Tata

Zamiast kłaść się do wygodnego łoża, święty Franciszek spał na kamieniach. To pewna życiowa filozofia. I moja droga. Innej bym nie wybrał – mówi ks. Józef Krawiec.

17.04.2016

Czyta się kilka minut

Ks. Józef Krawiec na pogorzelisku jednego z domów Wspólnoty „Barka”, okolice Strzelec Opolskich, październik 2014 r. / Fot. Andrzej Kerner / FOTO GOŚĆ / FORUM
Ks. Józef Krawiec na pogorzelisku jednego z domów Wspólnoty „Barka”, okolice Strzelec Opolskich, październik 2014 r. / Fot. Andrzej Kerner / FOTO GOŚĆ / FORUM

Nad dawnym folwarkiem zachodzi czerwone słońce. Przed domem, ramię w ramię, stoją panowie. Na ich twarzach – oprócz życiorysów – szczerość i zaciekawienie. Gadają po cichu, jakby trochę onieśmieleni.

Bo choć czasem mówią mu „tata”, tak naprawdę czują przed nim respekt. – Boguś, jak się witasz? Przywitaj się ładnie – mówi ks. Józef Krawiec. I Boguś zeskakuje z motoru, strzela obcasami, podaję rękę: – Boguś jestem.

Ks. Krawiec prowadzi do małego pokoju na poddaszu. Siada, a raczej trochę się kładzie. Jest zmęczony. Dziś wracał autem z pielgrzymki do Asyżu, spał może dwie godziny.

Zanim odpowie, długo pociera skronie. – Proszę się nie przejmować, to nie zmęczenie – zapewnia. – Nad ważnymi pytaniami muszę pomyśleć.

1.

Pytanie pierwsze dotyczy początków. – Jestem stąd, ze Strzelec Opolskich – mówi. Tu się urodził (1965 r.) i wychował. W tradycyjnej rodzinie, w której, co później okaże się ważne, nie było styczności z biedą i patologiami.

Po święceniach trafia na wikariat do Kluczborka. Nie wie, że biskup będzie miał wobec niego szczególne plany. Zapyta go, czy nie chciałby zająć się więźniami.
Kiedy ks. Krawiec pierwszy raz wchodzi do „kryminału” – tak mówi o tym miejscu – jest przekonany, że wszystkich nawróci. Ale życie uczy go pokory. Zdarzają się różni ludzie, jak w przypowieści o ziarnie. Są więźniowie tak zamknięci, że nic nie jest w stanie otworzyć ich na Boga. Ci najczęściej za kraty wracają.

Jaka jest rola kapelana w „kryminale”? – Być obok tych ludzi, być życzliwym. Bez życzliwości za kratami nie ma czego szukać – mówi ks. Krawiec. – Zmiana w człowieku to nie jest prosta sprawa. Nawet psycholog dzwoni do rodziców z wiadomością, że ktoś nie pali już 19 godzin, ale nie wie, co dalej.

Zmiana na wolności może być trudniejsza niż za kratami. Przykładem jeden z podopiecznych: kiedyś w mafii, potem w „kryminale”, na wolności robotnik przy budowie autostrady. Zakłada pomarańczowy trykot, beemwicami podjeżdżają dawni kumple i śmieją się z „robola”. W takich warunkach trudno nie wrócić do złego, chociaż temu akurat się udało. – Staram się pokazywać, że warto mieć nadzieję – mówi Krawiec. – I mieć o co zadbać.

W okolicach 1997 r. zaczyna myśleć o tym, by ci, którzy ze złego wychodzą, mieli ku temu lepsze warunki. Rok później w dawnym folwarku Doryszów powstaje pierwszy dom. Krawiec zamieszkuje w nim razem z dziesięcioma osobami. Poranionymi przez życie. Dwa lata później powstanie dom, w którym dzisiaj rozmawiamy, a za cztery lata – kolejny. Dziś są ich cztery, prowadzone przez stowarzyszenie „Barka”, którego Krawiec jest założycielem. Pod wspólnymi dachami 80 byłych bezdomnych. W większości dawnych alkoholików.

2.

Co trzeba mieć, żeby pomagać potrzebującym? Przede wszystkim cierpliwość. I siłę, żeby czasem odmówić. Bo nie każdego „Barka” jest w stanie przyjąć. – Kiedyś bałem się każdej takiej sytuacji – opowiada Krawiec. – Nie potrafiłem odmawiać. Teraz to się zmieniło. Możemy przyjmować tylko osoby po terapii antyalkoholowej.

Trzeba mieć też pewną stanowczość, żeby temu, który przegiął, powiedzieć:

– Słuchaj, musisz nas opuścić. – To jest ich wybór – tłumaczy ksiądz. – Na początku podpisują regulamin: zero używek w czasie pobytu w „Barce”. A potem – rzadko, bo rzadko, ale zdarza się – wracają z pracy w stanie wskazującym albo piją na terenie. Wtedy nie mam wyboru. Jeśli ktoś łamie regulamin wspólnoty, musi ją opuścić. Bo to znaczy, że problem ciągle w nim siedzi. Jeśli nie nauczy się z nim walczyć będąc tutaj, tym bardziej nie poradzi sobie w normalnym świecie.

Inna ważna cecha: w złych momentach widzieć dobre. – Kiedyś wiele naszych spotkań we wspólnocie kończyło się kłótnią – przyznaje duchowny. – Dzisiaj, jeśli mam powiedzieć komuś coś złego, wolę powiedzieć coś miłego. Wiem, że ten ktoś tego potrzebuje. Bo wszyscy mają wady, ale zawsze warto dostrzegać zalety.

