Tęcza–Pietuszki

Wszyscy mówią Kreml, Kreml.

02.11.2014

Czyta się kilka minut

Od wszystkich o nim słyszałem, ale sam nie widziałem go ani razu”. Tysiące razy pijany lub na kacu Wieniedikt Jerofiejew przechodził Moskwę. Z północy na południe. Z zachodu na wschód. Po przekątnej i jak tylko się dało, ale ani razu nie zobaczył Kremla. A zawsze, kiedy go szukał, znajdował Dworzec Kurski. Z czasem, gdy chciał dostać się na Kurski, szedł na Kreml i bez pudła trafiał na dworzec.

Ja w Warszawie mam zupełnie inaczej. Mogę przemierzać miasto w dowolnym stanie. O każdej porze roku. Świt lub mrok. Zawsze trafię pod Tęczę na placu Zbawiciela. Mam znacznie gorzej niż Jerofiejew, bo nawet kiedy chcę Tęczę ominąć i na przekór sobie mówię: „Idę pod Tęczę”, oczywiście trafiam do niej jak po sznurku.

Tęczę zastaję w różnym stanie. To połyskuje kolorami, to znów straszy nadpalonym plastykiem i poczerniałymi kośćmi metalowego szkieletu. Jako że zbliża się 11 listopada, pewnie znów zmieni się w pochodnię. Nie pomogą sikawki, zamontowane w niej chytrze przez władze miasta, w celu przedłużenia jej feniksowego żywota.

Wracałem do domu. Szarzało już i miasto budziło się do życia. Drżałem od porannego chłodu, owinięty w płaszcz. Nie zdziwiłem się nawet, gdy zamiast w pobliżu własnej sypialni znalazłem się przed Tęczą. – Taki nasz los, Wienieczka – westchnąłem cicho. – Ty na Kurski, ja do Tęczy.

Spojrzałem na nią z wyrzutem. Tym razem była w dobrym stanie, czego o sobie powiedzieć nie mogłem. Dlaczego zawsze tu trafiam? Przezornie odwróciłem się do niej tyłem, myśląc, co począć. Nagle za plecami usłyszałem głos. Aksamitny, kobiecy, mówiący w języku obcym: – Przepraszam pana…

Tęcza przemówiła? Chce się wytłumaczyć ze swojego postępowania? Oszalałem, gdyż zaczynam mówić z przedmiotami? Odwróciłem się. Mówiła do mnie kobieta, a nie Tęcza. – Przepraszam pana… – powtórzyła. Słońce podniosło się właśnie i odbijało w jasnych włosach. Rysy delikatne. Nie miała makijażu. Nie musiała. Taka to była piękna pani. Więc czego ona chce? – Tak?

W ręku ściskała sztywną, czarną podkładkę. Na niej kilkanaście kartek A4, co wyjaśniało sprawę: – Chciałam zabrać panu chwilę… – Gdyż? – Gdyż przeprowadzam ankietę. – Czy to konieczne? – droczyłem się. – Dla mnie bardzo ważne – patrzyła mi w oczy. Dziwny kolor, nie mogłem się zdecydować, bardziej szare czy raczej niebieskie. W każdym razie pasowały do wstającego dnia.

– No, niechże pan będzie miły – uśmiechnęła się. – Dobrze. Będę miły. Tylko proszę już mówić, o co chodzi. – Ankieta dotyczy Tęczy. Jaki ma pan do niej stosunek, czego symbolem jest dla pana. – Nie mam do niej żadnego stosunku – skłamałem. – Ależ błagam, musi pan mieć. Mnie naprawdę bardzo zależy. – Ależ nie mam! Poza tym, wie pani, ja obecnie słabo mówię po angielsku – wymówiłem się i ruszyłem przed siebie. – Każdy ma jakiś stosunek do Tęczy – nalegała. – Ale ja nie! – Pijak! – krzyknęła za mną ze złości. „Wariatka”, pomyślałem i przyspieszyłem kroku.

Miała rację. Tak się utarło, że do Tęczy w mieście należy mieć jakiś stosunek. Dla prawicy to symbol grzesznej miłości homoseksualnej, której propagować nie należy. Dla lewicy to symbol wolności. Dla miasta symbol kosztów stałych, powiększanych przez ciągłe pożary i montowane skrycie sikawki.

Ja mam do Tęczy stosunek, tylko nie ideowy, ale osobisty. Uciekam, a ona goni. Z jej powodu rzadziej wychodzę z domu. Coraz dłuższe wieczory umilam sobie słuchając poematu prozą „Moskwa–Pietuszki”. Znalazłem wersję czytaną przez autora. Długo w noc słucham jego chrapliwego głosu. Wzruszam się tą pijaną, półprzytomną podróżą do mitycznej ukochanej. Takie podróże nie powinny się kończyć. Bo gdy się kończą, to znaczy, że nigdy nie zaczęły się naprawdę.

Siedzę więc i słucham. Nie poszedłem nawet na wydarzenie artystyczne „360 Minutes Art”. Zabawa polega na tym, że siedmioro Niemców jeździ po świecie ze swoimi obrazami. Dobierają sobie jednego miejscowego malarza (u nas Joannę Sarapatę). Przez 360 minut pokazują i sprzedają dzieła. To, co nie zejdzie, palą. Skoro nie poszedłem, postanowiłem przeczytać chociaż recenzję.

Akurat trafiłem na krytyczną. Autor beształ i artystów, i organizatorów. Najbardziej oberwali Niemcy, jak zwykle za Hitlera: „najwyraźniej wagarowali w szkole, gdy omawiano na lekcji historii przypadki palenia przez ich rodaków »zwyrodniałej sztuki«”. „Nie inaczej – pomyślałem. – Jak już przyjeżdżają, to niech lepiej piją jak Anglicy, zamiast palić. To podobno mniej szkodzi i lepiej działa na krytyków sztuki”. A organizatorzy? „Organizatorom jakoś nie przyszły do głowy ponure skojarzenia z podpalaną nieustannie w Warszawie »Tęczą«”?

A więc znów mnie dopadła! „Wszyscy mówią Kreml, Kreml”. Wienieczka, jak ja panu zazdroszczę!

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, felietonista i bloger „Tygodnika Powszechnego” do stycznia 2017 r. W latach 2003-06 był korespondentem „Rzeczpospolitej” w Moskwie. W latach 2006-09 szef działu śledczego „Dziennika”. W „Tygodniku Powszechnym” od lutego 2013 roku, wcześniej… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 45/2014