany wyglądu, to nie obyło się przy tym bez przykrych emocji. Niektórzy medycy mieli poczucie straty czegoś bardzo cennego, innych denerwował dyskomfort po goleniu, a jeszcze inni wspominali, że obecnie czują się mniej pewni siebie. Była i osoba, której po gruntownym goleniu nie rozpoznały ani dzieci, ani... system identyfikacji twarzy w telefonie komórkowym.

Badani lekarze deklarowali czasem także, że do zgolenia zarostu popchnęła ich presja społeczna i poczucie dyskryminacji. Być może znaleźliby oni wspólny język z XVIII-wiecznymi rosyjskimi bojarami, których do golenia zmuszały carskie dekrety? ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 9/2022

W druku ukazał się pod tytułem: Temat z brodą