Spacerujemy po domu. Każdy mieszkaniec jest czymś zajęty. Myciem podłogi (bo akurat jego dyżur), pilnowaniem tego, który myje (bo lubi), albo po prostu – rozmową z innymi. Każdy z tych poharatanych przez życie facetów patrzy na niego – księdza, opiekuna, „tatę” – jakby patrzył w obrazek.

Pytam, czy przez te wszystkie lata bezdomność się zmieniała. Ksiądz namyśla się. – Ona zawsze wynikała z pewnej nieumiejętności radzenia sobie w trudnych, życiowych sytuacjach – tłumaczy. – W trudnych momentach jest ucieczka w alkohol. Bo gdy boli życie, to na rauszu boli mniej. Wtedy rozpadają się relacje, związki, rodziny. Czasem na zawsze. Są długi, jest zwolnienie z pracy, bruk. Poczta pantoflowa: któryś tam usłyszał, że w „Barce” jest dobrze. I wtedy się poznajemy.

3.

Na ostatnim piętrze mieści się kaplica, w której okna zamieniono na witraże. Teraz wpada przez nie lekkie zachodzące słońce. Wspominamy najgorszy tutaj rok – 2014. Pożar. Płonęła cała góra. Ale ludzie potem pomogli. Takiej reakcji ks. Krawiec nawet się nie spodziewał. Sporo z tego pożaru pożytku – żartuje. – Pięknie odnowiliśmy całe piętro i dach. Dziś w całym budynku zamontowano czujniki wykrywające najmniejszy choćby dymek.

Przechodzimy do pokoju, w którym mieszka. Dawniej miał 14 metrów kwadratowych, teraz tylko odrobinę więcej. Ściana książek, łóżko, ława, biurko. Przed biurkiem widok na pola i pasiekę. No i to czerwone wieczorne światło. – Uczę się też cieszyć z drobnych rzeczy – mówi ks. Krawiec. – Na przykład z takiego widoku. Staram się nie wychodzić na męczennika, który w życiu ma ciężko, bo się użera z bezdomnymi. To był mój wybór. Dręczę się czasem nawet, że doba jest taka krótka, a tyle jest rozmów do przeprowadzenia, tyle spotkań. O każdym powinienem porozmawiać z Bogiem, ale w tej kwestii często zawalam.

4.

Jemy czekoladowe cukierki i rozmawiamy o wyborach. – Dlaczego wybrałem taką drogę? – powtarza kolejne pytanie ks. Józef. – Cały czas mam nadzieję, że to Pan Bóg ją dla mnie wybrał. Od początku miałem wizję siebie jako wiejskiego proboszcza. Tak byłem wychowany, tylko taki rodzaj kapłaństwa widziałem. Tak, w pewnym sensie na wieś wróciłem. Proboszczem nie jestem. Nie żałuję.

Powoli kierujemy się do dolnej kaplicy. Tam wspólnie odmówimy koronkę do Miłosierdzia Bożego. W drodze pytam, jak pomagać. – Najważniejsze: nie upokarzać – mówi ks. Krawiec. – Nie traktować siebie jako lepszego, bo przecież takim nie jestem. Mówić jak do każdego człowieka. W więzieniu staram się chłopakom wpajać jedną zasadę: rób tak, jak byś chciał, żeby twoje dziecko robiło. Chcesz przyćpać? A chciałbyś, żeby twój synek przyćpał? To na nich działa.

A czy nie jest zmęczony? Bo że jest teraz, to normalne. Ale czy nie wyczerpuje go życie życiem innych? Mówi się, że pomógł setkom bezdomnych, tylko w więzieniu ma pod opieką 1600 osadzonych. Tyle samo historii do wysłuchania, rad do udzielenia, odpowiedzi na trudne pytania. – Podczas pielgrzymki do Asyżu dowiedziałem się, że Franciszek, jak szedł, to zamiast kłaść się do wygodnego łoża, spał na kamieniach – mówi. – To pewna życiowa filozofia, pewna droga. Ale nie chcę powiedzieć, że specjalnie się umartwiam. Nie, to moja droga, innej bym nie wybrał.

5.

W kaplicy przy dziedzińcu siadamy razem w ławkach. Faceci, którzy niedawno zbierali życie do kupy, odmawiają koronkę do Miłosierdzia na głos, po kolei. Ks. Krawiec razem z nimi. Z twarzą w dłoniach klęczy przed ołtarzykiem.

Potem lider grupy – bo grupa w każdym z domów „Barki” wyłania lidera – zdaje relację z dnia. Gdzie zrobiono wylewki, a gdzie położono płytki. Że jeden z nich leży w szpitalu, czeka na badania, może w przyszłym tygodniu wyjdzie.

Aha, no i że dwóch z „Barki” odeszło. Jeden do „normalnego” życia, bo dostał w mieście mieszkanie. Drugi, bo okradł innych i uciekł w nocy.

Za wszystkich będzie teraz modlitwa.

Ktoś chwilę się spóźnia. Staje w tyle i szeptem, ale tak, że wszyscy słyszą, zadaje ostatnie dzisiaj pytanie:

– Tata jest?

– Jest – odpowiada mu jeden z głosów.

– No to dobrze. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Reporter, z „Tygodnikiem” związany od 2011 r. Autor książki reporterskiej „Ludzie i gady” (Wyd. Czerwone i Czarne, 2017) o życiu w polskich więzieniach i zbioru opowieści biograficznych „Himalaistki” (Wyd. Znak, 2017) o wspinających się Polkach.

Artykuł pochodzi z numeru TP 17/2016

Artykuł pochodzi z dodatku „Tischner. Drogi wolności