Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Warto w związku z tym zestawić dwie rzeczywistości. Pierwsza to oficjalne narzekania ojców, którzy skarżą się, że nadmiar obowiązków w pracy nie pozwala im znaleźć czasu na zajmowanie się dziećmi. Praca pochłania, praca jest wszystkim, zbyt często zdarzają się dni, kiedy wychodzisz z domu wcześnie rano, całując śpiące dziecko w czoło, a wracasz po zmroku, przy sprzyjających wiatrach załapując się na kąpiel wieczorną.
Jest jednocześnie i druga rzeczywistość, którą widać głównie w internetowych portalach dyskusyjnych. Anonimowość pozwala na artykułowanie gorzkich żali, pretensji i niedorzeczności. Co, może jeszcze piersi mają nam urosnąć? Babom w głowach się poprzewracało. Zawsze było dobrze, a teraz nagle wrzawa. Co to w ogóle za ordynarny wyraz: "tacierzyński"? Dlaczego społeczeństwo ma za takie fanaberie płacić? Dlaczego rodzice nie mogą decydować sami, co zrobić z tymi dwoma dodatkowymi tygodniami, może akurat matka będzie chciała jeszcze trochę w domu posiedzieć? I tak dalej.
Jeśli przyjąć, że anonimowość ułatwia prawdomówność, to wyłania się z zestawienia tych dwóch planów obraz ojca dwulicowego, który już wie, że powinien w obecności dziennikarzy i kamer deklarować pomoc dla swojej żony, natomiast przed ekranem komputera wygarnia, co tak naprawdę myśli o całym tym równouprawnieniu, i wyje z tęsknoty za prostym światem, w którym mężczyzna polował, a kobieta siedziała w jaskini i dokładała drew do ognia. A przecież pomysł "tacierzyńskiego" wygląda na dobrze skonstruowany. Ustawodawca chce dać taką oto możliwość: jeśli czujesz rzeczywistą potrzebę zajmowania się dzieckiem, możesz ją zrealizować choćby w formie dwutygodniowej namiastki. Jeśli nie - to problem twój i twojej żony.
Jeszcze jedno: pomysł ustawy o urlopie tacierzyńskim wyszedł z "Gazety Wyborczej". Po raz kolejny okazuje się, że zajęci imponderabiliami politycy nie wyczuwają zmian społecznych i potrzebują przewodników po zbyt skomplikowanej dla nich współczesności.